Wyszliśmy ze
studia i ruszyliśmy wolnym krokiem w stronę mojego domu. Duff uparł się, że nie
mogę wracać sama, dlatego właśnie był teraz tuż obok i mocno trzymał mnie za
rękę. Mogłoby się to wydawać trochę dziwne, bo w końcu nie widzieliśmy się od
tak dawna, jednak jemu chyba wcale to nie przeszkadzało, tak jakby więź, która
była między nami, nigdy nie została zachwiana. Ja w pewnym sensie też tak
czułam, ale miałam pewne obawy. Były one związane z pytaniem, które cały czas
mimowolnie nasuwało mi się na myśl. Nie byłam jednak pewna, czy mogę je zadać,
nie chciałam go w ten sposób o nic oskarżać. Spojrzałam na jego twarz i
zobaczyłam wyraźnie zadowolenie. Tym bardziej nie chciałam psuć mu nastroju,
wdając się w zapewne zbędne dla niego rozmowy o przeszłości, ale... musiałam
zapytać.
- Du... Duff?
– zaczęłam dosyć niepewnie.
- Tak, mała? –
Zwrócił głowę w moim kierunku i uśmiechnął się do mnie szczerze. Wówczas
jeszcze bardziej onieśmieliła mnie ta jego pozytywna energia.
- Jaa... – zaczęłam
i spojrzałam prosto w te jego zielonkawe oczy. Wprost promieniały szczęściem.
Tak jak kiedyś, kiedy byliśmy mali. Mały błysk w oku nagle zasypał mnie masą
wspomnień. A na koniec tym jednym, ostatnim. Tym, o które tak chciałam zapytać.
– Duff, dlaczego nas zostawiłeś?
Jego mina nagle
nieco zrzedła, a oczy jakby posmutniały. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć,
ale szybko je zamknął i spojrzał przed siebie. Sądząc, że chyba nie doczekam
się odpowiedzi, zrobiłam to samo i z powrotem siedziałam cicho.
- Przepraszam – powiedział jednak po chwili. – Jaa... nie chciałem, żebyś tak to odczuła.
Wcale nie chciałem zostawić ani ciebie, ani Bena. Naprawdę, nie mogłem się
pogodzić z rozstaniem z wami. Ja po prostu... chciałem zrobić coś wielkiego.
Spełnić marzenia. Stać się kimś. A wiedziałem, że nie dokonam tego tam. Tak,
wiem, byłem wtedy bardzo młody i w sumie... nie do końca przemyślałem swoją
decyzję. Miałem potem przez to sporo problemów. Ale chyba jednak odniosło to
jakiś efekt, no bo w końcu... nagrywamy teraz płytę. – Podsumował wypowiedź
delikatnym uśmiechem.
- Cieszę się,
że jesteś szczęśliwy i spełniasz swoje marzenia – odpowiedziałam, ale chyba bez
większego przekonania. Jasne, cieszyłam się jego szczęściem, ale nadal jakoś
nie mogłam przeboleć tego, że w pewnym sensie... wybrał karierę. A mnie
zostawił.
- Hej, Em. Nie
bądź smutna – próbował mnie pocieszyć. Widząc jednak, że to raczej nie
poprawiło mi humoru, zatrzymał się na środku chodnika i postawił mnie przodem
do siebie. – Emmy, ja naprawdę przepraszam. Wiem, że nie powinienem cię
zostawiać, a tym bardziej nie powinienem cię zostawiać, nic przed tym nie mówiąc.
Tak, zachowałem się jak pieprzony, nierozgarnięty małolat. Ale w końcu nie
miałem nawet piętnastu lat. Byłem młody, nie myślałem jeszcze wtedy o tym
wszystkim, o konsekwencjach. To był taki impuls - po prostu któregoś wieczoru
zdecydowałem, że uciekam z domu. Wydawało mi się, że... że podejmuję najlepszy
wybór – powiedział, po czym na moment spuścił wzrok w dół i westchnął cicho. - Nawet
nie wiesz, jak często zadręczałem się potem tym, czy z tobą na pewno wszystko w
porządku, jak często chciałem wrócić do Seattle, żeby móc być przy tobie, żeby
mieć pewność, że jesteś bezpieczna.
- Naprawdę? – zapytałam
nieśmiało.
- Tak,
oczywiście, że tak – opowiedział bez zastanowienia i uśmiechnął się. – Ale
teraz... teraz to już nieważne. Z powrotem jesteśmy razem. Mamy siebie – powiedział,
po czym przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. – I obiecuję ci, że nie
pozwolę, żeby cokolwiek nas rozdzieliło. Już nigdy.
Nie odezwałam
się, bo uważałam, że nie muszę nic mówić. Jego słowa w tym momencie w
zupełności wystarczyły. Teraz miałam już całkowitą pewność, że nadal liczę się
dla niego tak, jak kiedyś. Że nadal jestem jego małą Emmy; naprawdę jestem dla
niego jak ukochana, młodsza siostrzyczka. I to uczucie napawało mnie szczęściem
i poczuciem wewnętrznego spokoju.
- Idziemy
dalej? – zapytał w końcu McKagan.
Delikatnie się
od niego odsunęłam i pokiwałam głową z uśmiechem.
- Tak, chodźmy
– odparłam, więc ruszyliśmy prosto chodnikiem, nadal trzymając się za ręce.
- No a... jak
ty sobie teraz radzisz? – spytał po chwili. -
W sensie z tym wszystkim, co się wydarzyło, od kiedy tu przyjechałaś.
Jest w porządku?
- Wydaje mi
się, że tak. Tak myślę. Początkowo mieszkałam u Lily i jej brata... Wiesz, kim
jest Lily, prawda?
Przytaknął.
- Tak więc
mieszkałam u niej przez mniej więcej miesiąc – opowiadałam dalej. – No a teraz
mam już własne mieszkanie. Wynajęłam je dosyć tanio. To znaczy, nie jest to
może szczyt moich marzeń, ale przynajmniej Lily nie ma mnie już na głowie. Z
drugiej strony dużo łatwiej było mi się ze wszystkim ogarnąć, kiedy miałam ją
pod ręką. No ale szczęśliwie jakoś sobie radzę. Czasami mam tylko małe problemy
z płaceniem czynszu na czas, bo, co prawda, dostaję teraz w pracy większe
wypłaty niż na początku, jednak nadal nie jest to jakaś bardzo okazała suma. No
ale mimo to staram się, jak mogę, i jakoś wszystko póki co ogarniam.
- Jesteś
pewna? Bo wiesz, jakby co, to zawsze możesz liczyć na moją pomoc .
- Dzięki. Póki
co chyba jednak sama daję sobie radę.
- To dobrze.
Ale gdyby tylko coś się stało, to od razu daj mi znać. W Hell House zawsze
znajdzie się miejsce dla jeszcze jednej osoby w razie co.
- Dobrze, będę
o tym pamiętać. Ale sądzę, że raczej nie będę zawalać wam miejsca i będę spała
u siebie. – Zaśmiałam się lekko. - Skoro już mam to moje mieszkanie, to muszę
je jakoś wykorzystać.
- Spokojnie,
nie każę ci się jeszcze do nas wprowadzać. – Odwzajemnił mój śmiech. - Chcę
tylko, żebyś wiedziała, że jeśli będziesz miała jakiś problem czy coś, to
możesz się do mnie zwrócić. Ja zawsze ci pomogę. Naprawdę, możesz być ze mną
szczera. – Uśmiechnął się ciepło.
Pokiwałam
głową i na chwilę zamilkłam. A to dlatego, że kiedy powiedział słowo „problem”,
od razu wiedziałam, że faktycznie jest jeszcze jedna rzecz, o którą chciałabym
go zapytać. Z tym że nie byłam
pewna, czy powinnam. To była bardzo osobista
sprawa, ale nadzwyczaj ważna. Powiedział jednak, że mogę być z nim szczera,
racja?
- W sumie
to... jest taka jedna rzecz... o którą
chcę cię zapytać. – zaczęłam niepewnie, a on spojrzał na mnie czekając, aż będę
mówić dalej. – No bo chodzi... chodzi o Axl’a.
- Tak? A co
takiego chciałabyś wiedzieć na jego temat? – zapytał swobodnie, nieco obojętnym
tonem, jakby spodziewał się zwykłego pytania.
- Chodzi o to,
że... nie jestem pewna jak mam to wszystko odbierać. Bo ja... chyba coś do
niego czuję... – wypowiedziałam bardzo cicho. – Ale nie wiem, czy to, co on
czuje, jest szczere. Tak, jasne, widzę, jak on się zachowuje. Ale nie mam
pojęcia, czy powinnam traktować to poważnie, czy może czuć się tylko jak
kolejna, zwyczajna dziewczyna, która prędzej czy później mu się znudzi. Chcę
wiedzieć, czy naprawdę warto, żeby wyszło z tego coś więcej. Czy to byłaby
dobra decyzja. Tylko tyle.
Zamiast mi
odpowiedzieć, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę, po czym
odpalił jednego. Wydmuchiwał kolejne kłęby dymu i tylko wpatrywał się w
przestrzeń z zamyśloną miną. Widocznie nie był pewien, w jaki sposób ma mi
odpowiedzieć. A może wiedział, tylko nie chciał?
- Axl jest
specyficznym typem człowieka – wydusił z siebie w końcu. – Nigdy nie można być
co do niego w stu procentach pewnym. On zmienia się z sekundy na sekundę, także
jeśli chodzi o uczucia. W tym wypadku jest chyba jednak nieco inaczej. – Tu
spojrzał na mnie z powagą. – On chyba naprawdę jest w tobie zakochany. I to
strasznie. To widać, bo... No on po prostu nigdy nie zachowywał się w stosunku
do żadnej dziewczyny tak, jak zachowuje się co do ciebie. Jak widać musisz być
dla niego naprawdę wyjątkowa. Co do tego nie mam wątpliwości: to uczucie na
pewno jest szczere i bardzo silne. Nie jestem tylko pewien, czy... czy to dla
ciebie dobry wybór – dokończył z pewnym trudem. – Widzisz, z nim to jest tak,
że w pewnym momencie kocha cię na zabój i zrobiłby dla ciebie wszystko. Wydaje
się taki niewinny i uroczy... Tylko że nigdy nie wiesz, kiedy to nagle się
zmieni. Może zrobić... naprawdę różne rzeczy. Nawet jeśli wcale tego nie chce.
Ale on już po prostu taki jest. Nieprzewidywalny. Jeden niewłaściwy ruch i
staje się jak bestia pełna dzikiej furii. I czasami z tego powodu może być
bardzo niebezpieczny – dodał trochę jakby ze smutkiem. – Dlatego właśnie nie
jestem przekonany do tego, czy on jest dobry dla ciebie. Czy czułabyś się przy
nim dobrze, bezpiecznie. Nie wiem, czy po mimo tak silnego uczucia, jakim cię obdarzył,
byłby w stanie się dla ciebie zmienić. Czy jest wart uczucia, jakim ty mogłabyś
go obdarzyć. Czy faktycznie ktoś taki jak on potrafiłby je docenić. Bo kiedy
dopada go jego „ja”, to przesłania mu ono cały świat i nawet nie widzi, jak w
ten sposób krzywdzi ludzi. Przejmuje się tylko sobą, nie patrząc na to, co
czują inni, ale jednie na to, co czuje on sam – mówił cieniem wyrzutu w głosie.
– Nie chcę ci mówić, co masz robić, ale... chcę po prostu, żebyś podjęła
decyzję, której nie będziesz później żałować; żebyś była szczęśliwa. Ale oczywiście
zrobisz, jak zechcesz.
Pokiwałam
głową na znak, że zrozumiałam jego wypowiedź, ale nic nie odpowiedziałam. Nie
ukrywam, że po tych słowach miałam spory mętlik w głowie. Musiałam sobie to
wszystko poukładać, przemyśleć. Mimo wszystko to, co powiedział Duff, nie
zmieniło moich uczuć do Axla. Tylko nie byłam przekonana, czy to dobrze...
***
Tego wieczoru
byłam zdecydowanie zbyt zamyślona, żeby w pełni skupić się na tańczeniu.
Podczas przerwy Lily starała się wyciągnąć ze mnie, co tak w rzeczywistości mi
jest, ale rzuciłam jej tylko kilka coś na temat świeżo odkrytej tożsamości
Duffa, a poza tym powiedziałam, że nie wiem. No bo w gruncie rzeczy nie
wiedziałam. Myślałam jednocześnie nad tym, co usłyszałam od McKagana i nad tym,
jak powinnam to interpretować, ale również nad powodem, dla którego Rose tak
szybko wyszedł ze studia. Bardzo mi go teraz brakowało. Po mimo wszystkiego, co
powiedział mi Duff i tak chciałam mieć Axla teraz obok siebie, ale spodziewałam
się, że raczej będę musiała się pogodzić ze swoją samotnością.
Po zakończonej
pracy przebrałam się w swoje ciuchy i wyszłam z klubu tylnym wyjściem,
spodziewając się, że czeka mnie dziś już tylko nudna droga do domu, a potem
pójście spać. Okazało się jednak, że moje założenia były mylne, bo oto niecałe
kilka metrów ode mnie spostrzegłam Rudzielca, który najwyraźniej na mnie
czekał. Uśmiechnęłam się szeroko na ten widok, po czym szybko do niego
podeszłam. On objął mnie wtedy w pasie, a ja dałam mu całusa w policzek. Chyba
był nieco zdziwiony taką śmiałością z mojej strony, ale wyraźnie się ucieszył i
również dostałam od niego buziaka.
- Co ty tu
robisz o tej godzinie? – zapytałam dość zaskoczona jego obecnością pod klubem.
- No jak to
co? Przyszedłem do ciebie, skarbie – uśmiechnął się słodko. – Wybacz, że tak
szybko wtedy wyszedłem. Po prostu... No każdy
ma czasami gorsze chwile. Ale to teraz nieważne. – Machnął dłonią. – Chodź,
zabieram cię na spacer do parku – oznajmił i złapał mnie za rękę.
- Co? Axl, o
tej godzinie? Jest jakaś 03:00 w nocy!
- No i co z
tego? – Wzruszył ramionami, uśmiechając się lekceważąco. – Tym lepiej, bo teraz
nikogo tam nie będzie. Będziemy całkowicie sami – wyszeptał mi do ucha tak
zmysłowo, że aż przeszedł mnie dreszcz.
- No... no
dobra, niech będzie – odpowiedziałam, nie zastanawiając się długo. Chciałam
teraz tylko być blisko niego.
Ruszyliśmy do
parku. Byłam w nim już kilka razy, ale, szczerze mówiąc, w nocy, oświetlony
wyłącznie blaskiem księżyca i nikłym światłem latarni, był dużo piękniejszy.
Trzymając się za ręce, szliśmy wolnym krokiem przez wąską alejkę położoną obok
dość sporego stawu. Ja najchętniej siedziałabym cicho i cieszyła się tym jakże
romantycznym spacerem, jednak nie od dziś wiadomo, że Axl lubi dużo mówić.
- Jak ci się
podobało w studiu? – zapytał nagle. – To znaczy, wiem, że to wszystko było
strasznie nieogarnięte, bo ci idioci nigdy nie robią tego, o co ich proszę, ale
chodzi mi raczej o to, co myślisz o naszej muzyce. Podoba ci się?
- Jest świetna
– odpowiedziałam z przekonaniem, uśmiechając się do niego. – Jest... inna. Taka
nietypowa. Ale to bardzo dobrze. To jest coś nowego, coś, co przyciąga uwagę.
Strasznie mi się podoba to wyraźne brzmienie gitar, ostre riffy i oczywiście
brutalnie realistyczny tekst. No a kiedy gracie, wygląda to, jakbyście przenosili
się do innego świata. Widać, że to kochacie. Robicie to z pasją, a to bardzo
dobrze. Jesteście po prostu... fenomenalni. A twój głos... – tu na chwilę się
zacięłam i mam nawet wrażenie, że lekko zaczerwieniłam – twój głos jest niesamowity
– dokończyłam trochę ciszej niż wcześniej.
On na to tylko
się uśmiechnął i powiedział:
- Wyglądasz
słodko, kiedy się rumienisz.
Cholera jasna.
- A co do
tego, co powiedziałaś, to dziękuje bardzo za komplement. Wiesz, śpiewam od
dziecka, musiało to w końcu dać jakieś efekty.
- Albo po
prostu masz ogromny talent - dodałam. – Nie każdy taki posiada, uwierz mi.
- Może nie,
ale ty z pewnością.
- Ja? A do
czego ja niby mam talent? - Oprócz pakowania
się w kłopoty, oczywiście – dopowiedziałam sobie w myślach.
- No jak to do
czego? To przecież oczywiste, że do tańczenia. Już ci przecież mówiłem, że masz
niesamowite ruchy. Bardzo... seksowne. – Zaśmiał się lekko.
- Taa, cóż,
taka już moja praca. Jak to ciągle mówi Lana – to taniec erotyczny, nie
gimnastyka. Ma być seksowny i nic więcej – zaintonowałam jej głos, po czym przybrałam
minę pełną dezaprobaty na znak tego, że jakoś niespecjalnie przepadałam za jej
uwagami.
- Nie przejmuj
się tym, co ona mówi – odparł na to Rose.
- To tylko zwykła, pusta dziwka, która chce się dowartościować, obrażając cię.
A jak dla mnie to ty jesteś najlepszą i najpiękniejszą tancerką ze wszystkich –
powiedział, po czym przyciągnął mnie bliżej do siebie i dał mi buziaka w policzek.
– Jesteś świetna, mała. Nie daj sobie nikomu wmówić, że jest inaczej.
Uśmiechnęłam
się nieśmiało i kolejny rumieniec oblał moją twarz, więc szybko spojrzałam w
ziemię, ale Axl i tak go zauważył. Zaśmiał się cicho, a potem oboje już nic nie
mówiliśmy.
Przeszliśmy jeszcze
kawałek, po czym dotarliśmy do małego mostka, pod którym przepływała nieduża
rzeczka, i na nim się zatrzymaliśmy. Oparłam dłonie na balustradzie, delikatnie
się wychyliłam i spojrzałam na staw, w którym odbijał się księżyc. Małe, białe
kółko na cienkiej tafli wody skąpane w mroku. Niby takie nic, a jednak tak pięknie
wyglądał. Atmosfera tutaj również była niezwykle przyjemna. Otaczała nas
zupełna cisza; nie słychać było absolutnie nic. Woda była kompletnie
nieruchoma, wyglądała niczym srebrzyste zwierciadło. Taki niczym niezachwiany
spokój. W tej wodzie widziałam jednak coś jeszcze oprócz tarczy księżyca.
Widniała tam twarz, a konkretnie odbicie twarzy. Mojej twarzy. Nigdy specjalnie
nie lubiłam na nią patrzeć, dlatego rzadko spoglądałam w lustro. Teraz, po
dłuższym przypatrywaniu się jej, jak zwykle dochodziłam do wniosku, że wcale
nie jest ładna. Ostre rysy, zadarty nos, piegi i jeszcze te włosy... Nagle mój
uśmiech gdzieś zniknął i znowu posmutniałam. To, zmieszane dodatkowo z jakąś
dziwną niepewnością, bez wątpienia nie dodawało mi uroku, a jeszcze bardziej
podkreślało wszystko to, czego tak nie lubiłam. Przyjrzałam się dokładniej
odbiciu w wodzie i obok mojej twarzy zobaczyłam jeszcze jedną. I rude włosy.
Uśmiechał się. Wyglądał niesamowicie, tak jak zwykle zresztą. Czy on faktycznie
mógł mówić prawdę, kiedy powiedział, że jestem piękna? Chyba jednak nie... Może
mówił to tylko po to, bo chciał kogoś przelecieć i akurat padło na mnie. Czy to
naprawdę możliwe, żeby on mnie kochał?
- Za każdym
razem, kiedy na ciebie patrzę, wydajesz mi się coraz piękniejsza – usłyszałam,
po czym poczułam, jak Axl kładzie swoją dłoń na mojej i skierowałam wzrok na
niego. – Naprawdę niesamowita – Dodał szybko. – W środku i na zewnątrz. Cieszę
się, że mogłem poznać taką osobę jak ty. – Uśmiechnął się uroczo. – To
nieprawdopodobne, ale... chyba z każdym dniem zakochuję się w tobie coraz bardziej
– mówił, a jego oczy świeciły przy tym jakimś nieprawdopodobnym blaskiem.
I nagle
poczułam się jakoś lepiej. Nie wiem, czy za sprawą jego dotyku, czy może słów,
ale byłam pewna, że wszystko, o czym pomyślałam przed chwilą, prysło nagle jak
bańka mydlana. Bo po prostu
znowu wróciła do mnie świadomość, że jestem dla
niego kimś więcej niż tylko zwykłą dziewczyną. Kimś wyjątkowym. Kimś, kto go
zmienił. Kimś, kogo chyba... kocha.
Nagle zawiał
wiatr i obraz naszych twarzy na tafli wody został zmącony. Dodatkowo zrobiło mi
się strasznie chłodno, aż zaczęłam drżeć.
- Zimno ci? – zapytał
Rose, ściskając mocniej moją dłoń.
- Trochę... – odpowiedziałam
cicho.
Wtedy nagle
stanął za mną, objął mnie rękami w pasie i delikatnie pocałował w policzek. Nie
ukrywam, że to było dokładnie to, czego pragnęłam w tamtym momencie. Móc
zatopić się w jego ramionach. Zamknęłam oczy i z uśmiechem na ustach
rozkoszowałam się chwilą. To dziwne, ale kiedy mogłam przebywać w jego
objęciach, cały świat stawał się piękniejszy. Wszystkie troski i problemy
odchodziły gdzieś na bok. Liczył się tylko on. On i ja. Razem.
Oprócz wiatru
poczułam jeszcze kilka kropel na swojej twarzy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam,
że wpadają one również do wody, po czym od razu spojrzałam w górę, na niebo.
- Deszcz – oznajmiłam,
ale on chyba zdążył to już zauważyć, jako że z każdą chwilą padało coraz
mocniej. Chyba zanosiło się na niezłą ulewę. Mimo wszystko, ja nadal byłam
uśmiechnięta.
- Cholera, i
to jaki – odparł z niezadowoleniem, patrząc w górę, po czym z powrotem zwrócił
twarz w moją stronę. – Chodź szybko, bo będziemy zaraz cali mokrzy. – Złapał
moją rękę i porwał mnie za sobą.
Przebiegliśmy
nieduży kawałek w poszukiwaniu jakiegoś schronienia i nagle niedaleko od nas
ujrzałam małą, drewnianą altanę, w której znajdowała się jedna ławka.
- Spójrz, tam. – Pokazałam palcem
w kierunku zaobserwowanego przeze mnie miejsca.
On nic nie odpowiedział,
tylko prędko pociągnął mnie w tamtą stronę. Po chwili znajdowaliśmy się już w
środku. Niestety, deszcz chyba rozpadał się na dobre, zanim zdążyliśmy tutaj
dobiec; byliśmy prawie cali mokrzy. Co więcej, przez tę ulewę zrobiło mi się
jeszcze zimniej niż wcześniej. Dosłownie cała się trzęsłam. Axl popatrzył na
mnie i doszedł chyba do tego samego wniosku.
- Chodź,
usiądziemy na ławce – powiedział, po czym objął mnie ramieniem i z nadzwyczajną
czułością ucałował mój policzek. – Muszę cię trochę rozgrzać, bo jesteś cała
zmarznięta.
Usiedliśmy, a
ja, z dozą niepewności jednak, przysunęłam się do Axla bardzo blisko i, nadal
lekko drżąc, powoli i ostrożnie położyłam mu głowę na ramieniu. On natomiast
wydawał się nie mieć nic przeciwko mojemu zachowaniu i mocno mnie przytulił.
Czując to, już z większym spokojem również mocno się w niego wtuliłam.
Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się sama do siebie. To, że byłam cała przemarznięta i zmoknięta,
w obecnej sytuacji traciło jakiekolwiek znaczenie, bo było mi po prostu dobrze.
Mogąc tkwić przez
dłuższą chwilę w jego ramionach, doszłam również do pewnego wniosku. Wniosku,
że tym, czego brakowało mi przez tak długi czas, był chyba właśnie ktoś taki
jak on. To dziwne, ale nareszcie czułam, że pustka w jakimś sensie została
wypełniona. Co więcej, chyba faktycznie okazało się, że jednak mogę kochać.
Tak, kochać. Bo ja w końcu naprawdę kochałam. I to było chyba najbardziej
niesamowite uczucie, jakiego w życiu doświadczyłam.
Po chwili
poczułam, jak Axl przejeżdża zimnym nosem po moim rozgrzanym od nadmiaru emocji
policzku. Przeszedł mnie delikatny dreszcz, ale starałam się zachować spokój.
Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam na jego twarz. Widniał na niej, w pewnym
sensie, nieśmiały uśmiech. Jego piękne, zielone tęczówki po prostu mnie
zniewalały. Spojrzenie przepełnione było pożądaniem, miłością i jakąś...
nadzieją?
Nagle spojrzał
w dół i poczułam, jak jego palce delikatnie muskają moje dłonie, a następnie
zaciskają się na nich. To dziwne, ale miałam wrażenie, jakby cały drżał, co
było do niego wyjątkowo niepodobne. W końcu podniósł głowę i spojrzał mi prosto
w oczy. Moje serce zabiło szybciej, mój oddech zrobił się płytki. Czułam, jakby
przeszywał mnie swoim spojrzeniem. Przybliżył swoją twarz do mojej,
jednocześnie zerkając nieznacznie na moje usta. Teraz również ja zaczęłam
drżeć. Chyba z przerażenia, ale też z niesamowitego podniecenia. Ponownie
zamknęłam oczy i teraz czułam już tylko ciepły oddech
chłopaka na moim
policzku. Zacisnął dłonie mocniej na moich i po chwili jego usta lekko musnęły
moje. Nie czując sprzeciwu z mojej strony, pogłębił pocałunek i doznałam porażenia
niebiańskim smakiem jego ust. Jeszcze nigdy nie miałam takich motylków w
brzuchu jak wtedy. Całował niesamowicie, tak, że cała się w tym zatraciłam.
Doświadczałam na sobie jego miłości, była tak strasznie wyczuwalna w jego
dotyku, w każdym kolejnym, coraz bardziej intensywnym pocałunku. Jedną dłonią dotknął mojego policzka, a
drugą objął mnie w pasie, przyciągając jeszcze bliżej do siebie. Nasze serca
wspólnie wybijały przyśpieszony rytm, języki tańczyły zmysłowy taniec miłości.
To było coś niesamowitego. Czysta euforia. Chyba najlepszy stan, jaki był
możliwy do odczucia.
Nie wiem
czemu, ale wtedy nagle przypomniały mi się słowa Duffa. Cała jego wypowiedź
odtworzyła się w mojej głowie i nagle poczułam jakiś dziwny strach, niepewność.
Coś, czego absolutnie nie powinnam była doświadczyć w tym momencie, coś, czego
nawet nie chciałam czuć. Jakiś głos w mojej głowie jednak znów przeważył, głos
zdrowego rozsądku...
Przerwałam
pocałunek, delikatnie przymknęłam oczy i powoli odsunęłam się od chłopaka. Jego
ręka momentalnie zsunęła się z mojego policzka; czułam jego niepokój, słyszałam
przyśpieszony oddech.
- Axl ja... – zaczęłam
i, powoli otwierając oczy, z obawą spojrzałam na jego twarz. – Przepraszam... ja
nie mogę... – wyszeptałam cicho, ze strachem.
Wyglądał na
zszokowanego moim słowami, ale może bardziej zbolałego. Przez chwilę siedział
bez ruchu, wpatrując się smutnymi oczami w moją twarz. W końcu westchnął cicho,
po czym zacisnął usta i spojrzał w przeciwnym kierunku, tak, żeby nie widzieć
mojej twarzy.
Czułam się
okropnie. Nie wiedziałam nawet, dlaczego powiedziałam to, co powiedziałam, ale
coś po prostu mnie do tego zmusiło. Wiedziałam jedno – zjebałam. Najbardziej,
jak mogłam. Wiedziałam, jak strasznie go rozczarowałam, może nawet zraniłam.
Sama nie mogłam w to uwierzyć. Cała drżałam, chciało mi się płakać.
- Axl... –
Jedna łza spłynęła po moim policzku. – Przepraszam...
_________________________________________________________________________________
Okej, po pierwsze przepraszam, że tak długo nie dodawałam tego rozdziału, ale już to wyjaśniam. Miałam jak zwykle duże zamieszanie w szkole, czyli same testy, no i dodatkowo niezły zapierdol z projektem gimnazjalnym, bo moja grupa musi go zrobić do ferii, które mi zaczynają się 17 lutego. Dodatkowo jest to rozdział wyjątkowo ważny. Strasznie trudno się go pisało i musiałam go wiele razy przerabiać. Wiem, obiecałam go dodać w piątek, ale jak wróciłam ze szkoły, to po prostu padłam i nie byłam w stanie nic zrobić. W związku z tym zdecydowałam, że od teraz rozdziały będę wrzucać co 2 tygodnie, a nie co tydzień, bo się nie wyrabiam.
Ten rozdział, póki co, jest chyba moim ulubionym dotychczasowym rozdziałem. Mam nadzieję, że nie tylko ja tak myślę i że udało mi się Was nim zadowolić. Wiem, że pewnie chcecie mnie zabić za końcówkę, ale taka musiała być. To część mojego niesamowitego, wielkiego, zaskakującego planu.
Ci, którzy czytali bez muzyki, niech żałują, bo według mnie ta piosenka nadaje dużo większych emocji, niż gdyby miało jej nie być. Ach, to Nothing Else Matters...
Ci, którzy czytali bez muzyki, niech żałują, bo według mnie ta piosenka nadaje dużo większych emocji, niż gdyby miało jej nie być. Ach, to Nothing Else Matters...
Tak, wiem, że na tym ostatnim zdjęciu jest Stephanie, ale jakoś mi tak ono tutaj pasowało. Nie miejcie mi tego za złe.
Serdecznie pozdrawiam :*
Rozdział genialny. Tylko jak ty mogłaś go tak zakończyć ??? W szkole masz mi opowiedzieć co będzie w następnym rozdziale bo nie wytrzymam 2 tygodni.
OdpowiedzUsuńBuhahahha, wiem, jestem okrutna, ale mnie nie zabijaj, bo musimy jeszcze skończyć projekt gimnazjalny :D Ej, ale ja sama nie wiem, co będzie w tym następnym... Ale, dobra, postaram się coś wymyślić ;)
UsuńRozdział genialny i ciekawy. Strasznie miło mi się go czytało. :) Wybacz, że nic więcej nie napiszę ale jest już po 1 w nocy i mój mózg odmawia posłuszeństwa, także tego... Czekam na następny z niecierpliwością i życzę dużo weny i czasu! Pozdrawiam! C:
OdpowiedzUsuńWitam Cię kochana! :*
OdpowiedzUsuńJednak znalazłam trochę czasu, bo studniówka rozleniwia i jakoś tak ciężko po niej wrócić do szkoły i wziąć się za naukę :D
A co do rozdziału to po prostu go uwielbiam! :D I faktycznie, też mam wrażenie, że jest to chyba najlepsze co do tej pory wyprodukowałaś :P
KOCHAM TOOOOOOOOOOOOOO! <3
Rozmowa z Duffem cudowna <3 Zaskakujący plan? Hmmm... Podobno najpiękniejsze miłości biorą się z długich, prawdziwych przyjaźni :D wcale nie byłabym zawiedziona takim obrotem spraw ;)
OdpowiedzUsuńhej :) Ciekawy blog! Zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńNormalnie przez ciebie płacze kobieto!!! Zajebisty rozdział inaczej tego nie skomentuje. Kasiamcf
OdpowiedzUsuńMuzyka którą dodajesz jest świetna, a Nothing Else Matters to moja ulubiona piosenka. Kiedy ją uslyszałam poprostu się popłakałam.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się jak piszesz, najbardziej jak zwracasz uwagę na złożoność charakteru bohateterów, szczególnie Williama.
P.S. Nie pomyśl że jestem beksa, ale przy takich refleksyjnych piosenkach zawsze płarzę, płaczę też przy Don`t Cry, choć wiem ,ze to ma trochę ironiczny wydzwięk.