wtorek, 8 października 2013

Rozdział 7: Pozory czasem mylą...


Stałam przed zbitym, lekko przybrudzonym lustrem, naciągając na siebie czarną sukienkę. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, dlaczego ani po co to robiłam, ale byłam pewna jednego - za chwilę miał przyjść po mnie Axl.
Nie wiem, co mnie skłoniło, żeby jednak się z nim umówić. To, że tak uroczo się uśmiechał, to, że był w stosunku do mnie całkiem miły czy być może fakt, że miałam go już po prostu dość i liczyłam, że po tym spotkaniu się odczepi. Teraz nie byłam już tego jednak taka pewna... Czemu ja to zrobiłam? Tak czy siak, byłam z nim umówiona i powinnam być gotowa za niecałe dziesięć minut.
 Spojrzałam na siebie. Buty na obcasie, rajstopy, które tak na marginesie były lekko podarte, sukienka, której za nic nie mogłam na sobie odpowiednio ułożyć, i fryzura, która swoim kształtem wołała o pomstę do nieba. Za cholerę nie potrafiłam się sama doprowadzić do ładu. Przydałby się Lily... Ale chciałaś własne mieszkanie, to teraz masz.
 Jebać to – pomyślałam w końcu. Chwyciłam za paczkę fajek, leżącą na umywalce, poszłam do pokoju, po czym rzuciłam się na swój materac i zapaliłam papierosa. Ostatnio paliłam jakoś częściej niż zwykle. Nie wiem dlaczego. Może to miasto rzuciło już na mnie swój urok? A może to po prostu przez to całe zamieszanie w moim życiu. No bo błagam, ledwo co tutaj przyjechałam, a już zdążyłam namieszać. Przyciąganie kłopotów to chyba moja mocna strona.
Nagle usłyszałam, że ktoś puka do drzwi. Proszę, moje kłopoty właśnie nadeszły. Podniosłam się na nogi, powoli ruszyłam do drzwi i, nie zwracając uwagi na, to jak wyglądam, otworzyłam je. Na korytarzu oczywiście stał nie kto inny, jak Rose.
- Cześć. Świetnie wyglądasz. – Uśmiechnął się. – Gotowa?
- Poczekaj chwilę, wezmę tylko coś do narzucenia na ramiona i już idziemy – powiedziałam, nie zwracając nawet uwagi na jego komplement. -  Możesz wejść, tylko ostrzegam, że nie wygląda to wszystko najlepiej.
- Nie szkodzi. – Machnął ręką. – Na pewno nie jest gorzej niż u mnie i chłopaków.
Wzruszyłam ramionami i z powrotem weszłam w głąb mieszkania, a on za mną. Podeszłam do czegoś, co najprawdopodobniej można by nazwać szafką, i zaczęłam szukać tam kurtki albo chociaż jakiegoś swetra. On z kolei oparł się o ścianę, skrzyżował nogi i zaczął mi się przypatrywać.
- Palisz? – zapytał po chwili, jakby dopiero teraz zauważył, że cały czas trzymałam papierosa w jednej ręce.
- Hmm? A, tak. A co? Masz z tym jakiś problem? – odpowiedziałam, odchylając się na moment w jego stronę.
- Nie, nie, skądże. – Zaprzeczył ruchem ręki. – Nie będzie ci chyba w takim razie przeszkadzać, jeśli ja też sobie zapalę? – spytał, jednocześnie wyjmując już zapalniczkę z kieszeni.
- Nie, śmiało.
Wyciągnął papierosa i już po chwili z jego ust również wydobywał się dym. Mi za to udało się wygrzebać czarną skórę spośród reszty ubrań. Narzuciłam ją na siebie, wzięłam jeszcze torebkę i wówczas byłam już gotowa do wyjścia.
- Idziemy – powiedziałam bez najmniejszych emocji w głosie.
Wyszliśmy na zewnątrz budynku i wspólnie ruszyliśmy przed siebie. Nie zapytałam nawet, dokąd idziemy, ale byłam przekona, że zmierzamy w stronę Sunset Boulevard i taka wiedza mi wystarczyła. Podczas drogi w ogóle się nie odzywałam, Axl o dziwo też, ale za to cały czas podchodził do mnie coraz bliżej. Kiedy jednak już tylko był gotów, żeby chwycić moją dłoń, ja znowu się odsuwałam. Nie, szczerze mówiąc, nie bałam się go już tak jak poprzednio. Trochę podbudowałam moją pewność siebie, nawet jeśli chodziło o kogoś takiego jak on. Nie zmieniało to jednak faktu, że jego dotyk był na maksa elektryzujący, a tego bałam się strasznie. Kontakt fizyczny z nim był dla mnie wyjątkowo niewskazany.
Zawitaliśmy do jakiegoś baru, na którego szyldzie napisane było Rainbow. Zajęliśmy dwuosobowy stolik, odsunięty dość daleko od innych, i zamówiliśmy sobie po drinku. Po minie Axla widać było, że nie za bardzo wiedział, jak zacząć rozmowę, a ja sama nieszczególnie miałam na nią ochotę, więc z braku innego zajęcia zaczęłam rozglądać się dookoła. Zauważyłam wówczas, że spojrzenia wielu mężczyzn skierowane były w moją stronę, co wyjątkowo mnie krępowało. Że też nie mogli pogapić się na jakąś cycatą laskę w stylu Lany...
Ponownie spojrzałam przed siebie, a tam natknęłam się na parę ślicznych, zielonych oczu, z pożądaniem wpatrujących się we mnie, więc momentalnie spuściłam wzrok w dół. On wtedy cicho się zaśmiał, co musiało oznaczać, że się zarumieniłam. Kurwa no...
- Mówił ci już ktoś kiedyś, że jesteś piękna? – zapytał po chwili, niezmiennie wpatrując się we mnie.
- Ty? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- No tak. Bo to prawda. I będę to powtarzał na każdym kroku – oznajmił, po czym chciał położyć swoją dłoń na mojej, ale kiedy tylko poczułam jego dotyk, lekko drgnęłam i szybko zabrałam ją do tyłu. Mogłabym powiedzieć, że trochę się tym zmieszał, ale to najprawdopodobniej było tylko wrażenie, bo zaraz zaczął znowu mówić. - Wiesz, od kiedy cię ujrzałem, nie mogę przestać o tobie myśleć. – Uśmiechnął się ciepło. – Pewnie teraz sądzisz, że mówię to wszystkim dziewczynom, ale tym razem to jest zupełnie co innego. Jesteś jakaś... inna. Te wszystkie dziewczyny tutaj to wyrachowane, tanie dziwki, ostentacyjne aż do przesady, bez jakichkolwiek skrupułów. Wykorzystają każdą okazję, byleby tylko wskoczyć komuś do łóżka. A ty wręcz przeciwnie. Ty odmówiłaś. A to mnie naprawdę ujęło, bo nikt inny oprócz ciebie jeszcze tego nie zrobił. Totalnie mnie zaintrygowałaś. Jest w tobie coś, co przyciąga, czego innym brakuje. Ty nie musisz chodzić po ulicy w samej bieliźnie i mieć silikonowych cycków, żeby przykuwać wzrok wszystkich wokoło, a już na pewno mój. – Uśmiechnął się zadziornie. – Uwodzisz swoją tajemniczością i zmysłowością. Wyglądasz w pewnym sensie niewinnie, ale wystarczy jeden mały ruch, jedno spojrzenie twoich nieziemskich oczu, a już roztaczasz wokół siebie ten niesamowity urok. Jesteś niewinna i skryta, ale, gdy przyjrzeć się bliżej, widać w tobie ten nieopisany seksapil. To połączenie jest dla mnie czymś niespotykanym, ale jednocześnie niezwykle mi się to podoba. Strasznie mnie intrygujesz....
On mówił, a ja w tym czasie tylko mierzyłam go wzrokiem, zastanawiając się, jak ktoś taki jak on, może się tak bezkarnie o mnie wypowiadać.
- Jedno tylko mnie zastanawia – kontynuował - co robisz w takim strasznym mieście jak to? I to jeszcze w klubie nocnym?
Przygryzłam wargę, spojrzałam na swoje dłonie i zastanawiałam się, co mam zrobić. Kazać mu się odczepić pod pretekstem, że to nie jego sprawa, czy po prostu wszystko opowiedzieć? Niby mówiłam już o tym Nicholasowi i Lily, ale to była inna sytuacja. Oni chcieli mi pomóc, musiałam im powiedzieć. Rose natomiast był po prostu ciekawski i ta cecha wyjątkowo mnie w nim denerwowała. W ogóle nie powinien o to pytać. Z drugiej jednak strony skąd mógł wiedzieć, że to nie jest dobry temat do rozmowy? No właśnie, nie mógł.
- Sprawy rodzinne – odparłam po chwili. – Przyjechałam tu, żeby odnaleźć ojca, ale to długa historia...
- Opowiedz, mamy czas. Ja chętnie cię posłucham – powiedział z przekonaniem.
Przewróciłam oczami i westchnęłam cicho. Ah, ta jego ciekawość... Jakoś  niespecjalnie chciałam odpowiadać mu całą tę żałosną historię, no ale skoro już był taki uparty... Postanowiłam po prostu, że ograniczę się do najważniejszych informacji.
- Powiedzmy tak - mój ojciec wyprowadził się, kiedy byłam mała, a moja matka jest dziwką i ma mnie w dupie. Podejrzewam, że nie zorientowała się nawet, że mnie nie ma, dopóki jedzenie w lodówce się nie skończyło. Tak czy siak, gdy znalazłam listy od taty, które ukrywała przede mną przez kilkanaście lat, postanowiłam przyjechać do L.A., żeby go odnaleźć. – Dalej powiedziałam już o tym, co wydarzyło się po moim przybyciu do Miasta Aniołów. Starałam się pomijać szczegóły, słabo mi to jednak wychodziło. Jego śliczne, zielone oczy, wpatrujące się w mnie pytającym wzrokiem, totalnie mnie rozbrajały.
- Dziewczyno, ty nawet nie wiesz, ile miałaś szczęścia... – podsumował, kiedy skończyłam mówić.
Spojrzałam na niego wzrokiem w stylu „WTF?”. Szczęścia? Jakiego, kurwa, szczęścia? Czy on w ogóle mnie słuchał?
- Serio, Axl, szczęścia? Bo ja nie jestem pewna, czy...
- Poważnie, uwierz mi. Nie spodziewasz się nawet, co mogłoby ci się stać w tym mieście, a już tym bardziej na Sunset. Mógł cię ktoś porwać albo nawet zabić, albo wstrzyknąć ci taką dawkę hery, że już dawno sama byś zeszła. Większość dziewczyn, które tu przyjeżdżają, kończy albo w burdelu... albo w grobie – dokończył trochę niepewnie. - Ja naprawdę uważam, że ci się poszczęściło... Tobie ktoś pomógł, zajął się tobą, miałaś gdzie mieszkać. Nie wiem, czy cię to pocieszy, ale ja i chłopaki nie mieliśmy takiego szczęścia. Przez prawie sześć lat nie mieliśmy dachu nad głową, włóczyliśmy się po różnych klubach i barach, spaliśmy byle gdzie. Wtedy to pewnie zresztą nikomu nie przeszkadzało, prawie wszyscy byliśmy tak schlani i zaćpani, że ledwo wiedzieliśmy, co się wokół nas dzieje. Alkohol, narkotyki, imprezy – tak to wszystko wyglądało. Dopiero teraz wychodzimy na prostą.
Cholera... Ale że serio? Sześć lat bycia bezdomnym? No, muszę przyznać, że aż tak źle ze mną nie było, ale na pewno nie powiedziałabym, że miałam szczęście. Co więcej, ja utknęłam w durnym nocnym klubie nie ze swojej winy, a oni chyba raczej na odwrót...
Z mojej miny można było chyba wyczytać, że nie jestem przekonana do jego stwierdzenia, bo ciągnął dalej:
- Tylko nie myśl, że uważam wszystkie twoje problemy za błahostki. Kto jak to, ale myślę, że akurat ja je rozumiem. Cóż... - zaczął przeciągle - można by powiedzieć, że ja też uciekłem z domu. Kiedyś mieszkałem w Indianie, w Lafayette. Nie znałem ojca; wyprowadził się, kiedy byłem jeszcze mały. Przez większość życia mieszkałem w małym domku z matką, dwójką młodszego rodzeństwa i ojczymem. Ten facet był popieprzony, nienawidziłem go. – Jego dłoń mocniej zacisnęła się na szklance. – Zabraniał mi dosłownie wszystkiego. A jak nie robiłem czegoś tak, jak chciał, to mnie bił. Matkę zresztą też tłukł. To wszystko... to był jakiś koszmar – westchnął ze smutkiem. – W końcu miałem już tego dość. Zacząłem się buntować i rzuciłem nawet szkołę. Próbowałem coś ze sobą zrobić, stać się kimś, ale tam się po prostu nie dało. Wszędzie policja i ludzie, którzy oskarżą cię o byle gówno. No więc spierdoliłem. Przyjechałem tutaj razem z Izzy'm, a potem poznałem resztę chłopaków. – Uśmiechnął się krzywo. – I jakoś się potoczyło to wszystko dalej – zakończył.
Patrzyłam na niego z lekkim zdumieniem wypisanym na twarzy. Kurde... On chyba naprawdę rozumiał moje problemy. To było dziwne, ale... wyglądało na to, że mieliśmy ze sobą coś wspólnego. Przez chwilę poczułam w nim chyba nawet bratnią duszę; kogoś, kto nie potraktuje mnie z buta. Nie, on zrozumie. On. Axl Rose. Tak, wiem, też mnie to zdziwiło.
- Jej, to... naprawdę nie za fajnie. – Nie wiedziałam, co więcej mogłabym powiedzieć. Pocieszanie ludzi nie wychodziło mi jakoś specjalnie dobrze. – Współczuję ci, że miałeś takie trudne dzieciństwo.
- Nie współczuj, bo ty wcale nie miałaś lepszego – odparł. – Ale widzisz, mała, mamy ze sobą coś wspólnego. Jedziemy na tym samym wózku – powiedział i uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam ten gest. – Tak czy siak, co zamierzasz teraz zrobić? – kontynuował. – No bo przyjechałaś tu szukać ojca, tak?
- Póki co byłam z Lily w tym oddziale państwowego wydziału... Kij wie, jak to się nazywa. – Machnęłam ręką. – No więc złożyłam to podanie. Myślę jednak, że jak na razie zrobiłam wszystko, co w mojej mocy. Teraz mogę tylko czekać, aż ktoś zainteresuję się moją sprawą – dodałam smętnie. – Nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek go znajdą. Zwłaszcza że jego zdjęcie straciłam razem z torebką.
Axl się nie odezwał, tylko przysunął swoją dłoń bliżej mojej. Ja jednaka tym razem jakoś jej nie odsunęłam. Nie widząc protestów z mojej strony ujął ją delikatnie i zaczął gładzić.
- Będzie dobrze – powiedział cicho i się uśmiechnął, a ja pokiwałam głową, starając się odwzajemnić gest.
Przez dalszą część wieczoru unikaliśmy raczej już tych trudnych tematów. Staraliśmy się po prostu dobrze bawić się w swoim towarzystwie. A jeszcze tydzień temu nawet nie pomyślałabym, że wieczór spędzony z nim może być tak przyjemny. I, co dziwniejsze, okazało się, że mamy ze sobą trochę wspólnego, a o tym to już na pewno bym nie pomyślała. Na pierwszy rzut oka przecież totalnie się od siebie różniliśmy. On wybuchowy, rozgadany flirciarz, ja cicha, tajemnicza, zamknięta w sobie dziewczyna. A jednak się ze sobą dogadaliśmy. Widać pozory czasem mylą...
Pochłonięta rozmową nie zauważyłam nawet, jak szybko mijał czas. Spojrzałam na mały czarno-srebrny zegarek na moim nadgarstku i dopiero wtedy zobaczyłam, która godzina.
- O kurczę, ale już późno! – zawołałam. - Za pół godziny muszę być w pracy. Nawet nie zdążę pójść do domu i się przebrać. Axl, ja muszę już lecieć – powiedziałam i spojrzałam na chłopaka, którego ta informacja widocznie zasmuciła. – Było naprawdę fajnie, musimy się jeszcze umówić – dodałam, żeby go pocieszyć i chyba mi się udało, bo lekko się uśmiechnął.
- Odprowadzę cię – zaproponował.
Wspólnie wyszliśmy z baru i skierowaliśmy się w stronę Dirty Angel, które szczęśliwie znajdowało się tylko kilka przecznic stąd. Mimo że nastrój między nami z pewnością był teraz dużo lepszy, niż kiedy wychodziliśmy z mojego mieszkania, i tak starałam się zachować między nim a mną bezpieczną odległość.
Doszliśmy pod klub i stanęliśmy przy wejściu. Kulturalnie się pożegnałam i chciałam już iść, ale on wtedy złapał mnie za rękę, więc z powrotem się odwróciłam.
- Emmy, ja... chciałem ci tylko powiedzieć, że możesz mi zaufać. Ja wcale nie chcę cię skrzywdzić. Być może wyglądam groźnie, ale jestem inny, daję słowo. Gdybyś miała jakiś problem, to wiedz, że możesz na mnie liczyć.
- Ja... – Nie do końca wiedziałam, co powinnam mu odpowiedzieć. Jego wyznanie totalnie mnie zaskoczyło. Co więcej, wydawało mi się, jakby te słowa wyszły z ust innego człowieka, a nie jego. Miałam jednak nadzieję, że to, co powiedział, było szczere. – Dziękuje ci, Axl. To dla mnie dużo znaczy.
On nie odpowiedział, tylko przysunął się bliżej, nachylił się nade mną i delikatnie musnął ustami mój policzek. Po chwili zobaczyłam tylko, jak odchodzi wąską, betonową alejką, aż w końcu zniknął za rogiem.
Po chwili dotknęłam palcami rozgrzanego policzka w tym miejscu, w którym jeszcze przed chwilą znajdowały się jego usta. Moje ciało przeszła przyjemna fala ciepła i, mimo że sama nad tym nie panowałam, kąciki moich ust uniosły się ku górze. To było naprawdę dziwne uczucie...
***
Drzwi otworzyły się i do środka wszedł niezwykle zadowolony Axl. Zastał wszystko i wszystkich w takim stanie, jak ich zostawił. Trójka mężczyzn siedziała na starej, zniszczonej kanapie, popijając wódkę. Czwarty z nich, prawdopodobnie z braku miejsca, został usadowiony na podłodze i najwyraźniej czekał na to, aż flaszka z przezroczystą zawartością wreszcie znajdzie się w jego rękach. Dookoła walały się puszki, butelki, niedopałki papierosów, papier toaletowy, puste pudełka po pizzy z wypisanymi na nich tekstami piosenek i inne bliżej niezidentyfikowane przedmioty. Czyli w skrócie mówiąc - codzienny obraz tego, jak swój wolny czas spędzali Guns N’ Roses.
- Ej, patrzcie, Axl wrócił! – zawołał Steven, pokazując palcem na Rudzielca. Reszta momentalnie zwróciła wzrok w tamtą stronę i spostrzegła dość niecodzienny widok, bo oto pan Rose się uśmiechał i absolutnie nie wyglądał, jakby miał kogoś zaraz udusić gołymi rękami.
- No proszę, proszę – zaczął Slash – co ja widzę? Po twoim wyrazie twarzy stwierdzam, że randka się chyba udała, co? No, tego się naprawdę nie spodziewałem.
- A żebyś wiedział, że się udała. Było... Ej, zaraz, ale niby dlaczego się nie spodziewałeś? Przecież to było do przewidzenia!
- No wiesz... – odparł Hudson ze śmiechem w głosie – taka dziewczyna jak ona i taki wieśniak jak ty? Coś mi to do siebie nie pasuje. Ja na jej miejscu na pewno dałbym ci kosza... – śmiał się.
- A odpieprz się lepiej – powiedział Rudy. – Ciesz się, że mam dziś dobry humor, bo inaczej już byłoby po tobie.
- Ogarnijcie dupy! – zawołał Izzy. – Slash, zostaw go w spokoju, bo jak się wkurwi, to znowu całą chatę rozpierdoli i tym razem to będzie twoja wina.
- Ale jak to moja? – zapytał niby ze zdziwieniem. -  Przecież ja nic nie zrobiłem. No, prawie nic –  dodał i zaśmiał się irytująco.
- Dobra, nie będę tracił czasu na rozmowę z takim człowiekiem...
- Ale przynajmniej ją przeleciałeś, tak? – zapytał jeszcze Saul.
- Że co? Chyba zwariowałeś! Nawet nie miałem tego w planach! – oburzył się Rose. – To nie jest dziewczyna, która idzie z facetem do łóżka na pierwszej randce.
- To co wy tam robiliście? – zdziwił się gitarzysta.
Rudy westchnął cicho.
- Powiem wam tylko tyle, że sporo rozmawialiśmy. Wyobraźcie sobie, że nie każda dziewczyna umawia się ze mną tylko po to, żebym ją przeleciał – oznajmił, jednak wtedy odpowiedziały mu jedynie cztery zdziwione twarze, co raczej nie było spodziewanym efektem. – Eh, dobra, nieważne. – Pokręcił głową z dezaprobatą. - Ja idę do siebie - powiedział i po prostu ruszył w stronę schodów. - A właśnie, coś mi się jeszcze teraz przypomniało. – Zatrzymał się w połowie drogi. - Duff, ona jest z Seattle, tak samo jak ty. Może się kiedyś spotkaliście w młodości?
- Tak, może... – odparł lekceważąco blondyn, nie do końca jeszcze przyswajając słowa kolegi, prawdopodobnie przez procenty w swojej głowie.
Axl zaraz wszedł na górę, a McKagan zaczął się jednak trochę zastanawiać nad jego słowami i po chwili zrozumiał, o co chodziło. Nagle znów wróciły do niego przemyślenia sprzed kilku dni, które nie dawały mu spokoju. Emmy z Seattle. Tak, co do tego nie miał wątpliwości - znał kiedyś taką osobę. Czy to miałoby jednak znaczyć, że ta dziewczyna, nowa wybranka Axla, tańcząca w klubie nocnym, miałaby być tą samą, małą, nieśmiałą dziewczynką, która kochała go kiedyś jak własnego brata? To wszystko mu do siebie nie pasowało. Po prostu nie. Chociaż może jednak? Może to faktycznie była ona? A nawet jeśli tak, to co wtedy? Duff usilnie myślał nad tą sprawą. Myślał, myślał i myślał, ale nic nie wymyślił, więc w końcu wrócił do swojej ukochanej butelki wódki.
_________________________________________________________________________________
          Proszę bardzo, oto jest przed państwem rozdział 7. Ja to tam nie wiem, co o nim myśleć. To znaczy, sama stylistyka mi się podoba, ale mam wątpliwości co do charakteru tego rozdziału. Wy też pewnie się zastanawiacie, dlaczego Axl jest taki miły i opanowany, co nie? Taaaa, ale zakładam jednak, że większość osób zna przyczynę jego wahań nastroju, a nawet jeśli nie, to wyjaśni się to w dalszej części opowiadania.
          Przepraszam za wiele powtórzeń. Kombinowałam jak się ich pozbyć, ale niestety nic nie wymyśliłam, więc tak musiało zostać. Wybaczcie mi również za wiecznie powtarzający się tekst "sama nie wiem czemu", ale musicie wiedzieć, że jest to adekwatne do przemyśleń Emmy, gdyż ani ja, ani ona nie znamy przyczyny tych zachowań.
          Skomentuję jeszcze tylko ostatnie zdanie. Tak, według mnie wygląda jak żywcem ściągnięte z Kubusia Puchatka, misia o bardzo małym rozumku, ale przecież Duffy to taki nasz misiaczek. No może tylko w autentycznej wersji zamiast butelki wódki byłby garnczek miodu, ale kto by się tam czepiał.
          Chciałam jeszcze Was, Drodzy Czytelnicy, gorąco poprosić o to, że jeśli  naprawdę to czytacie i macie jakieś przemyślenia (niekoniecznie pozytywne), to podzielcie się tym ze mną i zostawcie komentarz. Byłabym bardzo wdzięczna.
          Serdecznie pozdrawiam.

16 komentarzy:

  1. Chwila szczerości. Uwielbiam czytać i czytam bardzo dużo. Ludzi też oceniam po stylu pisania.
    Gdybym była facetem już bym Ci się oświadczyła. xd
    Piszesz zajebiście!;)
    Wszystko jest takie przemyślane,a to bardzo cenię w autorach opowiadań. :)
    Jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko się dalej potoczy;)
    Czekam na kolejny rozdział;)
    xoxo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalazłam chwilkę wolnego i postanowiłam, że przeczytam nowości na ukochanych blogach. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, że dodałaś coś nowego ;)
    Axl zachował się tu straaasznie słodko, ale to dobrze, chyba ;) Mam nadzieje, że wreszcie rozpozna Duffa, albo on ją i będą słodcy jak rodzeństwo które kocha się najbardziej na świecie. Tak, tak, lubię gdy jest słodko ;)
    Ok, ja koncze ten komentarz i nie mogę się doczekać kiedy znowu coś nowego dodasz ;)
    + Przepraszam za błędy,ale jestem na telefonie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam :) Wybacz, że mam pewne zaległości z komentowaniem u Ciebie, ale brak czasu. To opowiadanie ogólnie jest coraz lepsze i coraz lepiej mi się je czyta :D
    Jestem ciekawa, czy Axl naprawdę tak myśli o Emmy, czy po prostu chce uśpić jej czujność, a później najzwyczajniej w świecie wykorzystać. No, ale mam nadzieję, że tego dowiem się już niedługo.
    No Duffy myśl, myśl, może coś wymyślisz :D

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu uległa magii Axla i dała się gdzieś zaprosić! Jak widać na razie tego nie żałuje. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że Axl ją oczarował. Przystojny rockman. A ona oczarowała jego. Czy to wszystko jest szczere? Zobaczymy.
    Mózg Duffa zaczyna pracować.
    Dziwnie brzmi to zdanie. Tak irracjonalnie XDDDD
    Nie no, znów się naśmiewam z mózgu Duffa. Muszę się opanować XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak chciałabym się spytać, kiedy nowy rozdział?? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział :) fajnie że Emmy spotkała się z Axlem. kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy nowy? Tak dawno nic nie dodałaś. :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Mi tez sie bardzo podoba to opowiadanie :) masz fajny styl pisania kazdy rozdzial przeczytalam z zaciekawieniem. Podoba mi sie takze ze nie ma tak duzo dialogow, ze sa przemyslenia bohaterki i opisy. Fabula tez jest bardzo ciekawa i rozni sie od innych opowiadan. A co do rozdzialu to fajnie ze Axl byl taki opanowany i spokojny bo lubie jak taki jest xd wiec czekam na dalsze rozdzialy i jakbys mogal mnie informowac u mnie na blogu http://rock-n-roll-guns-n-roses.blogspot.com bede wdzieczna :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dopiero co znalazłam tego bloga,ale już wiem,że będę go czytała na pewno.Twój blog jest po prostu świetny i wzbudza zainteresowanie.Myślący Duff...było można się spodziewać,że nic nie wymyśli xd Masz dobry sposób pisanie...mogła byś pisać piosenki...coś jak...hmmm...Axl chciał Emmy przelecieć ale mu się nie udało więc zaczął beczeć.Steven klatę ma na wierzchu,więc zamieni się w wilkołaka o zmierzchu.Duffy chciał pomyśleć trochę lecz trochę mu nie wyszło więc zabił muchę.Izzy jak zwykle małomówny,lecz też trochę jest nie równy.Slash ma swoją butelkę Danielsa,więc tańczy z nią jak Lech Wałęsa XD Na kochanego Freddy'ego gorzej ze mną.Dobra pewnie i tak masz leprze rzeczy do roboty niż czytanie moich komentarzy (i moich piosenek,które są całkowicie pozbawione sensu).No cóż czekam na kolejną notkę :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Kieeedy noooowy?
    My tu czekamy :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wciąż czekamy na nowe, jakbyś miała jakieś wątpliwości :D

    OdpowiedzUsuń
  12. No właśnie , to aż nie podobne do axla , ale wiadomo jak to on ;). Pisz , pisz , bardzo fajne , podoba mi się .

    OdpowiedzUsuń
  13. No właśnie , to aż nie podobne do axla , ale wiadomo jak to on ;). Pisz , pisz , bardzo fajne , podoba mi się .

    OdpowiedzUsuń
  14. Hehe Duff i wspomnienia. Nieźle xd nie ma to jak móżdżenie nad whiskaczem. Polecam! No, a tak tego to Axl jak każdy Polak uprzejmy. Hehe xd ale zjebany komentarz. Trudno. Nie wiem jak wy mi się podobało. Jak zwykle. Wiec mowie congratulations i idę do mojego myszolowa. Spale fajkę z ginem (Wtf?! Słownik chciało przerobić mój 'gin' na 'ginekolog' xd) i czytać będę dalej. Ja pier papier... moj polski przeraza...

    OdpowiedzUsuń
  15. Podoba mi się sposób w jaki piszesz...
    Tak trzymaj moja droga!

    OdpowiedzUsuń

Proszę, jeśli czytasz, napisz komentarz. Nie musi być długi i piękny. Ważne, żeby był. Chcę jedynie wiedzieć, czy rozdział Ci się podobał, a jeśli nie, to dlaczego. Taka wiadomość od Ciebie daje mi nie tylko ogromną motywację do dalszego pisania, ale również informację, co i w jaki sposób powinnam w swojej twórczości poprawić. Każdy komentarz się liczy. Dziękuję.