Zatrzymałam
się w progu, zdyszana od biegu. Wszyscy ludzie od razu skierowali swoje
spojrzenia na mnie i zaczęli mi się dziwnie przyglądać. Poczułam się wtedy strasznie
nieswojo i nabrałam ochoty, żeby jak najszybciej opuścić to miejsce,
ale przecież nie mogłam wrócić na zewnątrz. Musiałam tu zostać przynajmniej dla
własnego bezpieczeństwa.
Szybko otarłam
łzy, zacisnęłam usta i starałam się wyglądać tak, jakby wszystko było w
najlepszym porządku. Wolnym krokiem podeszłam do baru, postawiłam torbę na
ziemi i usiadłam na podwyższanym siedzeniu. Łokcie oparłam o blat, schowałam
twarz w ciągle drżących dłoniach i starałam się uspokoić myśli.
Teraz najważniejsze
było, żeby przetrwać, nie dać się złamać i zacząć postrzegać całą sytuację
nieco bardziej optymistycznie. Tak, dokładnie. Wiedziałam, że jeśli wezmę się w
garść i zacznę logicznie myśleć, to z pewnością coś wykombinuję. Wszystko będzie dobrze, na pewno, na sto
procent... – wmawiałam sobie – będzie dobrze, będzie do... Oh, dobra, w
cholerę z tym. Kogo ja niby próbowałam oszukać? Nie mogło być dobrze. Nie
miałam domu, pieniędzy, dokumentów... Wszystko straciłam. Nie zostało mi już
nic lepszego od użalania się nad swoim nędznym żywotem.
- Co podać? – z zadumy wyrwał mnie nagle głos barmana.
- Co? –
Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na mężczyznę stojącego przede mną. – Nie,
dziękuję. Nic nie chcę.
Moja odpowiedź
raczej mu się nie spodobała. Popatrzył na mnie lekko zdenerwowany, po czym
powiedział:
- Słuchaj, to
jest lokal dla płacących klientów. Albo
coś zamawiasz, albo wypad.
- Ale jak to?
Nie może pan zrobić wyjątku? – zapytałam z nadzieją.
- Powiedziałem
już. Zamawiasz albo do widzenia – oznajmił wyjątkowo nieprzyjemnym głosem.
Pomyślałam wówczas
o moich dziesięciu dolcach w kieszeni. Jeśli wydałabym teraz nawet część z tych
pieniędzy, to było duże prawdopodobieństwo, że później chodziłabym głodna. Z
drugiej strony facet, który mnie gonił, na pewno nadal kręcił się
gdzieś w okolicy, a ja z pewnością nie chciałabym się na niego natknąć. Po
namyśle umieranie z głodu wydało mi się bardziej kuszącą opcją niż zostanie
zgwałconą.
- Dobra, niech
będzie – odparłam z niezadowoleniem. – Whiskey poproszę. – Wyciągnęłam banknot
i położyłam go przed barmanem. Szybko zwinął go do kasy i po chwili postawił
przede mną pełną szklankę. Sięgnęłam po nią i powoli zaczęłam pić swój napój,
próbując utopić smutki w alkoholu.
Czułam się
strasznie, ale nie płakałam. Chyba wszystko było mi już po prostu obojętne. Co
jakiś czas słyszałam nawet komentarze dotyczące mojej osoby, dobiegające z
różnych stron baru, ale miałam to wszystko w głębokim poważaniu. Nic już nie
było w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Jedyne, co teraz chciałam robić, to
w spokoju delektować się moim napojem, skoro już musiałam za niego zapłacić.
Po jakimś
czasie jednak nawet whiskey się skończyło, a mój humor wcale się nie poprawił. Westchnęłam,
odsunęłam szklankę na bok, położyłam ręce i twarz na blacie, a na koniec
zamknęłam oczy.
- Ale to życie
do dupy – powiedziałam cicho do siebie.
- Aż tak źle?
– niespodziewanie usłyszałam czyjś głos. Szybko otworzyłam oczy, odwróciłam
głowę i zobaczyłam ciemnowłosego chłopaka, przypatrującego mi się z uśmiechem
na twarzy.
- Wiesz... – zaczęłam,
po czym przyjrzałam się pustej szklance – właśnie skończyło mi się whiskey, a
nie mam już więcej kasy, więc chyba tak. – Uśmiechnęłam się krzywo. Że też
nawet w takiej chwili było mnie stać na ironię...
- Faktycznie,
to jest duży problem – po tonie jego głosu, mogłam stwierdzić, że chyba
domyślił się, iż nie mówiłam tego na serio. – Barman, proszę o drinka dla tej
pani. – Kiwnął głową na mężczyznę za ladą, po czym uśmiechnął się do mnie
szczerze. – A tak w ogóle to jestem Nicholas. – Wyciągnął rękę w moją stronę.
- Emmy – odpowiedziałam
nieco oschle i niepewnie uścisnęłam jego dłoń. –
Nie musisz za mnie płacić – dodałam, kątem oka zobaczywszy, że barman
faktycznie nalewał mi nową porcję whiskey.
- Nie, ale
chcę. – Wyjął drobniaki z portfela i położył na ladzie. - No a tak naprawdę,
to co cię gryzie? Oprócz braku whiskey, oczywiście. – Zaśmiał się.
Wzięłam do
ręki ponownie napełnioną szklankę i zaczęłam obracać ją w palcach,
zastanawiając się jednocześnie, czy powinnam mówić całkowicie obcemu chłopakowi
o moich problemach. Niby wyglądał miło, ale w końcu nie miałam zielonego
pojęcia, kim tak naprawdę był. Po namyśle zdecydowałam jednak, że mu opowiem. W
sumie co mi szkodziło?
- Wiesz... to
długa historia – odpowiedziałam w końcu i wzięłam łyka alkoholu. – Zacznijmy od
tego, że moi rodzice się rozwiedli, kiedy byłam mała i tata wyjechał. Moja
matka... ona... – Automatycznie zacisnęłam rękę na szklance, kiedy tylko o niej
pomyślałam. – A z resztą nieważne. Pewnie... i tak będzie szczęśliwa, że wreszcie
ma mnie z głowy – dodałam i westchnęłam cicho. – No cóż, przyjechałam tu dziś rano
z Portland – kontynuowałam po chwil. - Chciałam znaleźć ojca. Ogólnie rzecz
biorąc, myślałam, że wszystko będzie pięknie i pójdzie jak z płatka, ale co się
okazało? O tak. – Pstryknęłam palcami. – Wyprowadził się, a co dziwniejsze nikt
nie wie gdzie i nikt nie może pomóc mi się dowiedzieć. Co dodatkowo? Powiedzmy
tak – okradli mnie. Koleś po prostu wyrwał mi torebkę z rąk i nikt nawet się
nie przejął moim wołaniem o pomoc. Straciłam dokumenty, pieniądze, zdjęcie
taty... Przynajmniej mam jednak... – Włożyłam rękę do kieszeni bluzy, ale nie
znalazłam tam poszukiwanego przedmiotu. – Kurwa... Wygląda jednak na to, że
fajki też mi zabrali. Masz może jakieś, skoro już rozmawiamy?
- Jasne – odparł,
po czym wyjął z kieszeni paczkę Marlboro i zapalniczkę.
- Dzięki – powiedziałam,
po czym podpaliłam sobie papierosa. – Na czym skończyłam? A tak, okradli mnie.
No cóż, na koniec, w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca, w którym mogłabym się
przespać, zawędrowałam do tej dzielnicy. Jakiś podejrzany typ się do mnie
przystawiał, więc mu uciekłam, ale on zaczął mnie gonić i w końcu znalazłam
się tutaj, w tym barze. To tyle. – Wzruszyłam ramionami. - Liczę na to, że moja
smętna historia cię zainteresowała. – Zaśmiałam się sarkastycznie.
- Cóż... naprawdę
współczuję ci, że twoje pierwsze przeżycia w tym mieście są tak marne. Nie wiem,
czy cię pocieszę, mówiąc to, ale raczej też przyjechałem tu z większymi
perspektywami, a skończyłem jako barman w jakimś klubie. – Zacisnął usta w
krzywy uśmiech i wzruszył ramionami.
- Ta, ja też
spodziewałam się wielkiej kariery w Hollywood, ale jakoś nie wyszło. Cóż, los
po prostu nie jest dla mnie ostatnimi czasy zbyt łaskawy.
- Serio? W
Hollywood? – Po tonie jego głosu mogłam stwierdzić, że chyba zainteresowało go
to, co powiedziałam. – A co chciałaś robić w Hollywood?
- Od dziecka kochałam tańczyć. Miałam nadzieję, że to w ten
sposób będę się realizować zawodowo. Wiesz, w jakichś filmach czy musicalach.
- Moja siostra
też tańczy. – Uśmiechnął się. – Tyle że ona robi to raczej nie tyle z własnego
zainteresowania, co raczej z przymusu zarobienia na siebie – dodał po chwili
nieco smętnie. – Mieszkamy sami, we dwoje, bo widzisz... nasi rodzice
niestety... zginęli w wypadku –
słyszałam po głosie, że ciężko było mu wypowiedzieć ostatnie słowa.
- Ja... przykro
mi... – Nie wiedziałam, co więcej mogłabym powiedzieć.
- Nie trzeba.
Ty też, jak widać, nie miałaś najlepiej. No, skoro wyjechałaś... Tak czy siak –
kontynuował po chwili – co masz zamiar teraz z tym wszystkim zrobić?
- Sama
chciałabym to wiedzieć. Głowię się już nad tym od kilku godzin, ale nic nie
wymyśliłam. Chyba po prostu nie dane mi jest wieść długie i szczęśliwe życie,
ale cóż... tak bywa. – Wzruszyłam ramionami.
Po tych słowach
przez chwilę się nie odzywał. Wpatrywał się w podłogę i najwyraźniej nad czymś
się zastanawiał.
- Wiesz... –
zaczął po chwili - bo tak mi teraz przyszło do głowy... że może mogłabyś... no,
mogłabyś... – Chyba nie był pewny tego, co chciał powiedzieć, ale w końcu jednak
to z siebie wydusił: – Mogłabyś przez jakiś czas pomieszkać ze mną i z moją
siostrą. Nasze mieszkanie nie jest w sumie duże, ale znajdzie się miejsce, a Lily,
to znaczy moja siostra, na pewno nie będzie miała nic przeciwko.
- Serio? –
Spojrzałam na niego trochę, jakby żartował. – Chcesz wpuścić do domu jakąś
kompletnie nieznajomą ci dziewczynę?
- Nie jesteś
nieznajoma. Wiem, że masz na imię Emmy, przyjechałaś z Portland i pilnie potrzebujesz
pomocy. I ja ci właśnie ją oferuję. – Uśmiechnął się.
- Jesteś
pewien? Nie chciałabym sprawiać ci kłopotu. Jeśli to byłby jakiś problem, to
ja naprawdę poradzę sobie...
- Uwierz mi,
to nie byłby żaden problem – przerwał mi. - Jesteś w potrzebie, byłbym
skończonym dupkiem, gdybym cię tak teraz zostawił. I nawet nie próbuj mówić
„nie” – dodał, kiedy zaczęłam otwierać usta. – Idziesz ze mną i koniec –
powiedział, po czym zeskoczył z krzesła, podszedł do mnie i wziął do ręki mój
bagaż. - Chodź. – Ruchem głowy wskazał na drzwi.
- No... no
dobra – odparłam niepewnie i razem z nim wyszłam z baru. Było to co najmniej
dziwne, że szłam do domu chłopaka, którego poznałam niecałe kilkanaście minut
temu, ale on miał rację – byłam w potrzebie. To mogła być moja ostatnia deska
ratunku. Poza tym i tak nie miałam nic do stracenia.
- Pójdziemy na
piechotę, to niedaleko stąd – oznajmił, a ja jedynie pokiwałam głową.
Faktycznie,
doszliśmy w niecałe 15 minut. Budynek okazał się niezbyt ładną i lekko
rozpadającą się kamienicą, ale przynajmniej był to dom, a nie twarda ławka w
parku. Windy oczywiście też nie było, więc musieliśmy się wtarabanić z moją
torbą na ostatnie piętro. Po kilku minutach stanęliśmy przed drzwiami. Nicholas
włożył klucze do zamka, ale okazało się, że drzwi były już otwarte.
- Lily
widocznie wróciła już z pracy – oznajmił, po czym nacisnął klamkę i weszliśmy
do środka.
Samo
mieszkanie okazało się trochę ładniejsze niż budynek, ale nagie deski na
podłodze, wyblakła niebieska kanapa i mały, pozdzierany stoliczek obok i tak
pozostawiały wiele do życzenia. Mimo to byłam niezwykle uradowana tym widokiem.
Po chwili
usłyszałam czyjeś kroki i z pomieszczania obok, które najprawdopodobniej było
kuchnią, wyszła zgrabna, uśmiechnięta dziewczyna z jasnymi blond włosami
związanymi w kucyk. Najpierw spojrzała na Nicholasa, potem lekko zdziwiona na
mnie, a potem znów na niego.
- Cześć – powiedziała,
nadal się uśmiechając. – Kto to? –
Ruchem głowy wskazała na mnie. – Jakaś nowa dziewczyna? Nick, nie znałam cię od
tej strony...
- Nie, Lily,
to nie tak.... To nie jest moja dziewczyna. To jest...
Bezdomna, którą spotkałem w barze – dokończyłam
sobie w myślach.
- ...to jest
Emmy. Bo... sprawa przestawia się tak - ona przyjechała tu dzisiaj z
Portland.. - i dalej powiedział mniej więcej to samo, co usłyszał ode mnie w
barze. Tę samą ż a ł o s n ą historię. - ... i nikt nie chciał jej pomóc, więc
pomyślałem, że może... może mogłaby pomieszkać przez jakiś czas u nas. Co ty na
to?
- Kurczę, to
faktycznie nie za fajnie – powiedziała, drapiąc się po głowie. – Ale nie no,
jasne, że może u nas zostać – dodała po chwili z tym samym uśmiechem na ustach co poprzednio.
- Naprawdę?
Jejku, strasznie dziękuję, serio.
- Ależ nie ma
za co, naprawdę. – Machnęła ręką. – Musielibyśmy się okazać strasznymi
egoistami, gdybyśmy mieli wywalić cię na ulice. A teraz daj mi to. – Zwróciła
się do brata i odebrała mu moją torbę. – Chodź, Emmy, będziesz spała u mnie w
pokoju – oznajmiła i ruszyła w kierunku małego korytarza, a ja szybko poszłam
za nią. – A w ogóle to jestem Lily. – Uśmiechnęła się do mnie, po czym
otworzyła ciemno-brązowe drzwi.
Pomieszczenie
nie było duże, a jedynym źródłem światła było jedno okno i mała lampka, zwisająca z
sufitu. Ściany pewnie zostały pomalowane na biało, ale czas chyba zostawił na
nich swoje ślady, przez co teraz miały barwę któregoś z odcieni szarości. W
kącie stało łóżko zawalone pościelą i kilkoma poduszkami, a obok dość wysoka
szafa z jasnego drewna. Podłoga była tutaj tak samo naga jak w reszcie mieszkania.
Mimo wszystko pokój ten był dość przytulny.
- Podoba ci
się? – zapytała Lily, kiedy zobaczyła, że uważnie przypatruję się każdemu
szczegółowi. – Wiem, to nie jest szczyt luksusu, ale zawsze coś.
- Nie, nie.
Jest bardzo dobrze – odpowiedziałam szybko. – Nawet lepiej, niż mogłabym się
spodziewać.
Dziewczyna w
odpowiedzi uśmiechnęła się szeroko, po czym uklękła na podłodze, włożyła ręce
pod łóżko i wysunęła stamtąd lekko zniszczony materac.
- Na nim
będziesz spała. Przepraszam, ale niestety nie mamy nic lepszego. Liczę jednak,
że będzie wygodnie – powiedziała, a następnie wstała, otworzyła szafę i wyjęła
z niej pościel, którą szybko i sprawnie porozkładała. - No, gotowe. Naprzeciwko
mojego pokoju jest łazienka. Jeśli chcesz, to możesz się teraz umyć, a potem iść
spać. Bo zakładam, że po takim dniu jesteś pewnie zmęczona.
- Tak... tak,
masz rację – Ledwo widocznie pokiwałam głową.
- No dobra, to
ja nie będę ci przeszkadzać i... już sobie pójdę – powiedziała i szybko wyszła
na korytarz.
- Lily...
- Tak? –
Odwróciła się.
- Ja... ja
tylko chciałam jeszcze raz podziękować. Tobie i twojemu bratu. Nikt inny nie
zrobiłby dla mnie tego co wy. Naprawdę – powiedziałam, a z moich oczu
niekontrolowanie pociekło kilka łez. – Myślałam już, że w tym mieście nie ma
nikogo, kto by się mną przejął... - po tym zdaniu rozpłakałam się prawie jak
małe dziecko i nie miałam nawet pojęcia, z jakiego powodu. Zazwyczaj nie
przytrafiały mi się takie sytuacje, a już na pewno nie przy innych ludziach.
- Oj, ale...
Emmy... nie płacz. – Lily podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. –
Zobaczysz, teraz już wszystko będzie dobrze. Jutro jest nowy dzień, będzie
lepiej...
- Wiem,
ale... to wszystko jest takie trudne – wymamrotałam, jednocześnie wypłakując się jej w ramię.
- Ja rozumiem
– mówiła cicho uspokajającym tonem, jednocześnie delikatnie gładząc mnie po
plecach. - Dużo przeszłaś, masz prawo tak mówić. Ja też miałam trochę problemów w
życiu, ale wiesz co? Dałam sobie radę. Musiałam sobie jakoś poradzić, ze... śmiercią
rodziców – powiedziała to z takim samym trudem jak Nicholas. - Wiem, że nie
jest ci łatwo, ale trzeba się wziąć w garść. Poza tym ja i Nick ci pomożemy. –
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ciepło. – Nie musisz się już martwić,
naprawdę.
- Dziękuje,
Lily – odpowiedziałam cicho i otarłam łzy.
Dziewczyna posłała
mi pocieszający uśmiech, jeszcze raz mnie przytuliła i po chwili zniknęła za
drzwiami. Ja natomiast szybko wyjęłam kilka rzeczy z torby i udałam się do
niedużej, białej łazienki. Weszłam pod prysznic i starałam się w jakiś sposób
zmyć siebie wszystkie straszne wspomnienia z tego dnia. Jednocześnie myślałam o
Lily, Nicholasie i całej tej ich niespotykanej gościnności. W sumie dopiero co
mnie poznali, a mimo to już okazywali mi tyle ciepła, jakbym była co najmniej ich dobrą koleżanką. Ile szczęścia musiałam mieć, że w tym nieprzyjaznym mieście
trafiłam na takich ludzi? Tym bardziej że w moim przypadku było to akurat naprawdę
dziwne. A może jednak los postanowił się do mnie uśmiechnąć?
Wyszłam z
łazienki, ubrana w piżamę, i skierowałam się do pokoju Lily. O dziwo wcale
jeszcze nie spała. Ponownie wychyliłam się na korytarz i zobaczyłam, że w
kuchni paliło się światło. Usłyszałam też głosy, więc pewnie oboje tam
siedzieli. Stwierdziłam, że nie będę im przeszkadzać. Wskoczyłam pod kołdrę i,
cholernie zmęczona po całym dniu, szybko zasnęłam.
***
Obudziła mnie
rozmowa dochodząca spoza pokoju. Powoli otworzyłam oczy, podniosłam głowę i
spostrzegłam, że Lily nie było w środku, a drzwi były otwarte.
- Mówię ci, to
jest świetny pomysł. Musimy ją zabrać – usłyszałam po chwili głos blondynki.
- No nie wiem...
Ona nie wygląda na dziewczynę, która zgodziłaby się na taką pracę.
- No może
trochę racja, ale z drugiej strony przecież potrzebuje kasy, co nie? Poza
tym, skoro naprawdę potrafi tańczyć, to byłaby wręcz idealna praca dla niej. No,
prawie idealna, ale czasami trzeba się trochę poświęcić...
- Może i masz
rację. Nie wiem, sama się jej zapytaj, co o tym myśli.
Nie
wiedziałam, o co dokładnie chodziło, ale na pewno było to związane ze mną.
Przeczesałam palcami rozczochrane włosy, po cichu przeszłam przez korytarz i,
jak gdyby nigdy nic, weszłam do kuchni.
- Emmy!
Nareszcie się obudziłaś! – prawie pisnęła Lily na mój widok. – Posłuchaj,
wymyśliliśmy z Nickiem taki wspaniały pomysł... – Niestety, nie mogła dokończyć,
bo Nicholas zatkał jej usta ręką.
- Lily,
czekaj, daj jej się obudzić. Ona dopiero wstała – powiedział, po czym odsunął
dłoń od jej twarzy.
- No tak,
wybacz – przeprosiła mnie i zaśmiała się nerwowo. – Jesteś może głodna? – spytała
zaraz i wstała. - Przed chwilą robiłam jajecznicę, powinna być jeszcze ciepła.
– Pokazała na patelnię stojącą na kuchence.
- Jasne,
dzięki.
Zaczęła
wówczas nakładać żółtą papkę na talerz, a ja w tym czasie usiadłam przy stole.
Moja twarz zapewne nie wyrażała w tej chwili zbyt wielu emocji. Nie było to spowodowane
jedynie moim codziennym nastrojem, ale również tym, że byłam po prostu zbyt
zszokowana i zmęczona po tym wszystkim, co wydarzyło się w moim życiu, żeby
zachowywać się jak normalny człowiek. Na razie jednak nie przeszkadzało mi to
zbytnio.
Po chwili
przede mną pojawił się talerz z jedzeniem. Złapałam za widelec i mimowolnie
zaczęłam jeść. Lily natomiast usiadła obok.
- No to w
takim razie, Emmy, pozwól teraz, że opowiem ci o naszym pomyśle – powiedziała i
spojrzała na mnie trochę, jakby wyczekiwała mojego pozwolenia.
- Mów, mów. –
Przerwałam na chwile jedzenie. – Ja cię uważnie słucham.
- No dobra.
Otóż rozmyślaliśmy z moim bratem, co zrobić z twoim brakiem pieniędzy. Wtedy
wpadło mi coś do głowy. Jak już pewnie wiesz, Nick jest barmanem, a ja tancerką
w... klubie nocnym. – To ostatnie powiedziała jakby trochę zawstydzona. – No,
nieważne. Otóż wczoraj wieczorem jedna z dziewczyn odeszła i zwolniło nam się
miejsce. Kierownik pilnie poszukuje tancerki na zastępstwo. No a Nick
powiedział mi, że ty tańczysz i w ogóle, więc pomyślałam, że może... może ty
chciałabyś spróbować?
Na początku
chyba nie do końca do mnie dotarło, co powiedziała. Zwyczajnie jadłam sobie
dalej moją jajecznicę. Po chwili jednak widelec zawisł mi w powietrzu. Powoli
podniosłam głowę i spojrzałam z na nią zdziwiona.
- Mówisz, że niby
ja? W klubie nocnym? I faceci będą wpychać mi banknoty za bieliznę, a potem
może jeszcze mnie obmacywać? – mówiłam to z lekkim przerażeniem lub nawet obrzydzeniem.
– Nie, ja się raczej nie nadaję do takich rzeczy. Nie jestem aż tak
zdesperowana – powiedziałam i wróciłam do jedzenia.
- Spokojnie.
To jest profesjonalny klub, a nie jakiś burdel. Dziewczyny
tańczą i nie gadają z facetami, a właściciel cały czas pilnuje, żeby nikt nie
składał nam niemoralnych propozycji. On uważa, że prywatne kontakty z klientami
sprowadzają tylko kłopoty – tłumaczyła mi.
- No, cóż... –
westchnęłam - w takim razie może mogłabym spróbować. A jakie tańce tańczycie?
– zapytałam z trochę większym entuzjazmem. – Kankan w sumie zawsze mi się podobał...
– Uśmiechnęłam się lekko.
- Eee... Jakby
ci to powiedzieć... My raczej preferujemy trochę inny styl... – odparła
niepewnie.
- Lily, do
rzeczy – upomniał ją Nicholas.
- Konkretniej
taniec na rurze...
Wtedy mój
uśmiech momentalnie zniknął.
- Na rurze
mówisz? Ja... Nie, to chyba jednak nie jest dobry pomysł.
- Nie
zniechęcaj się od razu. Rozumiem, że to może brzmi słabo, ale spróbuj chociaż –
przekonywała mnie. - Nawet jeśli ci się nie spodoba, to przynajmniej będziesz
miała z tego kasę. A jak chcesz, to przecież cały czas będziesz mogła szukać
innej pracy. Co ty na to? – zapytała z nadzieją.
Westchnęłam
cicho, podparłam głowę na ręce i spojrzałam w podłogę.
______________________________________________________________________________________
No, jest trójeczka, która ogólnie (może oprócz początku) mi się nie podoba, bo mam wrażenie, że jest jakaś taka bez wyrazu i w ogóle, ale to już zostawiam ocenie ludu. Wygląda to ogólnie trochę tak, jakbym się do tego rozdziału ani trochę nie przyłożyła, ale starałam się, jak mogłam. Zdjęć tak mało, bo jakoś nie mogłam znaleźć żadnych pasujących. Jeśli chodzi o treść, to pewna jej część może być odrobinę bez ładu i składu, dlatego że niektóre kawałki przerabiałam na szybko tuż przed wrzuceniem, bo jakoś mi się nie podobały... Ale mimo wszystko liczę, że się Wam spodoba.
Co do następnych rozdziałów - jak pewnie wszyscy wiedzą, 2 września jest rozpoczęcie roku szkolnego, co w późniejszych terminach oznacza prawie zupełny brak czasu na pisanie. Z czwartym rozdziałem jeszcze może się wyrobię normalnie, bo mam jest już prawie cały napisany, ale nie wiem jak z resztą... Zobaczymy. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko uda mi się coś napisać.
Serdecznie pozdrawiam. :*
Bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie, dobrze piszesz i mimo tego, że fabuła na razie nie jest bardzo oryginalna to przyjemnie się czyta i nie ma wrażenia, że to kolejne opowiadanie "jedno z wielu". Czekam na następne rozdziały, mam nadzieję, że już niedługo spotka Gunsów :)
OdpowiedzUsuńMasz zwyczaj informowania o nowościach? Jeśli nie to nic nie szkodzi, a jeśli tak to informuj mnie o nowych na moim blogu:
sad-bad-true.blogspot.com
Pozdrawiam :)
I jeszcze jedno - czy moglabyś usunąć weryfikację obrazkową? To nic nie daje, a naprawdę przeszkadza :)
Jasne, już usuwam. A jeśli chodzi o informowanie, to nie ma żadnego problemu :)
UsuńPodoba mi się ten rozdział baaardzo :) Tylko tak się zastanawiam: kiedy będą Gunsi? :D Chociaż w sumie podejrzewam, że Emmy jednak zgodzi się pracować w tym klubie i tam ich pozna :)
OdpowiedzUsuńMogę ci zdradzić tyle, że pojawią się w 5 rozdziale :)
UsuńZaczęłam czytać Twojego bloga i od razu się w nim zakochałam. Jak tylko dodasz coś nowego to mnie informuj.Gdy będziesz miała chwilkę to przeczytaj też moje opowiadanie :) dopiero zaczynam pisanie opowiadania. http://mygnrstory.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńHa! Wiedziałam, że chodzi o wspanialą posadę tancerki ;D jestem ciekawa jak pójdzie jej pierwszego dnia w pracy. Albo nocy. Jestem w dobrym nastroju, wiec z uśmiechem na ustach przybiegłam wzrokiem po rozdziale. Przeczytałam go raz dwa i teraz ciągnie mnie dalej. A jak coś zacznę, musze skończyć! Bum! W końcu jacyś życzliwi się znaleźli dla naszej małej Em. Zobaczymy jak się to potoczy. Chyba nawet wiem jak xD no, to spadam to 4.
OdpowiedzUsuń