środa, 1 stycznia 2014

Rozdział 8: Impreza w Hell House.


Kolejny dzień w pracy. Niby rutyna, wszystko takie samo jak zwykle. Dziś jednak, choćbym bardzo się starała, za cholerę nie mogłam się skupić na tańczeniu, chociaż normalnie nie myślałam przecież o niczym innym. Mimo że pozornie wszystko było takie jak zawsze, czegoś mi brakowało, tylko nie wiedziałam, co to takiego. Coś sprawiało, że czułam jakąś dziwną pustkę.
Moja zmiana dobiegała właśnie końca i już miałam iść do garderoby, kiedy nagle przez frontowe drzwi klubu praktycznie wbiegł Axl. Rozejrzał się dookoła, jakby kogoś szukał, i po chwili jego wzrok spoczął na mnie.
Kiedy go zobaczyłam, jakby mechanicznie się uśmiechnęłam. Wówczas zdałam sobie sprawę z tego, że tym, czego brakowało mi przez cały wieczór, był on i spojrzenie jego niesamowitych oczu. No tak, przecież przychodził tu codziennie już od dobrego tygodnia... ale... chwila, jak to możliwe, że mi go brakowało? No właśnie, ten jeden element zdecydowanie różnił się od reszty. Wcześniej raczej wolałam trzymać się od niego z daleka, dlaczego więc tym razem wręcz potrzebowałam jego obecności?
- Cześć – przywitał się po chwili. – Jak dobrze, że cię jeszcze złapałem. Przepraszam, że jestem tak późno. Chciałem przyjść wcześniej, ale byliśmy z chłopakami w studiu i nagrywaliśmy jedną wyjątkowo skomplikowaną piosenkę. Ciągle trzeba było powtarzać, bo coś się nie zgadzało. Tak czy siak, nareszcie jestem i... Ej, właśnie, przecież ty jeszcze nie słyszałaś jak gramy, prawda? – wtrącił nagle, na co ja tylko pokręciłam przecząco głową. - No, to w takim razie trzeba to szybko nadrobić. Pojutrze przychodzisz do nas do studia – zakomunikował i uśmiechnął się szeroko. - No, ale ogólnie przyszedłem tu w innej sprawie – kontynuował po chwili - otóż jutro jest impreza u nas w domu i ty, mała, koniecznie musisz na nią przyjść!
Po tej propozycji początkowo patrzyłam na niego niepewnym i dość niechętnym wzrokiem. Perspektywa małego pomieszczenia wypchanego po brzegi schlanymi i zaćpanymi ludźmi, którzy na pewno się do mnie przypieprzą, była jakoś dziwnie niekusząca. Wyczekujące spojrzenie zielonych oczu Axla przypomniało mi jednak, że on przecież też tam będzie, a jakoś dziwnie miałam ochotę spędzić z nim następny wieczór...
 – No w sumie, to... nawet mogłabym przyjść – odpowiedziałam po chwili namysłu.
- Świetnie – powiedział z szerokim uśmiechem na ustach. – W takim razie o 18:00 w Hell House, na 1139 North Fuller Avenue. To jedna z odbitek Santa Monica. Nie jest bardzo daleko od ciebie, więc jestem przekonany, że trafisz bez problemu. No to w takim razie... do jutra – pożegnał się, po czym pocałował mnie w policzek, a mnie znowu ogarnęło to samo przyjemne uczucie, co wczoraj.
Po chwili opuścił lokal, a ja mimowolnie uśmiechnęłam się na myśl o jutrzejszym wieczorze.

***

Słońce kierowało się już ku zachodowi i całe miasto skąpane było w odcieniach żółtego i pomarańczowego. Ulice jednak powoli ogarniał mrok, co nadawało wszystkiemu dookoła jakiegoś nieprzyjemnego charakteru. Obcasy moich butów delikatnie stukały o szary, brudny chodnik. Co chwilę mijali mnie jacyś podejrzanie wyglądający mężczyźni, którzy gapili się na mnie tak, że najchętniej bym stamtąd zaraz uciekła. Przy niektórych latarniach ulicznych stały natomiast młode kobiety, które na moje oko były prostytutkami. Te obrzucały mnie jednak tylko pogardliwymi spojrzeniami, po czym znów wyczekiwały jakichś klientów. Ogólnie rzecz biorąc, nastrój nie był zbyt pogodny. Zdążyłam się już trochę przyzwyczaić do tych nieprzyjemnych dzielnic, jakimi były Sunset i większa część Zachodniego Hollywood, ale i tak nigdy nie czułam się tutaj bezpiecznie, a już zwłaszcza kiedy szłam sama. W tej chwili jednak nie wiedziałam, co było gorsze - włóczenie się tymi wszystkimi podejrzanymi ulicami czy przebywanie na imprezie u Gunsów, która z każdą chwilą wydawała mi się coraz gorszym pomysłem. Otuchy dodawał mi jednak fakt, że miał tam być przecież Axl. Nie mówię wcale, że przy nim czułam się bezpiecznie, jednak ta perspektywa powodowała, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Zdecydowałam więc, że wolę tam iść i, niewiele myśląc o możliwych konsekwencjach mojej decyzji, szłam dalej przed siebie.
Po kilkunastu minutach stanęłam przed niedużym domem z lekko otępiałym wzrokiem, zastawiając się, czy faktycznie dotarłam pod dobry adres. Ów „dom” w rzeczywistości był bowiem zniszczoną ruderą z mnóstwem gratów walających się przed nią i zarośniętym ogródkiem. Jakaś totalna masakra. Jednak hałas, jaki słychać było już od samego początku ulicy, a który wydobywał się właśnie z tego budynku, upewniał mnie, że jednak dobrze trafiłam. Cóż, nazwa Hell House faktycznie pasowała do tego miejsca.
Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam do drzwi. Delikatnie zapukałam, ale stwierdziłam, że i tak nikt tego nie usłyszy, więc po prostu nacisnęłam klamkę i weszłam. Pierwsze, co poczułam, to intensywny zapach alkoholu i papierosów. Następnie dotarła do mnie jakaś ogromna fala ciepła, która najprawdopodobniej biła od tego tłumu ludzi, który po chwili zauważyłam.  Jak na taki mały dom, było ich całkiem sporo. Rozejrzałam się dookoła, by znaleźć wśród nich jakąś znajomą twarz, nikogo jednak nie dostrzegłam. Powoli i z trudem zaczęłam się więc przedzierać przez zbitą masę ludzkich ciał. Czułam na sobie ich ręce, słyszałam, że chyba niektórzy nawet coś do mnie mówili, ale nie zwracałam na to uwagi. Chciałam się tylko przebić w jakieś luźniejsze miejsce.
Gdy w końcu wydarłam się z tego potrzasku, mój wzrok momentalnie przykuła blond czupryna znajdująca się w dość niedużej odległości ode mnie, a należąca do wielkiego chłopaka stojącego pod ścianą, żywo rozmawiającego z jakimiś ludźmi. Po chwili jego głowa odwróciła się w moją stronę i zobaczyłam zielone oczy. To był Duff, nie miałam żadnych wątpliwości. Nie zapomniałabym tych oczu, które z tak znajomym mi blaskiem wpatrywały się we mnie ostatnim razem.
Kiedy tylko mnie dostrzegł, uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy. Stał się jakiś taki nieobecny i dziwnie spoważniał. Jakby wszyscy ludzie dookoła zniknęli w momencie, w którym ja się pojawiłam.  Jedynie jego oczy ukazywały jakiekolwiek emocje, a przewiercały mnie prawie na wylot. Cholera, byłam pewna, że już kiedyś, gdzieś je widziałam...
 Za nim zdążyłam się zorientować, McKagan wyminął swoich niedawnych rozmówców i byłam przekonana, że kieruje się w moją stronę. Dzieliło nas już tylko kilka metrów...
Nagle poczułam czyjeś ręce na swoich biodrach i szybko się odwróciłam, będąc przez ułamek sekundy ciekawa, komu zaraz będę musiała dać w twarz. Dobrze, że jednak spojrzałam, kim była ta osoba, zanim wymierzyłam cios. Przede mną stał Axl z szerokim uśmiechem na ustach.
- Cześć – powiedział, po czym delikatnie mnie przytulił i dał buziaka w policzek. – Dobrze, że w końcu jesteś. Zaczynałem się powoli martwić, czy coś ci się po drodze nie stało.
- Eee... Nie... Wszystko w porządku... – wyjąkałam, już po raz kolejny zaskoczona jego słowami. – Nie miałam większych problemów z dotarciem. – Uśmiechnęłam się nieśmiało.
- To dobrze. – Odwzajemnił gest. – W takim razie chodź już. Pójdziemy wziąć dla ciebie coś do picia – powiedział, po czym bez najmniejszych oporów objął mnie w tali, a ja się specjalnie nie wzbraniałam; nawet przysunęłam się do niego bliżej, żebym nie musiała znowu narażać się na obmacywanie ze strony innych uczestników imprezy.
Na moment jeszcze delikatnie odwróciłam głowę za siebie, ale, ku mojemu zdziwieniu, nigdzie już nie spostrzegłam Duffa...
Kuchnia okazała się małym, totalnie zaśmieconym pomieszczeniem, które pewnie nawet nie przypominałoby kuchni, gdyby nie mała lodóweczka i rozwalająca się kuchenka. W środku kręciło się kilkoro ludzi, ale moją uwagę najbardziej przykuł Slash rozwalony na podłodze pod oknem w towarzystwie dwóch skąpo ubranych i wyjątkowo cycatych dziewczyn. W ręku trzymał oczywiście butelkę Jacka Danielsa, a koło jego nóg leżała gitara. Co ciekawe, miał na sobie tylko jeden but; nie miałam pojęcia, co się stało z drugim.
- Ooo, Emmy! – zawołał i podniósł do góry jedną rękę. Nie miałam zielonego pojęcia, jak on mnie zobaczył przez te swoje kudły, a tym bardziej dziwne było, że w ogóle zapamiętał, jak mam na imię. – Jednak przyszłaś! A ja myślałam, że Axl sobie tylko ze mnie jaja robił, kiedy mi powiedział, że będziesz! Poważnie, nie spodziewałem się, że on mógłby wyrwać taką sztukę jak ty! – Zaśmiał się głośno, a ja nie byłam pewna, czy mam to traktować jako komplement, czy może wręcz przeciwnie.
- Pierdol się! – odpowiedział mu na to Axl. – To ty tylko leżysz cały czas z tymi silikonowymi dziwkami, zamiast zająć się prawdziwymi dziewczynami. Nigdy byś mi nawet do pięt nie dorównał.
Wówczas Saul zaczął się śmiać jeszcze bardziej niż wcześniej i o mało nie wylał przy tym swojego Danielsa. Rose z kolei tylko przewrócił oczami, po czym podszedł do jednej z szafek i zaczął nerwowo grzebać w jakichś butelkach.
- Pusta. Pusta. Pusta. Pusta. Kurwa mać, pusta! – wrzasnął Axl. – Hudson, nie mów mi, że zdążyłeś już wszystko wychlać!
Z ust chłopaka zamiast odpowiedzi, wydobyła się jednak tylko kolejna fala śmiechu.
- Kurwa, nie rżyj, tylko mów, gdzie są jakieś pełne butelki!
- Hahahah... Tam... na dole... Przecież muszę je mieć pod ręką... Hahahhaha... – Pokazał palcem na małą szafkę.
Rose szybko do niej podszedł, otworzył drzwiczki i zaraz ujrzeliśmy tam pełen skład butelek Danielsa. Axl wtedy tylko westchnął, chwycił jedną w rękę, po czym spojrzał na Hudsona i powiedział:
-Idiota.
A dla Slasha nawet to widocznie było bardzo zabawne. Śmiał się jak opętany. A może raczej jak naćpany? Co mnie jednak bardziej zdziwiło, to fakt, że te dziewczyny, które leżały do niego przyklejone, w ogóle na nic nie reagowały, nawet na fakt, że Axl nazwał ja dziwkami. A może to rzeczywiście były prostytutki? Popatrzyłam na nie z lekkim niesmakiem. Na wpół przymknięte oczy, rozczochrane włosy, przesadny makijaż, prawie całe ciało na wierzchu - no tak, rasowe prostytutki i ćpunki w jednym. Ciekawe, czy w ogóle miały świadomość, na kim leżą...
- Chodź – szepnął mi nagle na ucho Axl, wyrywając mnie z moich przemyśleń; aż przeszedł mnie dreszcz na dźwięk jego głosu. Następnie poczułam, jak ciągnie mnie za rękę z powrotem do salonu.
Po chwili wylądowaliśmy przy jakieś ścianie na drugim końcu pomieszczenia. Ja stanęłam do niej plecami, Axl tuż przede mną i właśnie otwierał przed chwilą zdobytą butelkę. Najpierw sam wziął potężnego łyka, potem podał ją mi, a ja wypiłam chyba nawet niemniej. On tylko zaśmiał się cicho na ten widok i oblizał usta. Zaraz jednak wyrwał mi Jacka z ręki i odstawił go gdzieś na bok, po czym oparł się jedną dłonią o ścianę i przysunął się do mnie bliżej. Przygryzając wargę patrzył na moje usta. Mój oddech wówczas gwałtownie przyśpieszył. Dobrze wiedziałam, czego chciał, jednak niesiona jakimś nieznanym mi dotąd pożądaniem, zupełnie nie potrafiłam mu się opierać. Zamiast tego spojrzałam na niego z uśmiechem na ustach, który odczytał chyba jako pozwolenie na dalsze działanie. Odgarnął mi delikatnie włosy z twarzy i przysunął swoją bliżej. Przymknęłam wtedy oczy i poczułam, jak koniuszek jego nosa lekko dotyka mojego. Nasze usta dzieliło już tylko kilka centymetrów...
Nagle jednak w mojej głowie zaświeciła jakaś mała żarówka rozsądku, która sprawiła, że momentalnie się  opamiętałam. Szybko i zręcznie odsunęłam się od Axla na bezpieczną odległość. Teraz to on stał pod ścianą ze zdziwieniem i niezrozumieniem wypisanym na twarzy, a ja tkwiłam przed nim, zastanawiając się, co powinnam zrobić. Nagle wpadł mi jednak do głowy pewien pomysł.
– Chodź, pójdziemy potańczyć. – Uśmiechnęłam się.
Teraz oprócz zdziwienia i niezrozumienia doszło jeszcze swego rodzaju przerażenie i stwierdziłam, że lepiej by już chyba było, gdybym się w ogóle nie odzywała.
- Albo... może jednak nie – dodałam.
- Nie, ja... Wiesz.. to może, jeśli chcesz, to ty idź sobie potańcz, a ja... ja tu zostanę i popatrzę- wyjąkał i uśmiechnął się krzywo. Jego zachowanie było co najmniej dziwne. Czemu tak nagle chciał mnie zostawić? Wcześniej przecież prawie przez cały czas chciał ze mną przebywać. Tak nagle przestał? Chodziło o mnie czy o coś innego?
- No.. no dobra, niech będzie... – odparłam, ale niespecjalnie chciałam iść sama w ten tłum, nie czułam się w nim bezpiecznie, nie bez niego. Mimo wszystko powoli ruszyłam przed siebie w tą wirującą masę ludzką i starałam się zachować spokój. Stanęłam w jakimś mniej zaludnionym miejscu, zamknęłam oczy, odprężyłam się i wsłuchiwałam się w muzykę, pozwalając, by moje ciało poruszyło się w jej rytm. Kiedy nie widziałam tych wszystkich ludzi, było zdecydowanie przyjemniej, miałam wrażenie, że jestem tam sama.
Nie minęło jednak nawet kilka sekund, kiedy cała ta równowaga została zachwiana, bo na swoich ramionach poczułam czyjeś dłonie. Otworzyłam oczy i tuż przed swoim nosem dostrzegłam uśmiechniętego pudla. Zaraz, pudla? I to uśmiechniętego? Nie, chyba mam omamy, to nie pudel, to tylko blondas.
- Cześć, Emmy – przywitał się, nadal cały uśmiechnięty. – Pamiętasz mnie?
-Tak, owszem. – Również się uśmiechnęłam. – Steven, o ile się nie mylę?

- Dokładnie – odparł z niezmiennym wyrazem twarzy – Czemu tańczysz tak sama? – dodał po chwili.
- Chciałam z Axlem, ale on za to jakoś niespecjalnie. Nie wiem czemu. – Wzruszyłam ramionami. – Powiedział, że postoi i popatrzy.
- Ale palant – zaśmiał się Popcorn. – To  co, może w takim razie zatańczysz ze mną? – zapytał z nadzieją.
- Z tobą? Pewnie – odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko. On z kolei z nadzwyczajną gracją ukłonił się i wyciągnął rękę w moją stronę. Zaśmiałam się cicho, podałam mu swoją dłoń i zaczęliśmy tańczyć.
Trzeba przyznać, że nawet polubiłam tego pudla. Uśmiech w ogóle nie schodził mu z twarzy, przez co ja też ciągle się śmiałam i trochę trudno było nam tańczyć, ale mimo to wychodziło całkiem nieźle. Emanowała od niego jakaś taka pozytywna energia, że prawie zapomniałam o tych wszystkich ludziach, którzy mnie otaczali. Czysta zabawa. Normalnie, jakby ten człowiek nie miał żadnych problemów w życiu.
W pewnym momencie zobaczyłam jednak rudą czuprynę przebijającą się przez tłum, a może raczej tłum rozstępujący się przed nią. Wówczas jakoś automatycznie odsunęłam się od blondyna. Axl podszedł do nas po chwili z niezwykle przyjaznym uśmiechem, ale wglądało to tak, jakby kryła się pod nim zazdrość. Steven jednak chyba tego nie zauważył.
- Adler, przyjacielu ty mój drogi... – zaczął Rose sztucznie miłym głosem – lecisz do kuchni, już.
- Co? Ale po co? – zapytał zdziwiony chłopak.
- Po to, bo cię tam Slash potrzebuje. Lecisz.
- Slash? Potrzebuje mnie? Cholera, a co się stało?
- Coś. Nie gadaj już, tylko idź wreszcie! – wrzasnął na niego Rudzielec.
- No dobra, dobra, idę, nie krzycz na mnie – odparł, po czym rzeczywiście skierował się do kuchni. Muszę przyznać, że trochę współczułam mu tej jego naiwności. Rose był chyba jednak wyjątkowo dumny z tego, że go tak wykołował i udało mu się go pozbyć.
- Czemu go wkręcasz? – zapytałam z powagą. - On naprawdę myśli, że Slash ma do niego jakąś sprawę.
- Nic mu się nie stanie, jak trochę się porusza. – Wzruszył ramionami. - A zresztą nieważne. Chodź, strasznie tutaj tłoczno.
Ruszyłam za nim, chociaż trochę niepewnie. Miałam minimalne obawy do tego, co on będzie chciał zrobić. A może raczej, że ja sama nie będę potrafiła mu się oprzeć? Głupia ja, mogłabym najpierw myśleć, a potem robić.
Pod ścianą stała stara, zniszczona kanapa. Mimo to wyglądała na całkiem wygodą. Axl usiadł na niej i gestem ręki pokazał, żebym zrobiła to samo. Zajęłam miejsce obok niego, ale w bezpiecznej odległości. Dla niego była ona chyba jednak zbyt bezpieczna, bo przysunął się do mnie zdecydowanie bliżej, a ja niestety nie miałam już gdzie się przesunąć. Najwyraźniej miał też zamiar położyć rękę na moim kolanie, ale kiedy tylko poczułam jego dotyk, od razu się wzdrygnęłam, więc szybko ją zabrał. Chyba znowu poczuł mój strach. Z drugiej strony jeszcze niedawno sama chciałam go całować. On mnie chyba nie rozumiał. Ja siebie sama zresztą też nie rozumiałam.
- Znasz tych wszystkich ludzi, którzy tu są? – zapytałam nagle, rozglądając się dookoła. Zastanawiałam się, czy można mieć aż tylu znajomych. Było ich całkiem sporo, każdy inny. Było zapewne dużo prostytutek, ale były też normalne dziewczyny. Większość mężczyzn wyglądała tak jak Gunsi - długie włosy, kowbojki, skóra - ale byli też tacy, którzy byli obstrzyżeni bardzo krótko i ubrani zupełnie w innym stylu. Ja czułam, że nie kwalifikuję się do żadnej z obecnych tam grup.
- Szczerze mówiąc, to nie wszystkich, ale większość tak. Wiesz, jak to jest - zaprosisz kilka osób, a za chwilę pół miasta wie o tym, że jest jakaś impreza i wszyscy zwalają ci się do domu...
Szczerze mówiąc? Nie, nie wiedziałam, jak to jest. Nigdy w życiu nie robiłam żadnej imprezy, nie miałabym nawet kogo na nią zaprosić. Samotność była moją naturą. A może raczej moją obroną? Straciłam wszystkich, których kochałam. Nie mając nikogo, nikogo nie traciłam. Ale przez to zawsze czułam jakąś pustkę, której nie byłam w stanie niczym wypełnić; nawet taniec na to nie pozwalał. Zawsze byłam sama, w tłumie czułam się nieswojo, zresztą nadal tak było. Nigdy w życiu nie miałam nawet chłopaka, nie miałam pojęcia, jak to jest się zakochać...
Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. Spojrzałam w bok, a tam natknęłam się na te śliczne zielone oczy i mimowolnie się uśmiechnęłam. Rose delikatnie gładził moją dłoń.
- Nie bądź smutna.
- Skąd wiesz, że jestem smutna? – zapytałam ze zdziwieniem.
- Widzę po oczach. Kiedy jesteś smutna, zaczynają mieć taki nieobecny wyraz. Tracą swój blask – powiedział, wpatrując się w nie. – Ale i tak jesteś piękna – dodał, po czym delikatnie wsunął mi kosmyk włosów za ucho.
Uśmiechnęłam się nieśmiało i znów poczułam to wewnętrzne ciepło, to dziwne uczucie, którego nie potrafiłam opisać, ale było bardzo przyjemne. Co najdziwniejsze, czułam je zawsze wtedy, kiedy byłam przy nim...
Po chwili usłyszałam za sobą jakieś donośne głosy. Obejrzałam się i zobaczyłam, że kilkoro ludzi weszło do środka, jeden chłopak natomiast rozmawiał przy wejściu z Izzy’m i dawał mu chyba jakąś forsę. Czarnowłosy szukał z kolei czegoś po kieszeniach i po chwili wyjął z jednej małą torebeczkę z białawą zawartością. Po wyrazie twarzy Axla mogłam stwierdzić, że wyjątkowo nie spodobało mu się to, co zobaczyliśmy.
- Poczekaj chwilę, Emmy. Muszę iść szybko coś załatwić. Nigdzie się stąd nie ruszaj, zaraz wrócę – powiedział, po czym wstał i ruszył w stronę drzwi wejściowych.
Zrobiłam tak, jak kazał i zostałam na miejscu. Cały czas na niego patrzyłam, bo byłam ciekawa, co zamierzał zrobić. Po chwili jednak coś, a raczej ktoś odwrócił moją uwagę.
- Cześć – usłyszałam po mojej prawej. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam wysokiego chłopaka z nastroszonymi blond włosami, wśród których przewijały się czarne pasemka. Miał na sobie skórzaną kamizelkę, czarne spodnie i kowbojki, a w ręku trzymał papierosa. No i oczywiście te zielone oczy. Duff...
- Hej – odparłam i uśmiechnęłam się do niego. Chyba się z tego ucieszył, bo odwzajemnił gest.
- Pamiętasz mnie, prawda? – zapytał po chwili. - Jeśli nie, to jestem Duff i...
- Tak, pamiętam – przerwałam mu, na co jego usta momentalnie się zamknęły.
- Jak się bawisz? – dodał zaraz, ale czułam, że to tylko wymuszone pytanie do nawiązania rozmowy.
- Dobrze, tak myślę... – Pokiwałam głową. – A ty? – rzuciłam od niechcenia.
- Też, też chyba dobrze – odpowiedział i po chwili znowu otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale jakoś chyba nie mógł tego z siebie wydusić. – Sły.. słyszałem, że jesteś z Seattle – powiedział jednak. – To prawda?
- Tak, a co?
- Nie, nic... To znaczy... bo ja też jestem stamtąd. No i... tak się tylko zastanawiałem, czy może... no wiesz...  się już kiedyś nie spotkaliśmy – powiedział, jakby starając się udawać, że jest spokojny, ale ja i tak dobrze wiedziałam, że się stresował. Tylko nie wiedziałam czym.
- Hmm... Być może. Tyle że ja przeprowadziłam się stamtąd do Portland jakieś 5 lat temu, więc sama nie wiem...
- Sama się przeprowadziłaś? – zapytał od razu.
- Nie, z matką. To znaczy, jeszcze z bratem, ale on wyjechał prawie od razu potem, jak się wprowadziliśmy.
- Masz brata?
- Tak, ale czemu pytasz?
- Jaa... po prostu jestem ciekawy i tyle. – Wzruszył ramionami. – A co... co z twoim ojcem?
- Wiesz... moi rodzice rozwiedli się, kiedy byłam mała, no i on wyjechał... ponoć właśnie do Los Angeles. Więc, jak się pewnie domyślasz, przyjechałam go szukać. Tyle że, jak się okazało, nie mieszka już tam gdzie kiedyś, wyprowadził się i nikt nie wie gdzie...
- Współczuję ci.
- Dzięki, ale naprawdę nie musisz...
- Nie, wiesz, ja cię trochę rozumiem, ja sam... - Nie zdążył niestety skończyć, bo w tym samym momencie wrócił Axl i usiadł dokładnie między nami, jakby nie chciał, żeby Duff przebywał zbyt blisko mnie.
- No cześć, już skończyłem sprawę i pewien nieproszony gość właśnie stąd zniknął – oświadczył. – O czym wy tu sobie tak rozmawiacie?
- O niczym – odparł Duff, ale Rudemu chyba nie spodobała się ta odpowiedź. – Kim był ten
nieproszony gość? – dodał, jakby starając się odwrócić uwagę od poprzedniego pytania.
- Sixx się tu znowu przypałętał – odpowiedział, przewracając oczami.
- Nikki? No to czemu go wywaliłeś?
- Bo przypałętał się do Izzy’ego w wiadomej sprawie. Ostatnie, czego nam teraz potrzeba to kłopoty.
- W jakiej sprawie? – zapytałam, choć tak naprawdę to domyślałam się, o co chodziło.
- Nieważne – odpowiedzieli obaj jednocześnie.
Wzruszyłam ramionami, po czym spojrzałam na zegarek na ręku. Została mi niecała godzina do rozpoczęcia pracy.
- Eee, wiecie co, ja się już chyba będę zwijać...
- Co? – zapytał Axl ze słyszalnym smutkiem w głosie. – Ale dlaczego?
- Praca wzywa, niestety – westchnęłam.
- Odprowadzę cię – zaproponował od razu Rose. – Jest już późno, nie chcę, żeby coś ci się stało – dodał, po czym wziął mnie za rękę i po chwili ruszyliśmy do wyjścia. Obejrzałam się jeszcze tylko za siebie, żeby rzucić krótkie cześć Duffowi, ale jego już tam nie było.

***

Szliśmy z Axlem chodnikiem przez Santa Monica Boulevard. Co dziwne, od czasu wyjścia z Hell House nie puścił mojej ręki, ale póki byliśmy jeszcze daleko od Dirty Angel, jakoś mi to nie przeszkadzało; czułam się nawet odrobinę bezpieczniej. W drugim ręku trzymałam odpalonego papierosa i co chwilę wypuszczałam dym z ust. Nie odzywaliśmy się do siebie, ale w tej chwili było to moim zdaniem całkowicie zbędę. Czułam się przy nim po prostu dobrze. Jakby wypełniał jakąś odwieczną pustkę, która była we mnie.
_________________________________________________________________________________
          Witam z powrotem! Długo czekaliście na ten rozdział, ale w końcu udało mi się go napisać. Szczerze mówiąc, początek miałam gotowy już od dawna, a całą resztę napisałam wczoraj. No ale nevermind. Mam nadzieję, że jest wystarczająco dobry jak na taki długi czas oczekiwania. Piszczcie, co myślicie. ;)
          Chętnie wyjaśnię Wam powody mojego chwilowego niepisania, ale to już w osobnym poście, bo trochę tego jest.
          Serdecznie pozdrawiam.

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział .Jak każdy zresztą :) Masz talent . :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział! Strasznie przyjemnie się czyta i chce się więcej i więcej. :)
    Podoba mi się nasza główna bohaterka. Jest strasznie ciekawą osobą.
    Wątek z Duffem. On chce z nią pogadać, ale Axl ciągle mu przerywa. :( XD
    Czuje że Axl się zakochał, ale nie jestem pewna czy ona tego naprawdę chce.
    Dobra, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Ci dużo weny do pisania dalszych rozdziałów. :) Pozdrawiam c:

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu jesteś! Nawet nie wiesz, jak się cieszę! :D
    Genialny rozdział, bardzo dobrze się czyta, wszystko jest w porządku, no i ten Axl - aaaaaa! Cudowny! :D Czekam, czekam na kolejne! :D
    Pozdrawiam. ;)))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam z powrotem!
    Rozdział dobrze napisany, chociaż trochę nudnawy... Myślę, że musiałaś się po prostu rozkręcić. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach coś nas zaskoczy. Może Emmy dowie się kim jest Duff albo coś wydarzy się między Emmy i Axlem :) Widać, że ciągnie ich do siebie coraz bardziej.
    Pozdrawiam :*
    ~Fever

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny rozdział ! Axl jest taki słodki <3 Masz naprawde wielki talent do pisania ! :* Twoje opowiadania są bardzo wciągające , po prostu ubóstwiam Twojego bloga <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Hehe Sixx bravo! No, nie mówcie mi, że Duff jeszcze nie skojarzyl faktów?! No, halo?! McKagan budzimy się! Co za nierozganiety łepek z tego misia. Slashuuuu :3 kochany dobry i pijany Slashu! A ja się ciągle zastanawiam co takiego dziewuchy widzicie w Axlu?? Przecież to mały rudy brzydal!! No bez jaj.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam opowiadanie drugi raz i dopiero teraz zauważyłam błąd. Axl jak przedstawiał Duffa to nie powiedział nazwiska, więc Emmy go nie znała, dopiero później właśnie przez nie zorientowała się, że to Michael, a tutaj nazwała go sama McKagan

    OdpowiedzUsuń

Proszę, jeśli czytasz, napisz komentarz. Nie musi być długi i piękny. Ważne, żeby był. Chcę jedynie wiedzieć, czy rozdział Ci się podobał, a jeśli nie, to dlaczego. Taka wiadomość od Ciebie daje mi nie tylko ogromną motywację do dalszego pisania, ale również informację, co i w jaki sposób powinnam w swojej twórczości poprawić. Każdy komentarz się liczy. Dziękuję.