Kolejny dzień
w pracy. Niby rutyna, wszystko takie samo jak zwykle. Dziś jednak, choćbym
bardzo się starała, za cholerę nie mogłam się skupić na tańczeniu, chociaż
normalnie nie myślałam przecież o niczym innym. Mimo że pozornie wszystko było
takie jak zawsze, czegoś mi brakowało, tylko nie wiedziałam, co to takiego. Coś
sprawiało, że czułam jakąś dziwną pustkę.
Moja zmiana
dobiegała właśnie końca i już miałam iść do garderoby, kiedy nagle przez
frontowe drzwi klubu praktycznie wbiegł Axl. Rozejrzał się dookoła, jakby kogoś
szukał, i po chwili jego wzrok spoczął na mnie.
Kiedy go
zobaczyłam, jakby mechanicznie się uśmiechnęłam. Wówczas zdałam sobie sprawę z
tego, że tym, czego brakowało mi przez cały wieczór, był on i spojrzenie jego
niesamowitych oczu. No tak, przecież przychodził tu codziennie już od dobrego
tygodnia... ale... chwila, jak to możliwe, że mi go brakowało? No właśnie, ten
jeden element zdecydowanie różnił się od reszty. Wcześniej raczej wolałam
trzymać się od niego z daleka, dlaczego więc tym razem wręcz potrzebowałam jego
obecności?
- Cześć –
przywitał się po chwili. – Jak dobrze, że cię jeszcze złapałem. Przepraszam, że
jestem tak późno. Chciałem przyjść wcześniej, ale byliśmy z chłopakami w studiu
i nagrywaliśmy jedną wyjątkowo skomplikowaną piosenkę. Ciągle trzeba było
powtarzać, bo coś się nie zgadzało. Tak czy siak, nareszcie jestem i... Ej, właśnie,
przecież ty jeszcze nie słyszałaś jak gramy, prawda? – wtrącił nagle, na co ja
tylko pokręciłam przecząco głową. - No, to w takim razie trzeba to szybko
nadrobić. Pojutrze przychodzisz do nas do studia – zakomunikował i uśmiechnął
się szeroko. - No, ale ogólnie przyszedłem tu w innej sprawie – kontynuował po
chwili - otóż jutro jest impreza u nas w domu i ty, mała, koniecznie musisz na
nią przyjść!
Po tej
propozycji początkowo patrzyłam na niego niepewnym i dość niechętnym wzrokiem. Perspektywa
małego pomieszczenia wypchanego po brzegi schlanymi i zaćpanymi ludźmi, którzy
na pewno się do mnie przypieprzą, była jakoś dziwnie niekusząca. Wyczekujące
spojrzenie zielonych oczu Axla przypomniało mi jednak, że on przecież też tam
będzie, a jakoś dziwnie miałam ochotę spędzić z nim następny wieczór...
– No w sumie, to... nawet mogłabym przyjść –
odpowiedziałam po chwili namysłu.
- Świetnie –
powiedział z szerokim uśmiechem na ustach. – W takim razie o 18:00 w Hell
House, na 1139 North Fuller Avenue. To jedna z odbitek Santa Monica. Nie
jest bardzo daleko od ciebie, więc jestem przekonany, że trafisz bez problemu.
No to w takim razie... do jutra – pożegnał się, po czym pocałował mnie w
policzek, a mnie znowu ogarnęło to samo przyjemne uczucie, co wczoraj.
Po chwili
opuścił lokal, a ja mimowolnie uśmiechnęłam się na myśl o jutrzejszym
wieczorze.
***
Słońce
kierowało się już ku zachodowi i całe miasto skąpane było w odcieniach żółtego
i pomarańczowego. Ulice jednak powoli ogarniał mrok, co nadawało wszystkiemu
dookoła jakiegoś nieprzyjemnego charakteru. Obcasy moich butów delikatnie stukały o
szary, brudny chodnik. Co chwilę mijali mnie jacyś podejrzanie wyglądający
mężczyźni, którzy gapili się na mnie tak, że najchętniej bym stamtąd zaraz uciekła.
Przy niektórych latarniach ulicznych stały natomiast młode kobiety, które na
moje oko były prostytutkami. Te obrzucały mnie jednak tylko pogardliwymi
spojrzeniami, po czym znów wyczekiwały jakichś klientów. Ogólnie rzecz biorąc,
nastrój nie był zbyt pogodny. Zdążyłam się już trochę przyzwyczaić do tych
nieprzyjemnych dzielnic, jakimi były Sunset i większa część Zachodniego
Hollywood, ale i tak nigdy nie czułam się tutaj bezpiecznie, a już zwłaszcza
kiedy szłam sama. W tej chwili jednak nie wiedziałam, co było gorsze -
włóczenie się tymi wszystkimi podejrzanymi ulicami czy przebywanie na imprezie
u Gunsów, która z każdą chwilą wydawała mi się coraz gorszym pomysłem. Otuchy
dodawał mi jednak fakt, że miał tam być przecież Axl. Nie mówię wcale, że przy
nim czułam się bezpiecznie, jednak ta perspektywa powodowała, że na mojej
twarzy pojawiał się uśmiech. Zdecydowałam więc, że wolę tam iść i, niewiele
myśląc o możliwych konsekwencjach mojej decyzji, szłam dalej przed siebie.
Po kilkunastu
minutach stanęłam przed niedużym domem z lekko otępiałym wzrokiem, zastawiając
się, czy faktycznie dotarłam pod dobry adres. Ów „dom” w rzeczywistości był bowiem
zniszczoną ruderą z mnóstwem gratów walających się przed nią i zarośniętym
ogródkiem. Jakaś totalna masakra. Jednak hałas, jaki słychać było już od samego
początku ulicy, a który wydobywał się właśnie z tego budynku, upewniał mnie, że
jednak dobrze trafiłam. Cóż, nazwa Hell House faktycznie pasowała do tego
miejsca.
Wzięłam
głęboki wdech i ruszyłam do drzwi. Delikatnie zapukałam, ale stwierdziłam, że i
tak nikt tego nie usłyszy, więc po prostu nacisnęłam klamkę i weszłam.
Pierwsze, co poczułam, to intensywny zapach alkoholu i papierosów. Następnie
dotarła do mnie jakaś ogromna fala ciepła, która najprawdopodobniej biła od
tego tłumu ludzi, który po chwili zauważyłam.
Jak na taki mały dom, było ich całkiem sporo. Rozejrzałam się dookoła,
by znaleźć wśród nich jakąś znajomą twarz, nikogo jednak nie dostrzegłam.
Powoli i z trudem zaczęłam się więc przedzierać przez zbitą masę ludzkich ciał.
Czułam na sobie ich ręce, słyszałam, że chyba niektórzy nawet coś do mnie
mówili, ale nie zwracałam na to uwagi. Chciałam się tylko przebić w jakieś
luźniejsze miejsce.
Gdy w końcu
wydarłam się z tego potrzasku, mój wzrok momentalnie przykuła blond czupryna
znajdująca się w dość niedużej odległości ode mnie, a należąca do wielkiego
chłopaka stojącego pod ścianą, żywo rozmawiającego z jakimiś ludźmi. Po chwili
jego głowa odwróciła się w moją stronę i zobaczyłam zielone oczy. To był Duff,
nie miałam żadnych wątpliwości. Nie zapomniałabym tych oczu, które z tak
znajomym mi blaskiem wpatrywały się we mnie ostatnim razem.
Kiedy tylko mnie
dostrzegł, uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy. Stał się jakiś taki
nieobecny i dziwnie spoważniał. Jakby wszyscy ludzie dookoła zniknęli w
momencie, w którym ja się pojawiłam.
Jedynie jego oczy ukazywały jakiekolwiek emocje, a przewiercały mnie
prawie na wylot. Cholera, byłam pewna, że już kiedyś, gdzieś je widziałam...
Za nim zdążyłam się zorientować, McKagan
wyminął swoich niedawnych rozmówców i byłam przekonana, że kieruje się w moją
stronę. Dzieliło nas już tylko kilka metrów...
Nagle poczułam
czyjeś ręce na swoich biodrach i szybko się odwróciłam, będąc przez ułamek sekundy
ciekawa, komu zaraz będę musiała dać w twarz. Dobrze, że jednak spojrzałam, kim
była ta osoba, zanim wymierzyłam cios. Przede mną stał Axl z szerokim uśmiechem
na ustach.
- Cześć – powiedział,
po czym delikatnie mnie przytulił i dał buziaka w policzek. – Dobrze, że w
końcu jesteś. Zaczynałem się powoli martwić, czy coś ci się po drodze nie
stało.
- Eee...
Nie... Wszystko w porządku... – wyjąkałam, już po raz kolejny zaskoczona jego
słowami. – Nie miałam większych problemów z dotarciem. – Uśmiechnęłam się
nieśmiało.
- To dobrze. –
Odwzajemnił gest. – W takim razie chodź już. Pójdziemy wziąć dla ciebie coś do
picia – powiedział, po czym bez najmniejszych oporów objął mnie w tali, a ja
się specjalnie nie wzbraniałam; nawet przysunęłam się do niego bliżej, żebym
nie musiała znowu narażać się na obmacywanie ze strony innych uczestników
imprezy.
Na moment
jeszcze delikatnie odwróciłam głowę za siebie, ale, ku mojemu zdziwieniu, nigdzie
już nie spostrzegłam Duffa...
Kuchnia
okazała się małym, totalnie zaśmieconym pomieszczeniem, które pewnie nawet nie
przypominałoby kuchni, gdyby nie mała lodóweczka i rozwalająca się kuchenka. W
środku kręciło się kilkoro ludzi, ale moją uwagę najbardziej przykuł Slash
rozwalony na podłodze pod oknem w towarzystwie dwóch skąpo ubranych i wyjątkowo
cycatych dziewczyn. W ręku trzymał oczywiście butelkę Jacka Danielsa, a koło
jego nóg leżała gitara. Co ciekawe, miał na sobie tylko jeden but; nie miałam
pojęcia, co się stało z drugim.
- Ooo, Emmy! –
zawołał i podniósł do góry jedną rękę. Nie miałam zielonego pojęcia, jak on
mnie zobaczył przez te swoje kudły, a tym bardziej dziwne było, że w ogóle
zapamiętał, jak mam na imię. – Jednak przyszłaś! A ja myślałam, że Axl sobie
tylko ze mnie jaja robił, kiedy mi powiedział, że będziesz! Poważnie, nie
spodziewałem się, że on mógłby wyrwać taką sztukę jak ty! – Zaśmiał się głośno,
a ja nie byłam pewna, czy mam to traktować jako komplement, czy może wręcz
przeciwnie.
- Pierdol się!
– odpowiedział mu na to Axl. – To ty tylko leżysz cały czas z tymi silikonowymi
dziwkami, zamiast zająć się prawdziwymi dziewczynami. Nigdy byś mi nawet do
pięt nie dorównał.
Wówczas Saul
zaczął się śmiać jeszcze bardziej niż wcześniej i o mało nie wylał przy tym
swojego Danielsa. Rose z kolei tylko przewrócił oczami, po czym podszedł do
jednej z szafek i zaczął nerwowo grzebać w jakichś butelkach.
- Pusta.
Pusta. Pusta. Pusta. Kurwa mać, pusta! – wrzasnął Axl. – Hudson, nie mów mi, że
zdążyłeś już wszystko wychlać!
Z ust chłopaka
zamiast odpowiedzi, wydobyła się jednak tylko kolejna fala śmiechu.
- Kurwa, nie
rżyj, tylko mów, gdzie są jakieś pełne butelki!
- Hahahah...
Tam... na dole... Przecież muszę je mieć pod ręką... Hahahhaha... – Pokazał palcem
na małą szafkę.
Rose szybko do
niej podszedł, otworzył drzwiczki i zaraz ujrzeliśmy tam pełen skład butelek
Danielsa. Axl wtedy tylko westchnął, chwycił jedną w rękę, po czym spojrzał na
Hudsona i powiedział:
-Idiota.
A dla Slasha
nawet to widocznie było bardzo zabawne. Śmiał się jak opętany. A może raczej
jak naćpany? Co mnie jednak bardziej zdziwiło, to fakt, że te dziewczyny, które
leżały do niego przyklejone, w ogóle na nic nie reagowały, nawet na fakt, że
Axl nazwał ja dziwkami. A może to rzeczywiście były prostytutki? Popatrzyłam na
nie z lekkim niesmakiem. Na wpół przymknięte oczy, rozczochrane włosy,
przesadny makijaż, prawie całe ciało na wierzchu - no tak, rasowe prostytutki i
ćpunki w jednym. Ciekawe, czy w ogóle miały świadomość, na kim leżą...
- Chodź – szepnął
mi nagle na ucho Axl, wyrywając mnie z moich przemyśleń; aż przeszedł mnie
dreszcz na dźwięk jego głosu. Następnie poczułam, jak ciągnie mnie za rękę z
powrotem do salonu.
Po chwili
wylądowaliśmy przy jakieś ścianie na drugim końcu pomieszczenia. Ja stanęłam do
niej plecami, Axl tuż przede mną i właśnie otwierał przed chwilą zdobytą
butelkę. Najpierw sam wziął potężnego łyka, potem podał ją mi, a ja wypiłam chyba
nawet niemniej. On tylko zaśmiał się cicho na ten widok i oblizał usta. Zaraz
jednak wyrwał mi Jacka z ręki i odstawił go gdzieś na bok, po czym oparł się
jedną dłonią o ścianę i przysunął się do mnie bliżej. Przygryzając wargę
patrzył na moje usta. Mój oddech wówczas gwałtownie przyśpieszył. Dobrze
wiedziałam, czego chciał, jednak niesiona jakimś nieznanym mi dotąd pożądaniem,
zupełnie nie potrafiłam mu się opierać. Zamiast tego spojrzałam na niego z
uśmiechem na ustach, który odczytał chyba jako pozwolenie na dalsze działanie.
Odgarnął mi delikatnie włosy z twarzy i przysunął swoją bliżej. Przymknęłam
wtedy oczy i poczułam, jak koniuszek jego nosa lekko dotyka mojego. Nasze usta
dzieliło już tylko kilka centymetrów...
Nagle jednak w
mojej głowie zaświeciła jakaś mała żarówka rozsądku, która sprawiła, że momentalnie się opamiętałam. Szybko i zręcznie odsunęłam się od Axla na bezpieczną odległość. Teraz to on stał pod
ścianą ze zdziwieniem i niezrozumieniem wypisanym na twarzy, a ja tkwiłam przed
nim, zastanawiając się, co powinnam zrobić. Nagle wpadł mi jednak do głowy pewien
pomysł.
– Chodź,
pójdziemy potańczyć. – Uśmiechnęłam się.
Teraz oprócz
zdziwienia i niezrozumienia doszło jeszcze swego rodzaju przerażenie i stwierdziłam,
że lepiej by już chyba było, gdybym się w ogóle nie odzywała.
- Albo... może
jednak nie – dodałam.
- Nie, ja...
Wiesz.. to może, jeśli chcesz, to ty idź sobie potańcz, a ja... ja tu zostanę i
popatrzę- wyjąkał i uśmiechnął się krzywo. Jego zachowanie było co najmniej
dziwne. Czemu tak nagle chciał mnie zostawić? Wcześniej przecież prawie przez
cały czas chciał ze mną przebywać. Tak nagle przestał? Chodziło o mnie czy o
coś innego?
- No.. no
dobra, niech będzie... – odparłam, ale niespecjalnie chciałam iść sama w ten
tłum, nie czułam się w nim bezpiecznie, nie bez niego. Mimo wszystko powoli
ruszyłam przed siebie w tą wirującą masę ludzką i starałam się zachować spokój.
Stanęłam w jakimś mniej zaludnionym miejscu, zamknęłam oczy, odprężyłam się i
wsłuchiwałam się w muzykę, pozwalając, by moje ciało poruszyło się w jej rytm.
Kiedy nie widziałam tych wszystkich ludzi, było zdecydowanie przyjemniej,
miałam wrażenie, że jestem tam sama.
Nie minęło jednak
nawet kilka sekund, kiedy cała ta równowaga została zachwiana, bo na swoich
ramionach poczułam czyjeś dłonie. Otworzyłam oczy i tuż przed swoim nosem
dostrzegłam uśmiechniętego pudla. Zaraz, pudla? I to uśmiechniętego? Nie, chyba
mam omamy, to nie pudel, to tylko blondas.
- Cześć, Emmy
– przywitał się, nadal cały uśmiechnięty. – Pamiętasz mnie?
-Tak, owszem.
– Również się uśmiechnęłam. – Steven, o ile się nie mylę?
- Dokładnie – odparł
z niezmiennym wyrazem twarzy – Czemu tańczysz tak sama? – dodał po chwili.
- Chciałam z
Axlem, ale on za to jakoś niespecjalnie. Nie wiem czemu. – Wzruszyłam
ramionami. – Powiedział, że postoi i popatrzy.
- Ale palant –
zaśmiał się Popcorn. – To co, może w takim
razie zatańczysz ze mną? – zapytał z nadzieją.
- Z tobą? Pewnie
– odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko. On z kolei z nadzwyczajną gracją ukłonił
się i wyciągnął rękę w moją stronę. Zaśmiałam się cicho, podałam mu swoją dłoń
i zaczęliśmy tańczyć.
Trzeba
przyznać, że nawet polubiłam tego pudla. Uśmiech w ogóle nie schodził mu z
twarzy, przez co ja też ciągle się śmiałam i trochę trudno było nam tańczyć,
ale mimo to wychodziło całkiem nieźle. Emanowała od niego jakaś taka pozytywna
energia, że prawie zapomniałam o tych wszystkich ludziach, którzy mnie
otaczali. Czysta zabawa. Normalnie, jakby ten człowiek nie miał żadnych
problemów w życiu.
W pewnym
momencie zobaczyłam jednak rudą czuprynę przebijającą się przez tłum, a może
raczej tłum rozstępujący się przed nią. Wówczas jakoś automatycznie odsunęłam
się od blondyna. Axl podszedł do nas po chwili z niezwykle przyjaznym
uśmiechem, ale wglądało to tak, jakby kryła się pod nim zazdrość. Steven jednak
chyba tego nie zauważył.
- Adler,
przyjacielu ty mój drogi... – zaczął Rose sztucznie miłym głosem – lecisz do
kuchni, już.
- Co? Ale po
co? – zapytał zdziwiony chłopak.
- Po to, bo
cię tam Slash potrzebuje. Lecisz.
- Slash?
Potrzebuje mnie? Cholera, a co się stało?
- Coś. Nie
gadaj już, tylko idź wreszcie! – wrzasnął na niego Rudzielec.
- No dobra,
dobra, idę, nie krzycz na mnie – odparł, po czym rzeczywiście skierował się do
kuchni. Muszę przyznać, że trochę współczułam mu tej jego naiwności. Rose był chyba
jednak wyjątkowo dumny z tego, że go tak wykołował i udało mu się go pozbyć.
- Czemu go
wkręcasz? – zapytałam z powagą. - On naprawdę myśli, że Slash ma do niego
jakąś sprawę.
- Nic mu się
nie stanie, jak trochę się porusza. – Wzruszył ramionami. - A zresztą nieważne.
Chodź, strasznie tutaj tłoczno.
Ruszyłam za
nim, chociaż trochę niepewnie. Miałam minimalne obawy do tego, co on będzie
chciał zrobić. A może raczej, że ja sama nie będę potrafiła mu się oprzeć?
Głupia ja, mogłabym najpierw myśleć, a potem robić.
Pod ścianą
stała stara, zniszczona kanapa. Mimo to wyglądała na całkiem wygodą. Axl usiadł
na niej i gestem ręki pokazał, żebym zrobiła to samo. Zajęłam miejsce obok
niego, ale w bezpiecznej odległości. Dla niego była ona chyba jednak zbyt
bezpieczna, bo przysunął się do mnie zdecydowanie bliżej, a ja niestety nie
miałam już gdzie się przesunąć. Najwyraźniej miał też zamiar położyć rękę na
moim kolanie, ale kiedy tylko poczułam jego dotyk, od razu się wzdrygnęłam,
więc szybko ją zabrał. Chyba znowu poczuł mój strach. Z drugiej strony jeszcze
niedawno sama chciałam go całować. On mnie chyba nie rozumiał. Ja siebie sama
zresztą też nie rozumiałam.
- Znasz tych
wszystkich ludzi, którzy tu są? – zapytałam nagle, rozglądając się dookoła. Zastanawiałam
się, czy można mieć aż tylu znajomych. Było ich całkiem sporo, każdy inny. Było
zapewne dużo prostytutek, ale były też normalne dziewczyny. Większość mężczyzn
wyglądała tak jak Gunsi - długie włosy, kowbojki, skóra - ale byli też tacy, którzy
byli obstrzyżeni bardzo krótko i ubrani zupełnie w innym stylu. Ja czułam, że
nie kwalifikuję się do żadnej z obecnych tam grup.
- Szczerze
mówiąc, to nie wszystkich, ale większość tak. Wiesz, jak to jest - zaprosisz
kilka osób, a za chwilę pół miasta wie o tym, że jest jakaś impreza i wszyscy
zwalają ci się do domu...
Szczerze
mówiąc? Nie, nie wiedziałam, jak to jest. Nigdy w życiu nie robiłam żadnej
imprezy, nie miałabym nawet kogo na nią zaprosić. Samotność była moją naturą. A
może raczej moją obroną? Straciłam wszystkich, których kochałam. Nie mając
nikogo, nikogo nie traciłam. Ale przez to zawsze czułam jakąś pustkę, której
nie byłam w stanie niczym wypełnić; nawet taniec na to nie pozwalał. Zawsze
byłam sama, w tłumie czułam się nieswojo, zresztą nadal tak było. Nigdy w życiu
nie miałam nawet chłopaka, nie miałam pojęcia, jak to jest się zakochać...
Nagle
poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. Spojrzałam w bok, a tam natknęłam się na
te śliczne zielone oczy i mimowolnie się uśmiechnęłam. Rose delikatnie gładził
moją dłoń.
- Nie bądź smutna.
- Skąd wiesz,
że jestem smutna? – zapytałam ze zdziwieniem.
- Widzę po
oczach. Kiedy jesteś smutna, zaczynają mieć taki nieobecny wyraz. Tracą swój
blask – powiedział, wpatrując się w nie. – Ale i tak jesteś piękna – dodał, po
czym delikatnie wsunął mi kosmyk włosów za ucho.
Uśmiechnęłam
się nieśmiało i znów poczułam to wewnętrzne ciepło, to dziwne uczucie, którego
nie potrafiłam opisać, ale było bardzo przyjemne. Co najdziwniejsze, czułam je zawsze
wtedy, kiedy byłam przy nim...
Po chwili usłyszałam
za sobą jakieś donośne głosy. Obejrzałam się i zobaczyłam, że kilkoro ludzi
weszło do środka, jeden chłopak natomiast rozmawiał przy wejściu z Izzy’m i dawał
mu chyba jakąś forsę. Czarnowłosy szukał z kolei czegoś po kieszeniach i po
chwili wyjął z jednej małą torebeczkę z białawą zawartością. Po wyrazie twarzy Axla
mogłam stwierdzić, że wyjątkowo nie spodobało mu się to, co zobaczyliśmy.
- Poczekaj
chwilę, Emmy. Muszę iść szybko coś załatwić. Nigdzie się stąd nie ruszaj, zaraz
wrócę – powiedział, po czym wstał i ruszył w stronę drzwi wejściowych.
Zrobiłam tak,
jak kazał i zostałam na miejscu. Cały czas na niego patrzyłam, bo byłam
ciekawa, co zamierzał zrobić. Po chwili jednak coś, a raczej ktoś odwrócił moją
uwagę.
- Cześć – usłyszałam
po mojej prawej. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam wysokiego
chłopaka z nastroszonymi blond włosami, wśród których przewijały się czarne
pasemka. Miał na sobie skórzaną kamizelkę, czarne spodnie i kowbojki, a w ręku
trzymał papierosa. No i oczywiście te zielone oczy. Duff...
- Hej – odparłam
i uśmiechnęłam się do niego. Chyba się z tego ucieszył, bo odwzajemnił gest.
- Pamiętasz
mnie, prawda? – zapytał po chwili. - Jeśli nie, to jestem Duff i...
- Tak,
pamiętam – przerwałam mu, na co jego usta momentalnie się zamknęły.
- Jak się
bawisz? – dodał zaraz, ale czułam, że to tylko wymuszone pytanie do nawiązania
rozmowy.
- Dobrze, tak
myślę... – Pokiwałam głową. – A ty? – rzuciłam od niechcenia.
- Też, też
chyba dobrze – odpowiedział i po chwili znowu otworzył usta, żeby coś
powiedzieć, ale jakoś chyba nie mógł tego z siebie wydusić. – Sły.. słyszałem,
że jesteś z Seattle – powiedział jednak. – To prawda?
- Tak, a co?
- Nie, nic...
To znaczy... bo ja też jestem stamtąd. No i... tak się tylko zastanawiałem, czy
może... no wiesz... się już kiedyś nie
spotkaliśmy – powiedział, jakby starając się udawać, że jest spokojny, ale ja i
tak dobrze wiedziałam, że się stresował. Tylko nie wiedziałam czym.
- Hmm... Być
może. Tyle że ja przeprowadziłam się stamtąd do Portland jakieś 5 lat temu,
więc sama nie wiem...
- Sama się
przeprowadziłaś? – zapytał od razu.
- Nie, z
matką. To znaczy, jeszcze z bratem, ale on wyjechał prawie od razu potem, jak
się wprowadziliśmy.
- Masz brata?
- Tak, ale
czemu pytasz?
- Jaa... po
prostu jestem ciekawy i tyle. – Wzruszył ramionami. – A co... co z twoim ojcem?
- Wiesz... moi
rodzice rozwiedli się, kiedy byłam mała, no i on wyjechał... ponoć właśnie do
Los Angeles. Więc, jak się pewnie domyślasz, przyjechałam go szukać. Tyle że,
jak się okazało, nie mieszka już tam gdzie kiedyś, wyprowadził się i nikt nie
wie gdzie...
- Współczuję
ci.
- Dzięki, ale
naprawdę nie musisz...
- Nie, wiesz,
ja cię trochę rozumiem, ja sam... - Nie zdążył niestety skończyć, bo w tym
samym momencie wrócił Axl i usiadł dokładnie między nami, jakby nie chciał,
żeby Duff przebywał zbyt blisko mnie.
- No cześć,
już skończyłem sprawę i pewien nieproszony gość właśnie stąd zniknął – oświadczył.
– O czym wy tu sobie tak rozmawiacie?
- O niczym – odparł
Duff, ale Rudemu chyba nie spodobała się ta odpowiedź. – Kim był ten
nieproszony gość? – dodał, jakby starając się odwrócić uwagę od poprzedniego
pytania.
- Sixx się tu
znowu przypałętał – odpowiedział, przewracając oczami.
- Bo
przypałętał się do Izzy’ego w wiadomej sprawie. Ostatnie, czego nam teraz
potrzeba to kłopoty.
- W jakiej
sprawie? – zapytałam, choć tak naprawdę to domyślałam się, o co chodziło.
- Nieważne – odpowiedzieli
obaj jednocześnie.
Wzruszyłam
ramionami, po czym spojrzałam na zegarek na ręku. Została mi niecała godzina do
rozpoczęcia pracy.
- Eee, wiecie
co, ja się już chyba będę zwijać...
- Co? – zapytał
Axl ze słyszalnym smutkiem w głosie. – Ale dlaczego?
- Praca wzywa,
niestety – westchnęłam.
- Odprowadzę
cię – zaproponował od razu Rose. – Jest już późno, nie chcę, żeby coś ci się stało
– dodał, po czym wziął mnie za rękę i po chwili ruszyliśmy do wyjścia.
Obejrzałam się jeszcze tylko za siebie, żeby rzucić krótkie cześć Duffowi, ale jego już tam nie
było.
***
Szliśmy z Axlem
chodnikiem przez Santa Monica Boulevard. Co dziwne, od czasu wyjścia z Hell
House nie puścił mojej ręki, ale póki byliśmy jeszcze daleko od Dirty Angel, jakoś mi to nie
przeszkadzało; czułam się nawet odrobinę bezpieczniej. W drugim ręku trzymałam
odpalonego papierosa i co chwilę wypuszczałam dym z ust. Nie odzywaliśmy się do
siebie, ale w tej chwili było to moim zdaniem całkowicie zbędę. Czułam się przy
nim po prostu dobrze. Jakby wypełniał jakąś odwieczną pustkę, która była we
mnie.
_________________________________________________________________________________
Witam z powrotem! Długo czekaliście na ten rozdział, ale w końcu udało mi się go napisać. Szczerze mówiąc, początek miałam gotowy już od dawna, a całą resztę napisałam wczoraj. No ale nevermind. Mam nadzieję, że jest wystarczająco dobry jak na taki długi czas oczekiwania. Piszczcie, co myślicie. ;)
Chętnie wyjaśnię Wam powody mojego chwilowego niepisania, ale to już w osobnym poście, bo trochę tego jest.
Serdecznie pozdrawiam.
Chętnie wyjaśnię Wam powody mojego chwilowego niepisania, ale to już w osobnym poście, bo trochę tego jest.
Serdecznie pozdrawiam.
Świetny rozdział .Jak każdy zresztą :) Masz talent . :*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Strasznie przyjemnie się czyta i chce się więcej i więcej. :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się nasza główna bohaterka. Jest strasznie ciekawą osobą.
Wątek z Duffem. On chce z nią pogadać, ale Axl ciągle mu przerywa. :( XD
Czuje że Axl się zakochał, ale nie jestem pewna czy ona tego naprawdę chce.
Dobra, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Ci dużo weny do pisania dalszych rozdziałów. :) Pozdrawiam c:
W końcu jesteś! Nawet nie wiesz, jak się cieszę! :D
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, bardzo dobrze się czyta, wszystko jest w porządku, no i ten Axl - aaaaaa! Cudowny! :D Czekam, czekam na kolejne! :D
Pozdrawiam. ;)))))
Witam z powrotem!
OdpowiedzUsuńRozdział dobrze napisany, chociaż trochę nudnawy... Myślę, że musiałaś się po prostu rozkręcić. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach coś nas zaskoczy. Może Emmy dowie się kim jest Duff albo coś wydarzy się między Emmy i Axlem :) Widać, że ciągnie ich do siebie coraz bardziej.
Pozdrawiam :*
~Fever
Genialny rozdział ! Axl jest taki słodki <3 Masz naprawde wielki talent do pisania ! :* Twoje opowiadania są bardzo wciągające , po prostu ubóstwiam Twojego bloga <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńŚwieeetne ;)
OdpowiedzUsuńHehe Sixx bravo! No, nie mówcie mi, że Duff jeszcze nie skojarzyl faktów?! No, halo?! McKagan budzimy się! Co za nierozganiety łepek z tego misia. Slashuuuu :3 kochany dobry i pijany Slashu! A ja się ciągle zastanawiam co takiego dziewuchy widzicie w Axlu?? Przecież to mały rudy brzydal!! No bez jaj.
OdpowiedzUsuńCzytam opowiadanie drugi raz i dopiero teraz zauważyłam błąd. Axl jak przedstawiał Duffa to nie powiedział nazwiska, więc Emmy go nie znała, dopiero później właśnie przez nie zorientowała się, że to Michael, a tutaj nazwała go sama McKagan
OdpowiedzUsuń