niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 11: Kieruj się sercem.

Powoli i z trudem otworzyłam oczy po nieprzespanej nocy. Nie mogłam zasnąć nawet na chwilę. Czułam się, jakby jakiś wielki kamień ciążył mi na sercu. Dręczyło mnie okropne poczucie winy. Spieprzyłam – ta myśl zadręczała mnie przez cały czas. Spieprzyłam i to strasznie. Na wspomnienie tego, co się wczorajszej nocy, łzy same napływały mi do oczu. W dodatku miałam wrażenie, że jakiś nieistniejący głos w mojej głowie szydzi sobie się ze mnie. Idiotka. Ty to potrafisz wszystko zniszczyć – słyszałam. Sama jednak nadal nie mogłam uwierzyć w to, co się wydarzyło. Nie rozumiałam, jakim cudem mogłam postąpić tak, jak postąpiłam.
Axl o dziwo nie odszedł, nie zostawił mnie samej w parku, w tym deszczu. Odprowadził mnie do domu. Za to w totalnej ciszy, nawet na chwilę na mnie nie patrząc. Mimo dzielącej nas wtedy dość dużej odległości wyraźnie wyczuwałam jego rozczarowanie, smutek i złość. Wiedziałam, że z trudem nad sobą panował. Kiedy doszliśmy pod mój dom, nie dał mi całusa, nie przytulił mnie, nawet się nie odezwał. Po prostu poparzył na mnie i odszedł.
Ten całkowity brak reakcji z jego strony zaniepokoił mnie chyba jeszcze bardziej, niż gdyby zaczął wariować. To nie było zachowanie w jego stylu. To nie był ten sam Axl co zwykle. I dlatego to było dużo gorsze, bo naprawdę bałam się, że dotkliwie go tym zraniłam. Bałam się, że mogę go stracić, a tak strasznie tego nie chciałam. Wydawało mi się, że wreszcie odnalazłam moją miłość, moją drugą połówkę – szczęście. Nie mogłam tego teraz tak po prostu zaprzepaścić.
 Skoro jednak naprawdę obdarzyłam go tak silnym uczuciem, dlaczego w takim razie zrobiłam to, co zrobiłam?  Czemu nie mogłam po prostu pokierować się sercem? Czy ja zawsze muszę tyle myśleć? I dlaczego akurat w tamtej chwili przypomniały mi się słowa Duffa? Nieprzewidywalny. Niebezpieczny.  Nie widzi, jak w ten sposób krzywdzi ludzi. Przejmuje się tylko sobą. Czy ja naprawdę uwierzyłam w to wszystko? Nie, przecież on nie mógłby mnie skrzywdzić... prawda? Oh, nie, oczywiście, że nie! Przecież on mnie kocha.  A ja go tak potraktowałam...
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi i nerwowo przełknęłam ślinę. Nie miałam teraz ochoty na żadne odwiedziny. Zamknęłam oczy, nakryłam się dokładnie kołdrą i udawałam, że nic nie słyszałam. Pukanie jednak nie ustawało.
- Emmy?! – usłyszałam i ponownie otworzyłam oczy. – Emmy, jesteś tam?! Emmy!! Otwórz te drzwi, do cholery!
Lily. Westchnęłam cicho, po czym, wolno i niechętnie, jednak podniosłam się z łóżka. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam przed sobą zniecierpliwioną blondynkę.
- No nareszcie! Ile mam tu stać? – powiedziała lekko zdenerwowana, po chwili jednak przyjrzała mi się trochę i nieco złagodniała. – Co ci? – zapytała, lustrując mnie dokładnie.
- Nic. Po prostu jestem zmęczona – odparłam głosem bez wyrazu. – Miło, że wpadłaś, tak
nawiasem. Zamknij za sobą.
Nie byłam szczera, bo faktycznie nie było ze mną najlepiej. Nie wiedziałam jednak, skąd jej reakcja na mój widok, dlatego skierowałam się prosto do łazienki i stanęłam przed lustrem. Ugh. Faktycznie nie wyglądałam najlepiej. Kompletnie zapomniałam o tym, że wczoraj od razu po powrocie położyłam się do łóżka, nawet nie zdejmując z siebie ciuchów. Cóż, było to można dziś zauważyć po nieco zmierzwionych włosach, rozmazanym makijażu i wymiętolonym t-shirt’cie z Led Zeppelin, który miałam na sobie wczoraj, a w którym widziała mnie Lily, kiedy opuszczałam klub. Dodając do tego moje samopoczucie, wyglądałam jak kupka nieszczęścia.
- Nie udawaj – usłyszałam po mojej prawej i skierowałam wzrok na Fitch, która również weszła do łazienki. – Przecież widzę, że coś się stało. Znam cię.
Nie opowiedziałam, tylko spojrzałam w jakiś nieistniejący punkt na ścianie.
- Emmy?
Westchnęłam cicho.
- Tak, jak powiedziałam, jestem po prostu zmęczona – odparłam, nawet na nią nie patrząc.
- Emmy, proszę cię, nie nabierzesz mnie. Nie jestem głupia. Znam cię i wiem, że to, że jesteś zmęczona, nie powstrzymałoby cię umyciem się i przebraniem, a już na pewno nie przed wstaniem dużo przed tym, zanim przyjdę, i jeszcze zrobieniem śniadania. Dlatego zapytam jeszcze raz - co się stało?
Eh, z Lily nie można było walczyć. To typ człowieka, który nie uznaje odmowy. Jeśli chce coś od człowieka wyciągnąć, to to wyciągnie. Taki jej dar. Poza tym miała racje – jej nie oszukam. Znała mnie lepiej niż nie jedna osoba na tym świecie.
- Ja... – zaczęłam drżącym głosem. – Bo chodzi o...
- Axla? – dokończyła za mnie.
Pokiwałam głową z bólem, zacisnęłam usta i lekko przymknęłam oczy, żeby się nie rozpłakać. Lily natomiast nic nie powiedziała, tylko podeszła bliżej i przytuliła mnie. Po chwili kiwnęła głową, na znak, żebyśmy wyszły z łazienki i, obejmując mnie ramieniem, zaprowadziła do dużego pokoju, gdzie obie usiadłyśmy na materacu.
- Co zrobił? – zapytała z kamienną miną.
- On... on nic nie zrobił... – wydukałam. – To wszystko moja wina. To ja spieprzyłam.
- Co? – Wyglądała na co najmniej zdziwioną moim słowami. – Ale jak to? Co się stało?
- Bo... on przyszedł po mnie po pracy i zabrał mnie do parku. Wszystko było cudownie. On był... taki kochany i czuły, i delikatny... – Z trudem powstrzymywałam łzy. – No i się... całowaliśmy. I... – Jedna łza spłynęła po moim policzku, ale szybko ją obtarłam. – Wtedy nagle ogarnął mnie jakiś taki dziwny strach, bo... przypomniało mi się to, co mówił mi wcześniej Duff o Axlu. O tym, że nie jest pewien, czy to dla mnie odpowiedni materiał na faceta. Nawet nie wiem, czemu w takiej chwili myślałam o czymś tak nieistotnym. Tak czy siak, ta myśl przeważyła w mojej głowie. Odsunęłam się od niego i powiedziałam, że przepraszam, ale....nie mogę. Oh, Lily! Gdybyś ty widziała wtedy wyraz jego twarzy. Był tak zbolały, może nawet zrozpaczony. Czuję się z tym teraz okropnie, bo wiem, jak bardzo go zraniłam. Czy ja nie mogłabym czegoś raz w życiu zrobić dobrze? – podsumowałam, opadłam na materac i zamknęłam oczy, próbując się uspokoić. Lily położyła się obok i mocno mnie przytuliła.
- Ja uważam, że ty po prostu za dużo się nad wszystkim zastanawiasz, kochana – powiedziała, gładząc mnie po włosach. – Zamiast tyle myśleć, powinnaś zwyczajnie cieszyć się teraźniejszością, a nie skupiać się na tym, co było, albo będzie. Poza tym nie słuchaj tego, co ci mówią inni, nawet jeśli tymi innymi jest Duff. Sama mówiłaś, że jest dla ciebie jak starszy brat i wygląda na to, że tak właśnie się zachowuje. Traktuje cię jak młodszą siostrę, którą trzeba przed wszystkim chronić. Kieruj się swoim sercem, nie jego.  Ty... kochasz Axla, prawda?
- Ja... tak, kocham. – Odpowiedziałam szczerze.
- No właśnie. A jeśli tak jest, to nie powinnaś zastanawiać się nad tym, czy dobrze robisz, dajmy na to, całując się z nim. Chodzi o to, żebyś była szczęśliwa. Poza tym, jeśli czegoś nie spróbujesz, możesz do końca życia tego żałować.
- Ale jakie to ma teraz znaczenie? Ja nawet nie wiem, czy on się jeszcze w ogóle do mnie odezwie. Spieprzyłam i to totalnie.
- Wcale nie! Jeszcze nie wszystko stracone. Sądząc po tym, co mi mówiłaś, to Axlowi naprawdę na tobie zależy, a jeśli jemu na czymś zależy, to nie podda się tak łatwo – powiedziała z przekonaniem.
- Tak myślisz? Ale on...
- Wiem, co mówię – przerwała mi. – Naprawdę, Emmy, nie przejmuj się tak. Stało się, trudno. Ale to jeszcze przecież nie znaczy, że to koniec.
- To... co według ciebie powinnam zrobić?
- Poczekaj, uwierz mi. Jestem przekonana, że on cię jeszcze zaskoczy. – Uśmiechnęła się.
Pokiwałam lekko głową, nic już nie mówiąc, ale nie byłam stu procentowo przekonana do jej słów. Bałam się, że naprawdę wszystko zaprzepaściłam i mogę już tego nie odwrócić. Byłam zwyczajnie zła na samą siebie. Doszłam jednak do wniosku, że nie ma sensu się z nią spierać.
- No... a tak w ogóle... – Fitch przerwała ciszę – to muszę na trochę wyjechać – powiedziała, patrząc na mnie. – Spokojnie, nie na długo – dodała, zauważywszy pewnie moje zaniepokojenie. – Jadę z Nicholasem na pogrzeb babci, tylko że aż do Wisconsin. No a pewnie posiedzimy tam jeszcze jakiś tydzień, więc... sama widzisz.
- Jasne, nie ma problemu.
- Na pewno? Dasz sobie radę beze mnie?
- Tak, spokojnie. Myślę, że tak – powiedziałam, choć wiedziałam, że jednak nie będzie to takie proste.
- No... dobrze. To się cieszę w takim razie.
Znowu zapadła cisza, którą jednak po chwili przerwało dzwonienie telefonu. Spojrzałam na niego, a następnie na Lily.
- Odbierz. – Ruchem głowy wskazała na przedmiot. – Może to coś ważnego.
Nerwowo przełknęłam ślinę, po czym wolnym krokiem podeszłam do telefonu i niepewnie podniosłam czarną słuchawkę.
- Ha.. halo? – wyjąkałam.
- Emmy? To ty? – usłyszałam ciepły, męski głos, na którego dźwięk moje serce aż przyśpieszało.
- Axl? Tak. Tak, to ja, Em. – Nie wiedziałam, czy jestem bardziej szczęśliwa, czy zdziwiona. - Jaa.... – powiedzieliśmy oboje w tym samym czasie. - Mów pierwszy – stwierdziłam od razu. Wolałam, żeby on zaczął, niż gdyby potem miało się okazać, że to ja nagadałam coś bez sensu.
- No, bo chciałem... chciałem cię przeprosić – usłyszałam i nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Przecież to ja powinnam przepraszać jego, a nie on mnie. – Wczoraj... ja... zachowałem się jak skończony idiota. Powinienem był zrozumieć twoją reakcję i uszanować, że może to dla ciebie za wcześnie... Nie, nawet nie uszanować! Powinienem się zachować jak facet, przytulić cię i w ogóle, a potraktowałem cię... no tak jak cię potraktowałem. Tak czy siak, przepraszam. Chciałem tylko, żebyś wiedziała.
Chciałam mu wówczas powiedzieć, że on wcale nie ma mnie za co przepraszać, że to moja wina, to ja zawaliłam, ale tego nie zrobiłam. Zamiast tego z moich ust wydobyło się tylko:
 - Uwierz mi, naprawdę nic się nie stało. Uważam, że to było bardzo w porządku z twojej strony, że odprowadziłeś mnie do domu.
- Czekaj. To znaczy... że nie jesteś na mnie zła? - zapytał jakby z nadzieją.
- Nie, no co ty. Po prostu... No jakoś niezręcznie to wyszło. Może po prostu o tym zapomnijmy, co? – zaproponowałam trochę nieszczerze.
- To znaczy, że... możemy dać sobie drugą szansę i... no wiesz... naprawić to wszystko?
- Ja... Tak, ależ oczywiście, że tak – odparłam odrobinę nieśmiało, ale jednak z radością.
- Bardzo się z tego cieszę, skarbie, naprawdę – powiedział, a ja rzeczywiście słyszałam radość w jego głosie i przez to poczułam się jakoś lepiej. - No a czy...  czy w takim razie, skoro, no wiesz... nie jesteś na mnie zła ani nic takiego to może... może miałabyś ochotę wybrać się jutro ze mną i z chłopakami do takiego jednego klubu? To znaczy, mieliśmy tam iść tylko w piątkę, ale oni na pewno nie będą mieli nic przeciwko temu, że pójdziesz z nami. To jak?
- Jasne, z przyjemnością – odpowiedziałam szczerze.
- To świetnie. Wpadnę po ciebie koło 17.00 – oznajmił – To w takim razie... do jutra, mała.
- Do jutra.
Odłożyłam słuchawkę i poczułam się jakoś dziwnie. Nie powiedziałam mu wszystkiego, co chciałam. Nie powiedziałam, że go przepraszam. Nie powiedziałam, że to ja schrzaniłam. Że mi na nim zależy. Nie powiedziałam mu w sumie niczego.
- I co? Co powiedział? – z zadumy wyrwał mnie podekscytowany głos Lily.
- Cóż... – Z podłogi przeniosłam wzrok na jej twarz i patrzyłam się na nią przez chwilę myśląc, co mam odpowiedzieć. – Zaprosił mnie na jutro do jakiegoś klubu – odparłam bez emocji.
- I co, tyle?
Wzruszyłam ramionami.
- No... dobra, nieważne. Mówiłam, że wszystko się jakoś ułoży. – Uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Delikatnie pokiwałam głową, ale jakoś tak bez wyrazu. Znowu miałam mętlik w głowie. Z jednej strony, faktycznie, cieszyłam się, że wszystko było między nami dobrze i że Axl w pewnym sensie był zadowolony, z drugiej jednak znowu byłam na siebie zła, że nie zrobiłam tego, co powinnam. Tylko co by się stało, gdybym faktycznie to zrobiła? Czy wyszłoby tak samo dobrze? A zresztą nieważne, dość już tego myślenia. I tak idę jutro z nimi do tego klubu, więc będę mogła wynagrodzić Axlowi wczorajszy wieczór i pokazać mu, że naprawdę mi na nim zależy. Tyle że... tym razem będzie inaczej niż zwykle. Spojrzałam na lustro w łazience, które widziałam przez otwarte drzwi, i lekko się uśmiechnęłam na myśl o tym. Tak, dokładnie - będzie tak, jak powiedziała Lily. Nie będę się niczym przejmować. Nie będę się nad wszystkim zastanawiać. Nie będę słuchać tego, co mi mówią inni. Nie będę słuchać tego, co mówi Duff. A co najważniejsze - będę się kierować sercem. Swoim sercem.
_________________________________________________________________________________
          Witam! Wiem, nie pisałam przez jakiś miesiąc i znowu musieliście tak długo czekać, ale teraz wróciłam z nową dawką weny i mam nadzieję, że zasypię Was nowymi rozdziałami (o ile tylko szkoła mi w tym nie przeszkodzi).
          Tak, ten rozdział jest trochę marnym powrotem, bo jest krótki, ogólnie do dupy i w ogóle mi się nie podoba, ale trudno. Musiałam go napisać, a już bardziej nie dało się go przerobić, bo dalsza akcja opowiadania straciłaby sens, więc mam nadzieję, że jednak mi wybaczycie. Mimo wszystko liczę na komentarze.
          Dodatkowo chciałabym jeszcze zapytać, co sądzicie o muzyce przy rozdziałach? Bo zauważyłam ostatnio, że jestem jedną z nielicznych blogerek, które ją dodają. Czy ktoś w ogóle tego słucha? A jeśli tak, to co o niej myślicie?
          Gdyby ktoś miał do mnie jakieś pytania, to tu jest mój ask.
          Serdecznie pozdrawiam. :*

9 komentarzy:

  1. Cześć skarbie! :*
    Nawet nie wiesz jaką radość mi sprawiłaś dodając rozdział. bo kurde czekałam na niego! Naprawdę! Stęskniłam się za Twoim blogiem <3
    Niektórzy ludzie mają dar do komplikowania sobie życia, tak jak Emmy... Ale nieważne :D W każdym bądź razie fajnie, że jednak obydwoje się na siebie nie obrazili i idą do tego klubu i w ogóle... :P
    Nie no dobra, czekam na ciąg dalszy i dodawaj szybciej co? :D Bo mnie strasznie cieszą powiadomienia od Ciebie na blogu :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, nie ma za co <3 Cóż, po miesiącu nie pisania trzeba było nadrobić zaległości XD Co do następnego rozdziału to tym razem mam do niego wenę, ale jakoś nie mam czasu :/ Ale staram się, staram :3

      Usuń
    2. Grunt, że jest wena, bo bez niej byłoby kiepsko :) także najważniejsze masz :P a czas to wiadomo... zawsze go za mało :)

      Usuń
  2. Rozdział jest fajny, chociaż niewiele się dzieje. Emmy za bardzo się przejmuję. Niech uśmiechnie się i będzie silna, bo ma naprawdę ogromne szczęście. Kontakty z płcią przeciwną wcale nie sa łatwe i jeszcze nieraz się o tym przekona, więc nie powinna się tak przejmować:)
    Życzę weny do kolejnych rozdziałów :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na następy .Ja również życzę weny .

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam nic przeciwko reklamowaniu się, jeśli ktoś dodatkowo czyta opowiadanie i je komentuje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na nowy :) super rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej!
    Nie znamy się (jeszcze), ale fajnie byłoby gdyby to się zmieniło. Jeśli jesteś zainteresowana to zapraszam do grupy dla wszystkich blogerek, gunerek, glamerek i wszystkich innych zwariowanych dziewczyn z dużym poczuciem humoru ^^ Nie gryziemy (przeważnie) i generalnie jesteśmy nieszkodliwe. Nie ma się czego bać - to już raczej my się boimy was, młodych i zdolnych pisarek XD
    Poprzednia grupa została podstępnie przejęta i jest nam bardzo przykro z tego powodu, ale nie możemy nic z tym zrobić. Tu masz link: https://www.facebook.com/groups/643705582332450/, ale wpierw zaproś mnie do znajomych (Julia Draco Budzisz) i widzimy się na facebooku. Jeśli przeszkadza ci spam to serdecznie przepraszam. Wystarczy usunąć w razie czego ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej , ja słucham muzyki , a przy okazji świetny (jak zwykle) rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń

Proszę, jeśli czytasz, napisz komentarz. Nie musi być długi i piękny. Ważne, żeby był. Chcę jedynie wiedzieć, czy rozdział Ci się podobał, a jeśli nie, to dlaczego. Taka wiadomość od Ciebie daje mi nie tylko ogromną motywację do dalszego pisania, ale również informację, co i w jaki sposób powinnam w swojej twórczości poprawić. Każdy komentarz się liczy. Dziękuję.