Chłopaki
wyszli z domu jakąś godzinę temu. Z samego rana zadzwonił do nich menadżer i
kazał im natychmiast do niego przyjechać, bo jacyś ludzie od teledysku chcieli
uzgodnić szczegóły. Wtedy zaczął się wyścig z czasem. W pośpiechu jedli
śniadanie, w między czasie latając po całym domu w poszukiwaniu jakichkolwiek
ciuchów, które mogliby na siebie włożyć, przy czym Slash koniecznie musiał
założyć na siebie swoje ulubione kowbojki, które oczywiście gdzieś się
zapodziały i ja musiałam mu pomóc ich szukać.
Kiedy wszyscy
byli już najedzeni i względnie odziani, w mgnieniu oka wybiegli z domu i całą
piątka wpakowali do starego, zniszczonego Forda, stojącego obok domu, na którego
wcześniej nie zwróciłam nawet specjalnie uwagi. Najbardziej trzeźwy z nich
wszystkich - Izzy usiadł za kółkiem i odpalił samochód, po czym ruszyli z
piskiem opon i tyle ich było widać.
Ja pod ich
nieobecność postanowiłam trochę tutaj ogarnąć. Po tym, jak wywaliłam cztery
worki na śmieci pełne puszek, butelek po alkoholu i całego innego ścierwa,
które walało się po domu, w końcu zobaczyłam podłogę. Pudełka po pizzy zostały
oczywiście bezpiecznie poukładane na jednej z szafek, więc żaden tekst piosenki
nie ucierpiał. Po względnym umyciu podłogi wzięłam się za ogarnianie reszty
pomieszczeń. Ku mojemu przerażeniu pod wanną znalazłam stertę spleśniałych
skarpet i kilka zużytych prezerwatyw. Po tym wszystkim stwierdziłam, że
bezpieczniej będzie, jeśli nie będę wchodzić do pokoi chłopaków. To w końcu ich
prywatna sprawa, co za cholerstwo trzymali w pokojach.
Po kilku
godzinach sprzątania cały dom lśnił czystością i aż nie sposób było poznać, czy
to na pewno to samo miejsce. Najwyraźniej nie tylko ja miałam takie odczucia.
Prawie dokładnie w momencie, kiedy kończyłam, do Hell House wrócili chłopaki.
- O kurwa – powiedział
Slash, kiedy wszedł do środka i od razu po tym zaniemówił. Patrzył się tylko na
wszystko dookoła z rozdziawionymi ustami, by zaraz skierować zdziwiony wzrok na
mnie. Po nim do domu zaczęli się wsypywać kolejni Gunsi.
- O żesz kurwa
jego mać – zaraz zawtórował mu Steven. – Co... co tu się stało? – zapytał,
patrząc na mnie rozszerzonymi oczami.
Wszyscy
zaczęli się rozglądać dookoła i najwyraźniej nie mogli uwierzyć, że to miejsce,
w którym się teraz znajdowali, to nadal to samo Hell House. Wszyscy poza Duffem
- ten jedynie się zaśmiał, po czym podszedł do mnie.
- Chyba
załatwiłem ci pracę – oznajmił, uśmiechając się szeroko.
***
Praktycznie od
razu wyszliśmy z Hell House i ruszyliśmy z Duffem do jakiegoś studia na La
Brea. Na początku nie chciałam, żeby to on prowadził, i miałam zamiar wynająć
Izzy’ego, żeby nas podwiózł, ale McKagan zaczął jęczeć, że przecież praktycznie
nic dzisiaj nie wypił. No i w końcu wygrał. Siedział teraz za kółkiem, a ja
obok niego z kolanem podciągniętym pod brodę i nerwowo spalałam papierosa.
Ponoć jeden z
kolesi, którzy przyszli pogadać z chłopakami, był właścicielem studia
udostępniającego sale do kręcenia różnych scen filmowych, teledysków i tego
typu rzeczy. Jednakże w tym studiu mieściła się też siedziba jednej z
profesjonalnych, hollywoodzkich grup tanecznych, którą również zarządzał. Duff
oczywiście stwierdził, że nie można przepuścić takiej okazji i od razu po
spotkaniu zapytał tamtego faceta, czy czasem nie poszukują jakichś nowych
tancerek, a potem pogadał z nim trochę o mnie. I koleś najwidoczniej się
zainteresował, bo kazał mi przyjechać do tego studia jeszcze tego samego dnia.
Po niecałych
20 minutach podjechaliśmy pod jakiś całkiem spory kompleks. Chcieliśmy wjechać
na jego teren, jednak drogę zagrodził nam szlaban. Stojący obok niego strażnik
najpierw dokładnie zmierzył wzrokiem mnie i moją wystawioną przez okno rękę, w
której trzymałam papierosa, na co ja tylko potraktowałam go chłodnym
spojrzeniem. Odwrócił więc wzrok i zaraz podszedł do drzwi od strony kierowcy.
Chciał chyba coś powiedzieć, ale zanim jakikolwiek dźwięk wydobył się z jego
ust, Duff szybko wcisnął mu w rękę jakąś kartkę. Ten tylko na nią spojrzał i
dał ręką znak, żeby podnieść szlaban. Ledwo zdążyliśmy przejechać, a usłyszałam
z tyłu gwizdy, po czym ktoś krzyknął:
Kątem oka
spojrzałam w lusterko i zobaczyłam dwóch śmiejących się strażników.
Przewróciłam jedynie oczami. Zobaczyłam, że Duff uczynił to samo, jednak chwilę
potem wystawił rękę przez okno i pokazał im środkowy palec. Zaśmiałam się cicho
i dopaliłam resztę papierosa, po czym cisnęłam go przez okno.
Zaparkowaliśmy
auto i ruszyliśmy, zdaje się, do głównego wejścia. Musiałam przyznać, że
wcześniej byłam trochę zdenerwowana perspektywą tego spotkania, ale kiedy
przekraczałam próg budynku, to zdecydowanie wzrosło. To w końcu nie miała być
rozmowa o pierwszą, lepszą pracę. To była profesjonalna grupa taneczna, ponoć
jedna z najlepszych w Hollywood. I właśnie ja miałam okazję, żeby zostać jej
członkinią. Szansa jedna na milion. Taka, której mogłam już nigdy w życiu nie
dostać. Spełnienie moich marzeń. Musiałam więc wypaść świetnie, wręcz idealnie,
a bałam się, że tak się nie stanie. Mimo wszystko musiałam momentalnie opanować
swoje nerwy, bo ledwo co znaleźliśmy się w hallu, a zaraz zauważyłam
kierującego się ku nam wysokiego, na oko około trzydziestoletniego mężczyznę o
krótkich brązowych włosach, który pojawił się nie wiadomo skąd.
- Duff! – zawołał
z uśmiechem na ustach, a następnie podszedł i uścisnął dłoń blondyna. – Właśnie
na ciebie czekałem. Bardzo się cieszę, że przyszedłeś.
- Nie ma
sprawy – odparł McKagan, zupełnie wyluzowany w przeciwieństwie do mnie. - Nie
odrzucilibyśmy przecież takiej propozycji.
Po tym zdaniu
facet szybko skierował wzrok na mnie.
– A ty pewnie jesteś Emma. – Uśmiechnął się i
również podaliśmy sobie ręce. – Ja nazywam się Joseph Parker, ale możesz do
mnie mówić po prostu Joe – przedstawił mi się, po czym od razu przeszedł do
rzeczy. – Duff mówił, że poszukujesz pracy jako tancerka. Opowiedział mi co nieco
o tobie i wydałaś mi się dość… ciekawą osobą. - Zabrzmiało to trochę dziwnie,
ale ton jego głosu nadal był miły, więc potraktowałam to raczej jako
komplement. – Stwierdziłem więc, że czemu by nie dać ci szansy? Przydałby się w
końcu ktoś nowy i świeży w zespole. Pełen pasji do tańca. I wydaje mi się, że
to właśnie ty mogłabyś być tą osobą. Tańczysz ponoć od dziecka. Od ilu lat
dokładnie, jeśli można wiedzieć?
- Łącznie to
będzie gdzieś tak z czternaście lat - odparłam, starając się udawać, że wcale
nie jestem zestresowana. – Ale tak bardziej profesjonalnie to pewnie jakieś
osiem.
- No to już
niezły kawał czasu! – zawołał, a ja się uśmiechnęłam, bo stwierdziłam, że to
pewnie zrobiło na nim wrażenie. - Widzę więc, że naprawdę mam do czynienia z
profesjonalistką. – Od razu chciałam zaprzeczyć, kiedy to powiedział, on jednak
mówił dalej. – No, nie ma co tracić czasu. Może zobaczymy, jak to wygląda w
praktyce. Zespół ma akurat próbę na dużej hali, więc skoczymy tam teraz,
popatrzysz co i jak, przyjrzysz się dokładniej, a potem sama coś zatańczysz – oznajmił,
po czym kiwnął głową na znak, żebyśmy ruszyli za nim.
Poszliśmy
dalej długim, betonowym korytarzem, którego ściany z pewnością były
dźwiękoszczelne, bo do moich uszu nie docierały żadne głosy. Dopiero, gdy skręciliśmy
za rogiem, usłyszałam muzykę. Joe zaraz otworzył duże, metalowe drzwi i
znaleźliśmy się na ogromnej, wyłożonej pierwszej klasy parkietem hali, której
prawie wszystkie ściany pokrywały lustra. Pod jedną z tych ścian ustawiony był
zestaw nagłaśniający w postaci czterech naprawdę dużych głośników, z których
idealnie było słychać każdy dźwięk piosenki. Teraz moje zdenerwowanie gdzieś
zniknęło i przerodziło się raczej w zachwyt. Jeszcze nigdy nie byłam w takim zupełnie
profesjonalnym studiu, więc byłam naprawdę zafascynowana tym, co zobaczyłam.
Jednak po mimo całego tego niesamowitego pomieszczenia moją uwagę oczywiście
najbardziej pochłonęła grupa ludzi tańczących na środku. Nie było ich
specjalnie dużo, więc musiało to oznaczać, że składała się wyłącznie z
najlepszych tancerzy w L.A., co wzbudziło we mnie jeszcze większy podziw. Z
samego przodu stało kilka zgrabnych, wysportowanych lasek, perfekcyjnie
wykonujących każdy ruch, a jedna na samym środku co pewien czas wyliczała rytm
muzyki. Ucieszyłam się, bo oznaczało to, że dopiero niedawno zaczęli się uczyć
tego układu. Zatrzymałam więc wzrok na jednej z dziewczyn, której ruchy, według
mnie, były najbardziej dopracowane, i zaczęłam się przypatrywać. Wiedziałam, że
od razu nie wyuczę się całego układu, ale chciałam chociaż trochę podpatrzeć
ruchy. Ze skupieniem analizowałam i podziwiałam każdy element tańca, jednak mój
wzrok zaraz odwróciło coś, co zupełnie nie pasowało mi do reszty. A mianowicie
jedna z dziewczyn w tamtym pierwszym rzędzie, której jakoś wcześniej nie
dostrzegłam. A może raczej dziewczynka. Drobna, szczuplutka blondynka o
delikatnej urodzie, ubrana w różowe sportowe spodnie i żółtą koszulkę. Była
chyba jeszcze bardziej płaska niż ja i… najwyraźniej nie miała nawet na sobie
stanika. Cóż, ile lat nie miała, na tle reszty wyglądała po prostu dziecinnie.
Musiałam jednak przyznać, że tańcem dorównywała pozostałym dziewczynom z
pierwszego rzędu. Była naprawdę niezła. Jednak to nie
eliminowało wrażenia,
jakoby była jedynie małym, naiwnym dzieciakiem. Czyli kimś, z kim z pewnością
nie chciałam nawiązywać relacji.
***
Dostałam
pracę. Pracę w Hollywood. W grupie tanecznej. Ponoć w najlepszej hollywoodzkiej
grupie tanecznej. Minęły już praktycznie dwadzieścia cztery godziny od czasu,
kiedy się o tym dowiedziałam, a ja nadal zupełnie nie mogłam w to uwierzyć. I
co z tego, że byłam tam tylko na okres próbny, a moja pensja póki co wynosiła
tyle co nic. Ale jednak to było coś niezwykłego i wydawało się kompletnie
nierealne. Musiało jednak być, bo właśnie jechałam do studia na mój pierwszy
dzień w pracy.
Duff podwiózł
mnie pod sam budynek tak samo jak wczoraj. W podzięce dałam mu buziaka w
policzek, a następnie, nic nie mówiąc, wyszłam z samochodu i, kurczowo
ściskając torbę przewieszoną przez ramię, weszłam do budynku. Ruszyłam prosto
tym samym korytarzem co wczoraj, po czym zatrzymałam się przy drzwiach z
napisem „garderoba” i chciałam jej otworzyć, kiedy nagle…
- Cześć – usłyszałam
za swoimi plecami. Westchnęłam cicho, zdjęłam rękę z klamki i odwróciłam się w
drugą stronę. Zobaczyłam przed sobą drobną, uśmiechniętą blondynkę, tą samą,
którą obserwowałam wczoraj z takim zdziwieniem. Szybko zmierzyłam ją wzrokiem.
Teraz, gdy stała tuż przede mną, wydawała mi się jeszcze młodsza niż wcześniej,
głównie za sprawą praktycznie zerowego makijażu, który mocno uwidaczniał jej
ładne, aczkolwiek dziecięce rysy twarzy. Ubrana była w białą koszulę, granatową
spódnicę w kratę, a na jej szyi połyskiwał srebrny naszyjnik... z brylantem. No
tak, mogłam się tego spodziewać - kochana, dobrze ułożona i z pewnością
niesamowicie rozpieszczona córeczka rodziców. Bajecznie.
- Taa… Hej – odparłam
bez entuzjazmu, bo jakość nie szczególnie miałam ochotę na kontakt z nią.
- Jestem
Caroline – Wyciągnęła rękę w moją stronę, nadal szeroko się uśmiechając. – A ty
jesteś Emma, prawda? – zapytała, na co ja kiwnęłam jedynie głową. - To naprawdę
świetnie, że teraz będziesz z nami pracować. Dobrze wczoraj zatańczyłaś.
- Hmm… Dzięki.
– Miałam nadzieję, że to już koniec konwersacji i znów chciałam nacisnąć
klamkę, niestety się pomyliłam.
- Mam
nadzieję, że poradzisz sobie z dopasowaniem się i nauczeniem się układu. Tutaj
jest naprawdę ciężko, trzeba ciągle ćwiczyć. – Nie byłam pewna, czy chciała
mnie pocieszyć, czy wystraszyć. – To znaczy, jesteś naprawdę dobra, ale i tak
będziesz musiała bardzo ciężko pracować. Tutaj wszyscy muszą być najlepsi, nikt
nie osiada na laurach. – Męczyła mnie już ta jej gadka. Jakby myślała, że ja
nie wiem, po co tutaj przyszłam. - Masz dziewiętnaście lat, co nie? Według mnie,
tańczysz naprawdę znakomicie jak na tak młody wiek. – Nagle zupełnie zmieniła
ton całej wypowiedzi, co trochę zbiło mnie z tropu. - Większość osób tutaj jest
starszych i to całkiem sporo. Ja mam siedemnaście lat i jestem najmłodsza z całej
grupy, ale staram się dawać sobie radę, chociaż ty jesteś chyba nawet lepsza
ode mnie. – Puściłam mimo uszu te jej nagłe i nietypowe pochlebstwa, głównie z
tego powodu, że zdziwił mnie fakt, iż miała siedemnaście lat. Nie dałabym jej
chyba nawet tylu. – Według mnie jesteś
naprawdę świetna. Gdzie uczyłaś się tańczyć? – zapytała z entuzjazmem.
- W klubie
nocnym – odpowiedziałam pół ironicznie, pół serio, uśmiechając się przy tym
sztucznie. Nie zważałam już na to, czy chciała coś jeszcze powiedzieć, czy nie,
tylko po prostu weszłam do tej garderoby, żeby móc się w spokoju przebrać i
mieć ją wreszcie z głowy.
***
Kolejne dni w
pracy mijały mi raczej w miarę przyjemnie. Faktycznie, musiałam się do tego
przyłożyć i dużo ćwiczyć, jednakże z łatwością uczyłam się układu, z czego Joe
był wyraźnie zadowolony i z pewnością reszta ekipy również. Co do nich, to
raczej nie poświęcali mi dużo uwagi i rzadko się do mnie odzywali, co dopiero
mówić o nawiązywaniu jakichś głębszych relacji, ale nie byli też dla mnie wredni
i to póki co mi wystarczało. No, w miarę. Nie przejmowałam się tym jednak jakoś
specjalnie, bo w końcu nie przyszłam tutaj szukać przyjaciół, tylko realizować
się zawodowo, a pod tym względem było naprawdę znakomicie. Wreszcie miałam
pracę, o której zawsze marzyłam. Robiłam właśnie to, co sprawiało mi największą
przyjemność. To, co chciałam robić, a nie jedynie musiałam. Co więcej, byłam w
tym dobra. Naprawdę dobra. A przynajmniej tak na każdy kroku mówił mi Joe.
- Świetnie ci
idzie Emmy, naprawdę – zaczepił mnie raz w progu, kiedy jako ostatnia
wychodziłam z hali. – Jestem pod ogromnym wrażeniem. Jesteś tu dopiero kilka
dni, a już wykonujesz układ lepiej niż nie jeden członek grupy – mówił, gdy
zmierzaliśmy w stronę garderoby. – Chyba będę musiał jednak darować ci szybciej
ten okres próbny i przenieść cię na normalny etat. Za to, co robisz, powinnaś
dostawać normalną kasę, a nie jakieś ochłapy.
Podziękowałam
grzecznie Joe, jak zwykle skrępowana, kiedy ktoś nadmiernie wywyższał moje
umiejętności, jednak bardzo zadowolona. Nie chodziło mi oczywiście tylko o
pieniądze dla siebie, ale też dla chłopaków. W końcu mieszkałam teraz u nich,
więc coś im się należało. Mimo że byli gwiazdami rocka, to ich sytuacja finansowa
nadal nie była zbyt dobra, więc wiedziałam, że ta kasa im się przyda.
Oczywiście
oprócz pozytywnych aspektów nowej pracy były też te negatywne. Na przykład
Caroline, która chyba upatrzyła mnie sobie jako swoją nową przyjaciółkę albo
raczej ofiarę, co mogło wynikać z pobłażliwych spojrzeń reszty ekipy
skierowanych w moją stronę za każdym razem, kiedy dziewczyna do mnie
podchodziła. Najwyraźniej nikt za nią nie przepadał i w sumie się temu nie
dziwiłam. Była męcząca, przesadnie gadatliwa, często zarozumiała i miałam
wrażenie, że mówiła pierwsze, co jej ślina przynosiła na język, przez co w
czasie „rozmów” z nią dowiadywałam się między innymi, że albo moje włosy
przypominają siano i powinnam iść do fryzjera, żeby coś z nimi zrobił, albo że
mam niesamowicie piękne oczy. Kompletnie nie dało się z nią dojść do… czegokolwiek.
***
Dzisiaj
wyjątkowo wyszłam pierwsza ze studia i, popijając sobie coca-colę z puszki,
czekałam, aż przyjedzie po mnie Duff, tak jak to robił codziennie. Minuty
jednak mijały, a jego nadal nie było. W tym czasie z budynku zaczęła się wysypywać reszta ekipy, również kierująca się już do domów. Garstka osób ruszyła do głównej bramy, mijając mnie przy tym kompletnie obojętnie, bez żadnego słowa. Sama – pomyślałam sobie - zresztą
jak zwykle. Nie miało to jednak trwać długo, o czym boleśnie przekonałam
się po chwili.
- Hej – usłyszałam
znajomy głos, po czym zauważyłam obok siebie Caroline, która wzięła się nie
wiadomo skąd. – Czekasz na kogoś?
- Ta, można
tak powiedzieć – odpowiedziałam, wypatrując na parkingu znajomego samochodu.
- Ja też. Już
powinien być tutaj mój szofer, ale najwyraźniej się spóźnia. – Po raz kolejny
miałam wrażenie, że ona nie przepuści żadnej okazji, by popisać się tym, jaka
jest bogata. – No trudno, to trochę sobie tutaj razem postoimy – dodała z
uśmiechem.
- Oby nie
długo - mruknęłam pod nosem, ale raczej tego nie usłyszała.
- Ja mieszkam
w jednej z tych willi w Hollywood Hills. Moi rodzice mają naprawdę piękny dom,
musisz kiedyś przyjść zobaczyć – powiedziała z przekonaniem, jakby zupełnie nie
zdawała sobie sprawy z mojej niechęci do tej rozmowy. – A ty gdzie mieszkasz?
- Ja? Z bandą
dziwkarzy, alkoholików i ćpunów potocznie zwanych rockmenami – odparłam, uśmiechając
się prowokacyjnie. – Całkiem przyjemni
ludzi – dodałam zaraz, wiedząc, że pewnie nie przekonują jej te klimaty. Ona już
otwierała usta, żeby coś odpowiedzieć, jednak nie zdążyła, bo ktoś
niespodziewanie jej przerwał.
- Hej, wybacz,
że tak długo, ale te skurwysyny na szlabanie nie chciały mnie wpuścić – usłyszałam
znajomy głos, po czym z uśmiechem odwróciłam głowę w bok i zobaczyłam tam burzę
brązowych loków ubraną w skórę i kowbojki. – Duff dzisiaj nie mógł po ciebie
przyjechać, więc popro… - tu nagle urwał i jakby zapatrzył się na coś, co było
po mojej lewej, czyli na… Caroline?
- Cześć, jestem
Caroline. – Uśmiechnęła się i bez żadnego skrępowania wyciągnęła rękę w jego
kierunku, podczas kiedy on gapił się na nią jak zaczarowany.
-
Sla... Slash – wyjąkał po chwili i również podał jej rękę, a ja jedynie gapiłam
się na niego i zupełnie nie mogłam uwierzyć w to, co się z nim działo. – Miło
cię poznać – dodał zaraz i uśmiechnął się do niej.
- Mi też. Ty
jesteś jednym z tych rockmenów, z którymi mieszka Emmy? – zapytała i wyglądała
przy tym na nieźle zafascynowaną, co trochę mnie zdziwiło.
- No… tak. Tak
się składa, że tak – odpowiedział dumnie, poprawiając przy tym swoje kudły, na
co ja tylko przewróciłam oczami. – Gram na gitarze, mała. Jak chcesz, to możesz
kiedyś…
- Dobra, Saul,
koniec tych rozmów, wskakuj do samochodu – przerwałam mu, czując, że szykuje
się gadka na podryw. – Miło było, ale musimy już lecieć – powiedziałam na
odchodnym do Caroline, po czym pociągnęłam Hudsona w stronę auta stojącego
niedaleko.
- No to cześć,
mała! – krzyknął jeszcze i pomachał jej, zanim brutalnie wepchnęłam go na
miejsce kierowcy.
Gdy
ruszyliśmy, zobaczyłem jeszcze, że Slash kątem oka nadal wpatrywał się w
Caroline, stojącą przed budynkiem. Przewróciłam oczami na ten widok. W ogóle
nie mogłam zrozumieć jego zachowania.
- Ładna ta
twoja koleżanka – powiedział, kiedy już stracił blondynkę z zasięgu wzroku i
dojechał do szlabanu.
- Nie wiedziałam,
że gustujesz w dzieciach – odparłam, jednocześnie obdarowując strażników
pogardliwym spojrzeniem. Lubiłam tę pracę, ale ci strażnicy byli naprawdę
okropni. Za każdym razem, kiedy przejeżdżałam przez bramę gapili się na mnie
tym swoim paskudnym wzrokiem. Szczerze ich nie lubiłam. Zresztą podobnie jak
wszystkich psów w tym pieprzonym mieście.
- Daj spokój,
nie wygląda aż tak młodo – odpowiedział Slash, przejeżdżając przez bramę. Po
chwili byliśmy już na La Brea i kierowaliśmy się do Hell House.
- Ma
siedemnaście lat.
- No i? – Chyba
kompletnie nie widział w tym problemu. - A ty masz dziewiętnaście. Nie jest
dużo młodsza od ciebie, Em.
- Ale ja
jestem dorosła – odburknęłam. – Zresztą tu nie o to chodzi. W ogóle nie
rozumiem, co takiego ci się w niej podoba.
- Ty jej chyba
nie lubisz, co? – zapytał, a ja tylko wzruszyłam ramionami. On już jednak najwyraźniej
sam sobie odpowiedział. - Tylko nie wiem, czemu. Wygląda na miłą.
- Jest
wkurzającą, rozpieszczoną, bogatą niunią.
- Myślę, że
trochę przesadzasz. Nie może być aż taka zła. Uprzedziłaś się do niej po prostu.
Spróbuj się do niej przekonać, naprawdę. Może wyjdzie ci to na dobre, kto wie.
Spojrzałam na
niego zdziwiona. Czy on właśnie dawał mi rady? Slash? Co się z nim, do cholery,
działo? Chce, żebyś ją polubiła, żeby on
mógł ją wyrwać – pomyślałam sobie. No tak, faktycznie. Ale jednak… to, co
mówił, nawet wydawało się mieć jakiś sens. Cholera, a może on miał rację? Może
faktycznie trochę źle ją potraktowałam, od razu zakładając, że jest właśnie
taka, a nie inna. W końcu pracowałam tam dopiero od kilku dni, nawet jej dobrze
nie znałam. A w dodatku inni traktowali ją chyba jeszcze gorzej i… była
kompletnie sama. W sumie tak jak ja. Kurwa. Czyli że co? Miałabym się z nią
zaprzyjaźnić? O boże…
- Dobra,
Slash, nie pierdol, tylko daj mi jakieś fajki – powiedziałam w końcu.
________________________________________________________________________________
Aż normalnie nie wierzę, że udało mi się dodać ten rozdział na czas. No ale jest, więc się cieszcie. Udało się przed wyjazdem na szczęście.
Przepraszam, jeśli pod względem treści nie jest najlepiej, jeśli jest nudny, jeśli są błędy i za brak Axla (Perry się cieszy XD). Szkoła potrafi czasami dobić człowieka, przez co traci nie tylko wenę, ale i chęci.
Pojawiła nam się nowa bohaterka (i tym samym praktycznie dwie prośby Perry zostały spełnione) i mam nadzieję, że się z tego cieszycie. :) Jej opis w zakładce "Bohaterowie" pojawi się już wkrótce.
Mam wielką, wielką prośbę. Jeśli czytacie - skomentujcie. Po prostu napiszcie, czy wam się podoba, czy nie. Nie musi to być długie. Do ostatniego rozdziału były tylko trzy komentarze. Przykro mi bardzo, jeśli to dlatego, że praktycznie nikt tego nie czytał.
Serdecznie pozdrawiam. :*
Rozdział meeega *-* zresztą jak każdy.Czekam już na kolejny,ale mam nadzieje,że w następnym będzie dużo Axl'a ♥
OdpowiedzUsuńBrakuje mi tu cholernie Axla i Izzyego jakos malo ;/ ale rozdzial super, Emm ma prace, pojawia sie nowa osoba, ciekawie i czekam na wiecej :))
OdpowiedzUsuńKocham Twoje opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńKochanieńka...Ty nie umiesz pisać nudnych rozdziałów...są rozdziały lepsze i gorsze ale nie nudne... ten faktycznie nie jest jakoś super wciągający ale trochę zmienia- nowa praca, nowa znajomość...Emmy się rozwija...aczkolwiek ja liczę na powrót Lily...ale rozdział mi się bardzo podoba...życzę ayś na wyjeździe miała wene
~NieszczęśliwieZakochana
Tak jak wyżej- brakuje mi tu Axl'a, Izzyego i Stevena ;)
OdpowiedzUsuńAle rozdział jest super, bardzo ciekawy, nie naciągany, realistyczny. Nie jest zbyt krótki i pojawił się na czas, co jest wielkim plusem ;)
Czekam na rozwinięcie tego wątku i może więcej wcześniej wspomnianych bohaterów ;) Twoje opowiadanie jest świetne!
Życzę dużo weny i czasu na pisanie, pozdrawiam ;* /F
super rozdział :) czekam na następny i życzę weny :*
OdpowiedzUsuńAle ten Duff ma znajomości, no, no :D Obrotny chłopak :P
OdpowiedzUsuńA ta Caroline... No sama nie wiem, co o niej myśleć... Chyba miałabym co do niej podobne odczucia jak Emmy... Chociaż może faktycznie jest tutaj sama i szuka przyjaciół? Może nie jest taka zła? Się z czasem okaże ;)
Czyżby Slash się zakochał od pierwszego wejrzenia? ^^
Wybacz za krótki komentarz :*
Czekam na następny! :*
OdpowiedzUsuńZacisze mojej chatki. Laptop i Perry na oknie z papierosem zaczyna czytać. Po pierwsze muzyka! Czemu kurwa myślałam o Carolina, gdy otwierałam te rozdział?! Dlaczego?! I Izzy jako kierowca xD Hahaha u mnie było to samo. Zawsze! Fuck yeah! Wgl jestem strasznie ciekawa klipu...
Sprzątanie - już sobie wyobraziłam te WTFy chłopaków jak weszli do domu xD bezbłędne! No, ale niestety biedna Em - porządek nie będzie trwał za długo. Palenie Em jest takie... Hm... Zmysłowe. Już sobie wyobrażam jak od niechcenia pali tego papierosa, ma rękę dyndającą za oknem. Super! No i właśnie też palę, więc hehe sztama, kochanie! Mam straszną nadzieję, że ten pomysł z tancerką wypali! Biedna Em. Ciągle taka zagubiona, gwałcona i wgl pokrzywdzona przez los. Btw teraz uwaga dotycząca polskiego. '- Nie ma sprawy. – Odparł McKagan' to powinno być napisane tak '- Nie ma sprawy – odparł McKagan.' Bez kropki i 'odparł' z małej litery. Ha! Pierwszy raz chyba Ci to mówię xD
Gdy Em wchodzi na salę... Wow. Aż serce mi zaczęło walić, nie mam pojęcia dlaczego! Chyba Perry się zaczął wczuwać... Uuuups xD Nie, to dobrze. I mała urocza blondynka. Hm... Zastanawiające. Ciekawe jak to się z nią potoczy.
Haha o, nie! Już widzę biedną Em bombardowaną pytaniami. Aż samej zrobiło mi się od nich niedobrze.
Bozeno, nie! Nie rób mi tego! Nie sfataj Slasha w tak okrutny sposób! Nieeeeeeee! W tym momencie popieram Em. O, kurwa. Nie lubię tej małej blondyny. Serio. Nie, no nie. Bogate blondynki... Ja pier papier i nożyce. Perry, co ty dziecko czytasz?! God, why?! Dobra. Na siłę postaram się ją polubić. W końcu spełniłaś moje prośby. Wow. Ktoś mnie jednak w tym chujostwie słucha! No! I nie! Axla tu akurat nie brakuje! Reszta może się jebać! A nie sorry. Wy jeszcze dziewice xD
Sayonara, ziomeczki!
Zajebisty blog, strasznie się wciągnęłam i przeczytałam wszystko wczoraj, ale dopiero teraz moge skomentować. Brakuje mi w rozdziale jedynie Axla i nie lubię tej nowej, dziwna jest.
OdpowiedzUsuńKrótkie kom bo nie bardzo mam teraz czas, ale z niecierpliwością czekam na next.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńW końcu przeczytałam. XD
OdpowiedzUsuńNie lubię Caroline, ok.
Slashu się zakochaaal XD
Duff, więcej Dufffa! Plz.
Chyba nie powinnam pisać czegokolwiek o tej godzinie.XD
Weny i czekam na kolejny. C:
Zajebisty rozdział, z.resztą jak każdy:**
OdpowiedzUsuńMyślałam, że Slash woli cycate o.o
Wgl ta Caroline też mi się nie podoba , coś czuję, że będzie nieoczekiwany obrót spraw :)
Spodabała się Slashowi, wrzuć ją ode mnie pod samochód XD
Czekam na kolejy rozdział.
Życzę weny.
Kochanie jesteś zajebista :***