sobota, 14 września 2013

Rozdział 5: Ja jestem od tańczenia, a ty od patrzenia.


Stałam przed lustrem i malowałam usta szminką. Na sobie miałam czarny, cienki kostium z koronkami na brzegach, który oczywiście miał być moim strojem na występ, ale jak dla mnie to wyglądał bardziej jak bielizna. Takiego ubioru życzył sobie jednak kierownik, więc, chcąc nie chcąc, musiałam spełnić jego wymagania. Zwłaszcza dzisiaj, bo zapowiadało się na naprawdę spory ruch.
- Emmy, chodź już, bo te z poprzedniej zmiany zaraz kończą. Wiesz przecież, że Brian nie lubi, jak któraś się spóźnia – usłyszałam z sobą. Odwróciłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętą Lily, opierającą się
jednym ramieniem o ścianę. W pracy jak zwykle wyglądała zupełnie inaczej niż na co dzień. Nieład na głowie zamieniał się w idealnie ułożone loki; wyglądała w nich niemal jak Marylin Monroe. Oczy pomalowane miała dość ciemno, a strój był podobny do mojego, tyle że bardziej w odcieniu fioletu.
- Jasne. Zaraz przyjdę – odparłam i wróciłam do poprzedniej czynności.
- Tylko się pośpiesz – rzuciła i wyszła, stukając obcasami. Swoją drogą, myślę, że o wiele lepiej tańczyłoby się bez nich.
Dokonałam ostatnich poprawek mojego wyglądu, przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że jestem już gotowa. Nałożyłam buty na nogi i tak jak Fitch opuściłam pomieszczenie. Przeszłam przez korytarz i chciałam już wyjść na scenę, kiedy w ostatniej chwili drogę zagrodziła mi Lana.
- Połamania nóg, smarkulo – powiedziała, uśmiechając się drwiąco, i minęła mnie, machając tyłkiem w jedną i w drugą.
Wzniosłam oczy do nieba i ponownie ruszyłam do przodu. Docinki Lany nie były dla mnie niczym nowym, więc zwyczajnie je olewałam. Poza tym i tak niełatwo było wyprowadzić mnie z równowagi.
Faktycznie, klientów było dziś niemało. Kiedy tylko podeszłam do rury, zobaczyłam uśmiechy na twarzach większości męskiej części gości. Ktoś chyba nawet zagwizdał. Kiedy zaczynałam pracę tutaj takie reakcje ludzi początkowo mnie przerażały, czasami myślałam, że zaraz ucieknę z powrotem do garderoby, byleby tylko uniknąć łapczywego wzroku tych facetów. Teraz jednak tylko lekko się zaśmiałam i pokręciłam głową. Trzeba przyznać, że ta praca zdecydowanie podbudowała moją pewność siebie.
Owinęłam rurę nogą, wolno odchyliłam się do tyłu i zaczęłam swoje show, dla mnie – codzienną rutynę, dla obserwujących – niezwykle podniecające przeżycie. Fakt, taniec erotyczny połączony z gimnastyką był dla każdego czymś nowym, ale nie tylko o to tu chodziło. Reszta dziewczyn chciała tylko zarobić, machając biodrami i wykonując nędzne obroty. Ja robiłam z tego coś zupełnie bardziej osobistego, wkładałam w to mnóstwo serca i pasji. Trzeba jednak przyznać, że ze swoim nietypowym stylem tańczenia wyróżniałam się wśród reszty dziewczyn, które ostatnio nieudolnie próbowały mnie naśladować. Jedyną osobą, której choć trochę to wychodziło, była Lily. Pokazałam jej kilka mniej skomplikowanych figur, których, ku swojej uciesze, szybko się nauczyła.
Oddawałam się w skupieniu mojemu występowi, wsłuchując się w muzykę, jednak w pewnym momencie coś ją zagłuszyło. Grupka ludzi zebrała się przy wejściu i najwidoczniej się o coś spierali, nie słyszałam jednak wyraźnie, co mówią.
- Ej, co to za zamieszanie? – zapytałam, odchylając się nieznacznie w stronę Lily.
- To na pewno Gunsi – odparła Natally, jedna z dziewczyn pracujących w klubie, z którą w miarę się dogadywałam.
- Serio? Gdzie? – Lily wydawała się być bardzo rozentuzjazmowana.
- Kto? – ponownie zadałam pytanie.
- No wiesz, ci z tego zespołu. Często tutaj przychodzą.
I tak nie miałam pojęcia, o kim mówią, więc zwyczajnie wróciłam do tańca. Mimo to słowo zespół trochę mnie zainteresowało; byłam ciekawa, kim byli jego członkowie. Zrobiłam obrót, zjeżdżając w dół, po czym przykucnęłam z jedną nogą wyciągniętą na bok i zaczęłam się przyglądać. Po chwili z tłumu wyłoniło się pięciu facetów, ale jeden z nich całkowicie przykuł moją uwagę. Szedł na samym przodzie z wyjątkowo zadziornym uśmiechem. Miał długie, rude włosy, przewiązane czerwoną bandanką, a na czubku głowy okulary pilotki. Ubrany był w czarne, skórzane spodnie i kowbojki. Był tak cholernie przystojny... Po prostu ucieleśnienie moich marzeń.
- Ej, Emmy nie gap się tak, tylko tańcz – upomniała mnie Natally.
Momentalnie wróciłam na ziemię. Szybko podniosłam się do góry i kontynuowałam występ, cały czas jednak nieznacznie zerkając w stronę Rudzielca. Szedł do przodu pewnym, zdecydowanym krokiem, po kolei obdarowując spojrzeniem każdą dziewczynę. W pewnym momencie jednak zatrzymał się, jakby coś wbiło go w ziemię. Wtedy poczułam, jak przeszywa mnie swoim wzrokiem. Szybko odwróciłam twarz W końcu co mnie obchodzi jakiś totalnie nieznajomy kole? - pomyślałam sobie.
w inną stronę i znów skupiłam się tylko na tańcu.
Mimo to po niecałej minucie ponownie spojrzałam w stronę tamtych chłopaków. Wszyscy patrzyli się na mnie z niemałym zainteresowaniem, a Rudy nawet lekko przygryzał wargę. Kiedy zobaczył, że ja również się na niego patrzę, uśmiechnął się szelmowsko i mrugnął do mnie. Postanowiłam jednak nie zwracać na to uwagi. Nie chciałam mieć z nim żadnego kontaktu. To znaczy, jasne, był przystojny, ale wydawał mi się trochę... niebezpieczny. A w sumie to nawet więcej niż trochę. Zresztą nie tylko on. Wszyscy razem wyglądali jak jakiś... gang. Poważnie. Ale szczerze mówiąc, to zbytnio się tym nie przejęłam. Klienci nigdy nie rozmawiali z tancerkami, a właściciel nawet się na to nie zgadzał i byłam z tego bardzo zadowolona.
Rudzielec i jego banda zajęli dość stolik blisko sceny, jednak szczęśliwie na tyle daleko, że mogłam w pełni skupić się na swojej pracy. Wiedziałam, że nadal uważnie mi się przypatrywali, ale wszyscy tutaj to robili, więc nie było to nic nadzwyczajnego. Tańczyłam jeszcze przez jakieś pół godziny, zgrabnie wyginając swoje ciało przy rurze. Byłam już jednak trochę zmęczona, ale na szczęście zbliżała się moja przerwa. Jak zwykle zakończyłam występ, robiąc sznurek, a następnie podniosłam się do góry i chciałam zejść ze sceny, kiedy usłyszałam, że ktoś zagwizdał. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Rudy znów się do mnie uśmiecha i kiwa palcem na znak, żebym do niego przyszła. Przewróciłam tylko oczami i udałam się w kierunku garderoby.
W progu natknęłam się na Briana. Często tu stał i obserwował klub, żeby mieć wszystko pod kontrolą. Chciałam zwyczajnie go minąć, ale mnie zatrzymał.
- Emmy, a ty gdzie?
- Do garderoby. Mam przerwę – powiedziałam, jakby to było oczywiste.
- I co? Przecież nie musisz spędzać całej przerwy w tamtym małym pomieszczeniu. Spójrz. – Odwrócił mnie tak, żebym mogła patrzeć w tę samą stronę, co on. – Tam siedzi takich pięciu chłopaków. - Oczywiście chodziło mu o Rudzielca i pozostałą czwórkę. - Idź do nich.
Spojrzałam na niego, jakby oszalał. Normalnie nie pozwalał żadnemu facetowi choćby się do nas odezwać, a teraz sam kazał mi z nimi rozmawiać?
- Wiesz, ja myślę, że to chyba nie jest dobry pomysł...
- Nie mów, to bardzo dobry pomysł – przerwał mi. - No idź porozmawiać z panami. – Ponownie pokazał w stronę stolika.
- Nie, nie ma mowy – odparłam stanowczo i ruszyłam do garderoby, ale Brian złapał mnie za nadgarstek i z powrotem przyciągnął do siebie.
- Posłuchaj – zaczął trochę zdenerwowany – to są nasi najlepsi klienci, a wyraźnie widać, że im się spodobałaś. Nie każe ci przecież się z nimi pieprzyć, tak? Po prostu pogadaj trochę, wypij z nimi jakiegoś drinka czy coś. Tyle. I masz to zrobić bez gadania. Czy to jasne? – spytał, mocniej zaciskając rękę na moim nadgarstku.
- Tak. Jasne – odpowiedziałam i wyrwałam mu się. - Daj mi chwilę, zaraz do nich pójdę.
                Tym razem poszłam prosto do garderoby i nikt mi już w tym nie przeszkodził. Wzięłam butelkę wody i napiłam się trochę. Następnie przeczesałam włosy, narzuciłam na siebie sweter i byłam gotowa, żeby wyjść z powrotem na salę. To znaczy, byłam gotowa pod względem wyglądu, bo mentalnie ani trochę.
Przeszłam przez korytarz i stanęłam w progu. Oni nadal siedzieli przy tym samym stoliku i najwyraźniej świetnie się bawili, opróżniając to nowe butelki alkoholu. Oprócz Rudzielca było tam dwóch blondynów, brunet i chłopak wielką burzą kręconych włosów, zza których ledwo widać mu było twarz. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę ich stolika pewnym krokiem. Po chwili stałam już obok.
- Cześć – powiedziałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy i oparłam dłonie na blacie stołu.
Wszyscy momentalnie zwrócili wzrok w moją stronę, a Rudy od razu się uśmiechnął.
- No cześć, piękna. Miło, że w końcu do m n i e zawitałaś. – Mówiąc to, wyjątkowo mocno podkreślił słowo mnie. - Może usiądziesz?
- Tak, pewnie – odparłam, ale niechętnie zajęłam miejsce obok niego.
- Wiesz, nigdy cię tu wcześniej nie widziałem – powiedział, jednocześnie wpatrując się we mnie, jak w jakiś pieprzony obrazek. – Jak masz na imię?
- Emmy – odpowiedziałam i wtedy wyższy z blondynów dziwnie na mnie popatrzył. – Przyjechałam jakiś miesiąc temu z Portland. – Po tym zdaniu jednak jego twarz znów wróciła do normy. Dziwne...
- Emmy... Czyli Emma, tak? Piękne imię, podobnie zresztą jak jego właścicielka. Ja jestem Axl  Rose, lider Guns N’ Roses – najsławniejszego zespołu w całym L.A. – powiedział z dumą.
- Tak? Nigdy o was nie słyszałam...
Początkowo trochę był trochę zdziwiony moimi słowami, jego towarzysze chyba też. Cóż, ja bym się tak nie dziwiła, w końcu jestem tu dopiero od trzech tygodni, mam prawo nie wiedzieć, kto jest aktualnie na topie.
- To nic. – Machnął ręką. – Już niedługo usłyszysz. Cały świat o nas usłyszy – oznajmił z przekonaniem. – Niedługo wydamy płytę. Jesteśmy naprawdę dobrzy. Ja jestem głównym wokalistą...
- Ekhem, Axl, a może przedstawiłbyś też kolegów? - przerwał ten z buszem na głowie, który zabierał się właśnie za kolejną butelkę Jacka Danielsa.
- Co? – spytał wyraźnie zdezorientowany. - Eee... a tak, kolegów, jasne. To jest reszta zespołu - Slash, Steven, Duff i Izzy, ale przejdźmy już może do czegoś innego – powiedział prawie na jednym oddechu. - Skoro już siedzisz tu z nami, to może się czegoś napijesz?
- No, wiesz... –  Zastanowiłam się chwilę. Niby nie powinnam pić w pracy, no ale kierownik sam powiedział, żebym wypiła z nim jakiegoś drinka, co nie? – A w sumie, czemu nie.
Slash w tym czasie zdążył już nalać sobie whiskey do szklanki i już chciał ją wypić, kiedy w ostatniej chwili Rose zabrał mu ją z przed nosa.
- Ej, to moje. – Oburzył się chłopak. Rudy jednak nic sobie z tego nie robił, tylko dopełnił alkohol colą i podał mi drinka, z którego upiłam kilka małych łyków.
- Pomówmy trochę o tobie – mówiąc to, przysunął się znacznie bliżej mnie i położył swoją dłoń na mojej. – Jesteś naprawdę piękna. Zupełnie inna niż wszystkie te dziewczyny tutaj. I muszę przyznać, że również zdecydowanie lepiej od nich tańczysz. Twoje ruchy są po prostu... – Tutaj oblizał usta. – Doskonałe.
- Eee... dzięki – wydusiłam z siebie. Czułam się trochę dziwnie. To znaczy, niby mówił mi same komplementy, powinnam się z tego cieszyć, ale efekt mimo wszystko chyba był odwrotny. I jeszcze cały czas musiał dotykać mojej ręki... To było naprawdę krępujące.
- To, co robisz na tej scenie, jest naprawdę niesamowite i tak nieziemsko seksowne – Kontynuował. - Strasznie mnie to kręci. Jeszcze żadna dziewczyna nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak ty, skarbie. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś tańczył w ten sposób. Powiedz mi, czy we wszystkich klubach w Portland tak się tańczy?
- Cóż... – Nie do końca byłam pewna, co mam odpowiedzieć. - Ja... w zasadzie to nie wiem. Nigdy wcześniej nie tańczyłam na rurze ani nawet w żadnym klubie... Ten jest pierwszy – odparłam trochę skrępowana.
- Wow, jak na nowicjuszkę jesteś naprawdę zajebista – dodał Steven z szerokim uśmiechem na ustach.
- Cholera, naprawdę jestem pod wrażeniem – znów mówił Axl. - Dopiero niedawno zaczęłaś tu tańczyć, a już podniecasz mnie jak mało kto. Od razu sprzątnęłaś całą konkurencję sprzed nosa. Widzisz... – Drugą rękę położył na moim kolanie i przysunął swoją twarz bardzo blisko mojej. – Jesteśmy do siebie podobni, kochanie. Ty jesteś niesamowita, ja jestem niesamowity... Od razu poczułem między nami jakąś chemię. I wiesz... - zaczął szeptać mi do ucha - kiedy spotyka się dwoje niesamowitych ludzi, to razem robią naprawdę niesamowite rzeczy. A ja mogę ci zrobić takie rzeczy, jakich nikt ci jeszcze nie robił. Będę cię tak pieprzył, że aż będziesz krzyczała z rozkoszy...
Yyy... Że słucham? Czy on właśnie powiedział, że będzie mnie p i e p r z y ł? Nie, no dobra, dość tego. W porządku, przyszłam tu, nawet byłam miła, nie denerwowałam się, kiedy mówił do mnie skarbie albo dotykał mojej dłoni, nawet tę rękę na kolanie jakoś bym przeżyła, ale żeby proponować mi seks? Co on sobie, kurwa, wyobraża?!
Zaśmiałam mu się prosto w twarz.
- Posłuchaj Rose, nie wiem, czy wiesz, ale to jest klub nocny, a nie burdel – zaczęłam pewnie. - Jeśli szukasz jakiejś dziwki do wyruchania, to źle trafiłeś. Mamy tutaj kilka zasad. Jedna jest taka, że ja jestem od tańczenia, a ty od patrzenia, więc z łaski swojej ogranicz swoje popędy seksualne do minimum, bo ze mną się pieprzyć nie będziesz. A teraz przepraszam bardzo, ale zaraz kończy mi się przerwa, więc żegnam was.
Po wyrazie jego twarzy Axla widziałam, że raczej nie spodobało mu się to, co powiedziałam. Zacisnął zęby i oddychał ciężko. Szybko odeszłam od stołu, bo nie chciałam tam dłużej przebywać, a poza tym raczej nie skończyłoby się to dla mnie za dobrze. Ruszyłam w stronę garderoby, ale nie zdążyłam przekroczyć progu, kiedy z drugiego końca sali usłyszałam krzyk:
- Mnie się tak, kurwa, nie zostawia!
Odwróciłam się i zobaczyłam, jak Rudy wstaje, ale odetchnęłam z ulgą, kiedy Izzy chwyciła go za rękę.
- Spokojnie, Axl, opanuj się – prosił brunet.
- Będę robił, co mi się, kurwa, podoba! – wrzasnął, po czym porwał w ręce butelkę Jacka Danielsa i z impetem cisnął nią o ścianę.
W tym momencie cała moja pewność siebie gdzieś wyparowała. Praktycznie pobladłam, tak się przestraszyłam, więc najszybciej, jak mogłam, zawinęłam się na zaplecze.
***
- Nieeee! Co ty zrobiłeś?! Ja za to zapłaciłem! - krzyknął zrozpaczony Slash.
- A co mnie to, kurwa, obchodzi?!
- Słuchaj Axl, jak będziesz robił takie awantury, to w końcu nas wykopią z tego klubu. I tak już do niewielu nas wpuszczają... – dodał Stradlin.
- Ale jak ona śmiała?! – wrzeszczał czerwony ze złości Rose.
- Axl, to tylko jedna laska – pocieszał Steven. – Nie pierwsza, nie ostatnia. – Uśmiechnął się szeroko.
- Ale jak ona w ogóle mogła mi coś takiego powiedzieć?! Przecież normalnie wszystkie dziewczyny ustawiają się do mnie w kolejce! A ja nawet starałem się być miły!
- Miły? – Zaśmiał się Saul. – W twoim podrywie było tyle finezji, co w hipopotamie. To widać nie jest dziewczyna t e g o typu.
- Jakiego typu?! Przecież to tancerka na rurze!
- Sama przecież mówiła, że pracuje tu dopiero jakiś miesiąc. A ty zachowałeś się jak totalny wieśniak. Nie dziwię się, że tak zareagowała...
- Że co?! Stajesz po jej stronie?! – wydarł się na Hudsona. - Wiecie co?! Wypierdalam stąd! Nie zamierzam siedzieć z taką bandą kretynów! – to mówiąc, szybko ruszył w stronę wyjścia i już po chwili go nie było.
***

Z wyjściem na scenę czekałam do ostatniej chwili. Po tym, jak zobaczyłam reakcje Axla na moje słowa, po prostu bałam się tam iść. Naprawdę. Mimo to czas mojej przerwy nieuchronnie zbliżał się do końca, więc musiałam w końcu opuścić garderobę. Wolno i niepewnie przeszłam przez korytarz i pierwsze, co zrobiłam, to spojrzałam w stronę tamtego stolika, nigdzie jednak nie dojrzałam Rudzielca. Odetchnęłam z ulgą i teraz już z większą pewnością weszłam na scenę. Szczerze mówiąc, oni nawet nie zauważyli, że zaczęłam tańczyć. Byli zbyt zajęci rozmową, prawdopodobnie na temat tego, co się przed chwilą wydarzyło. Jedyną osobą nieuczestniczącą w tej porywającej dyskusji był Duff, który totalnie olał resztą chłopaków. Uważnie mi się przyglądał, lustrując każdy mój ruch, co jakiś czas tylko zerkając na swoją szklankę z alkoholem. Miał bardzo zamyśloną minę, trochę tajemniczą. Zastanawiałam się, o czym myślał i dlaczego patrzył akurat na mnie. Swoją drogą, w jego oczach było coś znajomego, byłam pewna, że już kiedyś to widziałam...
_________________________________________________________________________________
          Buhahahah, to tym razem będę inna i nie powiem, że ten rozdział jest do dupy, bo mi się naprawdę podoba. Tak, wiem, ach ta moja samokrytyka. Jak to ostatnio mi się fachowo powiedziało: "Czy ja nie jestem zbyt narcystyczna?". Dobra, nevermind. Nie będę pierdolić o sobie. Podoba mi się końcówka konwersacji Emmy z Axlem, mimo że moja mama (tak, tak, dokładnie, moja mama to czytała) stwierdziła, że jest bardzo dosadna (ale i tak się jej podoba). Potem mamy tu piękny przykład przejawów psychozy maniakalno-depresyjnej. + Cieszę się, że nareszcie jako muzykę do tekstu dodałam piosenkę Gunsów.
          Przepraszam dziewczyny, które nie mogły się doczekać Duffa w tym rozdziale. Wiem, strasznie mało o nim dałam, ale nie martwcie się. Zapewniam, że on jeszcze odegra w tym opowiadaniu bardzo ważną rolę, nawet ważniejszą niż myślicie...
          Serdecznie pozdrawiam.

9 komentarzy:

  1. jezuu, doczekałam sie! *,*
    rozdział jest świetny. ;))
    czekam na kolejny. ; ))

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu pojawili się i Gunsi... i od razu wywołali zamieszanie :D Nie no ja po prostu z każdym rozdziałem jestem coraz bardziej zachwycona! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie Gunsi! Z niecierpliwością czekam na aż wreszcie porozmawia z Duffem. Masz w 100% rację, że rozdział jest genialny. Kolejne są coraz lepsze i strasznie wciągające ;) Już nie mogę się nowego doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + jeżeli jest taka możliwość to byłabym wdzięczna gdybyś mnie informowała :)
      ~ Twoja największa fanka, Jessica

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam ale musiałam usunąć bo pisze z telefonu i w każdym tekście jest dużo błędów. Teraz postaram się żeby ich nie było.
      Baaaardzo mi się podoba. Rozdział jest zajebisty. Znalazłam to opowiadanie parę dni temu i jest zajebiste.
      Najbardziej podobało mi się stwierdzenie o finezji i hipopotamie <3

      Usuń
  5. ŁAHAHHAHAHA Wejście Gunsów z rudym na czele xd od razu pomyślałam sobie 'to ja, wasz król, nedznicy! Klaniac mi się tu!' w myślach lepiej to brzmialo... hm... no, ale trudno xd i tak widzę, że Axlek był miły. Wcale nie był niegrzeczny. Od razu stanął mi przed oczami bar, do którego trafiłam zupełnie przez przypadek podczas wyprawy do LA. Dobra. Z zacieszem na mordzie, musze iść dalej! Muszę! Żegnam! Duff, mój bóg! Mrrrr...

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam po raz drugi i znów przeżywam to tak samo. Genialne!!!

    OdpowiedzUsuń

Proszę, jeśli czytasz, napisz komentarz. Nie musi być długi i piękny. Ważne, żeby był. Chcę jedynie wiedzieć, czy rozdział Ci się podobał, a jeśli nie, to dlaczego. Taka wiadomość od Ciebie daje mi nie tylko ogromną motywację do dalszego pisania, ale również informację, co i w jaki sposób powinnam w swojej twórczości poprawić. Każdy komentarz się liczy. Dziękuję.