środa, 3 sierpnia 2016

Rozdział 30: Czasami do dobrej zabawy wystarczą tylko dwie osoby.


- Chciałbym się doczekać takiej sytuacji, kiedy włączę sobie radio i nie będę miał ochoty się zrzygać po tym, co usłyszę – powiedział Axl do dziennikarza.
Siedzieliśmy wszyscy w Hell House – ja, Gunsi, Tom Zutaut i dwóch kolesi z brytyjskiego magazynu muzycznego Sounds. Przyjechali do nas dzisiaj, żeby przeprowadzić z chłopakami wywiad, który, zdaniem Alana, miał narobić trochę szumu wokół zespołu przed zbliżającymi się koncertami w Londynie. Polegał on jednak głównie na wymianie zdań między dziennikarzem i Axlem oraz co jakiś czas Slashem. Reszta raczej za bardzo się nie udzielała. Ja sama stałam tylko w progu kuchni i przysłuchiwałam się rozmowie.
- Gdy myślę o całej tej „scenie”, to chce mi się rzygać – powiedział Slash. – L.A. cały czas postrzeganie jest jako fajne miejsce pełne gejów. Naprawdę obrywamy nieźle od ludzi, którzy uważają nas za pozerów.
- To Poison wszystko spierdolili – stwierdził Axl z żalem. – Pierwszy zespól z L.A. po Mötley Crüe, który podpisał kontrakt, których potem promowała mocno MTV, ale których potem napiętnowano jako pustych głupków bez pomysłu. Poison chwalili się w całych Stanach, że to oni rządzą na Strip. Kurwa, co za bzdura!
- Mamy zaplanowane jak to wszystko będzie wyglądać – oznajmił, gdy zapytano o ich debiutancki album. – Ta płyta dopiero pokaże, na co nas stać. Ja śpiewam na pięć albo sześć różnych sposobów, więc żadna piosenka nie jest podobna do drugiej, chociaż wszystkie są hardrockowe.
Dalej wypowiadali się też Slash i raz nawet Izzy. Mówili jeszcze trochę o samym zespole, o inspiracjach i o kilku różnych zespołach, między innymi o Van Halen, Mötley i Aerosmith. Ostatnie pytanie dziennikarza zostało skierowane jednak nie do chłopaków ani nawet do Alana, lecz do mnie. Chodziło mianowicie o to, jaka jest moja rola w pracy zespołu.
- Moja rola? – powtórzyłam i zaśmiałam się nieco drwiąco. – Moją rolą jest pilnowanie, żeby te skurwysyny nie pozdychały.
Po zakończonym wywiadzie fotograf chciał jeszcze zrobić chłopakom parę zdjęć, żeby mieć co dołączyć do artykułu. Wnętrze Hell House nie było zbyt dobrym miejscem do tego typu przedsięwzięcia ze względu na klasyczny rozpierdol, który tam panował pomimo moich największych starań, więc wszyscy wyszliśmy na ganek i tam chłopaki zaczęli pozowanie. Pierwszy raz widziałam ich podczas takiej sesji i musiałam przyznać, że niesamowicie rozbawił mnie ten widok, zwłaszcza gdy każdy z nich starał się wyglądać tak bardzo poważnie i groźnie. Ze względu na moją reakcję skończyło się zapewne na tym, że praktycznie na każdym zdjęciu któryś z Gunsów patrzył się na mnie z głupim zacieszem lub też po prostu wybuchał niekontrolowanym śmiechem.
Tuż przed zakończeniem tego całego widowiska, dziennikarz zapytał jeszcze o ich plany przed przyjazdem do Londynu jako słowa podsumowania.
- No jak to co? – odparł momentalnie Slash. – Robimy imprezę!

***

- Nie mam zielonego pojęcia, jak tyle osób mieści się w takim małym domu, ale jest z a j e b i ś c i e – powiedziała Lily, przenosząc rozradowane spojrzenie na Duffa przy wypowiadaniu ostatniego słowa. Miałam wrażenie, że za każdym razem, kiedy miała kontakt z którymkolwiek z Gunsów, była tak samo mocno podjarana. – Jeszcze raz dzięki za zaproszenie, Em.
- Nie ma za co. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, a przegapiłaś poprzednią imprezę, więc tym razem nie było nawet o tym mowy. To jak, napijesz się jeszcze? – zapytałam, chwyciwszy w rękę napoczętą butelkę Jacka i już chciałam ją otwierać, gdy nagle usłyszałam głos dobiegający z salonu:
- Caroline?! –  zawołał ktoś ze zdziwieniem. Gdy tylko usłyszałam to imię, na moją twarz momentalnie wstąpiła powaga. Mogłabym zwyczajnie uznać, że mi się tylko zdawało, ale było to słychać zdecydowanie zbyt dobrze. Szybko odstawiłam butelkę z powrotem na stół i, rzuciwszy Lily i Duffowi krótkie „poczekajcie”, zamaszystym krokiem skierowałam się do wyjścia z kuchni.
Gdy tylko przekroczyłam próg, tuż obok drzwi wejściowych zobaczyłam drobną blondynkę uwieszoną na szyi Slasha.
- Caroline? – powtórzyłam wcześniejsze pytanie mulata.
- O, hej Emmy – pisnęła dziewczyna, po czym szybko oderwała się od Hudsona, energicznie machając do mnie ręką. Wyglądała na niesamowicie szczęśliwą i, co więcej, w żadnym stopniu nie przejmującą się faktem, że nie powinno jej tu być.
- Co ty tu, do cholery, robisz? – zapytałam już z większym wyrzutem niż zdziwieniem. - Przecież masz szlaban.
 - Owszem, mam – odpowiedziała beztroskim tonem. – Ale dowiedziałam się, że urządzacie imprezę i nie mogłam jej przegapić. Tym bardziej że zaraz wyjeżdżacie.
- Skoro masz szlaban, to jak... Czekaj. Skąd wiedziałaś, że urządzamy imprezę?
- Saul mi powiedział. – Spojrzała na niego z promiennym uśmiechem. – Rozmawialiśmy dzisiaj przez
telefon.
Szybko przeniosłam na Slasha spojrzenie pełne dezaprobaty.
- No co? Nie patrz tak na mnie – próbował się bronić. - Nie miałem pojęcia, że tu przyjdzie, naprawdę.
Przewróciłam tylko oczami, po czym szybko wróciłam wzrokiem do Collins.
- Jak w ogóle wyszłaś z domu? Myślałam, że będą Cię pilnować.
- Wyszłam przez okno. Drzwi od pokoju są zamknięte na klucz od środka, więc nikt nie pomyśli, że mnie tam nie ma, a co najwyżej, że nie mam ochoty na rozmowy. Zresztą i tak rzadko ktokolwiek do mnie zagląda, więc nie ma się o co martwić. – Uśmiechnęła się szeroko.
Lustrowałam dziewczynę od góry do dołu zdziwionym spojrzeniem. Byłam naprawdę... zaskoczona. Sądziłam, że poprzedni wybryk był tylko jednorazowy, a tym razem posłucha rodziców i zostanie w domu. Nie spodziewałam się, że tak po prostu tu przyjdzie, a już tym bardziej... że wyjdzie przez okno.
Wiadomo, po części czułam się trochę jak jej opiekunka i przy zdrowych zmysłach powinnam była ją jak najszybciej wysłać do domu, żeby nie miała kłopotów. Jednak z drugiej strony... byłam też chyba jej przyjaciółką, prawda? Musiałam przyznać, że z tej perspektywy taka zbuntowana Caroline nawet mi się podobała. Dziewczyna chciała po prostu trochę wolności. Jako przyjaciółka, nie miałam zamiaru niszczyć jej marzeń.
- Eh, no cóż – westchnęłam i uśmiechnęłam się krzywo. – W takim razie baw się dobrze.
Uśmiech Collins w mgnieniu oka stał się jeszcze szerszy. Po chwili blondynka zniknęła w wirującym tłumie tańczących ludzi.
- Dzięki, Em – powiedział cicho Slash, podchodząc bliżej mnie i odgarniając włosy z twarzy. W jego oczach malowała się radość.
- Nie ma sprawy – odpowiedziałam i posłałam mu delikatny uśmiech. - Tylko tym razem przypilnuj, żeby wróciła do domu wtedy, kiedy trzeba, ok?
- Jasne, nie ma problemu – odparł i zaśmiał się lekko. Po chwili jednak ucichł i zauważyłam, że jego wzrok powędrował chyba w kierunku czegoś, co znajdowało się za mną. – Baw się dobrze, Em. – rzucił nieco tajemniczo, z powrotem spoglądając na mnie, po czym skinął głową i odszedł w tym samym kierunku co Caroline.
Zastanawiając się, co takiego przykuło jego uwagę, szybko odwróciłam się za siebie i zobaczyłam Axla. Stał oparty o ścianę ze skrzyżowanym rękami i patrzył na mnie z półuśmiechem na ustach.
- Kto by pomyślał, że ta mała odwali coś takiego – skomentował sytuację, która miała miejsce przed chwilą. - Na początku jej w sumie nie lubiłem, ale teraz wydaje się nawet całkiem spoko.  Może jednak wyjdzie na ludzi.
Odchyliłam głowę delikatnie na bok i uśmiechnęłam się do niego.
- Też tak myślę. I tak nawiasem to cześć, Rose.
- Hej, Jenkins – powiedział, podchodząc do mnie. Zatrzymał się zaledwie kilka centymetrów przede moim ciałem, patrząc mi prosto w oczy dziwnie magnetycznym spojrzeniem. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale zanim cokolwiek zdążyło się z nich wydobyć...
- Kogo moje oczy widzą! Pan Rose pojawił się na imprezie! - przerwał mu pewien znajomy, bardzo donośny głos.
Momentalnie skierowaliśmy wzrok w stronę drzwi wejściowych, chociaż i bez tego mogliśmy stwierdzić, że do Hell House zawitali właśnie nieodłączni uczestnicy naszych imprez. Baz przywitał się z naszą dwójką, po czym zaczął coś mówić do Axla, jednak ja, zamiast również wdać się w rozmowę, szybko omiotłam wzrokiem resztę zespołu, zatrzymując spojrzenie na Bolanie. Gdy tylko to zrobiłam, na jego twarzy pojawił się półuśmiech. On też na mnie patrzył. Po kilku sekundach stał już naprzeciwko mnie.

- Miło Cię znowu widzieć, Emmy – powiedział, po czym przysunął się bliżej i pocałował mnie w policzek.  Ja jedynie uśmiechnęłam się lekko, z zakłopotaniem zerkając w podłogę i zaczesując włosy za ucho. – Skoro ponownie spotykamy się na imprezie, to co byś powiedziała na powtórkę z...
- Emmy i ja właśnie wychodziliśmy – przerwał mu Axl.
Szybko odwróciłam głowę w bok i spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. On obdarował mnie jedynie znaczącym spojrzeniem i lekkim skinieniem głową, po czym ponownie spojrzał na Rachela i oznajmił mu pewnym tonem:
- Idziemy do sklepu.
Teoretycznie mogłabym w tamtym momencie po prostu zaprzeczyć, tylko... po co? Zupełnie nie czułam takiej potrzeby. W powyższej sytuacji perspektywa wyjścia gdziekolwiek z Axlem wydawała się lepsza niż ta, w której oganiałam się od Bolana. Szczególnie że zdawałam sobie sprawę, jak bardzo wkurzałoby to Rudzielca, a raczej źle by było, gdyby chłopaki pokłócili się przeze mnie.W końcu oba zespoły się przyjaźniły.
- Am... no dobra – odparł Rachel, pocierając ręką tył głowy. - To w takim razie zobaczymy się później – powiedział i uśmiechnął się niemrawo. Następnie podniósł dłoń do góry w geście pożegnania i odszedł.
Zdawało mi się, że w tym momencie usłyszałam ciche westchnienie ulgi ze strony Axla. Po chwili podszedł do drzwi, otworzył je i z zachęcającym uśmiechem na twarzy kiwnął głową w stronę wyjścia. Już chciałam ruszyć w tym kierunku, jednak wtedy nagle przypomniałam sobie o Lily, którą zostawiłam w kuchni razem z Duffem. Wiedziałam, że nie potrzebuje mojej opieki ani nic w tym guście i doskonale poradzi sobie sama, ale po prostu nie chciałam jej tak zostawiać, skoro ją zaprosiłam.
Zastanawiając się, co zrobić, odwróciłam głowę w stronę wejścia do kuchni. Wtedy okazało się, że Fitch i McKagan już tam stali
- Nie martw się, Em, dotrzymam Lily towarzystwa – oznajmił Duff, zauważywszy zapewne drobne zakłopotanie malujące się na mojej twarzy. – Możecie iść.
Patrząc na rozpromienioną twarz blondynki, byłam pewna, że przy takim układzie będzie nawet bardziej zadowolona, jeśli na pewien czas zniknę z imprezy. Wobec tego posłałam Duffowi uśmiech pełen wdzięczności, pożegnałam się i opuściłam Hell House.
- No więc? Gdzie mnie tak naprawdę ciągniesz? – zapytałam Axla, gdy oddaliśmy się już od domu na kilkanaście metrów. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że celem tej wyprawy wcale nie był sklep, więc nie musiałam tłumaczyć mojego pytania.
- Hmm, zastanówmy się... Może gdzieś, gdzie jest cicho, spokojnie, nie ma takiego tłumu, a mimo to można się dobrze bawić. - Wzruszył ramionami, uśmiechając się lekko. - Co powiesz na plażę? To chyba będzie coś nowego.
- Byłam już na plaży.
- Ale wątpię, że byłaś tam w środku nocy.

***

Gdy dotarliśmy na miejsce, minęła już północ. Dookoła było niesamowicie cicho i spokojnie, zdawało się, że nie było tu żywej duszy. Słychać było jedynie szum oceanu i lekki wietrzyk wiejący od jego strony.
Zdjęliśmy buty i powoli ruszyliśmy w stronę wody. Zatrzymałam się prawie przed samym brzegiem i w tym samym miejscu przysiadłam na piasku. Axl jeszcze chwilę stał i rozglądał się dookoła, po czym zwrócił wzrok w moją stronę. Uśmiechnęłam się i ruchem głowy zachęciłam go, żeby również do mnie dołączył, co zaraz uczynił.
Podpierając głowę na kolanach podciągniętych pod brodę, obserwowałam księżyc w pełni i oceaniczne fale połyskujące w jego świetle. Axl z kolei wodził ręką po piasku, od czasu do czasu przejeżdżając palcami po wierzchu mojej dłoni. Przez pewien czas siedzieliśmy w całkowitej ciszy.
Rozmyślałam w tym czasie o naszym wyjeździe. To była nasza przedostatnia noc w L.A. Za dwa dni mieliśmy być już w Londynie. Wiedziałam, że chłopaki mieli zagrać tam trzy koncerty, ale tak naprawdę nie miałam pojęcia, jak to wszystko będzie wyglądać. Tym bardziej że przecież mieliśmy polecieć aż na inny kontynent. To była ciekawa i jednocześnie nieco stresująca perspektywa.
- Jak tam będzie? – zapytałam nagle, wzrok mając cały czas utkwiony w bladym kole błyszczącym na niebie. – Wiesz, w Londynie – dodałam, spoglądając na Rudzielca.
- Nie mam pojęcia, Em – odparł Axl, przesypując sobie drobinki piasku przez palce. -  Jeszcze nigdy nie wyjeżdżałem poza Stany, podobnie zresztą jak chłopaki. Tylko Slash już tam był. Urodził się tam. Ale i tak pewnie nic nie pamięta, bo to było bardzo dawno temu.
- Też nigdy nie wyjeżdżałam za granicę – oznajmiłam nieco zmartwionym głosem. - Moje podróże odbywały się przeważnie z północy na południe i odwrotnie. Nigdy nie zmieniłam nawet strefy czasowej – zaśmiałam się ironicznie.
- Nie martw się, będzie fajnie – powiedział i uśmiechnął się pokrzepiająco. -  Spędzimy tam parę dni, zagramy koncerty, zwiedzimy miasto. Poza tym w końcu będzie tam nasza piątka i ty. To już gwarantuje dobrze spędzony czas.... Aczkolwiek czasami do dobrej zabawy wystarczą tylko dwie osoby – dodał, spojrzawszy się na ocean. Po chwili zdjął z siebie kurtkę i położył ją na piasku. Następnie wstał, by zacząć pozbywać się reszty garderoby.
- Co ty robisz? – zapytałam, unosząc do góry jedną brew i wykrzywiając usta w uśmiechu.
- Idę popływać. W końcu jesteśmy na plaży, nie? – powiedział wesołym tonem i skierował się w stronę wody. Zanurzył w niej stopy i wolnym krokiem zaczął brnąć naprzód. – No dawaj, Em! Chodź! – zawołał, odwróciwszy się w moją stronę, gdy był już zanurzony po kolana.
- Coś ty! Woda na pewno jest zimna jak cholera!
- Wcale nie! No chodź, nie bój się! Będzie fajnie!
Pokręciłam głową z dezaprobatą, ale po kilku kolejnych namowach jednak wstałam i również zaczęłam zdejmować z siebie ciuchy. Czułam, że jeśli sama tego nie zrobię, on po prostu po mnie przyjdzie i wciągnie mnie do tej wody. Rozebrałam się do bielizny i ruszyłam w stronę Axla.
Woda rzeczywiście nie była specjalnie ciepła, ale dało się wytrzymać. Przed wejściem głębiej, natarłam nią prawie całe ciało, mając nadzieję, że dzięki temu będzie nieco lepiej. W końcu udało mi się wejść na tyle głęboko, by móc się zanurzyć.
- I jak Ci się podoba? – zapytał Rose, płynąc w moim kierunku.
- Nie jest źle – odparłam, po czym spojrzałam w niebo z uśmiechem. – I jest zdecydowanie piękniej niż w dzień.
- Noc ma swój urok, trzeba to przyznać – stwierdził, uśmiechając się tajemniczo. Następnie położył się na plecach i ponownie zaczął się ode mnie oddalać. – Płyń dalej, tu jest strasznie płytko!
Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko zaczęłam go gonić. Jako że Rudzielec miał jednak znacznie lepszą wydolność płuc ode mnie, udało mi się to dopiero w momencie, kiedy się zatrzymał. Na szczęście wyczuwałam jeszcze jako tako grunt pod stopami.
Położyłam się na plecach i dryfowałam na wodzie, obserwując niebo i co jakiś czas zerkając kątem oka na Axla radośnie pływającego sobie w tą i z powrotem. Uroczy widok.
W pewnym momencie Rose zniknął z mojego pola widzenia. Nadal zdawało mi się, że słyszałam jak porusza się w wodzie, jednak, rozglądając się, nigdzie go nie dostrzegłam. Nagle za to poczułam dłonie na swoim ciele – jedną w tali, drugą na udzie. Po kilku sekundach Axl wynurzył się z oceanu, unosząc mnie do góry. Tkwił tak przez chwilę w bezruchu, wpatrując się we mnie magnetycznym spojrzeniem. Po chwili lekko rozchylił usta i nieznacznie zbliżył twarz w moją stronę. Czułam, jak przeszywa mnie swoim wzrokiem. Miałam wrażenie jakby chciał mnie pocałować, jednak nagle... jakby się rozmyślił. Posłał mi jedynie delikatny uśmiech.

***Perspektywa Slasha***

Siedziałem w swoim pokoju oparty o zagłówek łóżka, a na mojej klatce piersiowej leżała najbardziej urocza dziewczyna w całym pieprzonym Los Angeles, o ile nie na świecie. Bawiłem się jej pachnącymi, blond włosami, a ona w tym czasie trzymała w rękach moją ukochaną gitarę i z drobną pomocą z mojej strony próbowała wygrać na niej jakąś prostą melodię . Dwie ulubione kobiety w tym samym czasie. Czy mogło być coś piękniejszego?
Na dole nadal trwała impreza i bardzo dobrze było to słychać nawet przy zamkniętych drzwiach. Nie powiem oczywiście, żeby nie tańczyło mi się przyjemnie z Caroline, tym bardziej że ona bardzo to lubiła, no ale ile można. Poza tym, skoro już się tutaj pojawiła, to chciałem spędzić z nią trochę czasu sam na sam.
- Fajnie by było móc tu być tak na co dzień – powiedziała w pewnym momencie blondynka, opierając głowę na moim ramieniu. - Wiesz, mieszkać z Wami i w ogóle. Lubię to miejsce.
Westchnąłem cicho, przeplatając sobie kosmyk jej włosów przez palce.
- Mała, rozmawialiśmy już o tym przecież. Nie można nic zrobić, dopóki nie skończysz osiemnastu lat.
- Wiem, wiem – odparła nieco zgaszonym i smutnym tonem. - Ale naprawdę, już tak strasznie nie mogę się doczekać. Wtedy w końcu nie będę musiała robić tego, co mi każą, ani siedzieć całymi dniami w domu z powodu jakichś głupich szlabanów. Będę wolna – stwierdziła pewnie, jak za każdym razem, gdy wypowiadała się na ten temat. Mówiła o tym tak często, że nie trudno było się domyślić, iż było to jej największe pragnienie. - No i przede wszystkim będę mogła być cały czas z tobą, Saulie – dodała, odwracając lekko głowę w moją stronę, po czym odgarnęła mi włosy z twarzy i spojrzała w oczy, uśmiechając się.
 Cholera, ta mała była naprawdę niesamowita. A raczej niesamowite było to, co ze mną robiła. Normalnie raczej nie chciałabym mieć żadnej kobiety na stałe, a co dopiero mieszkać z nią pod jednym dachem. Zazwyczaj wolałem szybkie numerki na jedną noc. Laski przychodziły, ruchaliśmy się i rano wychodziły. Ewentualnie robiły mi śniadanie, ale to by było i tak na tyle. A w jej wypadku nie dość, że wcale nie myślałem wyłącznie o seksie, to jeszcze rzeczywiście chciałem, żeby ze mną zamieszkała. Po prostu chciałem ją mieć przy sobie cały czas. To było naprawdę dziwne i nie w moim stylu, ale, szczerze mówiąc... wcale nie było mi z tym źle. Wręcz przeciwnie.
- Jeszcze trochę, Car. Jeszcze trochę i wszystko będzie tak, jak mówisz – odpowiedziałem, gładząc ją po włosach i patrząc w jej piękne oczy. Po chwili przeniosłem jednak wzrok na usta. - Odłóż tę gitarę – powiedziałam, uśmiechając się zawadiacko.
Dziewczyna również się uśmiechnęła, po czym zrobiła to, o co po prosiłem. Następnie odwróciła się przodem do mnie i zaplotła mi ramiona na szyi, a ja chwyciłem ją w tali i szybko przysunąłem bliżej do siebie, by móc ją pocałować.
________________________________________
          Witam Was z kolejnym rozdziałem! Wiem, że miesiąc to i tak trochę długo, ale po prostu po takiej długiej przerwie idzie mi to jeszcze nieco wolniej, zwłaszcza że po napisaniu poprzedniego musiałam trochę odpocząć.
          Tak, wiem, że ten rozdział znowu jest pewnie trochę o niczym, ale to lepiej, zważając na fakt, że jeszcze nie wróciłam do swojego poziomu sprzed roku. Lepiej, żebym schrzaniła rozdział, który jest o niczym, niż jakiś ważny. A jest szansa, że ten trochę schrzaniłam, bo mi osobiście się średnio podoba.
          Wypowiedzi Gunsów w pierwszej scenie pochodzą z rzeczywistego wywiadu dla magazynu Sounds. Wszystkie zaczerpnęłam z książki Patrząc, jak krwawisz. Zamieszczone zdjęcie natomiast naprawdę pochodzi z dnia, w którym ten wywiad miał miejsce. 
          Co do Caroline i Slasha, to przepraszam, że urwałam w takim miejscu, ale jakoś miałam wrażenie, że tak będzie lepiej. W każdym razie nie nastąpiło tam nic, o czym koniecznie musielibyście wiedzieć. ;) No i oczywiście mam nadzieję, że taka nieco bardziej emocjonalna wersja Slasha przypadła Wam do gustu.
          No i co do Emmy i Axla... cierpliwości. Już naprawdę niedużo Wam jej potrzeba.
          Na sam koniec chciałabym jeszcze podziękować za dużą ilość komentarzy przy poprzednim rozdziałem, a także za ponad 70 tyś. wyświetleń na blogu. No i przede wszystkim dziękuję tym, którzy zostali tutaj mimo wszystko. Jesteście cudowni.
          Serdecznie pozdrawiam. :*

12 komentarzy:

  1. Kocham, kocham, kocham i kocham ❤ super rozdzialik ...jak zawsze 😄 czekam na następny 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, hej, hello.
    Jestem, dotarłam i w sumie cieszę się, że w końcu pojawił się ten rozdział. Jak mówiłam, jeszcze jedna porcja snu i będzie - no i jest. Bardzo dobrze.
    Co mogę Ci powiedzieć? Obłędnie, jak to masz w zwyczaju, ale do bezbłędności mam zastrzeżenia. Choć nie, raczej pytania. Czy tutaj: Uśmiechnęłam się i ruchem głowy zachęciłam go, że również do mnie dołączył, co zaraz uczynił. - wszystko jest poprawnie? Nie powinno być żeby?
    No i jeszcze to: Jako że Rudzielec miał jednak znacznie lepszą wydolność płuc ode mnie, udało mi się to dopiero w momencie, kiedy zatrzymał. - mnie tam brakuje tu jeszcze,,się'', chyba, że się mylę.
    A, no i najważniejsze. Czy zwroty osobowe w opowiadaniach nie powinny być pisane z małej litery, czy jest to bez znaczenia?
    Generalnie wszystko fajnie wypadło, ale po perspektywie Slasha czuję niedosyt. Mam nadzieję, że wszystko się ureguluje w kolejnym rozdziale.
    Pozdrawiam cieplutko. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastycznie zreszta jak zawsze ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Ah... Jak zawsze najlepsza <3 czuję lekki niedosyt przez Slash'a ale będę wytrwale czekać na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam sobie te rozdziały i nie mogę nic składnego wymyślić tylko jedno mi się nasuwa na myśl - GENIUSZ! Uwielbiam twoje opowiadanie i żałuję że tak późno je odkryłam. Niech tylko nic się zaraz nie spieprzy, błagam! Po prostu cię kocham <3
    ~ Agata

    OdpowiedzUsuń
  7. Super :* mam pytanie. Jak nazywa się aktorka "wcielająca się" w Lily?

    OdpowiedzUsuń

Proszę, jeśli czytasz, napisz komentarz. Nie musi być długi i piękny. Ważne, żeby był. Chcę jedynie wiedzieć, czy rozdział Ci się podobał, a jeśli nie, to dlaczego. Taka wiadomość od Ciebie daje mi nie tylko ogromną motywację do dalszego pisania, ale również informację, co i w jaki sposób powinnam w swojej twórczości poprawić. Każdy komentarz się liczy. Dziękuję.