środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 3: Nie mam nic do stracenia.


Zatrzymałam się w progu, zdyszana od biegu. Wszyscy ludzie od razu skierowali swoje spojrzenia na mnie i zaczęli mi się dziwnie przyglądać. Poczułam się wtedy strasznie nieswojo i nabrałam ochoty, żeby jak najszybciej opuścić to miejsce, ale przecież nie mogłam wrócić na zewnątrz. Musiałam tu zostać przynajmniej dla własnego bezpieczeństwa.
Szybko otarłam łzy, zacisnęłam usta i starałam się wyglądać tak, jakby wszystko było w najlepszym porządku. Wolnym krokiem podeszłam do baru, postawiłam torbę na ziemi i usiadłam na podwyższanym siedzeniu. Łokcie oparłam o blat, schowałam twarz w ciągle drżących dłoniach i starałam się uspokoić myśli.
Teraz najważniejsze było, żeby przetrwać, nie dać się złamać i zacząć postrzegać całą sytuację nieco bardziej optymistycznie. Tak, dokładnie. Wiedziałam, że jeśli wezmę się w garść i zacznę logicznie myśleć, to z pewnością coś wykombinuję. Wszystko będzie dobrze, na pewno, na sto procent...  – wmawiałam sobie – będzie dobrze, będzie do... Oh, dobra, w cholerę z tym. Kogo ja niby próbowałam oszukać? Nie mogło być dobrze. Nie miałam domu, pieniędzy, dokumentów... Wszystko straciłam. Nie zostało mi już nic lepszego od użalania się nad swoim nędznym żywotem.
- Co podać? – z zadumy wyrwał mnie nagle głos barmana.
- Co? – Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na mężczyznę stojącego przede mną. – Nie, dziękuję. Nic nie chcę.
Moja odpowiedź raczej mu się nie spodobała. Popatrzył na mnie lekko zdenerwowany, po czym powiedział:
- Słuchaj, to jest lokal dla płacących klientów.  Albo coś zamawiasz, albo wypad.
- Ale jak to? Nie może pan zrobić wyjątku? – zapytałam z nadzieją.
- Powiedziałem już. Zamawiasz albo do widzenia – oznajmił wyjątkowo nieprzyjemnym głosem.
Pomyślałam wówczas o moich dziesięciu dolcach w kieszeni. Jeśli wydałabym teraz nawet część z tych pieniędzy, to było duże prawdopodobieństwo, że później chodziłabym głodna. Z drugiej strony facet, który mnie gonił, na pewno nadal kręcił się gdzieś w okolicy, a ja z pewnością nie chciałabym się na niego natknąć. Po namyśle umieranie z głodu wydało mi się bardziej kuszącą opcją niż zostanie zgwałconą.
- Dobra, niech będzie – odparłam z niezadowoleniem. – Whiskey poproszę. – Wyciągnęłam banknot i położyłam go przed barmanem. Szybko zwinął go do kasy i po chwili postawił przede mną pełną szklankę. Sięgnęłam po nią i powoli zaczęłam pić swój napój, próbując utopić smutki w alkoholu.
Czułam się strasznie, ale nie płakałam. Chyba wszystko było mi już po prostu obojętne. Co jakiś czas słyszałam nawet komentarze dotyczące mojej osoby, dobiegające z różnych stron baru, ale miałam to wszystko w głębokim poważaniu. Nic już nie było w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Jedyne, co teraz chciałam robić, to w spokoju delektować się moim napojem, skoro już musiałam za niego zapłacić.
Po jakimś czasie jednak nawet whiskey się skończyło, a mój humor wcale się nie poprawił. Westchnęłam, odsunęłam szklankę na bok, położyłam ręce i twarz na blacie, a na koniec zamknęłam oczy.
- Ale to życie do dupy – powiedziałam cicho do siebie.
- Aż tak źle? – niespodziewanie usłyszałam czyjś głos. Szybko otworzyłam oczy, odwróciłam głowę i zobaczyłam ciemnowłosego chłopaka, przypatrującego mi się z uśmiechem na twarzy.
- Wiesz... – zaczęłam, po czym przyjrzałam się pustej szklance – właśnie skończyło mi się whiskey, a nie mam już więcej kasy, więc chyba tak. – Uśmiechnęłam się krzywo. Że też nawet w takiej chwili było mnie stać na ironię...
- Faktycznie, to jest duży problem – po tonie jego głosu, mogłam stwierdzić, że chyba domyślił się, iż nie mówiłam tego na serio. – Barman, proszę o drinka dla tej pani. – Kiwnął głową na mężczyznę za ladą, po czym uśmiechnął się do mnie szczerze. – A tak w ogóle to jestem Nicholas. – Wyciągnął rękę w moją stronę.
- Emmy – odpowiedziałam nieco oschle i niepewnie uścisnęłam jego dłoń. – Nie musisz za mnie płacić – dodałam, kątem oka zobaczywszy, że barman faktycznie nalewał mi nową porcję whiskey.
- Nie, ale chcę. – Wyjął drobniaki z portfela i położył na ladzie. - No a tak naprawdę, to co cię gryzie? Oprócz braku whiskey, oczywiście. – Zaśmiał się.
Wzięłam do ręki ponownie napełnioną szklankę i zaczęłam obracać ją w palcach, zastanawiając się jednocześnie, czy powinnam mówić całkowicie obcemu chłopakowi o moich problemach. Niby wyglądał miło, ale w końcu nie miałam zielonego pojęcia, kim tak naprawdę był. Po namyśle zdecydowałam jednak, że mu opowiem. W sumie co mi szkodziło?
- Wiesz... to długa historia – odpowiedziałam w końcu i wzięłam łyka alkoholu. – Zacznijmy od tego, że moi rodzice się rozwiedli, kiedy byłam mała i tata wyjechał. Moja matka... ona... – Automatycznie zacisnęłam rękę na szklance, kiedy tylko o niej pomyślałam. – A z resztą nieważne. Pewnie... i tak będzie szczęśliwa, że wreszcie ma mnie z głowy – dodałam i westchnęłam cicho. – No cóż, przyjechałam tu dziś rano z Portland – kontynuowałam po chwil. - Chciałam znaleźć ojca. Ogólnie rzecz biorąc, myślałam, że wszystko będzie pięknie i pójdzie jak z płatka, ale co się okazało? O tak. – Pstryknęłam palcami. – Wyprowadził się, a co dziwniejsze nikt nie wie gdzie i nikt nie może pomóc mi się dowiedzieć. Co dodatkowo? Powiedzmy tak – okradli mnie. Koleś po prostu wyrwał mi torebkę z rąk i nikt nawet się nie przejął moim wołaniem o pomoc. Straciłam dokumenty, pieniądze, zdjęcie taty... Przynajmniej mam jednak... – Włożyłam rękę do kieszeni bluzy, ale nie znalazłam tam poszukiwanego przedmiotu. – Kurwa... Wygląda jednak na to, że fajki też mi zabrali. Masz może jakieś, skoro już rozmawiamy?
- Jasne – odparł, po czym wyjął z kieszeni paczkę Marlboro i zapalniczkę.
- Dzięki – powiedziałam, po czym podpaliłam sobie papierosa. – Na czym skończyłam? A tak, okradli mnie. No cóż, na koniec, w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca, w którym mogłabym się przespać, zawędrowałam do tej dzielnicy. Jakiś podejrzany typ się do mnie przystawiał, więc mu uciekłam, ale on zaczął mnie gonić i w końcu znalazłam się tutaj, w tym barze. To tyle. – Wzruszyłam ramionami. - Liczę na to, że moja smętna historia cię zainteresowała. – Zaśmiałam się sarkastycznie.
- Cóż... naprawdę współczuję ci, że twoje pierwsze przeżycia w tym mieście są tak marne. Nie wiem, czy cię pocieszę, mówiąc to, ale raczej też przyjechałem tu z większymi perspektywami, a skończyłem jako barman w jakimś klubie. – Zacisnął usta w krzywy uśmiech i wzruszył ramionami.
- Ta, ja też spodziewałam się wielkiej kariery w Hollywood, ale jakoś nie wyszło. Cóż, los po prostu nie jest dla mnie ostatnimi czasy zbyt łaskawy.
- Serio? W Hollywood? – Po tonie jego głosu mogłam stwierdzić, że chyba zainteresowało go to, co powiedziałam. – A co chciałaś robić w Hollywood?
- Od dziecka kochałam tańczyć. Miałam nadzieję, że to w ten sposób będę się realizować zawodowo. Wiesz, w jakichś filmach czy musicalach.
- Moja siostra też tańczy. – Uśmiechnął się. – Tyle że ona robi to raczej nie tyle z własnego zainteresowania, co raczej z przymusu zarobienia na siebie – dodał po chwili nieco smętnie. – Mieszkamy sami, we dwoje, bo widzisz... nasi rodzice niestety...  zginęli w wypadku – słyszałam po głosie, że ciężko było mu wypowiedzieć ostatnie słowa.
- Ja... przykro mi... – Nie wiedziałam, co więcej mogłabym powiedzieć.
- Nie trzeba. Ty też, jak widać, nie miałaś najlepiej. No, skoro wyjechałaś... Tak czy siak – kontynuował po chwili – co masz zamiar teraz z tym wszystkim zrobić?
- Sama chciałabym to wiedzieć. Głowię się już nad tym od kilku godzin, ale nic nie wymyśliłam. Chyba po prostu nie dane mi jest wieść długie i szczęśliwe życie, ale cóż... tak bywa. – Wzruszyłam ramionami.
Po tych słowach przez chwilę się nie odzywał. Wpatrywał się w podłogę i najwyraźniej nad czymś się zastanawiał.
- Wiesz... – zaczął po chwili - bo tak mi teraz przyszło do głowy... że może mogłabyś... no, mogłabyś... – Chyba nie był pewny tego, co chciał powiedzieć, ale w końcu jednak to z siebie wydusił: – Mogłabyś przez jakiś czas pomieszkać ze mną i z moją siostrą. Nasze mieszkanie nie jest w sumie duże, ale znajdzie się miejsce, a Lily, to znaczy moja siostra, na pewno nie będzie miała nic przeciwko.
- Serio? – Spojrzałam na niego trochę, jakby żartował. – Chcesz wpuścić do domu jakąś kompletnie nieznajomą ci dziewczynę?
- Nie jesteś nieznajoma. Wiem, że masz na imię Emmy, przyjechałaś z Portland i pilnie potrzebujesz pomocy. I ja ci właśnie ją oferuję. – Uśmiechnął się.
- Jesteś pewien? Nie chciałabym sprawiać ci kłopotu. Jeśli to byłby jakiś problem, to ja naprawdę poradzę sobie...
- Uwierz mi, to nie byłby żaden problem – przerwał mi. - Jesteś w potrzebie, byłbym skończonym dupkiem, gdybym cię tak teraz zostawił. I nawet nie próbuj mówić „nie” – dodał, kiedy zaczęłam otwierać usta. – Idziesz ze mną i koniec – powiedział, po czym zeskoczył z krzesła, podszedł do mnie i wziął do ręki mój bagaż. - Chodź. – Ruchem głowy wskazał na drzwi.
- No... no dobra – odparłam niepewnie i razem z nim wyszłam z baru. Było to co najmniej dziwne, że szłam do domu chłopaka, którego poznałam niecałe kilkanaście minut temu, ale on miał rację – byłam w potrzebie. To mogła być moja ostatnia deska ratunku. Poza tym i tak nie miałam nic do stracenia.
- Pójdziemy na piechotę, to niedaleko stąd – oznajmił, a ja jedynie pokiwałam głową.
Faktycznie, doszliśmy w niecałe 15 minut. Budynek okazał się niezbyt ładną i lekko rozpadającą się kamienicą, ale przynajmniej był to dom, a nie twarda ławka w parku. Windy oczywiście też nie było, więc musieliśmy się wtarabanić z moją torbą na ostatnie piętro. Po kilku minutach stanęliśmy przed drzwiami. Nicholas włożył klucze do zamka, ale okazało się, że drzwi były już otwarte.
- Lily widocznie wróciła już z pracy – oznajmił, po czym nacisnął klamkę i weszliśmy do środka.
Samo mieszkanie okazało się trochę ładniejsze niż budynek, ale nagie deski na podłodze, wyblakła niebieska kanapa i mały, pozdzierany stoliczek obok i tak pozostawiały wiele do życzenia. Mimo to byłam niezwykle uradowana tym widokiem.
Po chwili usłyszałam czyjeś kroki i z pomieszczania obok, które najprawdopodobniej było kuchnią, wyszła zgrabna, uśmiechnięta dziewczyna z jasnymi blond włosami związanymi w kucyk. Najpierw spojrzała na Nicholasa, potem lekko zdziwiona na mnie, a potem znów na niego.
- Cześć – powiedziała, nadal się uśmiechając. – Kto to?  – Ruchem głowy wskazała na mnie. – Jakaś nowa dziewczyna? Nick, nie znałam cię od tej strony...
- Nie, Lily, to nie tak.... To nie jest moja dziewczyna. To jest...
Bezdomna, którą spotkałem w barze – dokończyłam sobie w myślach.
- ...to jest Emmy. Bo... sprawa przestawia się tak - ona przyjechała tu dzisiaj z Portland.. - i dalej powiedział mniej więcej to samo, co usłyszał ode mnie w barze. Tę samą ż a ł o s n ą historię. - ... i nikt nie chciał jej pomóc, więc pomyślałem, że może... może mogłaby pomieszkać przez jakiś czas u nas. Co ty na to?
- Kurczę, to faktycznie nie za fajnie – powiedziała, drapiąc się po głowie. – Ale nie no, jasne, że może u nas zostać – dodała po chwili z tym samym uśmiechem na ustach co poprzednio.
- Naprawdę? Jejku, strasznie dziękuję, serio.
- Ależ nie ma za co, naprawdę. – Machnęła ręką. – Musielibyśmy się okazać strasznymi egoistami, gdybyśmy mieli wywalić cię na ulice. A teraz daj mi to. – Zwróciła się do brata i odebrała mu moją torbę. – Chodź, Emmy, będziesz spała u mnie w pokoju – oznajmiła i ruszyła w kierunku małego korytarza, a ja szybko poszłam za nią. – A w ogóle to jestem Lily. – Uśmiechnęła się do mnie, po czym otworzyła ciemno-brązowe drzwi.
Pomieszczenie nie było duże, a jedynym źródłem światła było jedno okno i mała lampka, zwisająca z sufitu. Ściany pewnie zostały pomalowane na biało, ale czas chyba zostawił na nich swoje ślady, przez co teraz miały barwę któregoś z odcieni szarości. W kącie stało łóżko zawalone pościelą i kilkoma poduszkami, a obok dość wysoka szafa z jasnego drewna. Podłoga była tutaj tak samo naga jak w reszcie mieszkania. Mimo wszystko pokój ten był dość przytulny.
- Podoba ci się? – zapytała Lily, kiedy zobaczyła, że uważnie przypatruję się każdemu szczegółowi. – Wiem, to nie jest szczyt luksusu, ale zawsze coś.
- Nie, nie. Jest bardzo dobrze – odpowiedziałam szybko. – Nawet lepiej, niż mogłabym się spodziewać.
Dziewczyna w odpowiedzi uśmiechnęła się szeroko, po czym uklękła na podłodze, włożyła ręce pod łóżko i wysunęła stamtąd lekko zniszczony materac.
- Na nim będziesz spała. Przepraszam, ale niestety nie mamy nic lepszego. Liczę jednak, że będzie wygodnie – powiedziała, a następnie wstała, otworzyła szafę i wyjęła z niej pościel, którą szybko i sprawnie porozkładała. - No, gotowe. Naprzeciwko mojego pokoju jest łazienka. Jeśli chcesz, to możesz się teraz umyć, a potem iść spać. Bo zakładam, że po takim dniu jesteś pewnie zmęczona.
- Tak... tak, masz rację – Ledwo widocznie pokiwałam głową.
- No dobra, to ja nie będę ci przeszkadzać i... już sobie pójdę – powiedziała i szybko wyszła na korytarz.
- Lily...
- Tak? – Odwróciła się.
- Ja... ja tylko chciałam jeszcze raz podziękować. Tobie i twojemu bratu. Nikt inny nie zrobiłby dla mnie tego co wy. Naprawdę – powiedziałam, a z moich oczu niekontrolowanie pociekło kilka łez. – Myślałam już, że w tym mieście nie ma nikogo, kto by się mną przejął... - po tym zdaniu rozpłakałam się prawie jak małe dziecko i nie miałam nawet pojęcia, z jakiego powodu. Zazwyczaj nie przytrafiały mi się takie sytuacje, a już na pewno nie przy innych ludziach.
- Oj, ale... Emmy... nie płacz. – Lily podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. – Zobaczysz, teraz już wszystko będzie dobrze. Jutro jest nowy dzień, będzie lepiej...
- Wiem, ale...  to wszystko jest takie trudne – wymamrotałam, jednocześnie wypłakując się jej w ramię.
- Ja rozumiem – mówiła cicho uspokajającym tonem, jednocześnie delikatnie gładząc mnie po plecach. - Dużo przeszłaś, masz prawo tak mówić. Ja też miałam trochę problemów w życiu, ale wiesz co? Dałam sobie radę. Musiałam sobie jakoś poradzić, ze... śmiercią rodziców – powiedziała to z takim samym trudem jak Nicholas. - Wiem, że nie jest ci łatwo, ale trzeba się wziąć w garść. Poza tym ja i Nick ci pomożemy. – Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ciepło. – Nie musisz się już martwić, naprawdę.
- Dziękuje, Lily – odpowiedziałam cicho i otarłam łzy.
Dziewczyna posłała mi pocieszający uśmiech, jeszcze raz mnie przytuliła i po chwili zniknęła za drzwiami. Ja natomiast szybko wyjęłam kilka rzeczy z torby i udałam się do niedużej, białej łazienki. Weszłam pod prysznic i starałam się w jakiś sposób zmyć siebie wszystkie straszne wspomnienia z tego dnia. Jednocześnie myślałam o Lily, Nicholasie i całej tej ich niespotykanej gościnności. W sumie dopiero co mnie poznali, a mimo to już okazywali mi tyle ciepła, jakbym była co najmniej ich dobrą koleżanką. Ile szczęścia musiałam mieć, że w tym nieprzyjaznym mieście trafiłam na takich ludzi? Tym bardziej że w moim przypadku było to akurat naprawdę dziwne. A może jednak los postanowił się do mnie uśmiechnąć?
Wyszłam z łazienki, ubrana w piżamę, i skierowałam się do pokoju Lily. O dziwo wcale jeszcze nie spała. Ponownie wychyliłam się na korytarz i zobaczyłam, że w kuchni paliło się światło. Usłyszałam też głosy, więc pewnie oboje tam siedzieli. Stwierdziłam, że nie będę im przeszkadzać. Wskoczyłam pod kołdrę i, cholernie zmęczona po całym dniu, szybko zasnęłam.

***

Obudziła mnie rozmowa dochodząca spoza pokoju. Powoli otworzyłam oczy, podniosłam głowę i spostrzegłam, że Lily nie było w środku, a drzwi były otwarte.
- Mówię ci, to jest świetny pomysł. Musimy ją zabrać – usłyszałam po chwili głos blondynki.
- No nie wiem... Ona nie wygląda na dziewczynę, która zgodziłaby się na taką pracę.
- No może trochę racja, ale z drugiej strony przecież potrzebuje kasy, co nie? Poza tym, skoro naprawdę potrafi tańczyć, to byłaby wręcz idealna praca dla niej. No, prawie idealna, ale czasami trzeba się trochę poświęcić...
- Może i masz rację. Nie wiem, sama się jej zapytaj, co o tym myśli.
Nie wiedziałam, o co dokładnie chodziło, ale na pewno było to związane ze mną. Przeczesałam palcami rozczochrane włosy, po cichu przeszłam przez korytarz i, jak gdyby nigdy nic, weszłam do kuchni.
- Emmy! Nareszcie się obudziłaś! – prawie pisnęła Lily na mój widok. – Posłuchaj, wymyśliliśmy z Nickiem taki wspaniały pomysł... – Niestety, nie mogła dokończyć, bo Nicholas zatkał jej usta ręką.
- Lily, czekaj, daj jej się obudzić. Ona dopiero wstała – powiedział, po czym odsunął dłoń od jej twarzy.
- No tak, wybacz – przeprosiła mnie i zaśmiała się nerwowo. – Jesteś może głodna? – spytała zaraz i wstała. - Przed chwilą robiłam jajecznicę, powinna być jeszcze ciepła. – Pokazała na patelnię stojącą na kuchence.
- Jasne, dzięki.
Zaczęła wówczas nakładać żółtą papkę na talerz, a ja w tym czasie usiadłam przy stole. Moja twarz zapewne nie wyrażała w tej chwili zbyt wielu emocji. Nie było to spowodowane jedynie moim codziennym nastrojem, ale również tym, że byłam po prostu zbyt zszokowana i zmęczona po tym wszystkim, co wydarzyło się w moim życiu, żeby zachowywać się jak normalny człowiek. Na razie jednak nie przeszkadzało mi to zbytnio.
Po chwili przede mną pojawił się talerz z jedzeniem. Złapałam za widelec i mimowolnie zaczęłam jeść. Lily natomiast usiadła obok.
- No to w takim razie, Emmy, pozwól teraz, że opowiem ci o naszym pomyśle – powiedziała i spojrzała na mnie trochę, jakby wyczekiwała mojego pozwolenia.
- Mów, mów. – Przerwałam na chwile jedzenie. – Ja cię uważnie słucham.
- No dobra. Otóż rozmyślaliśmy z moim bratem, co zrobić z twoim brakiem pieniędzy. Wtedy wpadło mi coś do głowy. Jak już pewnie wiesz, Nick jest barmanem, a ja tancerką w... klubie nocnym. – To ostatnie powiedziała jakby trochę zawstydzona. – No, nieważne. Otóż wczoraj wieczorem jedna z dziewczyn odeszła i zwolniło nam się miejsce. Kierownik pilnie poszukuje tancerki na zastępstwo. No a Nick powiedział mi, że ty tańczysz i w ogóle, więc pomyślałam, że może... może ty chciałabyś spróbować?
Na początku chyba nie do końca do mnie dotarło, co powiedziała. Zwyczajnie jadłam sobie dalej moją jajecznicę. Po chwili jednak widelec zawisł mi w powietrzu. Powoli podniosłam głowę i spojrzałam z na nią zdziwiona.
- Mówisz, że niby ja? W klubie nocnym? I faceci będą wpychać mi banknoty za bieliznę, a potem może jeszcze mnie obmacywać? – mówiłam to z lekkim przerażeniem lub nawet obrzydzeniem. – Nie, ja się raczej nie nadaję do takich rzeczy. Nie jestem aż tak zdesperowana – powiedziałam i wróciłam do jedzenia.
- Spokojnie. To jest profesjonalny klub, a nie jakiś burdel. Dziewczyny tańczą i nie gadają z facetami, a właściciel cały czas pilnuje, żeby nikt nie składał nam niemoralnych propozycji. On uważa, że prywatne kontakty z klientami sprowadzają tylko kłopoty – tłumaczyła mi.
- No, cóż... – westchnęłam - w takim razie może mogłabym spróbować. A jakie tańce tańczycie? – zapytałam z trochę większym entuzjazmem. – Kankan w sumie zawsze mi się podobał... – Uśmiechnęłam się lekko.
- Eee... Jakby ci to powiedzieć... My raczej preferujemy trochę inny styl... – odparła niepewnie.
- Lily, do rzeczy – upomniał ją Nicholas.
- Konkretniej taniec na rurze...
Wtedy mój uśmiech momentalnie zniknął.
- Na rurze mówisz?  Ja... Nie, to chyba jednak nie jest dobry pomysł.
- Nie zniechęcaj się od razu. Rozumiem, że to może brzmi słabo, ale spróbuj chociaż – przekonywała mnie. - Nawet jeśli ci się nie spodoba, to przynajmniej będziesz miała z tego kasę. A jak chcesz, to przecież cały czas będziesz mogła szukać innej pracy. Co ty na to? – zapytała z nadzieją.
Westchnęłam cicho, podparłam głowę na ręce i spojrzałam w podłogę.
______________________________________________________________________________________
          No, jest trójeczka, która ogólnie  (może oprócz początku) mi się nie podoba, bo mam wrażenie, że jest jakaś taka bez wyrazu i w ogóle, ale to już zostawiam ocenie ludu. Wygląda to ogólnie trochę tak, jakbym się do tego rozdziału ani trochę nie przyłożyła, ale starałam się, jak mogłam. Zdjęć tak mało, bo jakoś nie mogłam znaleźć żadnych pasujących. Jeśli chodzi o treść, to pewna jej część może być odrobinę bez ładu i składu, dlatego że niektóre kawałki przerabiałam na szybko tuż przed wrzuceniem, bo jakoś mi się nie podobały... Ale mimo wszystko liczę, że się Wam spodoba.
          Co do następnych rozdziałów - jak pewnie wszyscy wiedzą, 2 września jest rozpoczęcie roku szkolnego, co w późniejszych terminach oznacza prawie zupełny brak czasu na pisanie. Z czwartym rozdziałem jeszcze może się wyrobię normalnie, bo mam jest już prawie cały napisany, ale nie wiem jak z resztą... Zobaczymy. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko uda mi się coś napisać.
          Serdecznie pozdrawiam. :*

6 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie, dobrze piszesz i mimo tego, że fabuła na razie nie jest bardzo oryginalna to przyjemnie się czyta i nie ma wrażenia, że to kolejne opowiadanie "jedno z wielu". Czekam na następne rozdziały, mam nadzieję, że już niedługo spotka Gunsów :)
    Masz zwyczaj informowania o nowościach? Jeśli nie to nic nie szkodzi, a jeśli tak to informuj mnie o nowych na moim blogu:
    sad-bad-true.blogspot.com
    Pozdrawiam :)
    I jeszcze jedno - czy moglabyś usunąć weryfikację obrazkową? To nic nie daje, a naprawdę przeszkadza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, już usuwam. A jeśli chodzi o informowanie, to nie ma żadnego problemu :)

      Usuń
  2. Podoba mi się ten rozdział baaardzo :) Tylko tak się zastanawiam: kiedy będą Gunsi? :D Chociaż w sumie podejrzewam, że Emmy jednak zgodzi się pracować w tym klubie i tam ich pozna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę ci zdradzić tyle, że pojawią się w 5 rozdziale :)

      Usuń
  3. Zaczęłam czytać Twojego bloga i od razu się w nim zakochałam. Jak tylko dodasz coś nowego to mnie informuj.Gdy będziesz miała chwilkę to przeczytaj też moje opowiadanie :) dopiero zaczynam pisanie opowiadania. http://mygnrstory.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha! Wiedziałam, że chodzi o wspanialą posadę tancerki ;D jestem ciekawa jak pójdzie jej pierwszego dnia w pracy. Albo nocy. Jestem w dobrym nastroju, wiec z uśmiechem na ustach przybiegłam wzrokiem po rozdziale. Przeczytałam go raz dwa i teraz ciągnie mnie dalej. A jak coś zacznę, musze skończyć! Bum! W końcu jacyś życzliwi się znaleźli dla naszej małej Em. Zobaczymy jak się to potoczy. Chyba nawet wiem jak xD no, to spadam to 4.

    OdpowiedzUsuń

Proszę, jeśli czytasz, napisz komentarz. Nie musi być długi i piękny. Ważne, żeby był. Chcę jedynie wiedzieć, czy rozdział Ci się podobał, a jeśli nie, to dlaczego. Taka wiadomość od Ciebie daje mi nie tylko ogromną motywację do dalszego pisania, ale również informację, co i w jaki sposób powinnam w swojej twórczości poprawić. Każdy komentarz się liczy. Dziękuję.