Powoli i z
trudem otworzyłam oczy po nieprzespanej nocy. Nie mogłam zasnąć nawet na chwilę.
Czułam się, jakby jakiś wielki kamień ciążył mi na sercu. Dręczyło mnie okropne
poczucie winy. Spieprzyłam – ta myśl
zadręczała mnie przez cały czas. Spieprzyłam
i to strasznie. Na wspomnienie tego, co się wczorajszej nocy, łzy same
napływały mi do oczu. W dodatku miałam wrażenie, że jakiś nieistniejący głos w
mojej głowie szydzi sobie się ze mnie. Idiotka.
Ty to potrafisz wszystko zniszczyć – słyszałam. Sama jednak nadal nie mogłam uwierzyć w to,
co się wydarzyło. Nie rozumiałam, jakim cudem mogłam postąpić tak, jak
postąpiłam.
Axl o dziwo
nie odszedł, nie zostawił mnie samej w parku, w tym deszczu. Odprowadził mnie
do domu. Za to w totalnej ciszy, nawet na chwilę na mnie nie patrząc. Mimo
dzielącej nas wtedy dość dużej odległości wyraźnie wyczuwałam jego
rozczarowanie, smutek i złość. Wiedziałam, że z trudem nad sobą panował. Kiedy
doszliśmy pod mój dom, nie dał mi całusa, nie przytulił mnie, nawet się nie odezwał.
Po prostu poparzył na mnie i odszedł.
Ten całkowity
brak reakcji z jego strony zaniepokoił mnie chyba jeszcze bardziej, niż gdyby
zaczął wariować. To nie było zachowanie w jego stylu. To nie był ten sam Axl co
zwykle. I dlatego to było dużo gorsze, bo naprawdę bałam się, że dotkliwie go
tym zraniłam. Bałam się, że mogę go stracić, a tak strasznie tego nie chciałam.
Wydawało mi się, że wreszcie odnalazłam moją miłość, moją drugą połówkę – szczęście.
Nie mogłam tego teraz tak po prostu zaprzepaścić.
Skoro jednak naprawdę obdarzyłam go tak silnym
uczuciem, dlaczego w takim razie zrobiłam to, co zrobiłam? Czemu nie mogłam po prostu pokierować się
sercem? Czy ja zawsze muszę tyle myśleć? I dlaczego akurat w tamtej chwili
przypomniały mi się słowa Duffa? Nieprzewidywalny.
Niebezpieczny. Nie widzi, jak w ten
sposób krzywdzi ludzi. Przejmuje się tylko sobą. Czy ja naprawdę uwierzyłam
w to wszystko? Nie, przecież on nie mógłby mnie skrzywdzić... prawda? Oh, nie,
oczywiście, że nie! Przecież on mnie kocha. A ja go tak potraktowałam...
Nagle
usłyszałam pukanie do drzwi i nerwowo przełknęłam ślinę. Nie miałam teraz
ochoty na żadne odwiedziny. Zamknęłam oczy, nakryłam się dokładnie kołdrą i
udawałam, że nic nie słyszałam. Pukanie jednak nie ustawało.
- Emmy?! – usłyszałam
i ponownie otworzyłam oczy. – Emmy, jesteś tam?! Emmy!! Otwórz te drzwi, do
cholery!
Lily.
Westchnęłam cicho, po czym, wolno i niechętnie, jednak podniosłam się z łóżka.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam przed sobą zniecierpliwioną blondynkę.
- No nareszcie!
Ile mam tu stać? – powiedziała lekko zdenerwowana, po chwili jednak przyjrzała
mi się trochę i nieco złagodniała. – Co ci? – zapytała, lustrując mnie
dokładnie.
- Nic. Po
prostu jestem zmęczona – odparłam głosem bez wyrazu. – Miło, że wpadłaś, tak
nawiasem. Zamknij za sobą.
Nie byłam
szczera, bo faktycznie nie było ze mną najlepiej. Nie wiedziałam jednak, skąd
jej reakcja na mój widok, dlatego skierowałam się prosto do łazienki i stanęłam
przed lustrem. Ugh. Faktycznie nie wyglądałam najlepiej. Kompletnie zapomniałam
o tym, że wczoraj od razu po powrocie położyłam się do łóżka, nawet nie
zdejmując z siebie ciuchów. Cóż, było to można dziś zauważyć po nieco zmierzwionych
włosach, rozmazanym makijażu i wymiętolonym t-shirt’cie z Led Zeppelin, który
miałam na sobie wczoraj, a w którym widziała mnie Lily, kiedy opuszczałam klub.
Dodając do tego moje samopoczucie, wyglądałam jak kupka nieszczęścia.
- Nie udawaj –
usłyszałam po mojej prawej i skierowałam wzrok na Fitch, która również weszła
do łazienki. – Przecież widzę, że coś się stało. Znam cię.
Nie
opowiedziałam, tylko spojrzałam w jakiś nieistniejący punkt na ścianie.
- Emmy?
Westchnęłam
cicho.
- Emmy, proszę
cię, nie nabierzesz mnie. Nie jestem głupia. Znam cię i wiem, że to, że jesteś
zmęczona, nie powstrzymałoby cię umyciem się i przebraniem, a już na pewno nie
przed wstaniem dużo przed tym, zanim przyjdę, i jeszcze zrobieniem śniadania.
Dlatego zapytam jeszcze raz - co się stało?
Eh, z Lily nie
można było walczyć. To typ człowieka, który nie uznaje odmowy. Jeśli chce coś
od człowieka wyciągnąć, to to wyciągnie. Taki jej dar. Poza tym miała racje –
jej nie oszukam. Znała mnie lepiej niż nie jedna osoba na tym świecie.
- Ja... – zaczęłam
drżącym głosem. – Bo chodzi o...
- Axla? – dokończyła
za mnie.
Pokiwałam
głową z bólem, zacisnęłam usta i lekko przymknęłam oczy, żeby się nie
rozpłakać. Lily natomiast nic nie powiedziała, tylko podeszła bliżej i
przytuliła mnie. Po chwili kiwnęła głową, na znak, żebyśmy wyszły z łazienki i,
obejmując mnie ramieniem, zaprowadziła do dużego pokoju, gdzie obie usiadłyśmy
na materacu.
- Co zrobił? –
zapytała z kamienną miną.
- On... on nic
nie zrobił... – wydukałam. – To wszystko moja wina. To ja spieprzyłam.
- Co? –
Wyglądała na co najmniej zdziwioną moim słowami. – Ale jak to? Co się stało?
- Bo... on
przyszedł po mnie po pracy i zabrał mnie do parku. Wszystko było cudownie. On
był... taki kochany i czuły, i delikatny... – Z trudem powstrzymywałam łzy. –
No i się... całowaliśmy. I... – Jedna łza spłynęła po moim policzku, ale szybko
ją obtarłam. – Wtedy nagle ogarnął mnie jakiś taki dziwny strach, bo... przypomniało
mi się to, co mówił mi wcześniej Duff o Axlu. O tym, że nie jest pewien, czy to
dla mnie odpowiedni materiał na faceta. Nawet nie wiem, czemu w takiej chwili
myślałam o czymś tak nieistotnym. Tak czy siak, ta myśl przeważyła w mojej
głowie. Odsunęłam się od niego i powiedziałam, że przepraszam, ale....nie mogę.
Oh, Lily! Gdybyś ty widziała wtedy wyraz jego twarzy. Był tak zbolały, może
nawet zrozpaczony. Czuję się z tym teraz okropnie, bo wiem, jak bardzo go
zraniłam. Czy ja nie mogłabym czegoś raz w życiu zrobić dobrze? – podsumowałam,
opadłam na materac i zamknęłam oczy, próbując się uspokoić. Lily położyła się
obok i mocno mnie przytuliła.
- Ja uważam,
że ty po prostu za dużo się nad wszystkim zastanawiasz, kochana – powiedziała,
gładząc mnie po włosach. – Zamiast tyle myśleć, powinnaś zwyczajnie cieszyć się
teraźniejszością, a nie skupiać się na tym, co było, albo będzie. Poza tym nie
słuchaj tego, co ci mówią inni, nawet jeśli tymi innymi jest Duff. Sama
mówiłaś, że jest dla ciebie jak starszy brat i wygląda na to, że tak właśnie się
zachowuje. Traktuje cię jak młodszą siostrę, którą trzeba przed wszystkim chronić.
Kieruj się swoim sercem, nie jego. Ty...
kochasz Axla, prawda?
- Ja... tak, kocham.
– Odpowiedziałam szczerze.
- No właśnie.
A jeśli tak jest, to nie powinnaś zastanawiać się nad tym, czy dobrze robisz,
dajmy na to, całując się z nim. Chodzi o to, żebyś była szczęśliwa. Poza tym,
jeśli czegoś nie spróbujesz, możesz do końca życia tego żałować.
- Ale jakie to
ma teraz znaczenie? Ja nawet nie wiem, czy on się jeszcze w ogóle do mnie
odezwie. Spieprzyłam i to totalnie.
- Wcale nie!
Jeszcze nie wszystko stracone. Sądząc po tym, co mi mówiłaś, to Axlowi naprawdę
na tobie zależy, a jeśli jemu na czymś zależy, to nie podda się tak łatwo – powiedziała
z przekonaniem.
- Tak myślisz?
Ale on...
- Wiem, co
mówię – przerwała mi. – Naprawdę, Emmy, nie przejmuj się tak. Stało się,
trudno. Ale to jeszcze przecież nie znaczy, że to koniec.
- To... co
według ciebie powinnam zrobić?
- Poczekaj,
uwierz mi. Jestem przekonana, że on cię jeszcze zaskoczy. – Uśmiechnęła się.
Pokiwałam
lekko głową, nic już nie mówiąc, ale nie byłam stu procentowo przekonana do jej
słów. Bałam się, że naprawdę wszystko zaprzepaściłam i mogę już tego nie
odwrócić. Byłam zwyczajnie zła na samą siebie. Doszłam jednak do wniosku, że
nie ma sensu się z nią spierać.
- No... a tak
w ogóle... – Fitch przerwała ciszę – to muszę na trochę wyjechać – powiedziała,
patrząc na mnie. – Spokojnie, nie na długo – dodała, zauważywszy pewnie moje
zaniepokojenie. – Jadę z Nicholasem na pogrzeb babci, tylko że aż do Wisconsin.
No a pewnie posiedzimy tam jeszcze jakiś tydzień, więc... sama widzisz.
- Jasne, nie
ma problemu.
- Na pewno?
Dasz sobie radę beze mnie?
- Tak,
spokojnie. Myślę, że tak – powiedziałam, choć wiedziałam, że jednak nie będzie
to takie proste.
- No... dobrze.
To się cieszę w takim razie.
Znowu zapadła
cisza, którą jednak po chwili przerwało dzwonienie telefonu. Spojrzałam na
niego, a następnie na Lily.
- Odbierz. –
Ruchem głowy wskazała na przedmiot. – Może to coś ważnego.
Nerwowo
przełknęłam ślinę, po czym wolnym krokiem podeszłam do telefonu i niepewnie
podniosłam czarną słuchawkę.
- Ha.. halo? –
wyjąkałam.
- Emmy? To ty?
– usłyszałam ciepły, męski głos, na którego dźwięk moje serce aż przyśpieszało.
- Axl? Tak.
Tak, to ja, Em. – Nie wiedziałam, czy jestem bardziej szczęśliwa, czy
zdziwiona. - Jaa.... – powiedzieliśmy oboje w tym samym czasie. - Mów pierwszy
– stwierdziłam od razu. Wolałam, żeby on zaczął, niż gdyby potem miało się
okazać, że to ja nagadałam coś bez sensu.
- No, bo chciałem...
chciałem cię przeprosić – usłyszałam i nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
Przecież to ja powinnam przepraszać jego, a nie on mnie. – Wczoraj... ja... zachowałem
się jak skończony idiota. Powinienem był zrozumieć twoją reakcję i uszanować,
że może to dla ciebie za wcześnie... Nie, nawet nie uszanować! Powinienem się
zachować jak facet, przytulić cię i w ogóle, a potraktowałem cię... no tak jak
cię potraktowałem. Tak czy siak, przepraszam. Chciałem tylko, żebyś wiedziała.
Chciałam mu
wówczas powiedzieć, że on wcale nie ma mnie za co przepraszać, że to moja wina,
to ja zawaliłam, ale tego nie zrobiłam. Zamiast tego z moich ust wydobyło się
tylko:
- Uwierz mi, naprawdę nic się nie stało.
Uważam, że to było bardzo w porządku z twojej strony, że odprowadziłeś mnie do
domu.
- Czekaj. To
znaczy... że nie jesteś na mnie zła? - zapytał jakby z nadzieją.
- Nie, no co
ty. Po prostu... No jakoś niezręcznie to wyszło. Może po prostu o tym
zapomnijmy, co? – zaproponowałam trochę nieszczerze.
- To znaczy,
że... możemy dać sobie drugą szansę i... no wiesz... naprawić to wszystko?
- Ja... Tak,
ależ oczywiście, że tak – odparłam odrobinę nieśmiało, ale jednak z radością.
- Bardzo się z
tego cieszę, skarbie, naprawdę – powiedział, a ja rzeczywiście słyszałam radość
w jego głosie i przez to poczułam się jakoś lepiej. - No a czy... czy w takim razie, skoro, no wiesz... nie
jesteś na mnie zła ani nic takiego to może... może miałabyś ochotę wybrać się
jutro ze mną i z chłopakami do takiego jednego klubu? To znaczy, mieliśmy tam
iść tylko w piątkę, ale oni na pewno nie będą mieli nic przeciwko temu, że
pójdziesz z nami. To jak?
- Jasne, z
przyjemnością – odpowiedziałam szczerze.
- To świetnie.
Wpadnę po ciebie koło 17.00 – oznajmił – To w takim razie... do jutra, mała.
- Do jutra.
Odłożyłam
słuchawkę i poczułam się jakoś dziwnie. Nie powiedziałam mu wszystkiego, co
chciałam. Nie powiedziałam, że go przepraszam. Nie powiedziałam, że to ja
schrzaniłam. Że mi na nim zależy. Nie powiedziałam mu w sumie niczego.
- I co? Co
powiedział? – z zadumy wyrwał mnie podekscytowany głos Lily.
- Cóż... – Z
podłogi przeniosłam wzrok na jej twarz i patrzyłam się na nią przez chwilę
myśląc, co mam odpowiedzieć. – Zaprosił mnie na jutro do jakiegoś klubu – odparłam
bez emocji.
- I co, tyle?
Wzruszyłam
ramionami.
- No... dobra,
nieważne. Mówiłam, że wszystko się jakoś ułoży. – Uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Delikatnie
pokiwałam głową, ale jakoś tak bez wyrazu. Znowu miałam mętlik w głowie. Z
jednej strony, faktycznie, cieszyłam się, że wszystko było między nami dobrze i
że Axl w pewnym sensie był zadowolony, z drugiej jednak znowu byłam na siebie
zła, że nie zrobiłam tego, co powinnam. Tylko co by się stało, gdybym faktycznie
to zrobiła? Czy wyszłoby tak samo dobrze? A zresztą nieważne, dość już tego
myślenia. I tak idę jutro z nimi do tego klubu, więc będę mogła wynagrodzić
Axlowi wczorajszy wieczór i pokazać mu, że naprawdę mi na nim zależy. Tyle że...
tym razem będzie inaczej niż zwykle. Spojrzałam na lustro w łazience, które
widziałam przez otwarte drzwi, i lekko się uśmiechnęłam na myśl o tym. Tak,
dokładnie - będzie tak, jak powiedziała Lily. Nie będę się niczym przejmować.
Nie będę się nad wszystkim zastanawiać. Nie będę słuchać tego, co mi mówią
inni. Nie będę słuchać tego, co mówi Duff. A co najważniejsze - będę się
kierować sercem. Swoim sercem.
Witam! Wiem, nie pisałam przez jakiś miesiąc i znowu musieliście tak długo czekać, ale teraz wróciłam z nową dawką weny i mam nadzieję, że zasypię Was nowymi rozdziałami (o ile tylko szkoła mi w tym nie przeszkodzi).
Tak, ten rozdział jest trochę marnym powrotem, bo jest krótki, ogólnie do dupy i w ogóle mi się nie podoba, ale trudno. Musiałam go napisać, a już bardziej nie dało się go przerobić, bo dalsza akcja opowiadania straciłaby sens, więc mam nadzieję, że jednak mi wybaczycie. Mimo wszystko liczę na komentarze.
Dodatkowo chciałabym jeszcze zapytać, co sądzicie o muzyce przy rozdziałach? Bo zauważyłam ostatnio, że jestem jedną z nielicznych blogerek, które ją dodają. Czy ktoś w ogóle tego słucha? A jeśli tak, to co o niej myślicie?
Gdyby ktoś miał do mnie jakieś pytania, to tu jest mój ask.
Serdecznie pozdrawiam. :*
Cześć skarbie! :*
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jaką radość mi sprawiłaś dodając rozdział. bo kurde czekałam na niego! Naprawdę! Stęskniłam się za Twoim blogiem <3
Niektórzy ludzie mają dar do komplikowania sobie życia, tak jak Emmy... Ale nieważne :D W każdym bądź razie fajnie, że jednak obydwoje się na siebie nie obrazili i idą do tego klubu i w ogóle... :P
Nie no dobra, czekam na ciąg dalszy i dodawaj szybciej co? :D Bo mnie strasznie cieszą powiadomienia od Ciebie na blogu :3
Hah, nie ma za co <3 Cóż, po miesiącu nie pisania trzeba było nadrobić zaległości XD Co do następnego rozdziału to tym razem mam do niego wenę, ale jakoś nie mam czasu :/ Ale staram się, staram :3
UsuńGrunt, że jest wena, bo bez niej byłoby kiepsko :) także najważniejsze masz :P a czas to wiadomo... zawsze go za mało :)
UsuńRozdział jest fajny, chociaż niewiele się dzieje. Emmy za bardzo się przejmuję. Niech uśmiechnie się i będzie silna, bo ma naprawdę ogromne szczęście. Kontakty z płcią przeciwną wcale nie sa łatwe i jeszcze nieraz się o tym przekona, więc nie powinna się tak przejmować:)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny do kolejnych rozdziałów :*
Czekam na następy .Ja również życzę weny .
OdpowiedzUsuńNie mam nic przeciwko reklamowaniu się, jeśli ktoś dodatkowo czyta opowiadanie i je komentuje.
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy :) super rozdział.
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńNie znamy się (jeszcze), ale fajnie byłoby gdyby to się zmieniło. Jeśli jesteś zainteresowana to zapraszam do grupy dla wszystkich blogerek, gunerek, glamerek i wszystkich innych zwariowanych dziewczyn z dużym poczuciem humoru ^^ Nie gryziemy (przeważnie) i generalnie jesteśmy nieszkodliwe. Nie ma się czego bać - to już raczej my się boimy was, młodych i zdolnych pisarek XD
Poprzednia grupa została podstępnie przejęta i jest nam bardzo przykro z tego powodu, ale nie możemy nic z tym zrobić. Tu masz link: https://www.facebook.com/groups/643705582332450/, ale wpierw zaproś mnie do znajomych (Julia Draco Budzisz) i widzimy się na facebooku. Jeśli przeszkadza ci spam to serdecznie przepraszam. Wystarczy usunąć w razie czego ^^
Hej , ja słucham muzyki , a przy okazji świetny (jak zwykle) rozdział ;)
OdpowiedzUsuń