Zdziwiona tym,
że usłyszałam swoje nazwisko, momentalnie odwróciłam się w drugą stronę. Wtedy
zorientowałam się, że osobą, która je wypowiedziała, był… och… Axl. Rudzielec
stał tuż przede mną oparty o ścianę i uśmiechał się ciepło. Kiedy jednak
przyjrzał się dokładniej mojej twarzy, jego mina nieco zrzedła.
- Emmy… co ci
jest? – zapytał niepewnie. – Jakoś… blado wyglądasz. Wszystko w porządku?
Jezu… W każdej
innej sytuacji jego obecność tutaj raczej nie wywołałaby we mnie żadnych
pozytywnych reakcji, ale teraz….teraz najważniejsze dla mnie było, żeby jak najszybciej
znaleźć jakąś pomoc. Dla Stevena.
- Ja… –
zaczęłam drżącym głosem. – Axl, proszę… Musisz… musisz mi pomóc – powiedziałam
bez obijania w bawełnę. - Bo Steven… On chciał, żebym poszła razem z nim zaćpać,
ale ja… odmówiłam. Więc on poszedł sam. Strasznie długo nie wracał, no i
poszłam go poszukać, i… Kurwa. On leży tam, w toalecie… – Poczułam wtedy, że po
moich policzkach spłynęło kilka łez. - i się… nie rusza – wypowiedziałam cicho,
po czym zacisnęłam mocno usta, żeby się zupełnie nie rozpłakać.
Twarz Axla
przybrała już teraz kompletnie poważny wyraz. Lustrował mnie wzrokiem, jakby
przetwarzając to, co powiedziałam, i myśląc, co miał teraz zrobić. Po chwili
chwycił mnie za rękę i powiedział tylko:
-Chodź.
Weszliśmy do
toalety i momentalnie znaleźliśmy się obok kabiny, w której leżał Steven.
Spojrzałam na chłopaka ze łzami w oczach. Nadal znajdował się w takim samym
stanie jak poprzednio. Kurwa.
Byłam
cholernie zła na siebie, że pozwoliłam mu wtedy iść i zaćpać tę pieprzoną herę.
Mogłam spróbować go zatrzymać, przekonać, żeby tego nie robił… ale nie, ja,
idiotka, musiałam olać sprawę i dać mu się tak załatwić. Nie mogłam sobie teraz
tego darować. Po prostu nie mogłam. Zwłaszcza, jeśli przez to miałby… Nie. Nie
mógł. Jeszcze nie teraz.
- Adler! – wrzasnął
do niego Axl. – Adler! – ponowił, gdy nie dało to żadnego efektu, po czym
chwycił go za ramiona i zaczął nim potrząsać. – Ocknij się, do cholery!
- To nic nie
da - oznajmiłam mu, pociągając nosem. – Próbowałam już.
Rose spojrzał
wtedy na mnie z powagą i przyglądał mi się przez chwilę, jakby szukał jakiegoś
rozwiązania w moich zapłakanych oczach. Zaraz jednak znowu skierował wzrok ku
blondynowi, po czym… z całej siły dał mu w twarz z otwartej ręki.
- Boże! Co ty
robisz? Chcesz go zabić?! – wrzasnęłam na niego przez łzy. Zupełnie nie
rozumiałam tego, co właśnie zrobił.
Rose wydawał
się być jednak całkowicie obojętny na moje krzyki. Po kilku sekundach wymierzył
kolejny siarczysty cios prosto w twarz chłopaka.
- Jezu… -
powiedziałam cicho, zasłaniając oczy rękoma. Nie mogłam na to patrzeć. Jak on w
ogóle mógł mu to robić? Wiedziałam, że na pewno był teraz wściekły, ale Steven
już był nieprzytomny i być może ledwo żywy, a ten jeszcze go bił? Jak mógł go
tak katować? To było coś strasznego.
Nie patrzyłam
już dalej na to, co się działo. Nawet nie chciałam. Słyszałam tylko szmery
dochodzące zza ściany, ciężki oddech Axla i mój własny coraz bardziej narastający
płacz. Wydawało mi się, że to już koniec. Że już nic nie możemy zrobić. Chłopak
przepadł. Na zawsze.
Nagle jednak
do moich uszu dotarło ciche, prawie niedosłyszalne jęknięcie, które wydał z
siebie… Steven? O boże.
Spojrzałam
oniemiała na Adlera, a następnie na Rudzielca nachylonego nad nim.
- Żyje –
oznajmił Rose cichym, szorstkim tonem głosu, po czym podniósł się do góry. Wiedziałam,
że był zły, nawet jego spojrzenie było nieprzyjemne. Gdy jednak skierował swój
wzrok na mnie, chyba nagle nieco złagodniał, a jego twarz stała się jakby
bardziej delikatna. – Nie płacz już – powiedział dziwnie czułym tonem głosu,
chyba nawet próbując się do mnie uśmiechnąć. – Nic mu nie będzie. Nie umarł,
tylko dość mocno odleciał. – Kątem oka spojrzał na Stevena, ale szybko wbił
wzrok z powrotem we mnie. – Wszystko będzie z nim w porządku, nie martw się.
Nic nie
odpowiedziałam, tylko pokiwałam głową, zaciskając usta, po czym spuściłam wzrok
w dół i zasłoniłam oczy ręką, próbując obetrzeć z nich łzy.
***
Otworzyłam drzwi
wejściowe do Hell House i po chwili dostrzegłam Izzy’ego, siedzącego na
kanapie. Gdy tylko usłyszał skrzypnięcie drzwi, od razu odwrócił twarz w moją
stronę.
- O, hej, już
wróciłaś. A gdzie zgubiłaś resztę?
Ja, zamiast mu
odpowiedzieć, tylko głośno wypuściłam powietrze z ust, po czym, z wymęczeniem
malującym się za pewne na mojej twarzy, przesunęłam się na bok, żeby przepuścić
Axla z uwieszonym na nim praktycznie nieprzytomnym Stevenem.
- O cholera… -
powiedział Stradlin cicho, gdy tylko ich spostrzegł. – Co mu się stało? –
zapytał po chwili, spojrzawszy na mnie ze zdziwieniem.
- Dragi –
odpowiedział mu Axl ze znaczącym spojrzeniem, zanim zdążyłam chociażby otworzyć
usta. Chłopak wyglądał na zmęczonego, podobnie jak ja zresztą, bo musieliśmy
przytargać Steve’a do Hell House aż z Rainbow, ale w jego oczach tliła się
również złość. Po prawdzie wcale mu się teraz nie dziwiłam.
- Ale żyje,
prawda? – spytał Izzy, z pewnością nieco wystraszony odpowiedzią Rudego.
- Tak. Nie siedź
już na tej kanapie, tylko pomóż mi go zanieść na górę.
Stradlin
momentalnie się podniósł, podszedł do Axla i chwyciła Adlera pod ramię z
drugiej strony, po czym oboje skierowali się ku schodom, a ja poszłam za nimi.
Po chwili weszliśmy do pokoju Popcorna, a chłopaki położyli go na materacu.
Niespecjalnie delikatnie, ale położyli.
- Jak to się w
ogóle stało? – zapytał po chwili Stradlin, przyglądając się blondynowi.
Nie odezwałam
się. Nie chciałam ponownie przypominać sobie całej tej sytuacji, a już tym bardziej
o niej opowiadać. Nie za bardzo wiedziałam nawet, co miałabym im powiedzieć.
„On ćpa przez was”? Nie mogłam tego zrobić.
- Nie wiem… Emmy
znalazła go w łazience – powiedział niepewnie Axl po chwili ciszy.
Obaj wtedy
spojrzeli na mnie, czekając zapewne, aż coś powiem, ale ja jedynie spuściłam
głowę w dół ze smutkiem w oczach.
- Dobra, nieważne – odpowiedział wówczas Rose,
ponownie odwróciwszy się w stronę czarnowłosego. – Daj jej już spokój. Liczy
się to, że Steven żyje i jest w domu.
Spojrzałam na
niego z lekkim zdziwieniem, gdy to powiedział. Jakby wiedział, że cała ta akcja
to nie był jakiś zwyczajny wybryk Stevena, ale wynik czegoś ważniejszego, co
zaszło w Rainbow między mną a Adlerem, a o czym nie miałam ochoty mówić. Nie
tyle chodziło mi jednak o to, że zrozumiał moje zachowanie, ale raczej o to, że
nie dał Izzy’emu drążyć tego tematu. W pewnym sensie wstawił się za mną. A tego
się raczej po nim nie spodziewałam.
- No dobra… –
odparł Stradlin. – To może chodźmy już na dół. Adlerowi przydałoby się teraz
pewnie trochę spokoju.
Po chwili
wszyscy znaleźliśmy się w salonie. Axl i Izzy usiedli na kanapie, a ja zajęłam
sobie fotel. Sytuacja ta była dość nietypowa, bo chyba po raz pierwszy
siedziałam tu w tym samym czasie co Rose.
Tym razem jednak, ku mojemu
zdziwieniu, towarzystwo Rudzielca nie przeszkadzało mi tak bardzo jak zwykle.
No cóż, w końcu był dla mnie naprawdę miły i nawet pomógł mi, a co więcej
Stevenowi. Czyli miał chyba jednak jakieś dobre strony. Być może zatem po tym
wszystkim moje nastawienie do niego rzeczywiście stało się nieco bardziej
pozytywne.
Siedzieliśmy w
ciszy, raczej nie mając ochoty na kontynuowanie tematu Stevena. Izzy, jak to
on, najpierw z jednej kieszeni kurtki wyciągnął paczkę papierosów i
zapalniczkę, po czym zapalił jednego. Po chwili wsadził rękę też do drugiej i
wyciągnął z niej dość okazałą liczbę banknotów, które zaraz zaczął przeliczać.
- Skąd masz te
pieniądze? – zapytał wtedy Axl z wyjątkowo poważną miną.
- Byłem
dzisiaj u paru klientów i zarobiłem – powiedział zupełnie na luzie, nawet nie
odrywając wzroku od kasy.
Po wyrazie
twarzy Axla mogłam stwierdzić, że ta odpowiedź z pewnością go nie zadowoliła, a
wręcz przeciwnie. Ja, po dzisiejszych przeżyciach z narkotykami, w sumie się mu
nie dziwiłam.
- Izz, mówiłem
ci przecież, żebyś z tym skończył.
- Z tego, co
pamiętam, to powiedziałeś, żebym niczego nie brał, a nie, żebym nie handlował –
oznajmił dosyć lekceważącym tonem. - Poza tym nie wiem, czy zauważyłeś, ale z
tego właśnie mamy pieniądze, z których żyjemy na co dzień.
- A z tego, co
ja pamiętam, to powiedziałem, że nie chcę, abyście w czasie nagrywania płyty
mieli jakikolwiek kontakt z narkotykami – powiedział stanowczo Axl, mimo iż
wiedział z pewnością, że tak naprawdę nikt się do tego nie stosował. – I miałem
tu też na myśli handlowanie nimi.
Stradlin
westchnął cicho.
- Ja naprawdę
nie rozumiem, co ci to przeszkadza – powiedział po chwil. – Dzielę się przecież
z wami tą kasą. Macie z tego sam pożytek, podczas kiedy to ja odwalam brudną
robotę. O co ci w takim razie chodzi?
- No nie wiem,
może o to, że udostępniasz dragi nie tylko swoim klientom, ale też chłopakom,
co? – zapytał z wyrzutem. Zdziwiło mnie to nieco, bo jak dotąd nie widziałam,
żeby Axl kłócił się o cokolwiek z Izzy’m. Naprawdę musiała go wkurzyć ta
sytuacja. – Steven i Slash bez przerwy mają prawie nielimitowany dostęp do
hery. I widzisz, co się przez to dzieje. – Miał oczywiście na myśli Popcorna. –
Jeśli Hudson i Adler będą ciągle mieli narkotyki tuż pod nosem, to z pewnością
nie przestaną ich brać. A tym sposobem być może w niedalekiej przyszłości
będzie nas o jednego albo dwóch mniej.
- Cholera, ale
co ja mam ci na to poradzić? – Nawet Izzy’ego ta rozmowa zaczynała już
najwyraźniej denerwować. – Jasne, mógłbym im nie dawać, ale co z tego? Oni i
tak znajdą kogoś, kto im ją da, a wybulą za to tyle, że szkoda gadać. Powiedz
mi więc, jaki to ma sens?
Axl już
otwierał usta, żeby odpowiedzieć Stradlinowi. Po jego wyrazie twarzy widziałam
jednak, że nie zanosiło się na spokojną i opanowaną rozmowę, więc uznałam, że
powinnam w końcu zareagować.
- Izzy… -
zaczęłam, zanim którykolwiek z nich zdążył coś jeszcze powiedzieć. – Nie chce ci mówić, co masz robić, ale… Axl ma
rację. – Po raz pierwszy chyba musiałam to szczerze przyznać. W tym przypadku
nawet ja w stu procentach zgadzałam się ze słowami Rose’a.
Z oczu
chłopaków odczytałam, że nie tylko mnie to dziwiło. Axl najpierw spojrzał na
mnie kompletnie zdumiony, przenikając mnie wzrokiem, jakby próbował odczytać z
mojej twarzy przyczynę, dla której wypowiedziałam tamte słowa. Po chwili
jednak… zwyczajnie się uśmiechnął. Po prostu. Takim ciepłym, szczerym
uśmiechem.
Jego
najwyraźniej zadziwić musiał sam fakt, że się z nim zgodziłam. Izzy natomiast
wydawał się być bardziej zaskoczony tym, że nie rozumiałam jego wielce
ekonomicznej idei, która może i rzeczywiście była trafna, jeśli chodziło nam o
pieniądze, ale z pewnością nie o zdrowie przyjaciół.
- Sam przecież
widzisz, co się dzieje – powiedziałam, gdy wyraźnie było widać, że Stradlin
oczekuje ode mnie jakichś argumentów. – Widzisz, co to z nimi robi. To nie może
tak dłużej wyglądać. Przecież dobrze wiesz, że oni są uzależnieni i powinni z
tego jak najszybciej wyjść, a mimo to ciągle dajesz im tę kurewską heroinę! –
Nie byłam w stanie wypowiadać się o tym bez zdenerwowania po wszystkim, co
dzisiaj widziałam, czego się nasłuchałam. - Rozumiem, nie jesteś jedynym
handlarzem w okolicy, ale jeżeli całą działkę będą dostawać właśnie od ciebie,
to nigdy nie zrozumieją, że muszą z tym skończyć. Nigdy. A muszą, naprawdę. Bo
jeśli tego nie zrobią, to takie sytuacje jak ta dzisiejsza będą się powtarzać
częściej. I ani się obejrzysz, a za chwilę… - Przypomniałam sobie całą sytuację
w Rainbow i nagle załamał mi się głos. - może ich już po prostu nie być –
dokończyłam po chwili, patrząc na chłopaka z ogromną powagą wypisaną na twarzy.
Miałam wrażenie, że moje oczy znowu zaczęły napełniać się łzami, chociaż nie
płakałam. Po prostu, gdy myślałam, że mogłam być świadkiem tego, jak przyjaciel
umiera na moich własnych oczach… To naprawdę nie były żarty. To było straszne.
Izzy popatrzył
na mnie jeszcze przez chwilę, jak zwykle kompletnie beznamiętnym wzrokiem, po
czym tylko westchnął głośno i ponownie skierował swój wzrok w stronę pieniędzy,
które trzymał w rękach.
- Izzy, wiesz
przecież, że to, co mówi Emmy, to prawda – powiedział Axl, gdy wydawało się, że
Stradlin nie zamierza już kontynuować tej rozmowy. – Nie udawaj. Oboje dobrze
wiemy, że ani ja, ani ty nie chcemy, żeby to wszystko skończyło się w ten
sposób. Dlatego mówię jeszcze raz - daj sobie z tym spokój. I z ćpaniem, i z
handlowaniem. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
Brunet
niepewnie przygryzł wargę, wciąż wgapiając się w pieniądze, ale jakby nieco
spoważniał. Jego wyraz twarzy nie był już kompletnie obojętny. Wiedziałam, że
roztrząsa to wszystko w głowie i myśli nad tym, co zrobić. Nadal jednak się nie
odzywał.
- Izzy,
proszę… - powiedziałam cicho.
Wtedy powoli
podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Następnie przeniósł wzrok na Axla,
a potem znowu na mnie.
-No niech wam
będzie… - westchnął po chwili. – Może i macie rację…
- Izzy –
powiedział stanowczo Axl.
- Co? –
zapytał Stradlin, jakby nie rozumiejąc, o co mu chodzi. – Oh, dobra – odparł po
chwili, przewracając oczami, gdy Rose spojrzał na niego znacząco. – Obiecuję,
że nie dam im już żadnych narkotyków. Ani grama. I nie będę handlował.
Zadowoleni? – zapytał, uśmiechając się sztucznie.
- Tak –
odpowiedziałam równocześnie z Axlem. Rose spojrzał na mnie wówczas kątem oka i
zauważyłam, że uśmiechnął się pod nosem, ale starałam się to zignorować na
tyle, na ile byłam w stanie.
Byłam
zadowolona z decyzji Izzy’ego i z tego, że udało mi się przemówić mu do rozumu.
No w sumie… udało się nam. Mnie i Axlowi. Dziwne, już druga rzecz tego dnia,
której dokonaliśmy wspólnie…
Po chwili
usłyszeliśmy, jak drzwi się otwierają i do domu weszli Slash z Duffem.
Zauważyłam lekkie rozdrażnienie na twarzy McKagana, w przeciwieństwie do Saula,
który, pomimo tego, że przecież jeszcze niedawno siedział w areszcie, jak
zwykle był zupełnie wyluzowany.
- Mieliście na
nas czekać w Rainbow – powiedział do mnie blondyn. – Czemu was nie było?
Otworzyłam
usta, żeby mu odpowiedzieć, ale… nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nie byłam
w stanie niczego powiedzieć.
- Opowiemy ci
później – odparł Axl, zauważywszy moją reakcję, po czym zerknął w moją stronę. Uśmiechnęłam
się do niego nikło, ale szybko odwróciłam wzrok.
Nie wiedziałam,
czy Duffa bardziej zdziwiło to, że Axl odpowiedział w liczbie mnogiej, czy że
to w ogóle wydobyło się z jego ust, a nie z moich. Tak czy siak, wiedziałam, że
z pewnością był zaskoczony. Zauważyłam też, że jego niezadowolenie wzrosło
jeszcze bardziej niż poprzednio.
- No dobra,
nieważne - rzucił wówczas Slash. – Stradlin, dawaj mi moją działkę.
Przesiadywanie w pace może naprawdę wykończyć człowieka.
Oboje z Axlem
momentalnie spojrzeliśmy znacząco na Izzy’ego. Ten jedynie westchnął.
***
Było już dość
późno, nawet niebo zdążyło zajść czernią. Od naszego powrotu do domu minęło
trochę czasu, więc z pewnością każdy zdążył nieco ochłonąć. Gunsi siedzieli w
salonie i wydawało mi się, że mieli nawet zamiar zrobić jakąś próbę, ale
najwyraźniej musieli stwierdzić, że bez perkusisty to nie ma żadnego sensu, i
jednak dali sobie spokój, bo jedyne, co słyszałam, to szmery i jakieś znikome
fragmenty rozmowy. Ja z kolei stałam w kuchni przy blacie i nalewałam do
niedużego kubka świeżo zagotowaną wodę na herbatę dla Stevena.
Byłam u niego
w pokoju kilkanaście minut temu, żeby sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku.
Biedak na szczęście w końcu odzyskał przytomność i zaczął w miarę kontaktować
ze światem, co naprawdę sprawiło mi ogromną ulgę i mogłam wreszcie przestać się
nim zamartwiać.
Wydawało się,
że nic poważnego mu nie było, chociaż z pewnością nie był jeszcze w pełni
świadomy tego, co tak właściwie się wydarzyło. Pytałam się go, jak się czuje i
czy mogłabym coś dla niego zrobić, ale on poprosił mnie jedynie, żebym
przyniosła mu coś do picia.
Zaparzyłam mu
więc herbatę, po czym wzięłam kubek w rękę i miałam zamiar jak najszybciej do
niego iść. Okazało się to jednak niemożliwe, bo w samym progu drogę zagrodził
mi... Axl.
- Emmy... – odezwał się do mnie niepewnym, lekko
drżącym głosem. Od razu spostrzegłam coś dziwnego w jego oczach, jakby strach,
ale taki niecodzienny. Co więcej, wyraźnie było słychać jego nerwowy oddech;
dało się nawet zauważyć, jak poruszała się jego klatka piersiowa. – Ja...
chciałem z tobą porozmawiać.
- Nie teraz,
Axl – odparłam bez zastanowienia, zupełnie ignorując zarówno jego słowa, jak i
to dziwne zachowanie. – Obiecałam Stevenowi, że do niego przyjdę. Porozmawiamy
później – powiedziałam i chciałam przejść, ale on jednak mi na to uniemożliwił.
- Poczekaj. –
Chwycił mnie za nadgarstki, przy czym przeszedł mnie dziwny dreszcz i o mało
nie rozlałam herbaty, którą trzymałam w ręku. – Tylko chwilę.
Spojrzałam na
niego z osobliwą niechęcią i zmieszaniem, po czym szybko wyzwoliłam ręce z jego
uścisku. Nie chciałam, żeby mnie dotykał.
- Emmy,
proszę... – powiedział zaraz nalegającym
tonem, widząc zapewne mój nieprzychylny wyraz twarzy. - To ważne. – Zaczął
wpatrywać się we mnie tymi swoimi błyszczącymi, zielonymi oczami. Jego
spojrzenie jak zwykle zupełnie mnie przeszywało.
Przypomniało
mi się wówczas, że tak samo patrzył się na mnie na samym początku naszej
znajomości. Ten sam proszący wzrok pełen nadziei. I też za każdym razem łapał
mnie za ręce, a ja zawsze się mu wyrywałam. A on mimo to nie rezygnował, tylko
przychodził ponownie i znów rozbrajał mnie uśmiechem i tymi oczami.
Nagle coś
jakby we mnie drgnęło.
- Jaa... –
Jego zdenerwowanie z niewiadomego dla mnie powodu chyba wtedy jeszcze bardziej
wzrosło. Miał niespokojny głos i zaczął się jąkać. Chyba nawet ręce mu drżały.
- Chciałem ci powiedzieć, że... – Znów się zająknął, po czym jednak przerwał,
delikatnie przymknął oczy i wziął głęboki wdech. – Wiem, że nasza relacja nie
jest pewnie najciekawsza, a stosunki między nami są dość napięte. Zdaję sobie
też sprawę z tego, że raczej nie chcesz mieć ze mną do czynienia. Pewne...
nieprzychylne wydarzenia spowodowały, że jest, jak jest – powiedział to z
osobliwym smutkiem na twarzy – ale... mimo wszystko to wcale nie musi się
skończyć w ten sposób. – W jego głosie nagle dało się słyszeć cień nadziei. –
Czuję to. Ty przecież też musisz to czuć. My myślimy tak samo. Rozumiemy się
praktycznie bez słów. Nawet pomimo tak trudnej sytuacji jesteśmy się w stanie
dogadać, wzajemnie wspomóc. Dopełniamy się. Dzisiaj to zrozumiałem. Emmy... -
Spojrzał mi głęboko w oczy. - Jesteśmy dla siebie stworzeni. Przecież oboje
doskonale to wiemy. – Ponownie chwycił mnie za ręce. - Oboje pamiętamy to, co
nas łączyło. Wiemy, jakie to było cudowne. Jak nam było dobrze ze sobą. I to
wszystko znowu może być takie jak kiedyś. Znowu... znowu możemy być razem. –
Uśmiechnął się niepewnie, nadal patrząc mi głęboko w oczy, jakby w nich czegoś
szukał. Zapewne potwierdzenia swoich słów.
Ja jedynie
lustrowałam go wnikliwie, chcąc się upewnić, czy to, co powiedział,
rzeczywiście było prawdą. Jego spojrzenie nie mogło jednak kłamać. Był szczerze
przekonany do swoich słów. Naprawdę chciał, żebym do niego wróciła...
Po chwili
niepewnie przeniosłam wzrok w dół, na nasze dłonie. Obezwładnione jego
dotykiem, nie stawiały żadnego oporu, a jedynie delikatnie drżały. Za każdym
razem wywoływał we mnie te same emocje. Podświadomie napawało mnie to jednak
dziwnym niepokojem. Zdawałam sobie sprawę z tego, że robił to celowo, gdyż
doskonale wiedział, jak na mnie działa. W gruncie rzeczy praktycznie zawsze
potrafił odgadnąć, co czułam.
Może więc faktycznie
miał trochę racji. Może naprawdę czasami rozumieliśmy się bez słów. Ale
jednak... tylko czasami. Bo mimo wszystkich wątpliwości, moich emocji
związanych z nim i nawet jego dzisiejszego zachowania ja wcale nie zamierzałam
do niego wrócić. Nawet nie chciałam. Nie rozumiałam, jak mógł myśleć, że z taką
łatwością mógłby mnie odzyskać. To wszystko miałoby załatwić sprawę? Bez chociaż
jednego „przepraszam”? A w dodatku to, że mnie schlał i przeleciał, nazywał
nieprzychylnym wydarzeniem? Tak, pamiętałam, co nas łączyło. Pamiętałam, że go
kochałam. Ale zdecydowanie nie mogłam do niego wrócić.
- Owszem,
możesz – przerwał mi, po czym z niezwykłą delikatnością położył mi rękę na
policzku i zaczął go gładzić. – Tylko powiedz, że się zgadzasz. – Zaczął
przysuwać się do mnie coraz bliżej i już chciał położyć drugą dłoń na mojej
tali.
Wtedy jednak
stwierdziłam, że przekroczył granicę. Wiedział, co się ze mną dzieje, kiedy
jest blisko i chciał to wykorzystać. Nie zamierzałam mu jednak po raz kolejny
na to pozwolić. Momentalnie odtrąciłam jego rękę i odsunęłam się na bezpieczną
odległość.
- Nie, Axl.
Nie mogę – powiedziałam stanowczo. – I nawet nie chcę. Zrozum to wreszcie.
Myślisz, że po tym wszystkim, co mi zrobiłeś, mogłabym tak po prostu do ciebie
wrócić? Że wystarczy, że złapiesz mnie za ręce, a ja od tak nagle zmienię
zdanie? To tak nie działa, pojmij to wreszcie! – powiedziałam z wyrzutem. – Nie
dość, że jesteś tak cholernie nachalny, to jeszcze w ogóle nie słuchasz, co się
do ciebie mówi! Jak w ogóle możesz twierdzić, że rozumiemy się bez słów, skoro
nie rozumiesz nawet, kiedy mówię ci wprost, że nie mogę z tobą być?! – Byłam
zdenerwowana samym jego zachowaniem, ale też tym, że, zmanipulowana jego
dotykiem, sama jeszcze przed chwilą przyznawałam mu rację. - Przecież ty mnie w
ogóle nie znasz! Nigdy nawet nie próbowałeś mnie poznać! W ogóle nie
interesowało cię to, jaka jestem, co czuję… Obchodziło cię tylko moje ciało,
nie wnętrze! Myślałeś wyłącznie o sobie, o własnej przyjemności! – Wiedziałam,
że w rzeczywistości cała nasza relacja od samego początku kierowała się właśnie
ku temu, żeby mógł mnie przelecieć. Co najgorsze, przez cały czas usilnie
próbowałam sobie wmówić, że było inaczej - Wiesz co? Jesteś zwykłym, pieprzonym
egoistą, nikim więcej! Ale… ty i tak tego nie rozumiesz. I właśnie dlatego już
nigdy nic między nami nie będzie.
_________________________________________________________________________________
Uff... Ciężko było, ale wreszcie jest. Jak powiedziałam, że będzie, to jest. I nawet nie jest taki zły, jak myślałam. Chyba.
Wiem, wszyscy z Team Axl chcą mnie pewnie ochrzanić za tę końcówkę. Już miało być tak pięknie, była jakaś nadzieja i znowu nie wyszło. No cóż, tak bywa. Ale nie traćcie nadziei. Jeszcze wszystko może się wydarzyć.
Wiem, wszyscy z Team Axl chcą mnie pewnie ochrzanić za tę końcówkę. Już miało być tak pięknie, była jakaś nadzieja i znowu nie wyszło. No cóż, tak bywa. Ale nie traćcie nadziei. Jeszcze wszystko może się wydarzyć.
W odpowiedzi na jedno z pytań: nie, nie przywidywałam żadnego bonusowego, gwiazdkowego rozdziału. Czas świąt jest okresem, kiedy naprawdę mogę wziąć się za pisanie, dlatego będę dodawać dalej normalne rozdziały.
Chciałabym Was też zaprosić na pewnego bloga: http://why-dont-you-just-fuck-off.blogspot.com/
Dawno nic nie było tam dodawane, ale teraz pojawił się nowy rozdział, który naprawdę polecam Wam przeczytać.
Znam jeszcze jednego bloga, na którym szykuje się reaktywacja, ale to na razie pozostanie moją słodką tajemnicą.
Serdecznie pozdrawiam. :*
Heej. C: Nawet nie wiesz jak czekałam a ten rozdział.
OdpowiedzUsuńNo to jedziemy. Na całe szczęście mój biedny Stevie został uratowany. Uf.
Axl i Emmy chcą zmienić świat na lepsze. Hm. Może to i dobry pomysł. No i ostatnia scena... Eeeh... Mimo, że jestem w Team Duff to zachcialam, żeby Emmy wróciła do Axla! No nie! To Twoja wina! ;-;
Weny życzę i tulę mocno! :3
Rozdział jest "łonderful as rejnboł".
OdpowiedzUsuńIdealnie się go czyta,gdy w tle leci utwór Pink Floyd-Breathe :3
Wiesz... Ten rozdział jest... krótki! Przeczytałam go w mgnieniu oka (albo tak mi się tylko wydaję). No, w każdym bądź razie chciałabym w końcu napisać, że jest masakrycznie, ale nie mogę... A już zaczynam się nudzić własnymi komentarzami xD
OdpowiedzUsuńJednak nic nie poradzę, bo znowu jest genialnie...
Ta scena z Adlerem złamała mi serce :( To było straszne :(
Ale na posterunku pojawił się Axl i uratował sytuacje, a jak! Nie no, dobrze, że się pojawił, bo nie wiadomo, jakby to się dalej potoczyło, bo Emmy była tak przerażona sytuacją (i wcale się jej nie dziwię), że zapewne nie zrobiłaby nic.
Ej zaraz.... Czy oni naprawdę sprawili, że Izzy przestanie handlować? Aż ciężko mi w to uwierzyć...
A ja właściwie nie jestem w żadnym Team, więc mi tam się podoba, że ona tak odtrąca Axla... No bo co on niby sobie myśli? Że wystarczy, że dotknie i powie kilka słodkich słówek, a Emmy już do nie poleci i będą sobie słodką parką? No właśnie nie! Niech się bardziej postara, a co!
Ajajaj Steven, wiedzialam ze to sie tak skonczy, dobrze ze Axl i Emm w takich sytuacjach potrafia wspolpracowac! I Adler zmartwychwstal!:d
OdpowiedzUsuńDobrze, ze probowali ogarnac Izzyego, bo koncu co to za opowiadanie z gunsami bez jednego z nich?;) ale nie chce mi sie wierzyc, ze ot tak z tym skonczy, no, zobaczymy czym zaskoczysz;)
No i ostatnia scena... Mozna powiedziec, ze jestem w team Axl, ale dobrze, ze Emm go odtraca. Panie Rose, nie tak sie zdobywa wartosciowe kobiety, prosze sie bardziej postarac :D
Co tu duzo mowic..nie jestem dobra w pisaniu komentarzy, wiec sobie daruje, ale rozdzial jest super(ale nowosc). Jak zwykle sporo sie dzieje, ani troche nie nudzi, rozdzial skonczony akurat w TAKIM momencie, ze znow czekam na wiecej :D
Chcialam cos zrymowac pod koniec, ale nie wyszlo xD wiec koncze swoj monolog i sie zmywam*, ta daaa /F
*na poleconego bloga, oczywiscie, no i weny, weny Ci zycze ;*(ale oryginalnie, nie ma co!)
Dobra, no to weszcie znalazłam czas, ostatnio jestem w niego uboga, ale juz!
OdpowiedzUsuńSTEVEN! JEZUS MARIA! Czlowieku co ty robisz?! Ocipiałes do reszty?(Tak, emocje). Chwala, ze zyjesz! Dziękuj Axl'owi i Em. Chlopcze jakie ty masz szczęscie.
Team Axl 100%, pewnie nie wiesz, ale chyba cie zabije za tą ostatnią scenke! Juz tak nadzieja rosnie, a tu bam! Emma sprowadza nas na ziemie. Mimo, ze chce, zeby byli razem to, Rose, chlopaku, zwyklym dotykiem i bez zadnego przepraszam, dziewczyna ci nie wybaczy, nie ma szans. Mysk, kombinuj, a do czegos dojdziesz. Emma dobrze zrobila, ale i tak macie byc razem!
Izzy, nareszcie (choc czuje, ze to i tak nie koniec)! Koniec z tym gownem, stanowczo zakazuje. Dobra, jakos nie poskladany ten komentarz, podoba mi sie ten rozdzial (jaka nowosc) xD
Weny i ściskam!
Cześć i czołem! :) W końcu jest wyczekiwany rozdział 23. Och, kochana, od rana o Tobie myślałam, dodasz coś czy nie...? Ha, i jest! Od razu informuję, że będzie trochę krótko, ale wiadomo... szkoła!
OdpowiedzUsuńWięc... Jak Ty mnie przekabaciłaś! Byłam w wysokim stopniu za Duffem, a teraz żałuję Axla. Cholera, nie. Tak nie miało być. Chciałam go ukamienować. W ostatnim fragmencie już, już się cieszyłam, że do siebie wrócą i... BUM! Koniec. Emmy strzeliła focha, no. W sumie ma dziewczyna rację. Może gdyby nieco dłużej poczekał to... nie gdybajmy.
Ogólnie uległość Izzy'ego mnie zdziwiła, aż oburzyła. Na jego miejscu wykłócałabym się do końca, co kto lubi.
Ach, no i nasz wrażliwy bębniarz. Strachu się przez niego najadłam, o! Niech on już nie ćpa, bo na nic dobrego się mu to nie przyda.
Ale dzisiaj chujnię Ci tu napisałam, haha. Rozdział jest świetny i bardzo mi się podoba.
Weny!
Tak jest! Team Duff:3 miło by było zobaczyć troszkę więcej Mckagana w następnym rozdziale :)
OdpowiedzUsuńTeam Axl! Co ty zrobiłaś na końcu? Jej.... Biedny Axl... Ale należało mu się po tym jak ją potraktował! Dufff jest genialnym przyjacielem i szkoda, że go tak mało :( Chcę więcej Duff'a, Slash'a i jego kochanej blondynki. Da się zrobić? ;3
OdpowiedzUsuńThe-black-legions-in-america.blogspot.com
Team Axl wkracza do akcji ;_; nienawidzę Cię za tę końcówkę, już myślałam że będzie tak pięknie... no i niestety :C Wiem że Emmy kocha Axla, i ma to sobie uświadomić w następnych rozdziałach, rozumiesz? :D
OdpowiedzUsuńJedynie co mnie rozczarowało to tak mało Duffa w tym rozdziale. Musisz to nadrobić przy najbliższej okazji! :D Powodzenia w pisaniu, czekam z niecierpliwością na kolejną część :)