- Można prosić
do tańca? – usłyszałam nagle uwodzicielski szept tuż koło mojego ucha i aż
przeszły mnie ciarki. Po chwili poczułam, jak ktoś delikatnie chwyta mnie za
rękę, a następnie obraca w swoją stronę i przed oczami zobaczyłam Axla z
czarującym uśmiechem na ustach. Następnie chwycił mnie w tali i przyciągnął do
siebie bardzo blisko, by zaraz zacząć wolno poruszać się w rytm muzyki. Ja
jednak w ogóle nie protestowałam, tylko samoczynnie zarzuciłam mu ręce na
szyję.
Cała ta
sytuacja wydawała mi się jednak co najmniej dziwna. Dlaczego właśnie tańczyłam
wolnego z Axlem? A może raczej dlaczego to on poprosił mnie do tańca? Wydawało
mi się, że nie umie, a jednak wychodziło mu to naprawdę dobrze. Czyżby w między
czasie zdążył się nauczyć? Tylko kiedy? Przez jeden dzień? Nie, to było bez
sensu. Coś mi tu nie grało.
Cokolwiek
jednak się działo, byłam tak oczarowana tym wszystkim, że ani myślałam się
wyrywać. Było mi tak dobrze, gdy mogłam z nim tańczyć, czując jego ciepłe
dłonie na moim ciele i wpatrując się w jego cudne, zielone oczy. To była
przecież chwila, o której marzyłam. Tak bardzo chciałam z nim zatańczyć w ten
sposób i właśnie w tej chwili miało to miejsce. To było coś cudownego.
Uśmiechnęłam
się nieśmiało, cały czas wpatrując się w jego oczy, po czym przysunęłam się do
niego najbliżej, jak tylko mogłam. Położyłam mu głowę na ramieniu i, zamykając
oczy, mocno się w niego wtuliłam, a on objął mnie całą swoimi silnymi
ramionami. Poczułam się wówczas, jakbym była w niebie.
Po chwili
usłyszałam, że coś do mnie mówi, ale nie wiedziałam co. Zaczęłam się
przysłuchiwać uważniej, jednak mimo moich usilnych starań nadal nie mogłam
niczego zrozumieć. Słowa wydawały się jakby zlewać w jedno, a po chwili… jakby
zaczęły się oddalać…
***
Nagle muzyka
ucichła i ustąpiła miejsca cichej melodii gitary akustycznej, delikatnie
pobrzmiewającej mi w uszach. Zdziwiona, powoli otworzyłam oczy i stwierdziłam,
że gdzieś leżę, nadal jednak obejmowana przez Axla. Tylko skąd się nagle tutaj
wzięliśmy? Przecież jeszcze przed chwilą staliśmy na środku salonu pośród tłumu
ludzi i tańczyliśmy…
Dopiero po
chwili zorientowałam się, że to był tylko sen. Cholera jasna… Znowu – pomyślałam i westchnęłam cicho.
Jeśli jednak
faktycznie tak było, to oznaczało to, że z pewnością leżałam teraz na Duffie i
to on się do mnie przytulał. Po chwili spostrzegłam jednak ciemnobrązowe włosy.
Kurwa. Skoro to nie był Axl, ani nie Duff, to kto, do cholery?
Podparłam się
na rękach, szybko podniosłam głowę do góry i zobaczyłam… no tak… Bolana. Brunet
leżał sobie tuż pode mną z błogim wyrazem twarzy i obejmował mnie w tali.
Byłoby to pewnie bardzo słodkie, gdyby nie to, że cały śmierdział alkoholem.
Czego się jednak mogłam spodziewać po wczorajszej nocy?
Po chwili
zastanowiło mnie jednak to, d l a c z e g o znajdowałam się w takim położeniu.
Oboje mieliśmy na sobie ciuchy, więc nie było możliwe, żebyśmy się ze sobą
przespali po pijaku. Nie miałam jednak pojęcia, jak to się stało, że obudziłam
się, leżąc na nim. Ostatnie, co pamiętałam, to jak siedziałam sobie na kanapie,
popijając Jacka Danielsa, i obserwowałam, jak ostatni imprezowicze powoli
zaczynali się wykruszać. A potem nic.
Cóż,
najwyraźniej w pewnym momencie ja też odpadłam, chociaż nie wiedziałam, czy ze
zmęczenia, czy może przez alkohol. Pewne było jednak, że miejsce do spania
upatrzyłam sobie akurat na klacie Rachela, który niespodziewanie zaliczył zgon
w trakcie trwania imprezy i nadal spał sobie w najlepsze.
Uśmiechnęłam
się delikatnie, patrząc na niego. Impreza spędzona w jego towarzystwie
rzeczywiście była bardzo przyjemna. W sumie był naprawdę świetnym facetem.
Miły, przystojny i do tego znakomicie tańczył. Super, co nie? Mimo wszystko
wiedziałam, że to by było na tyle. Jasne, bardzo go polubiłam, ale wolałam
jednak, żeby nie było między nami niczego więcej. Póki co nie chciałam się z
nikim wiązać. Nawet z nim.
Delikatnie
zsunęłam jego ręce ze swoich pleców, po czym powoli podniosłam się na równe
nogi. Wolałam, żeby Rachel nie zastał mnie, leżącej na nim, gdy się obudzi.
Zaczęłam
rozglądać się po całym pomieszczeniu. Zobaczyłam mnóstwo różnych ludzi
porozwalanych po całym salonie i do tego przerażający syf. Kurwa, i pewnie ja będę musiała to teraz posprzątać – pomyślałam
sobie, mocno niezadowolona. – Zajebiście.
Zaraz jednak
przypomniałam sobie, że przecież cały czas słyszałam, jak ktoś gra na gitarze.
Uświadomiłam sobie wówczas, że nie wszyscy tam obecni byli w stanie zgonu po
zbyt intensywnym imprezowaniu. Niedaleko mnie, na jakimś krześle, siedział
Izzy, jak zwykle z tym swoim czarnym akustykiem w rękach. Byłam przekonana, że
był tu już od dość długiego czasu. Przez chwilę poczułam dziwną obawę, że skoro
zapewne widział, jak leżałam na Bolanie, mógł sobie pomyśleć o nas coś, co
niekoniecznie zgadzało się z prawdą. Zaraz jednak się uspokoiłam, bo Stradlin
wydawał się być całkowicie pochłonięty swoją gitarą i nawet na mnie nie
spojrzał, chociaż z pewnością zdawał sobie sprawę z mojej obecności i z tego,
że już nie spałam.
- Hej –
powiedziałam do niego cicho.
On w
odpowiedzi jedynie lekko skinął głową, nawet nie podnosząc na mnie wzroku. No tak, to w końcu Izzy…
Po chwili
zorientowałam się, że oprócz gitary słyszałam jeszcze jakieś głosy, dobiegające
z kuchni. Odwróciłam się w tamtym kierunku i po chwili z pomieszczenia wyłonili
się Slash i Caroline, trzymając się za ręce. O mało nie zakrztusiłam się na jej
widok.
- Co ona tu,
do cholery, robi? – zapytałam Slasha, patrząc na nich oniemiała.
- Jak to - co?
Stoi… - odparł Saul, wzruszając ramionami. – A tak nawiasem, to cześć.
Pokręciłam
głową z dezaprobatą. On najwyraźniej w ogóle nie zrozumiał, o co mi chodziło.
- Car, proszę
cię – zwróciłam się po chwili do dziewczyny – powiedz mi, że nie byłaś tu przez
całą noc… - powiedziałam błagalnym tonem, chociaż i tak domyślałam się, jaka
będzie odpowiedź.
Nie
odpowiedziała, a jedynie uśmiechnęła się krzywo. Wiedziałam, co to oznaczało.
- O jezu… -
westchnęłam, łapiąc się ręką za głowę.
Dlaczego ja w
ogóle byłam tak głupia i pozwoliłam, żeby to Slash się nią zajął? Powinnam była
mieć ją na oku i dopilnować, żeby bezpiecznie wróciła do domu na noc, ale nie,
ja zamiast tego imprezowałam sobie ze Skidami, a potem… W gruncie rzeczy nie
pamiętałam nawet, co dokładnie robiłam. I kiedy straciłam Collins z zasięgu
wzroku. Zajebiście, nie ma co. Dobra ze mnie przyjaciółka.
- Powiedziałaś
chociaż komukolwiek, że wychodzisz? – dodałam po chwili. W ogóle wcześniej nie
pomyślałam o tym, żeby zapytać się jej rodziców o zgodę na wyjście na imprezę i
dopiero teraz ten pomysł zaświtał mi w głowie. Cóż, nie było to dziwne, jeśli
chodzi o mnie. Nigdy w sumie nie musiałam się pytać o żadne pozwolenie, bo
nikogo tak naprawdę nie obchodziło to, co się ze mną działo. Pomyślałam jednak,
że rodzice Caroline, nawet jeśli nieobecni w domu, woleliby pewnie wiedzieć, co
robiła ich córka. Miałam głęboką nadzieję, że chociaż Collins o tym pomyślała.
Gdy tylko
usłyszała moje pytanie, wcześniejszy uśmiech momentalnie zniknął z jej twarzy,
a zamienił się w niepewność i zmieszanie.
- Eee… No… nie
– odparła niemrawo, zerkając w podłogę.
No tak. Czyli
jednak nawet ona nie pomyślała.
- Dobra,
spokojnie. Nie gorączkuj się, Em – wtrącił szybko Slash, widząc moją mocno
niezadowoloną minę. – Przecież wszyscy żyjemy, więc chyba jest w porządku, nie?
Zaraz odwiozę ją do domu i nikt się nie dowie, że gdzieś była w nocy –
powiedział, obejmując ją w pasie i posłał jej uroczy uśmiech.
Nie
wiedziałam, czy to dobry pomysł, żeby prowadził samochód, będąc na kacu,
zwłaszcza z Caroline na pokładzie. Patrząc jednak na niego, musiałam przyznać,
że wcale nie wyglądał, jakby był w kiepskim stanie, a wręcz przeciwnie. Jak
widać jego organizm był tak przyzwyczajony do ekstremalnych ilości alkoholu, że
taka jedna, mała impreza zupełnie nie miała na niego wpływu. A może powinnam raczej powiedzieć, że to
pewna urocza blondynka właśnie miała na niego całkiem spory wpływ? Cóż, tak czy
siak, upewniało mnie to przynajmniej w przekonaniu, że niczego wczoraj nie brał,
tak jak obiecał.
- Eh, no
dobra… - westchnęłam po chwili. – To w takim razie zwijajcie się już.
Oboje posłali
mi tylko szerokie uśmiechy, po czym Caroline szybko pobiegła po swoją torebkę.
Gdy wróciła, Hudson ponownie chwycił ją za rękę i wspólnie opuścili Hell House.
Nagle
usłyszałam jakichś hałas z góry i ktoś zaczął schodzić po schodach. Po chwili
moim oczom ukazał się Duff z całkowicie rozczochranymi włosami, popijając piwo
z puszki, którą trzymał w ręku. O dziwo był jednak ubrany.
- Cześć –
powiedział do mnie wyjątkowo radosnym tonem.
- Hej –
odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. – I jak tam? Rozerwałeś się trochę
w nocy?
- Taa… -
odparł, drapiąc się po głowie z nieco zakłopotaną, ale jednak zadowoloną miną.
– Nie zaprzeczam – dodał i zaśmiał się lekko.
W tym momencie
na dół zeszła drobna, długowłosa szatynka – ta sama, która wpatrywała się
wczoraj w niego tym tęsknym wzrokiem. Ubrana była jedynie w bieliznę i…
koszulkę McKagana. Cóż, wyglądało na to, że noc chyba faktycznie im się udała…
Dziewczyna podeszła
do niego i, obdarowawszy go promiennym uśmiechem, chwyciła go za rękę.
Następnie pociągnęła go za sobą do kuchni i tyle ich było widać.
Nie minęła
nawet minuta, kiedy w salonie pojawił się także szeroko uśmiechnięty Steven w
towarzystwie dwóch uroczych blondynek, które wyglądały niemal jak siostry.
Popcorn nie był już jednak na tyle łaskawy, żeby chociaż trochę się odziać i
paradował w samych bokserkach, ukazując wszystkim dookoła swój okazały dywan na
klacie. Rzucił mi tylko krótkie „cześć” w przelocie, po czym odprowadził panie do
wyjścia i pożegnał się z nimi, umawiając się przy okazji na kolejne spotkanie.
Następnie ruszył w kierunku schodów i chciał wejść z powrotem na górę, być może
po to, żeby w końcu się ubrać.
Wtem jednak
usłyszeliśmy jakiś hałas i znowu coś zaczęło staczać się na dół. Po chwili w
salonie zaroiło się od skąpo ubranych dziewczyn, a wraz z nimi pojawili się oczywiście
Nikki i Tommy.
- No dobrze,
moje panie, to zmieniamy sypialnię – zakomenderował albo może raczej wybełkotał
Sixx i, podpierając się na ramionach swoich domniemanych groupies, ruszył ku
wyjściu. – Gospodarz imprezy żegna państwa! – zawołał jeszcze w drzwiach, po
czym cały tłum wysypał się na zewnątrz.
Po kilku
minutach z piętra zdążyło zejść jeszcze kilka innych, już nie znajomych mi par,
chociaż nie miałam zielonego pojęcia, jak oni wszyscy się tam pomieścili.
Niektórzy ludzie podnieśli się też z podłogi i, w jakimkolwiek stanie byli,
większość w końcu opuścili Hell House. Jedynymi z osób, które nadal znajdowały się
pod naszym dachem, a które nie należały do domowników byli… oczywiście Skidzi.
Biorąc pod uwagę, co wczoraj wyprawiali, wcale nie byłam zdziwiona.
- Ej, Izzy… -
Zerknęłam na czarnowłosego, który nadal siedział w tym samym miejscu, co
wcześniej, mając jednak zupełnie gdzieś wszystkich ludzi, którzy przewijali się
przez Hell House. - A może by ich tak obudzić? – zapytałam, omiatając wzrokiem
cały salon.
- Wszystko
jedno. – Wzruszył ramionami, nie
odrywając nawet wzroku od gitary. - Jak chcesz, to ich budź.
Przewróciłam
tylko oczami. Dzięki za pomoc, Stradlin…
Po chwili
zerknęłam na kanapę, na której nadal leżał Rachel, ale jego zdecydowanie
ominęłam. Rozejrzałam się więc dookoła i moje spojrzenie zatrzymało się na
Snake’u, który wylegiwał się obok schodów, trzymając głowę na cyckach jakiejś
dziewczyny, która wyjątkowo ostała się jeszcze w Hell House.
- Snake –
powiedziałam, uprzednio podchodząc do miejsca, w którym się znajdował. – Snake.
– Trąciłam go nogą. – Obudź się, do cholery – syknęłam.
Po chwili
usłyszałam tylko jak ziewa przeciągle. Podparł się na rękach, po czym spojrzał
na mnie, lekko mrużąc oczy.
- Hej, kocie.
To już po imprezie? – zapytał, po czym przeniósł zdziwiony wzrok na dziewczynę,
na której leżał. – Kurwa, ale się działo… - powiedział, mrugając oczami, po
czym powoli zaczął się podnosić na nogi. – Ja pierdolę, ale mam kaca… Mała,
mogłabyś mi przynieść coś do picia? – Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Ta, jasne -
odparłam i skierowałam się do kuchni w nadziei, że cokolwiek jeszcze ostało się
po wczorajszej nocy.
Byli tam już
oczywiście Duff i ta jego lasia. Gdy weszłam do środka, on siedział na jednym z
krzeseł pod ścianą, a ona na jego kolanach i całowała go namiętnie. Zauważyłam
również, że McKagan cały czas trzymał ręce na jej pośladkach. Zaśmiałam się
tylko i po prostu podeszłam do lodówki. Cieszyłam się, że Duff znalazł sobie
jakąś dziewczynę, chociaż, znając Gunsów, wiedziałam, że będzie to pewnie tylko
przelotna znajomość. Mimo to stwierdziłam, że nie będę im przeszkadzać, tylko
szybko wyjęłam cudem znalezioną butelkę z piwem z lodówki i ponownie ruszyłam w
stronę salonu.
Gdy wróciłam,
Scotti i Rob również byli już na nogach i razem ze Snake’iem zawzięcie
próbowali dobudzić Sebastiana.
- Bazz, do
cholery jasnej, obudź się!
- Mmm… Jeszcze
pięć minut, mamo… - zajęczał cicho Bach.
- Kurwa mać,
nie jestem twoją matką! – krzyknął Snake - Rusz dupę!
Po kilku
kolejnych wrzaskach i szturchnięciach Sebastian w końcu niemrawo otworzył oczy
i zaczął się rozglądać dookoła.
- Co jest,
kurwa… – zawył, zawzięcie przecierając oczy, jakby nie był w stanie nic
zobaczyć.
- Masz, napij
się tego. – Snake wziął ode mnie piwo i podał je Bachowi.
Chłopak na
ślepo chwycił butelkę w ręce, przystawił ją do ust i zaraz zaczął ciągnąć z
niej zachłanne łyki.
- Ahh, od razu
lepiej… - westchnął po chwili. – Która to godzina? – dodał nieco bardziej
trzeźwo, zerkając na mnie.
- Już prawie
siódma.
- To kurewsko
wcześnie… ale w sumie wszędzie lepiej niż na tej cholernej podłodze –
stwierdził, drapiąc się po głowie, po czym powoli i z ogromnym trudem zaczął
podnosić się do pionu. – Kurwa, wszystko mnie boli… i głowa też – westchnął,
chwiejąc się lekko. – A gdzie Bolan? – zapytał, patrząc na nas wszystkich.
- On urządził
się nieco lepiej od ciebie i chrapie na kanapie – oznajmiłam i ruchem głowy
wskazałam na chłopaka.
- No, ja też
miałem całkiem wygodnie – wtrącił Snake – załatwiłem sobie poduszkę z cycków. –
Uśmiechnął się szeroko.
Dobrze, że nie widzieli, z kogo kołdrę miał
Bolan – pomyślałam od razu.
Wtem Izzy,
jakby czytając mi w myślach, parsknął cichym, tłumionym śmiechem. I bynajmniej
nie chodziło mu wcale o poduszkę z cycków. Wszyscy wówczas spojrzeli na niego
zdziwieni, ale szczęśliwie nie wiedzieli, co miał na myśli. Tylko ja lekko się
zaczerwieniłam.
Po chwili
wszyscy Skidzi ruszyli w kierunku kanapy, na której leżał Rachel. Proces
budzenia przebiegł podobnie jak w przypadku Sebastiana, czyli niezbyt
delikatnie.
- Ja pierdolę,
mój łeb… - zajęczał Bolan, łapiąc się za głowę, gdy w końcu został doprowadzony
do stanu względnej przytomności. – Bach, coś ty mi, do kurwy nędzy, dosypał
znowu do tego Danielsa?!
- Czego ty się
czepiasz? To świetny towar był. – Sebastian wyszczerzył zęby w krzywym
uśmiechu. - Ja przynajmniej się bardzo dobrze bawiłem. – Wzruszył ramionami ze
śmiechem.
- To, kurwa,
może eksperymentuj na sobie, a nie znowu na mnie! Dla ciebie wszystko jest
dobre, a ja potem ląduję w jakimś rynsztoku!
- Albo na
kanapie – odezwał się Scotti i wszyscy się zaśmiali.
- Ja pierdolę,
zaraz zejdę… - zajęczał Bolan, zupełnie nie widząc powodu do śmiechu, i
ponownie położył głowę na kanapie.
- Masz, napij
się – zaproponował Sebastian pojednawczo, podając chłopakowi piwo.
Rachel tylko
popatrzył na niego morderczym wzrokiem, po czym jednym ruchem wyrwał butelkę z
rąk Bacha, wzdychając ze zdenerwowaniem, i pociągnął z niej sporego łyka.
- Kurwa,
praktycznie nic nie pamiętam… - westchnął, oderwawszy usta od flaszki. -
Zrobiłem coś głupiego? – zapytał, patrząc na wszystkich dookoła.
- Nie, wypiłeś
tego Danielsa i od razu zasnąłeś… - odparł Rob - Ty na kanapie, a Bazz na
podłodze.
- Uff, to
dobrze… - westchnął Bolan.
- Jak dla
kogo? – zapytał Bazz. – Ty nie musiałeś spać na twardej podłodze…
- Jakbyś
przestał podrzucać wszystkim te swoje pieprzone pigułki, idioto, to byś spał,
tam gdzie…
- Dobra,
wszystko fajnie, ale koniec już tego pierdolenia – przerwał im szybko Snake. -
Dzieci, do domu – zakomenderował.
- Kurwa… Ja
pierwszy… otwórzcie drzwi… - zabełkotał nagle Sebastian, po czym złapał się za
usta. – Zaraz wracam… - powiedział i, zataczając się, wybiegł z Hell House w
wiadomym celu.
Reszta Skidów
tylko wzruszyła ramionami, śmiejąc się, po czym rzucili krótkie „cześć” do mnie
oraz Stradlina.
- Zaraz was
dogonię, chłopaki! – zawołał do nich Rachel, gdy wytaczali się na zewnątrz –
tylko jeszcze się pożegnam – dodał, uśmiechając się do mnie. Po chwili
przysunął się do mnie bliżej i rozłożył ręce, jakby chciał objąć mnie w tali i
przytulić. – Miło mi było… - zdążył tylko wybąknąć, po czym nagle złapał się za
usta i zaraz popędził w stronę drzwi, w ślad za Bachem.
Oboje z Izzy’m
parsknęliśmy wówczas stłumionym śmiechem, ale na szczęście Bolan już nas nie
słyszał, bo był zajęty kolorowaniem naszego trawnika pawiami razem z
Sebastianem. Gdy zdążyliśmy ochłonąć, drzwi nagle się otworzyły i znów stanął w
nich Rachel.
- Musisz mi
wybaczyć, Em, ale po tej imprezie jestem po prostu nie do życia – westchnął,
nieco zawiedziony. – No trudno, mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze w nieco
lepszych okolicznościach. Trzymaj się – powiedział i uśmiechnął się do mnie
ciepło.
Odwzajemniłam
gest i pomachałam mu na pożegnanie. Zostałam tak do chwili, gdy drzwi do końca
się za nim zamknęły. Wtedy jednak, mimo że usilnie próbowałam się powstrzymać,
znów zaczęłam się śmiać. Izzy jedynie popatrzył na mnie z politowaniem, chociaż
sam jeszcze przed chwilą robił to samo, co ja. Wzruszyłam tylko ramionami, po
czym usiadłam na kanapie.
Nagle znów
usłyszałam skrzypienie stopni i po chwili moim oczom ukazał się pewien rudawy
osobnik. Po Axlu, w przeciwieństwie do reszty i pewnie również do mnie,
zupełnie nie było widać skutków wczorajszej imprezy. Wręcz przeciwnie - był
świeży, zadbany i jakby zupełnie wypoczęty. Jak zwykle wyglądał cholernie
dobrze…
Gdy tylko mnie
spostrzegł, posłał mi nieśmiały, uroczy uśmiech. Znając go, myślałam, że zaraz
usiądzie obok mnie lub jakoś się odezwie, lecz on od razu skierował się do
kuchni i po chwili zniknął z zasięgu mojego wzroku.
Gdy tylko go
zobaczyłam, przypomniał mi się nie tylko mój dziwny sen, ale również to, co
wydarzyło się wczorajszej nocy. Było to jedno z ostatnich wydarzeń przed moim
zaśnięciem, a jednak pamiętałam je bardzo dobrze. Axl mnie p r z e p r o s i ł.
Brzmi nieprawdopodobnie, a jednak tak się stało. Wciąż miałam co do niego
bardzo mieszane uczucia, co nie zmieniało faktu, że naprawdę byłam pod
wrażeniem tego, co mi wczoraj powiedział i że w ogóle się odważył. Wydawało mi
się, że jeszcze nigdy nie słyszałam takiej szczerości w jego głosie. To
naprawdę było coś niesamowitego jak na niego.
- Hej – nagle
z moich przemyśleń wyrwał mnie głęboki, męski i oczywiście niezwykle znajomy mi
głos. Zwróciłam głowę w kierunku, z którego dochodził i… aż mnie zatkało. Axl
siedział koło mnie, w jednej ręce trzymając kubek z kawą i łyżeczką, a w
drugiej cukierniczkę, i uśmiechał się do mnie słodko. – Wybacz, nie wiedziałem,
ile słodzisz – dodał po chwili, jakby nieco zakłopotany, zauważywszy zapewne,
że z głębokim zdziwieniem wpatruję się to w niego, to w przedmioty, które miał
w dłoniach.
Byłam totalnie
oniemiała. Czy Rose właśnie zrobił mi kawę? I to w dodatku z własnej
nieprzymuszonej woli? Nie ukrywam, że był to miły gest z jego strony, ale… czy
tylko mi wydawało się to cholernie nielogiczne?
-
Dzięki – powiedziałam odrobinę niepewnie, biorąc jednak od niego jeszcze ciepły
kubek, po czym wsypałam do niego dwie łyżeczki z cukierniczki, którą postawił
na stole. – Nie musiałeś – dodałam, mieszając kawę.
- Pomyślałem,
że po wczorajszej imprezie dobrze ci zrobi – odparł, uśmiechając się
troskliwie, po czym sięgnął do kieszeni i wyjął z niej papierosy. – Chyba
dobrze się bawiłaś, co nie? – zapytał, podsuwając mi paczkę czerwonych
Marlboro.
- Tak… było
całkiem w porządku – odpowiedziałam, po czym z wyjątkową chęcią wzięłam jednego
i zaraz zaczęłam go podpalać. Cholera - gorąca kawa i fajki – to było dokładnie
to, czego teraz potrzebowałam. – Myślę, że wszyscy dobrze się bawili –
stwierdziłam, uprzednio wydmuchując dym z ust, i chyba nawet delikatnie się
uśmiechnęłam. – I chłopaki się rozerwali… - dodałam, zauważywszy w progu kuchni
Duffa z przyklejoną do niego tamtą laską.
- Po takiej
długiej abstynencji od imprez wszystko wydaje się przyjemniejsze – skomentował
McKagan, szczerząc się. – Tak czy inaczej, trzeba to jak najszybciej powtórzyć.
A przy okazji… chciałbym wam przedstawić Mary.
- Cóż za
oryginalne imię… - rzucił Izzy ironicznie, a ja wręcz usłyszałam w głowie, jak
mówi, że wszystkie dziewczyny i tak mają tak samo na imię. Jak widać było w tym
trochę prawdy.
Mary jedynie
uśmiechnęła się do niego promiennie, najwyraźniej nie zrozumiawszy aluzji, nie
zdążyła jednak niczego powiedzieć, bo nagle usłyszeliśmy dźwięk telefonu.
Wszyscy – łącznie ze Stevenem, który zdążył już ponownie zejść na dół -
spojrzeliśmy po sobie, jednak nikt jakoś nie był łaskaw się ruszyć.
- O jezu,
dobra… - westchnął Duff i niechętnie poszedł odebrać. – Halo? – zapytał z dość znudzonym
wyrazem twarzy, jednak po chwili jakby zaświeciły mu się oczy. – To Alan –
zakomunikował scenicznym szeptem, zakrywając wcześniej słuchawkę.
Wszyscy
wówczas wydali się dużej bardziej zaciekawieni niespodziewanym telefonem i
zaczęli uważnie przysłuchiwać się rozmowie. Cóż, niedziwne. To naprawdę musiało
być coś ważnego, skoro Alan aż tak się pofatygował, że sam zadzwonił do Gunsów
i to jeszcze o siódmej rano.
- Że co…?
Serio…? Żartujesz?! – wykrzyknął po chwili Duff, rozradowany. – To zajebiście!
Kurwa, stary, dzięki… Tak. Tak, przekażę im wszystko. Ok, trzymaj się –
zakończył i odwiesił słuchawkę. – Jedziemy do Londynu! – wykrzyknął zaraz,
spojrzawszy na nas wszystkich.
- Co, kurwa?
Chyba żartujesz? – zapytał momentalnie Axl, jakby nie dowierzając. Po chwili
jednak jego zdumienie przerodziło się w najprawdziwszą euforię i nie dał nawet
dojść do głosu pozostałym Gunsom. – Ja pierdolę, to zajebiście! Haha, cholera,
pojedziemy do Anglii, do Europy! Będziemy… będziemy sławni na całym świecie!
Tak, kurwa, tak! Haha! O ja jebię… Jak to się w ogóle stało?
- Ponoć Tom
rzucił niedawno Geffenowi hasło, żeby przed promowaniem albumu w Stanach zagrać
najpierw parę koncertów w Europie. Wiesz, od tak.
Domyśliłam
się, że chodziło mu o Toma Zutauta, o którym słyszałam już parę razy z ust chłopaków.
Z tego, co wiedziałam, również był to pracownik Geffena, chociaż nie miałam tak
naprawdę pojęcia, czym się zajmował. Mi osobiście wydawał się być trochę jak
drugi, nieco bardziej przyjacielski menadżer zespołu.
- No i pomysł
zaskoczył – kontynuował McKagan. - Geffen od razu zlecił swoim ludziom, żeby
coś zorganizowali i proszę bardzo. – Pstryknął palcami. - Na zawołanie mamy
załatwione trzy koncerty w Londynie!
- No i
zajebiście – rzucił Axl, uśmiechając się szeroko. – Kiedy lecimy?
- 15 czerwca –
oświadczył Duff. – Wszystko jest już zarezerwowane.
– Ej, ale to
jest chyba jakoś za dwa tygodnie, nie? - dorzucił Popcorn.
- Czyli nie
mamy dużo czasu… - odezwał się nagle Stradlin, przygryzając wargę, po czym
westchnął cicho. – Szczerze mówiąc, to ja w ogóle nie wiem, po co nam ten
Londyn. Mnie tam by spokojnie wystarczyły Stany. – Uśmiechnął się krzywo. - No
ale cóż, skoro już mamy lecieć do tej pieprzonej Anglii i planujemy
międzynarodową karierę, to naprawdę przydałoby się mieć wreszcie jakiś
teledysk. – Pokiwał głową z zaciśniętymi ustami. - Zmiksowany, gotowy… i wydany
– dodał, patrząc znacząco na Axla.
Nagle Rose’owi
jakoś zupełnie przeszedł wcześniejszy stan radości.
- Odpieprz się
– rzucił cicho, zerkając w podłogę. – Powiedziałem już, że się nie zgadzam i
nie zmienię zdania.
Wiadomo było,
że jak Axl coś mówi, to mówi to na poważnie, więc nie mogliśmy sobie robić
złudzeń. Skoro oświadczył, że nie wyda teledysku, to go nie wyda i żadna siła
go nie przekona, żeby zmienił decyzję. Był cholernie uparty – ta cecha nadal
pozostawała u niego niezmienna.
No i wtedy
oczywiście spojrzenia wszystkich od razu skierowały się na mnie.
- Emmy… -
westchnął Izz z nieco zbolałą miną – wiem, że już o tym gadaliśmy i nie byłaś
specjalnie przekonana… Pewnie nadal nie jesteś, ale… teraz naprawdę – błagamy
cię wszyscy – naucz go tańczyć.
Popatrzyłam na
nich przez chwilę, zapewne z dość zagadkowym wyrazem twarzy, po czym
przeniosłam wzrok na Axla. Uśmiechał się uroczo i wlepiał we mnie to swoje
proszące spojrzenie.
Pewnie jeszcze
dwa dni temu kategorycznie bym odmówiła, nawet się nad tym nie zastanawiając.
Teraz jednak ta decyzja wcale nie wydawała mi się już taka oczywista. Nie
miałam przecież serca z kamienia, zwłaszcza ze chodziło od dobro całego
zespołu. A on w końcu też był człowiekiem. Nie żeby coś, nadal nie darzyłam go
specjalnie pozytywnymi uczuciami i po prawdzie prawie w ogóle mu nie ufałam,
ale… cholera, nagle stał się jakiś taki… Ja wiem? Fajny… Zrobił mi przecież
kawę, dał mi papierosy – a wczoraj jeszcze tak pięknie mnie przeprosił! To
wszystko naprawdę robiło na mnie wrażenie. Chyba po raz pierwszy rzeczywiście
miałam wrażenie, że on sam faktycznie chciał się zmienić. Nie miałam oczywiście
zamiaru do niego wracać ani nic takiego. Jedne przeprosiny po takim czasie nie
mogły przecież sprawić, że zupełnie bym mu wybaczyła, a co dopiero jeszcze od
tak miałabym znowu z nim być. Nic z tych rzeczy. Czułam po prostu, że mimo
wszystko nawet on zasługuje na jakąś szansę. Chociażby tą najdrobniejszą.
Westchnęłam
cicho i delikatnie się do niego uśmiechnęłam.
- Dobra...
Niech będzie. Podejmę się tego trudnego wyzwania. – Zaśmiałam się i lekko
pokręciłam głową, sama po części nadal nie wierząc w to, co mówiłam.
Axl wpierw
wydał się być totalnie zdziwiony moimi słowami, podobnie chyba z resztą jak
inni. To ciekawe, bo przecież chyba właśnie na taką odpowiedź liczyli.
Wyglądało jednak na to, że mimo to nawet oni nie wierzyli w powodzenie swego
planu i w to, że się zgodzę. Zapewne nie mogli uwierzyć w to, jak bardzo się
pomylili.
Po chwili
jednak Rudzielec uśmiechnął się szeroko.
- Cholera
jasna, Emmy, strasznie ci dziękuję, naprawdę – zaczął mówić po prostu
przeszczęśliwy. Aż miałam wrażenie, że zaraz rzuci się na mnie, żeby mnie
wyściskać. – Nawet nie wiesz, jak strasznie się cieszę. Obiecuję ci, że nie
pożałujesz tej decyzji.
- Mam taką
nadzieję… - powiedziałam cicho i kątem oka zerknęłam na Izzy’ego.
Stradlin w
podzięce jedynie skinął głową i lekko się uśmiechnął. W jego spojrzeniu było
jednak widać, że też był bardzo zadowolony.
- To kiedy
zaczynamy? – zapytał Axl z niesamowitym podnieceniem w głosie. – Jutro? A może
już dzisiaj? W sumie możemy iść nawet teraz, ja jestem gotowy. – Wyszczerzył
zęby.
- Spokojnie.
Na to mamy jeszcze czas. Teraz - powiedziałam, rozglądając się dookoła – trzeba
posprzątać cały ten syf.
- To ja ci pomogę – natychmiastowo
zaproponował Axl.
- No… ja tam
chyba niby też mogę… – dodał Popcorn, drapiąc się po głowie i uśmiechając się
krzywo.
- To ja w
takim razie skoczę na górę się ubrać – powiedziała nagle Mary, spoglądając na
Duffa, po czym ruszyła w kierunku schodów. Nie omieszkała oczywiście elegancko
pokręcić przy tym tyłkiem, podobnie jak wszystkie typowe laski z Sunset. I nie
zapomnijmy, że w dodatku nadal miała na sobie tylko majtki.
- Hej, czekaj,
idę z tobą! – zawołał od razu McKagan, uśmiechając się szeroko, i prędko
poleciał za nią, tym samym zręcznie wymigując się od roboty.
Pokręciłam
tylko głową z jednoczesną dezaprobatą i rozbawieniem. Cóż, wyglądało na to, że
ukochana, młodsza siostrzyczka w końcu zeszła na drugi plan, a w Duffie
ponownie odezwała się gunsowa natura. Cóż te kobiety robią z mężczyznami… i
imprezy.
- Izzy, a może
ty nam pomożesz? – zapytałam po chwili czarnowłosego.
- Pewnie. Mogę
wam pograć na gitarze – odparł, uśmiechając się cynicznie.
- Dzięki, Izzy
– powiedziałam z niemniejszą ironią, łapiąc się pod boki, i uśmiechnęłam się do
niego sztucznie. – Dobry z ciebie kolega.
- Nie ma za co
– odparł, po czym zaraz zaczął podpalać papierosa. - Nawet będę taki dobry i
pozwolę ci wybrać piosenkę – dodał po chwili.
Przewróciłam
tylko oczami, już nawet nic nie mówiąc, po czym po prostu zabrałam się za to
cholerne sprzątanie. Na szczęście w tym domu można było jeszcze na kogoś
liczyć. Steven to dobry kumpel, a Axl… Cóż, powiem tyle – nadal byłam w szoku.
Gdy już
ogarnęliśmy z grubsza cały ten nasz domowy pierdolnik, drzwi Hell House nagle
się otworzyły i stanął w nich Slash. Ruszył w głąb mieszkania, bez słowa
rzucając kurtkę na podłogę, a następnie bezwładnie opadł na kanapę.
- Kurwa,
dajcie mi coś mi coś do picia… - zajęczał głośno po chwili.
- Nic już nie
ma, stary - odparł Steven smutno, stając w progu kuchni z workami na śmieci w
rękach. – Wszystko wczoraj wychlali. Lodówka jest pusta.
- Coś się
stało? – zapytałam, widząc zmartwioną minę Hudsona, która z pewnością nie była
skutkiem porannego kaca ani też braku alkoholu. Coś musiało być na rzeczy.
Westchnął
cicho.
- Zgodnie z
planem odwiozłem Caroline do domu. Mówiła, że jej rodziców nie ma, więc
pomyślałem, że teren czysty i kulturalnie odprowadziłem ją pod samiutkie drzwi.
Nie zdążyliśmy się jednak nawet porządnie pożegnać, kiedy nagle ktoś otworzył
drzwi i zrobiło się zbiegowisko. Jakiś babsztyl zaczął coś krzyczeć, że
Caroline szukała policja i że rodzice o wszystkim już wiedzą. I że chyba będzie
miała szlaban do końca życia – dodał smutno. - A mnie na dodatek nazwali
bandytą i pijanym przybłędą. Na koniec zgarnęli ją do domu i po prostu
zatrzasnęli mi drzwi przed nosem, a gdy szedłem do samochodu, jakiś stary dziad
krzyczał jeszcze za mną, żebym nie liczył na to, że kiedykolwiek jeszcze ją
zobaczę – powiedział, po czym, wzdychając, przetarł twarz dłońmi. - Jakie to
wszystko jest popierdolone… Kurwa, muszę się napić!
Patrzyłam na
niego z powagą, trzymając ręce założone na piersiach, a gdy skończył mówić,
wbiłam dość zmartwiony wzrok w podłogę.
Cholera…
Spodziewałam się, że dziewczyna może mieć kłopoty, ale nie aż takie. Policja?
Szlaban do końca życia? Naprawdę miała przesrane i to jeszcze po części przeze
mnie. Dodatkowo Slash również miał spory problem, bo oznaczało to, że nie może
się nawet z nią widywać, a przecież wiadomo było, jak bardzo mu na tym
zależało. Kurwa, a mogłam jej pilnować…
- Cóż, my też
już w sumie mamy dość tego sprzątania – powiedziałam po chwili, kątem oka
zerkając na Axla i Stevena. – Co wy na to, żeby przejść się do Rainbow? – zaproponowałam, mając
nadzieję, że to nieco polepszy humor Saulowi.
- Chciałbym ci
tylko przypomnieć, że jesteśmy spłukani – zaznaczył Izzy. – Całą kasę Slash
wydał na wczorajszą imprezę.
- Spoko, ja
stawiam – powiedziałam, zanim którykolwiek z nich zdążył się jeszcze odezwać.
***
- Będziesz tak
tylko stał i się patrzył? – zapytałam Axla, który już od ponad minuty siedział
na jakiejś czarnej skrzyni i jedynie mi się przypatrywał. Jednocześnie
rozciągałam nogi przy poręczach przykręconych do ścian, prawie całych pokrytych
lustrami.
Wczoraj, po
powrocie z Rainbow, Rose przebłagał mnie, by naukę tańca zacząć już następnego
dnia. Stwierdziłam, że najlepsze do tego warunki są w moim studiu tanecznym,
więc umówiliśmy się, że przyjdzie do mnie od razu po pracy, na co zgodził się z
wielką ochotą. Z wygospodarowaniem jakiegoś pomieszczenia też nie było na
szczęście problemu. Joe mnie po prostu ubóstwiał, więc gdy tylko go poprosiłam,
od razu wręczył mi klucz do jednej z sal tanecznych - i tym właśnie sposobem
się tutaj znaleźliśmy.
– A w ogóle to
czemu masz na sobie skórzane spodnie i kowbojki? – dodałam po chwili, mierząc
Rudzielca wzrokiem. Był ubrany tak jak na co dzień, podczas kiedy ja miałam na
sobie tenisówki, leginsy i sportowy stanik.
- Mam je
zdjąć? – zapytał z półuśmiechem na ustach. – Pod spodem nic nie mam, ale jak
chcesz, to...
- Może lepiej
sobie darujmy – przerwałam mu szybko. – W końcu i tak musisz w czymś tańczyć na
tej scenie.
Wzruszył tylko
ramionami, lekko unosząc kąciki ust w górę, ale nadal pozostał w tej samej
pozycji, co wcześniej. Darowałam sobie już jednak próby nakłonienia go, by
również nieco się porozciągał, bo wiedziałam, że i tak zapewne nie będzie robił
tu jakichś specjalnych wyczynów.
Po
kilkuminutowej rozgrzewce podeszłam do zestawu nagłaśniającego i włączyłam
kasetę Aerosmith, którą wzięłam rano od chłopaków.
- Zacznijmy od
czegoś prostego – powiedziałam, odwracając się w stronę Rudzielca. – Jako muzyk
masz słuch i poczucie rytmu, więc raczej nie powinno sprawić ci to większego
problemu. Podstawowa sprawa – czyli ruchy bioder.
Rose jedynie
stał w miejscu i patrzył się na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- No, do
roboty – ponagliłam go. - Patrz, o tak. – dodałam i zaczęłam poruszać się w
rytm muzyki. – Jak salsa, tylko stoisz w miejscu.
- No nie wiem…
Czy to nie jest zbyt… kobiece? – zapytał niepewnie.
- Axl,
widziałeś chyba jak ruszają się inni rockmani, prawda? Nie wmówisz mi, że
wyglądają przy tym kobieco.
Przygryzł
lekko wargę, po czym westchnął cicho.
- Och, no
dobrze… Masz rację.
Uśmiechnęłam
się lekko i ponownie zaczęłam kręcić biodrami, by zachęcić go do działania. Po
chwili, ku mojemu zadowoleniu, Axl dołączył do mnie i zaczął wykonywać dość
sztywne, niemrawe ruchy – ale jednak zaczął i w dodatku robił to idealnie do
rytmu.
- Dobrze –
pochwaliłam go, na co nawet się uśmiechnął. – A teraz spróbuj tak samo, tylko
jeszcze trochę płynniej.
Wówczas jednak
się zatrzymał i na jego twarzy ponownie pojawiła się dezorientacja, jakby w
ogóle nie rozumiał, o czym mówię.
- No…
rozluźnij się po prostu. Pokazałam ci już przecież… Spójrz, o tak. - Po raz
kolejny wykonałam ten sam ruch, ale po jego minie wiedziałam, że niestety nic
to nie dało.
Westchnęłam
cicho i mój wcześniejszy uśmiech nieco zrzedł.
Cholera…
Wiedziałam, co jeszcze mogę zrobić i że w gruncie rzeczy był to chyba najlepszy
sposób na to, żeby go nauczyć, ale jakoś za wszelką cenę chciałam tego uniknąć.
Niestety, okazało się jednak, że chyba nie miałam innego wyjścia. Musiałam to
zrobić, jakkolwiek było mi to nie na rękę.
- Stań za mną
i chwyć mnie za biodra – powiedziałam cicho, zerkając w podłogę.
- Co?
- To, co
powiedziałam. Chwyć mnie za biodra – powtórzyłam z powagą.
Wydawał się
być mocno zdziwiony moim słowami, jednak zaraz na jego twarzy pojawił się
delikatny, nieśmiały uśmiech. Po chwili zrobił tak, jak mu kazałam – stanął tuż
za mną i położył dłonie na moich biodrach, jednocześnie stykając się ze mną
prawie całym ciałem. Czując na sobie jego dotyk, drgnęłam lekko, ale miałam
szczerą nadzieję, że tego nie poczuł.
- I co dalej? –
zapytał wyjątkowo zadowolonym głosem. Wyczułam również, że nagle dużo bardziej
się rozluźnił.
- Teraz musisz
tylko poruszać się razem ze mną. Robić dokładnie to, co robię ja. Będzie ci
zdecydowanie łatwiej, kiedy to poczujesz – powiedziałam lekko drżącym głosem,
starając się zwolnić oddech. – Gotowy?
- Jak nigdy –
szepnął praktycznie tuż nad moim uchem i znów przeszedł mnie lekki dreszcz.
- To
zaczynamy.
***
Tymczasem tuż
przy wejściu do sali, na której odbywała się nauka tańca, stała sobie pozostała
czwórka Guns N’ Roses i przez uchylone drzwi obserwowała, jak sobie radzi
wokalista ich zespołu. Przed swoim wyjściem z Hell House Axl niby kategorycznie
zabronił im, żeby szli razem z nim, ale oni, pchnięci ciekawością, zupełnie go
olali i ruszyli w kierunku studia kilka minut po nim.
- No proszę,
jaki spryciarz… - skomentował Slash, który najbardziej zawzięcie wpychał głowę
w szparę między drzwiami i futryną. – Tu niby taniec, tu to, tu tamto, a on
sobie i tak znalazł sposób, żeby znowu zacząć ją wyrywać. – Zaśmiał się. - No
popatrzcie tylko, jaką ma minę zadowoloną…
- Faktycznie –
odparł Popcorn, który, jako najniższy, musiał kucnąć na podłodze. – Może ta
nauka tańca była tylko pretekstem, żeby ją odzyskać, hm?
- No raczej. I
to całkiem dobrym pretekstem, bo wygląda na to, że nieźle mu idzie.
Tak jak mówili
Gunsi - zarówno Axl jak i Emmy wydawali się być wyjątkowo zadowoleni. On
uśmiechał się szeroko i nie odsuwał się od niej chociażby na krok, co jakiś
czas nawet delikatnie kładąc jej głowę na ramieniu i mówiąc jej coś na ucho, a
ona najwyraźniej też zupełnie się już wyluzowała i, przymykając oczy, lekko
unosiła kąciki ust w górę. Zdawało się, że cała ta sytuacja sprawiała im obojgu
ogromną przyjemność, nawet pomimo początkowej niechęci Emmy.
Izzy,
przyglądając się ich poczynaniom, jedynie tajemniczo się uśmiechnął. Wiedział
doskonale, że tak będzie i w najmniejszym stopniu go to wszystko nie dziwiło.
Był po prostu pewien, że to tylko kwestia czasu, nim znowu będą razem.
- No cóż,
jeśli faktycznie jest tak, jak twierdzicie – odezwał się po chwili Duff – to
mam jedynie głęboką nadzieję, że tym razem Rose już tego wszystkiego nie
spieprzy.
_________________________________________________________________________________
No i mamy ponad trzynastostronowy rozdział po tygodniu! Cholera jasna, ale się rozkręciłam. Niby miało go dzisiaj nie być, ale tak napisałam i stwierdziłam, że muszę go dodać teraz, bo później nie będę miała czasu. W związku z tym końcówka może być lekko niedopracowana i mogą się nie zgadzać przecinki, dlatego że nawet nie miałam czasu przeczytać tego rozdziału w całości. Ale po prostu musiałam go dodać dzisiaj!
Wiem, że ogólnie rozdział może się wydawać dość nie w moim stylu, bo jest masa dialogów i do tego chyba miały być śmieszne (i tak nie są), ale cóż ja poradzę... Takie rozdziały też trzeba dodawać, nawet jeśli nie wychodzą idealne.
Mam jednak nadzieję, że rozdział ten zadowolił sporą grupę czytelników, a przede wszystkim dał nadzieję. Team Axl, mówiłam, że jeszcze nie wszystko stracone. A to jest dopiero początek...
Wiem, że ten Londyn to tak trochę z dupy, ale naprawdę nie pamiętam, po co oni tam jechali. Przekopałam pół "Patrząc jak krwawisz" i znalazłam tylko jeden krótki akapit na ten temat. Ten wątek jest jednak nieodłączną częścią całego opowiadania, więc musiałam go dodać prędzej czy później.
I Duff ma lasię. Może na krótko, ale ma. Szczerze, to jej nie lubię i też wydaje mi się taką postacią z dupy, ale wszyscy tak jęczeli, że za mało dziewczyn, to proszę bardzo. Macie.
Starałam się ograniczyć użycie słów "mimowolnie" i "momentalnie". Jeśli jeszcze jakieś słowa Was denerwują, to piszcie.
Starałam się ograniczyć użycie słów "mimowolnie" i "momentalnie". Jeśli jeszcze jakieś słowa Was denerwują, to piszcie.
Serdecznie pozdrawiam i bardzo dziękuję za ponad 30 tyś. wyświetleń. :*
Miałam pisać swoje opowiadanie, ale zobaczyłam wiadomość od Ciebie, to zaprzestałam tej czynności i zajrzałam tutaj. Od razu mnie pięknie uprzedziłaś, że nie z perspektywy Axla. No, to zacieram rączki i czytam.
OdpowiedzUsuńWgl myślałam, że Rose nie będzie się z nią bawił w taniec i takie inne pierdoły, ale wykrzyczy jej prosto w twarz, co do niej czuje, przewiesi sobie przez ramię i pójdzie w miejsce odosobnienia. A tu jednak popatrz. Co za typ. A co do nauki tańca… Komooon. Kto nie umie tańczyć wolnego, Em? Każdy idiota umie. Co nie, Axl? xD No, ale wróćmy do świata żywych. Widzę, że komuś urwał się film. No, pięknie. Izzy oczywiście mój masters pochłonięty swoim prywatnym światem, Slash z Caroline i oczywiście król piwska McKagan raczył zaszczycić poddanych swoją obecnością. Nie ma co ludziska. Długo ta audiencja nie trwała, bo kinga porwała jakaś szatynka. A teraz reakcja Em na Stevena
http://data3.whicdn.com/images/35432948/large.gif
Bez komentarza huehue O, bożeno. Stado lasek, a za nimi kto? No, oczywista oczywistość, że Siuksowie i inne Indiańce. Wydupczyli i spierdalają z chałupy. No, pewnie, Sixx! Nie krępuj się ! mi casa es tu casa jak to mówią Chińczycy, c’nie? No, ale wypierdolił z domeczku przynajmniej. Ma chłopak gest! A Izzy z tym swoim whatever xD Perry postawi swojemu mastersowi kiedyś pomnik. A Bach widzę zgon permanentny. Tak jest, brachu! Jak szaleć, to szaleć! O. No i Izzy znowu. Chochot na złego chochlika. Naucz mnie, masterze! A to zdjęcie Bolana. Cóż. Typowy piątkowy wieczór Perry’ego. A ten rzygający Bach – to doprawdy musiało komicznie wyglądać. O KURWA!
- A przy okazji… chciałbym wam przedstawić Mary.
- Cóż za oryginalne imię… - rzucił Izzy ironicznie, a ja wręcz usłyszałam w głowie, jak mówi, że wszystkie dziewczyny i tak mają tak samo na imię.
Nie wiesz jak Perry z tego się śmiał! XD naprawdę cały dom się chyba trzęsie. Izzy! Kocham Cię, stary! HAHAHAHAHA Masters naprawdę broni swojego tytułu xD I znowu. Akcja ze sprzątaniem i graniem na gitarze. Swój chłop po prsotu! Nic dodać nic ująć. Ale dość o Izzym, bo wychodzi, że cały komnetarz będzie go dotyczył. No i do tego Slash degerant. Ze złamanym sercem. Ah! Jak mi Cię żal, stary. Nie, jednak wcale nie. Po prostu jakoś nie lubię Hudsona tutaj. Jakaś taka ciepła klucha z niego.
O. na naukę przyszło czas! A co do ruchów rockmanów i niebabskich wygibasów
http://replygif.net/i/1131.gif
Końcówka nie jest z dupy. Chyba podobała mi się najbardziej. W każdym razie Bolan wyszedł na jakiegoś psycho prześladowcę trochę xD Wybacz, za krótki komentarz, ale Perry zaraz spierdala z kompa, a chciałam jeszcze tu napisać coś póki mogłam.
Super rozdział. I wreszcie jakas interakcja między Emmy a Axlem.
OdpowiedzUsuńDobra, w końcu znalazłam wolne pół godzinki, więc mogę napisać komentarz :3 Cieszysz się? No, ja wiem, że tak :D
OdpowiedzUsuńW sumie moje zdanie już ogólnie znasz: ten rozdział nie podoba mi się, tak jak poprzednie, ale w sumie sama nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego, więc zgrabnie omijamy ten fakt XD
I oczywiście zapominałam, że tam na początku to jest sen Emmy, a nie rzeczywistość, i zaczęłam się zastanawiać, o co tu kurde chodzi :P No tak, brawo ja!
Ale to było fajne! *.* Taki tam, wolny z Axlem.
Ale niestety okazało się, że to tylko sen, czym sama Em była zawiedziona :D
Ej no, ja protestuję! Ja też chcę mieć taką pobudkę! Nawet jeżeli miałabym leżeć na śmierdzącym wódką Rachel'u... To w końcu Bolan! <3
Izzy.
Izzy, Izzy, Izzy... Taki.... eee... no dobra, uciekło mi słowo, ale wiedz, że jestem zachwycona każdym nawet najmniejszym fragmentem, w którym on się pojawia :33
Dobra, Slash zaczyna mi tu być jakąś straszną dupą wołową XD ale być może to dlatego, że jakoś nie pasuje mi do niego (a właściwie do żadnego z nich) takie zachowanie, jakie on prezentuje. No bo.... ON NAWET NIE MIAŁ KACA! TO JEST SLASH KURWA!
Ale jestem zauroczona Caroline *.* W sensie tym jak wygląda, bo uwielbiam tą laskę jeszcze z teledysków Aerosmith :D Bo w tym opowiadaniu jest mi raczej obojętna, sorry Hudson :P
Duff i jego lasia, jak to ujęłaś, Steven z panienkami, Nikki z panienkami... STOP! Nikki z panienkami! Właśnie tym fragmentem mnie po prostu rozłożyłaś na łopatki!
" - No dobrze, moje panie, to zmieniamy sypialnię – zakomenderował albo może raczej wybełkotał Sixx i, podpierając się na ramionach swoich domniemanych groupies, ruszył ku wyjściu. – Gospodarz imprezy żegna państwa! – zawołał jeszcze w drzwiach, po czym cały tłum wysypał się na zewnątrz." - Kurwa, jaki alfons XD
No i tak czytam, czytam, czytam i myślę sobie "No i gdzie ci moi kochani Skidzi?" I SĄ! :DDDD
Się ucieszyłam :D
Sebastian jest uroczy *.* No i jednak wygrał Snake, i to on musiał ich wszystkich ogarnąć :D
A! Wiesz co mnie mega zdziwiło? Że to była impreza do rana, a oni wszyscy wstali przed siódmą... Moim zdaniem to zakrawa o jakiś cud XDDD
Ale wracając...
Dzielenie się piwem, zawsze spoko :D I ta mania Sebastiana w dosypywaniu wszystkich prochów :D To nie jest normalne, moja droga, NIE JEST NORMALNE! Zrób z tym coś :D
Rzyganie w krzaczkach, daję lajka! Ileż to razy, imprezy tak się kończyły.... Ehh... te wspomnienia XD
No i Rachel nawet nie zdążył się porządnie pożegnać... Co alkohol robi z ludźmi XD I dałaś genialne zdjęcie, wielbię :D Takie pasujące do sytuacji.
Axl zrobił jej kawę? I dał papierosa? O mamuniu, to jest miłość *.*
Bo moim zdaniem, właśnie w tym wyraża się prawdziwa miłość. Czy może być piękniejszy dowód miłości niż ulubiona kawa/herbata/kakałko o poranku? Wtedy, kurwa, ta osoba daje ci do zrozumienia, że nie jest obojętna, słucha tego, co się do niej mówi, interesuje ją to, co lubisz, troszczy się.... Ahh *.* Może banalne, ale chyba właśnie o to chodzi... W okazywaniu sobie miłości w najdrobniejszych sprawach :)
(Co prawda, Axl nie wiedział, ile Emmy słodzi, ale przemilczmy temat, wypadek przy pracy, i tak plus za starania)
LONDYN! Moje marzenie! Niech mnie zabiorą ze sobą, błagam! Ja mam totalną manię Anglii i wszystkiego, co brytyjskie, więc już się nie mogę doczekać rozdziałów, gdy tam będą ^^
Ahh no i ten Izzy :3 "Cóż za oryginalne imię..." - ale maruda z niego XD Mówiłam znajdź mu jakąś babę, bo nam tu Isbell w ogóle zdziczeje :P
No Caroline dostała szlaban... W sumie ominę ten temat, bo to mało interesujące XD
No i wreszcie ta nauka tańca! To było... takie zmysłowe *.* Ale Axl jaki zaraz szczęśliwy, że ma ją dotknąć :D Od razu lepiej mu szło... Specjalnie tak pewnie udawał, żeby być bliżej niej, spryciarz :P
UsuńTylko dziwny był ten Rachel... To wydawało mi się takie z dupy wzięte, ale wiem, o co ci chodziło, więc w sumie rozumiem, że w pewnym sensie, musiałaś go tu wcisnąć :)
No i to by było chyba na tyle :)
Jeszcze raz sorry, że tak późno komentuję, ale jak już Ci wcześniej pisałam, ten komentarz miał być długi i piękny, a nie byle jaki, więc potrzebowałam dłuższej chwili wolnego czasu :)
No i zapomniałam Ci dwa rozdziały wstecz napisać, że fajnie, iż w końcu była jakaś impreza, bo już chciałam Ci zwrócić uwagę, że mało tu Gunsów w Gunsach XD
Ale w sumie każdy ma swoją wizję, więc nie będę się czepiać :D
No i masz ci los! Podobno znowu napisałam za długi komentarz :P
To tak, jeszcze się nie otrząsnęłam od poprzedniego rozdziału, bo AXL PRZEPROSIŁ EMMY!!!! Jest to dla mnie nadal taki szok, że klękajcie narody, a co do tego rozdziału to meeeega uroczy (wzrok pedofila), to jak Emmy oznajmiła Axl'owi, żeby złapał ją za biodra (hehehe... nie wnikaj, zryta psychika), aż miałam przd oczami jego minę takie WTF?! Rozdział genialny i baaardzo długi (w tym dobrym sensie).
OdpowiedzUsuńWeny życzę oraz więcej imprez z Gunsami ;)
Ah mialam napisac od razu po przeczytaniu, ale ostatnio nie uzywam komputera, a pisanie na tel. to meczarnia :o
OdpowiedzUsuńW ogole czytam sobie od poczatku i takie "wtf, cos mi nie pasuje, jakos za szybko, czyzbym ominela jakis rozdzial???", a tu sie okazuje, ze to byl sen, ha! I wiemy co sie tam w glowce Emm wyprawia, nie ukryjesz tego, mala!
Fajnie, ze Duff ma wreszcie jakas laske, no ale impreza gruuba. Dobrze, ze tym razem Emm obudzila sie ubrana xd.
W ogole jakos mi ten Slash nie pasuje na Slasha. Jakis zbyt opiekunczy i taki no, ten, dziwny. Ale tak naprawde zadna z nas nie wie jaki jest naprawde, moze wlasnie taki :o
Oj, Rachel, odwal sie od Emm, to nic, ze jestes fajny i przystojny, bo wiesz..TEAM AXL. W ogole scena z tancem i cala akcja przed jest urocza. Moze dzieki tym zdjeciom:o wlasnie-swietne zdjecia dobierasz, wszystko pasuje idealnie.
Ajaja jestem slaba w pisaniu komentarzy, ale wiedz, ze czytam, podoba mi sie i czekam oczywiscie na kolejne odslony paradise :d /F.
Fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny! *.*
Od niedawna zaczęłam czytać ten blo...i nie żałuję :). Boże , ty masz taki talent *-*. Uwielbiam jak piszesz. Rozdział chyba najlepszy ze wszystkich , cudny po prostu. Czekam na następne :* <3
OdpowiedzUsuńOdchodzę. Wrócę kiedyśtam.
OdpowiedzUsuńJezu, świetne �� szkoda tylko, że trzeba tyle czekac.. ale naprawde swietne!
OdpowiedzUsuńCudowne! Pisz jak najszybciej, nie mozemy sie doczekac :"D
OdpowiedzUsuńNajlepszy polski blog, serio. Czytałam wiele, wiele blogów, więc jestem wymagająca. Ten blog jest poprostu świetny, tylko dodawaj częściej ;)
OdpowiedzUsuńBoski. Scena z tańcem-nic dodac, nic ujac. Caly rozdzial zajebisty. Czekam na następny. TEAM AXL
OdpowiedzUsuńWedług mnie jesteś bardzo utalentowana i masz dryg do pisania. Czekam niecierpliwie na nn rozdział. Uwielbiam Gunsów i Twój styl pisania, przez co uzależniłam się od Twojego opowiadania. Dziękuję Ci.
OdpowiedzUsuńKiedy nn? Strasznie dlugo nie ma :"( piszesz swietnie, zycze weny :*
OdpowiedzUsuńJeeej... Jak mnie tu dawno nie było! Znaczy... no... do tej pory się nie ujawniałam, ale... no coś mnie tknęło, no. W każdym razie przybyłam ocenić rozdział! W sumie to zazdroszczę ci talentu, bohaterce snów... Życie jest takie niesprawiedliwe!!!! Przepraszam za bezsensowny komentarz i ślę wenę :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :**
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie <3 w wolnej chwili zapraszam do mnie http://paradise-city-my-world.blog.pl/
OdpowiedzUsuńJak ja kocham to opowiadanie <3 Czekam na następny, może kiedyś go napiszesz ;)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do siebie: http://old-friend-is-my-love.blogspot.com/
Jak ja kocham to opowiadanie <3 Czekam na następny, może kiedyś go napiszesz ;)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do siebie: http://old-friend-is-my-love.blogspot.com/
Dziewczynko dorośnij... Gunsi są mianowani najniebezpieczniejszym zespołem w naszych dziejach, a nie najbardziej romantycznym. Chyba ktoś tu zapomniał dodać tego,co w tym zespole jest esencją. To tak jakbyś pisała coś na wzór Kodu da Vinci, nie dodając żadnych elementów, które mogły by wskazywać na owe dzieło. Hm... będąc szczera, moja duma nie pozwala mi powiedzieć, iż jest to dobre opowiadanie, a tym bardziej nie nazwę go powieścią o Gunsach. To raczej podpada mi coś na wzór tandetnych opowiadań o Bieberze. Ludzie dorośnijcie w końcu kurwa i nie róbcie z siebie nie wiadomo kogo, ani pisarzy, którymi nie jesteście. Wybacz za surowe słowa krytyki, ale w całej esencji pięknych komentarzy przyda się jeden, który jednak będzie negatywny. Pozdrawiam i szczerze życzę szybkiego opamiętania i dorośnęcia!
OdpowiedzUsuń