niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 10: Strach przed kochaniem.


Wyszliśmy ze studia i ruszyliśmy wolnym krokiem w stronę mojego domu. Duff uparł się, że nie mogę wracać sama, dlatego właśnie był teraz tuż obok i mocno trzymał mnie za rękę. Mogłoby się to wydawać trochę dziwne, bo w końcu nie widzieliśmy się od tak dawna, jednak jemu chyba wcale to nie przeszkadzało, tak jakby więź, która była między nami, nigdy nie została zachwiana. Ja w pewnym sensie też tak czułam, ale miałam pewne obawy. Były one związane z pytaniem, które cały czas mimowolnie nasuwało mi się na myśl. Nie byłam jednak pewna, czy mogę je zadać, nie chciałam go w ten sposób o nic oskarżać. Spojrzałam na jego twarz i zobaczyłam wyraźnie zadowolenie. Tym bardziej nie chciałam psuć mu nastroju, wdając się w zapewne zbędne dla niego rozmowy o przeszłości, ale... musiałam zapytać.
- Du... Duff? – zaczęłam dosyć niepewnie.
- Tak, mała? – Zwrócił głowę w moim kierunku i uśmiechnął się do mnie szczerze. Wówczas jeszcze bardziej onieśmieliła mnie ta jego pozytywna energia.
- Jaa... – zaczęłam i spojrzałam prosto w te jego zielonkawe oczy. Wprost promieniały szczęściem. Tak jak kiedyś, kiedy byliśmy mali. Mały błysk w oku nagle zasypał mnie masą wspomnień. A na koniec tym jednym, ostatnim. Tym, o które tak chciałam zapytać. – Duff, dlaczego nas zostawiłeś?
Jego mina nagle nieco zrzedła, a oczy jakby posmutniały. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko je zamknął i spojrzał przed siebie. Sądząc, że chyba nie doczekam się odpowiedzi, zrobiłam to samo i z powrotem siedziałam cicho.
- Przepraszam – powiedział jednak po chwili. – Jaa... nie chciałem, żebyś tak to odczuła. Wcale nie chciałem zostawić ani ciebie, ani Bena. Naprawdę, nie mogłem się pogodzić z rozstaniem z wami. Ja po prostu... chciałem zrobić coś wielkiego. Spełnić marzenia. Stać się kimś. A wiedziałem, że nie dokonam tego tam. Tak, wiem, byłem wtedy bardzo młody i w sumie... nie do końca przemyślałem swoją decyzję. Miałem potem przez to sporo problemów. Ale chyba jednak odniosło to jakiś efekt, no bo w końcu... nagrywamy teraz płytę. – Podsumował wypowiedź delikatnym uśmiechem.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwy i spełniasz swoje marzenia – odpowiedziałam, ale chyba bez większego przekonania. Jasne, cieszyłam się jego szczęściem, ale nadal jakoś nie mogłam przeboleć tego, że w pewnym sensie... wybrał karierę. A mnie zostawił.
- Hej, Em. Nie bądź smutna – próbował mnie pocieszyć. Widząc jednak, że to raczej nie poprawiło mi humoru, zatrzymał się na środku chodnika i postawił mnie przodem do siebie. – Emmy, ja naprawdę przepraszam. Wiem, że nie powinienem cię zostawiać, a tym bardziej nie powinienem cię zostawiać, nic przed tym nie mówiąc. Tak, zachowałem się jak pieprzony, nierozgarnięty małolat. Ale w końcu nie miałem nawet piętnastu lat. Byłem młody, nie myślałem jeszcze wtedy o tym wszystkim, o konsekwencjach. To był taki impuls - po prostu któregoś wieczoru zdecydowałem, że uciekam z domu. Wydawało mi się, że... że podejmuję najlepszy wybór – powiedział, po czym na moment spuścił wzrok w dół i westchnął cicho. - Nawet nie wiesz, jak często zadręczałem się potem tym, czy z tobą na pewno wszystko w porządku, jak często chciałem wrócić do Seattle, żeby móc być przy tobie, żeby mieć pewność, że jesteś bezpieczna.
- Naprawdę? – zapytałam nieśmiało.
- Tak, oczywiście, że tak – opowiedział bez zastanowienia i uśmiechnął się. – Ale teraz... teraz to już nieważne. Z powrotem jesteśmy razem. Mamy siebie – powiedział, po czym przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. – I obiecuję ci, że nie pozwolę, żeby cokolwiek nas rozdzieliło. Już nigdy.
Nie odezwałam się, bo uważałam, że nie muszę nic mówić. Jego słowa w tym momencie w zupełności wystarczyły. Teraz miałam już całkowitą pewność, że nadal liczę się dla niego tak, jak kiedyś. Że nadal jestem jego małą Emmy; naprawdę jestem dla niego jak ukochana, młodsza siostrzyczka. I to uczucie napawało mnie szczęściem i poczuciem wewnętrznego spokoju.
- Idziemy dalej? – zapytał w końcu McKagan.
Delikatnie się od niego odsunęłam i pokiwałam głową z uśmiechem.
- Tak, chodźmy – odparłam, więc ruszyliśmy prosto chodnikiem, nadal trzymając się za ręce.
- No a... jak ty sobie teraz radzisz? – spytał po chwili. -  W sensie z tym wszystkim, co się wydarzyło, od kiedy tu przyjechałaś. Jest w porządku?
- Wydaje mi się, że tak. Tak myślę. Początkowo mieszkałam u Lily i jej brata... Wiesz, kim jest Lily, prawda?
Przytaknął.
- Tak więc mieszkałam u niej przez mniej więcej miesiąc – opowiadałam dalej. – No a teraz mam już własne mieszkanie. Wynajęłam je dosyć tanio. To znaczy, nie jest to może szczyt moich marzeń, ale przynajmniej Lily nie ma mnie już na głowie. Z drugiej strony dużo łatwiej było mi się ze wszystkim ogarnąć, kiedy miałam ją pod ręką. No ale szczęśliwie jakoś sobie radzę. Czasami mam tylko małe problemy z płaceniem czynszu na czas, bo, co prawda, dostaję teraz w pracy większe wypłaty niż na początku, jednak nadal nie jest to jakaś bardzo okazała suma. No ale mimo to staram się, jak mogę, i jakoś wszystko póki co ogarniam.
- Jesteś pewna? Bo wiesz, jakby co, to zawsze możesz liczyć na moją pomoc .
- Dzięki. Póki co chyba jednak sama daję sobie radę.
- To dobrze. Ale gdyby tylko coś się stało, to od razu daj mi znać. W Hell House zawsze znajdzie się miejsce dla jeszcze jednej osoby w razie co.
- Dobrze, będę o tym pamiętać. Ale sądzę, że raczej nie będę zawalać wam miejsca i będę spała u siebie. – Zaśmiałam się lekko. - Skoro już mam to moje mieszkanie, to muszę je jakoś wykorzystać.
- Spokojnie, nie każę ci się jeszcze do nas wprowadzać. – Odwzajemnił mój śmiech. - Chcę tylko, żebyś wiedziała, że jeśli będziesz miała jakiś problem czy coś, to możesz się do mnie zwrócić. Ja zawsze ci pomogę. Naprawdę, możesz być ze mną szczera.  – Uśmiechnął się ciepło.
Pokiwałam głową i na chwilę zamilkłam. A to dlatego, że kiedy powiedział słowo „problem”, od razu wiedziałam, że faktycznie jest jeszcze jedna rzecz, o którą chciałabym go zapytać. Z tym że nie byłam
pewna, czy powinnam. To była bardzo osobista sprawa, ale nadzwyczaj ważna. Powiedział jednak, że mogę być z nim szczera, racja?
- W sumie to... jest taka jedna rzecz...  o którą chcę cię zapytać. – zaczęłam niepewnie, a on spojrzał na mnie czekając, aż będę mówić dalej. – No bo chodzi... chodzi o Axl’a.
- Tak? A co takiego chciałabyś wiedzieć na jego temat? – zapytał swobodnie, nieco obojętnym tonem, jakby spodziewał się zwykłego pytania.
- Chodzi o to, że... nie jestem pewna jak mam to wszystko odbierać. Bo ja... chyba coś do niego czuję... – wypowiedziałam bardzo cicho. – Ale nie wiem, czy to, co on czuje, jest szczere. Tak, jasne, widzę, jak on się zachowuje. Ale nie mam pojęcia, czy powinnam traktować to poważnie, czy może czuć się tylko jak kolejna, zwyczajna dziewczyna, która prędzej czy później mu się znudzi. Chcę wiedzieć, czy naprawdę warto, żeby wyszło z tego coś więcej. Czy to byłaby dobra decyzja. Tylko tyle.
Zamiast mi odpowiedzieć, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę, po czym odpalił jednego. Wydmuchiwał kolejne kłęby dymu i tylko wpatrywał się w przestrzeń z zamyśloną miną. Widocznie nie był pewien, w jaki sposób ma mi odpowiedzieć. A może wiedział, tylko nie chciał?
- Axl jest specyficznym typem człowieka – wydusił z siebie w końcu. – Nigdy nie można być co do niego w stu procentach pewnym. On zmienia się z sekundy na sekundę, także jeśli chodzi o uczucia. W tym wypadku jest chyba jednak nieco inaczej. – Tu spojrzał na mnie z powagą. – On chyba naprawdę jest w tobie zakochany. I to strasznie. To widać, bo... No on po prostu nigdy nie zachowywał się w stosunku do żadnej dziewczyny tak, jak zachowuje się co do ciebie. Jak widać musisz być dla niego naprawdę wyjątkowa. Co do tego nie mam wątpliwości: to uczucie na pewno jest szczere i bardzo silne. Nie jestem tylko pewien, czy... czy to dla ciebie dobry wybór – dokończył z pewnym trudem. – Widzisz, z nim to jest tak, że w pewnym momencie kocha cię na zabój i zrobiłby dla ciebie wszystko. Wydaje się taki niewinny i uroczy... Tylko że nigdy nie wiesz, kiedy to nagle się zmieni. Może zrobić... naprawdę różne rzeczy. Nawet jeśli wcale tego nie chce. Ale on już po prostu taki jest. Nieprzewidywalny. Jeden niewłaściwy ruch i staje się jak bestia pełna dzikiej furii. I czasami z tego powodu może być bardzo niebezpieczny – dodał trochę jakby ze smutkiem. – Dlatego właśnie nie jestem przekonany do tego, czy on jest dobry dla ciebie. Czy czułabyś się przy nim dobrze, bezpiecznie. Nie wiem, czy po mimo tak silnego uczucia, jakim cię obdarzył, byłby w stanie się dla ciebie zmienić. Czy jest wart uczucia, jakim ty mogłabyś go obdarzyć. Czy faktycznie ktoś taki jak on potrafiłby je docenić. Bo kiedy dopada go jego „ja”, to przesłania mu ono cały świat i nawet nie widzi, jak w ten sposób krzywdzi ludzi. Przejmuje się tylko sobą, nie patrząc na to, co czują inni, ale jednie na to, co czuje on sam – mówił cieniem wyrzutu w głosie. – Nie chcę ci mówić, co masz robić, ale... chcę po prostu, żebyś podjęła decyzję, której nie będziesz później żałować; żebyś była szczęśliwa. Ale oczywiście zrobisz, jak zechcesz.
Pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam jego wypowiedź, ale nic nie odpowiedziałam. Nie ukrywam, że po tych słowach miałam spory mętlik w głowie. Musiałam sobie to wszystko poukładać, przemyśleć. Mimo wszystko to, co powiedział Duff, nie zmieniło moich uczuć do Axla. Tylko nie byłam przekonana, czy to dobrze...
***
Tego wieczoru byłam zdecydowanie zbyt zamyślona, żeby w pełni skupić się na tańczeniu. Podczas przerwy Lily starała się wyciągnąć ze mnie, co tak w rzeczywistości mi jest, ale rzuciłam jej tylko kilka coś na temat świeżo odkrytej tożsamości Duffa, a poza tym powiedziałam, że nie wiem. No bo w gruncie rzeczy nie wiedziałam. Myślałam jednocześnie nad tym, co usłyszałam od McKagana i nad tym, jak powinnam to interpretować, ale również nad powodem, dla którego Rose tak szybko wyszedł ze studia. Bardzo mi go teraz brakowało. Po mimo wszystkiego, co powiedział mi Duff i tak chciałam mieć Axla teraz obok siebie, ale spodziewałam się, że raczej będę musiała się pogodzić ze swoją samotnością.
Po zakończonej pracy przebrałam się w swoje ciuchy i wyszłam z klubu tylnym wyjściem, spodziewając się, że czeka mnie dziś już tylko nudna droga do domu, a potem pójście spać. Okazało się jednak, że moje założenia były mylne, bo oto niecałe kilka metrów ode mnie spostrzegłam Rudzielca, który najwyraźniej na mnie czekał. Uśmiechnęłam się szeroko na ten widok, po czym szybko do niego podeszłam. On objął mnie wtedy w pasie, a ja dałam mu całusa w policzek. Chyba był nieco zdziwiony taką śmiałością z mojej strony, ale wyraźnie się ucieszył i również dostałam od niego buziaka.
- Co ty tu robisz o tej godzinie? – zapytałam dość zaskoczona jego obecnością pod klubem.
- No jak to co? Przyszedłem do ciebie, skarbie – uśmiechnął się słodko. – Wybacz, że tak szybko wtedy wyszedłem.  Po prostu... No każdy ma czasami gorsze chwile. Ale to teraz nieważne. – Machnął dłonią. – Chodź, zabieram cię na spacer do parku – oznajmił i złapał mnie za rękę.
- Co? Axl, o tej godzinie? Jest jakaś 03:00 w nocy!
- No i co z tego? – Wzruszył ramionami, uśmiechając się lekceważąco. – Tym lepiej, bo teraz nikogo tam nie będzie. Będziemy całkowicie sami – wyszeptał mi do ucha tak zmysłowo, że aż przeszedł mnie dreszcz.
- No... no dobra, niech będzie – odpowiedziałam, nie zastanawiając się długo. Chciałam teraz tylko być blisko niego.
Ruszyliśmy do parku. Byłam w nim już kilka razy, ale, szczerze mówiąc, w nocy, oświetlony wyłącznie blaskiem księżyca i nikłym światłem latarni, był dużo piękniejszy. Trzymając się za ręce, szliśmy wolnym krokiem przez wąską alejkę położoną obok dość sporego stawu. Ja najchętniej siedziałabym cicho i cieszyła się tym jakże romantycznym spacerem, jednak nie od dziś wiadomo, że Axl lubi dużo mówić.
- Jak ci się podobało w studiu? – zapytał nagle. – To znaczy, wiem, że to wszystko było strasznie nieogarnięte, bo ci idioci nigdy nie robią tego, o co ich proszę, ale chodzi mi raczej o to, co myślisz o naszej muzyce. Podoba ci się?
- Jest świetna – odpowiedziałam z przekonaniem, uśmiechając się do niego. – Jest... inna. Taka nietypowa. Ale to bardzo dobrze. To jest coś nowego, coś, co przyciąga uwagę. Strasznie mi się podoba to wyraźne brzmienie gitar, ostre riffy i oczywiście brutalnie realistyczny tekst. No a kiedy gracie, wygląda to, jakbyście przenosili się do innego świata. Widać, że to kochacie. Robicie to z pasją, a to bardzo dobrze. Jesteście po prostu... fenomenalni. A twój głos... – tu na chwilę się zacięłam i mam nawet wrażenie, że lekko zaczerwieniłam – twój głos jest niesamowity – dokończyłam trochę ciszej niż wcześniej.
On na to tylko się uśmiechnął i powiedział:
- Wyglądasz słodko, kiedy się rumienisz.
Cholera jasna.
- A co do tego, co powiedziałaś, to dziękuje bardzo za komplement. Wiesz, śpiewam od dziecka, musiało to w końcu dać jakieś efekty.
- Albo po prostu masz ogromny talent - dodałam. – Nie każdy taki posiada, uwierz mi.
- Może nie, ale ty z pewnością.
- Ja? A do czego ja niby mam talent? - Oprócz pakowania się w kłopoty, oczywiście – dopowiedziałam sobie w myślach.
- No jak to do czego? To przecież oczywiste, że do tańczenia. Już ci przecież mówiłem, że masz niesamowite ruchy. Bardzo... seksowne. – Zaśmiał się lekko.
- Taa, cóż, taka już moja praca. Jak to ciągle mówi Lana – to taniec erotyczny, nie gimnastyka. Ma być seksowny i nic więcej – zaintonowałam jej głos, po czym przybrałam minę pełną dezaprobaty na znak tego, że jakoś niespecjalnie przepadałam za jej uwagami.
- Nie przejmuj się tym, co ona mówi  – odparł na to Rose. - To tylko zwykła, pusta dziwka, która chce się dowartościować, obrażając cię. A jak dla mnie to ty jesteś najlepszą i najpiękniejszą tancerką ze wszystkich – powiedział, po czym przyciągnął mnie bliżej do siebie i dał mi buziaka w policzek. – Jesteś świetna, mała. Nie daj sobie nikomu wmówić, że jest inaczej.
Uśmiechnęłam się nieśmiało i kolejny rumieniec oblał moją twarz, więc szybko spojrzałam w ziemię, ale Axl i tak go zauważył. Zaśmiał się cicho, a potem oboje już nic nie mówiliśmy.
Przeszliśmy jeszcze kawałek, po czym dotarliśmy do małego mostka, pod którym przepływała nieduża rzeczka, i na nim się zatrzymaliśmy. Oparłam dłonie na balustradzie, delikatnie się wychyliłam i spojrzałam na staw, w którym odbijał się księżyc. Małe, białe kółko na cienkiej tafli wody skąpane w mroku. Niby takie nic, a jednak tak pięknie wyglądał. Atmosfera tutaj również była niezwykle przyjemna. Otaczała nas zupełna cisza; nie słychać było absolutnie nic. Woda była kompletnie nieruchoma, wyglądała niczym srebrzyste zwierciadło. Taki niczym niezachwiany spokój. W tej wodzie widziałam jednak coś jeszcze oprócz tarczy księżyca. Widniała tam twarz, a konkretnie odbicie twarzy. Mojej twarzy. Nigdy specjalnie nie lubiłam na nią patrzeć, dlatego rzadko spoglądałam w lustro. Teraz, po dłuższym przypatrywaniu się jej, jak zwykle dochodziłam do wniosku, że wcale nie jest ładna. Ostre rysy, zadarty nos, piegi i jeszcze te włosy... Nagle mój uśmiech gdzieś zniknął i znowu posmutniałam. To, zmieszane dodatkowo z jakąś dziwną niepewnością, bez wątpienia nie dodawało mi uroku, a jeszcze bardziej podkreślało wszystko to, czego tak nie lubiłam. Przyjrzałam się dokładniej odbiciu w wodzie i obok mojej twarzy zobaczyłam jeszcze jedną. I rude włosy. Uśmiechał się. Wyglądał niesamowicie, tak jak zwykle zresztą. Czy on faktycznie mógł mówić prawdę, kiedy powiedział, że jestem piękna? Chyba jednak nie... Może mówił to tylko po to, bo chciał kogoś przelecieć i akurat padło na mnie. Czy to naprawdę możliwe, żeby on mnie kochał?
- Za każdym razem, kiedy na ciebie patrzę, wydajesz mi się coraz piękniejsza – usłyszałam, po czym poczułam, jak Axl kładzie swoją dłoń na mojej i skierowałam wzrok na niego. – Naprawdę niesamowita – Dodał szybko. – W środku i na zewnątrz. Cieszę się, że mogłem poznać taką osobę jak ty. – Uśmiechnął się uroczo. – To nieprawdopodobne, ale... chyba z każdym dniem zakochuję się w tobie coraz bardziej – mówił, a jego oczy świeciły przy tym jakimś nieprawdopodobnym blaskiem.
I nagle poczułam się jakoś lepiej. Nie wiem, czy za sprawą jego dotyku, czy może słów, ale byłam pewna, że wszystko, o czym pomyślałam przed chwilą, prysło nagle jak bańka mydlana. Bo po prostu
znowu wróciła do mnie świadomość, że jestem dla niego kimś więcej niż tylko zwykłą dziewczyną. Kimś wyjątkowym. Kimś, kto go zmienił. Kimś, kogo chyba... kocha.
Nagle zawiał wiatr i obraz naszych twarzy na tafli wody został zmącony. Dodatkowo zrobiło mi się strasznie chłodno, aż zaczęłam drżeć.
- Zimno ci? – zapytał Rose, ściskając mocniej moją dłoń.
- Trochę... – odpowiedziałam cicho.
Wtedy nagle stanął za mną, objął mnie rękami w pasie i delikatnie pocałował w policzek. Nie ukrywam, że to było dokładnie to, czego pragnęłam w tamtym momencie. Móc zatopić się w jego ramionach. Zamknęłam oczy i z uśmiechem na ustach rozkoszowałam się chwilą. To dziwne, ale kiedy mogłam przebywać w jego objęciach, cały świat stawał się piękniejszy. Wszystkie troski i problemy odchodziły gdzieś na bok. Liczył się tylko on. On i ja. Razem.
Oprócz wiatru poczułam jeszcze kilka kropel na swojej twarzy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że wpadają one również do wody, po czym od razu spojrzałam w górę, na niebo.
- Deszcz – oznajmiłam, ale on chyba zdążył to już zauważyć, jako że z każdą chwilą padało coraz mocniej. Chyba zanosiło się na niezłą ulewę. Mimo wszystko, ja nadal byłam uśmiechnięta.
- Cholera, i to jaki – odparł z niezadowoleniem, patrząc w górę, po czym z powrotem zwrócił twarz w moją stronę. – Chodź szybko, bo będziemy zaraz cali mokrzy. – Złapał moją rękę i porwał mnie za sobą.
Przebiegliśmy nieduży kawałek w poszukiwaniu jakiegoś schronienia i nagle niedaleko od nas ujrzałam małą, drewnianą altanę, w której znajdowała się jedna ławka.
- Spójrz, tam. – Pokazałam palcem w kierunku zaobserwowanego przeze mnie miejsca.
On nic nie odpowiedział, tylko prędko pociągnął mnie w tamtą stronę. Po chwili znajdowaliśmy się już w środku. Niestety, deszcz chyba rozpadał się na dobre, zanim zdążyliśmy tutaj dobiec; byliśmy prawie cali mokrzy. Co więcej, przez tę ulewę zrobiło mi się jeszcze zimniej niż wcześniej. Dosłownie cała się trzęsłam. Axl popatrzył na mnie i doszedł chyba do tego samego wniosku.
- Chodź, usiądziemy na ławce – powiedział, po czym objął mnie ramieniem i z nadzwyczajną czułością ucałował mój policzek. – Muszę cię trochę rozgrzać, bo jesteś cała zmarznięta.
Usiedliśmy, a ja, z dozą niepewności jednak, przysunęłam się do Axla bardzo blisko i, nadal lekko drżąc, powoli i ostrożnie położyłam mu głowę na ramieniu. On natomiast wydawał się nie mieć nic przeciwko mojemu zachowaniu i mocno mnie przytulił. Czując to, już z większym spokojem również mocno się w niego wtuliłam. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się sama do siebie.  To, że byłam cała przemarznięta i zmoknięta, w obecnej sytuacji traciło jakiekolwiek znaczenie, bo było mi po prostu dobrze.
Mogąc tkwić przez dłuższą chwilę w jego ramionach, doszłam również do pewnego wniosku. Wniosku, że tym, czego brakowało mi przez tak długi czas, był chyba właśnie ktoś taki jak on. To dziwne, ale nareszcie czułam, że pustka w jakimś sensie została wypełniona. Co więcej, chyba faktycznie okazało się, że jednak mogę kochać. Tak, kochać. Bo ja w końcu naprawdę kochałam. I to było chyba najbardziej niesamowite uczucie, jakiego w życiu doświadczyłam.
Po chwili poczułam, jak Axl przejeżdża zimnym nosem po moim rozgrzanym od nadmiaru emocji policzku. Przeszedł mnie delikatny dreszcz, ale starałam się zachować spokój. Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam na jego twarz. Widniał na niej, w pewnym sensie, nieśmiały uśmiech. Jego piękne, zielone tęczówki po prostu mnie zniewalały. Spojrzenie przepełnione było pożądaniem, miłością i jakąś... nadzieją?
Nagle spojrzał w dół i poczułam, jak jego palce delikatnie muskają moje dłonie, a następnie zaciskają się na nich. To dziwne, ale miałam wrażenie, jakby cały drżał, co było do niego wyjątkowo niepodobne. W końcu podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Moje serce zabiło szybciej, mój oddech zrobił się płytki. Czułam, jakby przeszywał mnie swoim spojrzeniem. Przybliżył swoją twarz do mojej, jednocześnie zerkając nieznacznie na moje usta. Teraz również ja zaczęłam drżeć. Chyba z przerażenia, ale też z niesamowitego podniecenia. Ponownie zamknęłam oczy i teraz czułam już tylko ciepły oddech

chłopaka na moim policzku. Zacisnął dłonie mocniej na moich i po chwili jego usta lekko musnęły moje. Nie czując sprzeciwu z mojej strony, pogłębił pocałunek i doznałam porażenia niebiańskim smakiem jego ust. Jeszcze nigdy nie miałam takich motylków w brzuchu jak wtedy. Całował niesamowicie, tak, że cała się w tym zatraciłam. Doświadczałam na sobie jego miłości, była tak strasznie wyczuwalna w jego dotyku, w każdym kolejnym, coraz bardziej intensywnym pocałunku.   Jedną dłonią dotknął mojego policzka, a drugą objął mnie w pasie, przyciągając jeszcze bliżej do siebie. Nasze serca wspólnie wybijały przyśpieszony rytm, języki tańczyły zmysłowy taniec miłości. To było coś niesamowitego. Czysta euforia. Chyba najlepszy stan, jaki był możliwy do odczucia.

Nie wiem czemu, ale wtedy nagle przypomniały mi się słowa Duffa. Cała jego wypowiedź odtworzyła się w mojej głowie i nagle poczułam jakiś dziwny strach, niepewność. Coś, czego absolutnie nie powinnam była doświadczyć w tym momencie, coś, czego nawet nie chciałam czuć. Jakiś głos w mojej głowie jednak znów przeważył, głos zdrowego rozsądku...
Przerwałam pocałunek, delikatnie przymknęłam oczy i powoli odsunęłam się od chłopaka. Jego ręka momentalnie zsunęła się z mojego policzka; czułam jego niepokój, słyszałam przyśpieszony oddech.
- Axl ja... – zaczęłam i, powoli otwierając oczy, z obawą spojrzałam na jego twarz. – Przepraszam... ja nie mogę... – wyszeptałam cicho, ze strachem.
Wyglądał na zszokowanego moim słowami, ale może bardziej zbolałego. Przez chwilę siedział bez ruchu, wpatrując się smutnymi oczami w moją twarz. W końcu westchnął cicho, po czym zacisnął usta i spojrzał w przeciwnym kierunku, tak, żeby nie widzieć mojej twarzy.
Czułam się okropnie. Nie wiedziałam nawet, dlaczego powiedziałam to, co powiedziałam, ale coś po prostu mnie do tego zmusiło. Wiedziałam jedno – zjebałam. Najbardziej, jak mogłam. Wiedziałam, jak strasznie go rozczarowałam, może nawet zraniłam. Sama nie mogłam w to uwierzyć. Cała drżałam, chciało mi się płakać.

- Axl... – Jedna łza spłynęła po moim policzku. – Przepraszam...
_________________________________________________________________________________

          Okej, po pierwsze przepraszam, że tak długo nie dodawałam tego rozdziału, ale już to wyjaśniam. Miałam jak zwykle duże zamieszanie w szkole, czyli same testy, no i dodatkowo niezły zapierdol z projektem gimnazjalnym, bo moja grupa musi go zrobić do ferii, które mi zaczynają się 17 lutego. Dodatkowo jest to rozdział wyjątkowo ważny. Strasznie trudno się go pisało i musiałam go wiele razy przerabiać. Wiem, obiecałam go dodać w piątek, ale jak wróciłam ze szkoły, to po prostu padłam i nie byłam w stanie nic zrobić. W związku z tym zdecydowałam, że od teraz rozdziały będę wrzucać co 2 tygodnie, a nie co tydzień, bo się nie wyrabiam.
          Ten rozdział, póki co, jest chyba moim ulubionym dotychczasowym rozdziałem. Mam nadzieję, że nie tylko ja tak myślę i że udało mi się Was nim zadowolić. Wiem, że pewnie chcecie mnie zabić za końcówkę, ale taka musiała być. To część mojego niesamowitego, wielkiego, zaskakującego planu.
Ci, którzy czytali bez muzyki, niech żałują, bo według mnie ta piosenka nadaje dużo większych emocji, niż gdyby miało jej nie być. Ach, to Nothing Else Matters...
          Tak, wiem, że na tym ostatnim zdjęciu jest Stephanie, ale jakoś mi tak ono tutaj pasowało. Nie miejcie mi tego za złe.
          Serdecznie pozdrawiam :* 

8 komentarzy:

  1. Rozdział genialny. Tylko jak ty mogłaś go tak zakończyć ??? W szkole masz mi opowiedzieć co będzie w następnym rozdziale bo nie wytrzymam 2 tygodni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buhahahha, wiem, jestem okrutna, ale mnie nie zabijaj, bo musimy jeszcze skończyć projekt gimnazjalny :D Ej, ale ja sama nie wiem, co będzie w tym następnym... Ale, dobra, postaram się coś wymyślić ;)

      Usuń
  2. Rozdział genialny i ciekawy. Strasznie miło mi się go czytało. :) Wybacz, że nic więcej nie napiszę ale jest już po 1 w nocy i mój mózg odmawia posłuszeństwa, także tego... Czekam na następny z niecierpliwością i życzę dużo weny i czasu! Pozdrawiam! C:

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam Cię kochana! :*
    Jednak znalazłam trochę czasu, bo studniówka rozleniwia i jakoś tak ciężko po niej wrócić do szkoły i wziąć się za naukę :D
    A co do rozdziału to po prostu go uwielbiam! :D I faktycznie, też mam wrażenie, że jest to chyba najlepsze co do tej pory wyprodukowałaś :P
    KOCHAM TOOOOOOOOOOOOOO! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozmowa z Duffem cudowna <3 Zaskakujący plan? Hmmm... Podobno najpiękniejsze miłości biorą się z długich, prawdziwych przyjaźni :D wcale nie byłabym zawiedziona takim obrotem spraw ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. hej :) Ciekawy blog! Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Normalnie przez ciebie płacze kobieto!!! Zajebisty rozdział inaczej tego nie skomentuje. Kasiamcf

    OdpowiedzUsuń
  7. Muzyka którą dodajesz jest świetna, a Nothing Else Matters to moja ulubiona piosenka. Kiedy ją uslyszałam poprostu się popłakałam.
    Podoba mi się jak piszesz, najbardziej jak zwracasz uwagę na złożoność charakteru bohateterów, szczególnie Williama.

    P.S. Nie pomyśl że jestem beksa, ale przy takich refleksyjnych piosenkach zawsze płarzę, płaczę też przy Don`t Cry, choć wiem ,ze to ma trochę ironiczny wydzwięk.

    OdpowiedzUsuń

Proszę, jeśli czytasz, napisz komentarz. Nie musi być długi i piękny. Ważne, żeby był. Chcę jedynie wiedzieć, czy rozdział Ci się podobał, a jeśli nie, to dlaczego. Taka wiadomość od Ciebie daje mi nie tylko ogromną motywację do dalszego pisania, ale również informację, co i w jaki sposób powinnam w swojej twórczości poprawić. Każdy komentarz się liczy. Dziękuję.