niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 23: Rozumiemy się bez słów.


- A czego panna Jenkins szukała w męskiej toalecie?
Zdziwiona tym, że usłyszałam swoje nazwisko, momentalnie odwróciłam się w drugą stronę. Wtedy zorientowałam się, że osobą, która je wypowiedziała, był… och… Axl. Rudzielec stał tuż przede mną oparty o ścianę i uśmiechał się ciepło. Kiedy jednak przyjrzał się dokładniej mojej twarzy, jego mina nieco zrzedła.
- Emmy… co ci jest? – zapytał niepewnie. – Jakoś… blado wyglądasz. Wszystko w porządku?
Jezu… W każdej innej sytuacji jego obecność tutaj raczej nie wywołałaby we mnie żadnych pozytywnych reakcji, ale teraz….teraz najważniejsze dla mnie było, żeby jak najszybciej znaleźć jakąś pomoc. Dla Stevena.
- Ja… – zaczęłam drżącym głosem. – Axl, proszę… Musisz… musisz mi pomóc – powiedziałam bez obijania w bawełnę. - Bo Steven… On chciał, żebym poszła razem z nim zaćpać, ale ja… odmówiłam. Więc on poszedł sam. Strasznie długo nie wracał, no i poszłam go poszukać, i… Kurwa. On leży tam, w toalecie… – Poczułam wtedy, że po moich policzkach spłynęło kilka łez. - i się… nie rusza – wypowiedziałam cicho, po czym zacisnęłam mocno usta, żeby się zupełnie nie rozpłakać.
Twarz Axla przybrała już teraz kompletnie poważny wyraz. Lustrował mnie wzrokiem, jakby przetwarzając to, co powiedziałam, i myśląc, co miał teraz zrobić. Po chwili chwycił mnie za rękę i powiedział tylko:
-Chodź.
Weszliśmy do toalety i momentalnie znaleźliśmy się obok kabiny, w której leżał Steven. Spojrzałam na chłopaka ze łzami w oczach. Nadal znajdował się w takim samym stanie jak poprzednio. Kurwa.
Byłam cholernie zła na siebie, że pozwoliłam mu wtedy iść i zaćpać tę pieprzoną herę. Mogłam spróbować go zatrzymać, przekonać, żeby tego nie robił… ale nie, ja, idiotka, musiałam olać sprawę i dać mu się tak załatwić. Nie mogłam sobie teraz tego darować. Po prostu nie mogłam. Zwłaszcza, jeśli przez to miałby… Nie. Nie mógł. Jeszcze nie teraz.
- Adler! – wrzasnął do niego Axl. – Adler! – ponowił, gdy nie dało to żadnego efektu, po czym chwycił go za ramiona i zaczął nim potrząsać. – Ocknij się, do cholery!
- To nic nie da - oznajmiłam mu, pociągając nosem. – Próbowałam już.
Rose spojrzał wtedy na mnie z powagą i przyglądał mi się przez chwilę, jakby szukał jakiegoś rozwiązania w moich zapłakanych oczach. Zaraz jednak znowu skierował wzrok ku blondynowi, po czym… z całej siły dał mu w twarz z otwartej ręki.
- Boże! Co ty robisz? Chcesz go zabić?! – wrzasnęłam na niego przez łzy. Zupełnie nie rozumiałam tego, co właśnie zrobił.
Rose wydawał się być jednak całkowicie obojętny na moje krzyki. Po kilku sekundach wymierzył kolejny siarczysty cios prosto w twarz chłopaka.
- Jezu… - powiedziałam cicho, zasłaniając oczy rękoma. Nie mogłam na to patrzeć. Jak on w ogóle mógł mu to robić? Wiedziałam, że na pewno był teraz wściekły, ale Steven już był nieprzytomny i być może ledwo żywy, a ten jeszcze go bił? Jak mógł go tak katować? To było coś strasznego.
Nie patrzyłam już dalej na to, co się działo. Nawet nie chciałam. Słyszałam tylko szmery dochodzące zza ściany, ciężki oddech Axla i mój własny coraz bardziej narastający płacz. Wydawało mi się, że to już koniec. Że już nic nie możemy zrobić. Chłopak przepadł. Na zawsze.
Nagle jednak do moich uszu dotarło ciche, prawie niedosłyszalne jęknięcie, które wydał z siebie… Steven? O boże.
Spojrzałam oniemiała na Adlera, a następnie na Rudzielca nachylonego nad nim.
- Żyje – oznajmił Rose cichym, szorstkim tonem głosu, po czym podniósł się do góry. Wiedziałam, że był zły, nawet jego spojrzenie było nieprzyjemne. Gdy jednak skierował swój wzrok na mnie, chyba nagle nieco złagodniał, a jego twarz stała się jakby bardziej delikatna. – Nie płacz już – powiedział dziwnie czułym tonem głosu, chyba nawet próbując się do mnie uśmiechnąć. – Nic mu nie będzie. Nie umarł, tylko dość mocno odleciał. – Kątem oka spojrzał na Stevena, ale szybko wbił wzrok z powrotem we mnie. – Wszystko będzie z nim w porządku, nie martw się.
Nic nie odpowiedziałam, tylko pokiwałam głową, zaciskając usta, po czym spuściłam wzrok w dół i zasłoniłam oczy ręką, próbując obetrzeć z nich łzy.

***

Otworzyłam drzwi wejściowe do Hell House i po chwili dostrzegłam Izzy’ego, siedzącego na kanapie. Gdy tylko usłyszał skrzypnięcie drzwi, od razu odwrócił twarz w moją stronę.
- O, hej, już wróciłaś. A gdzie zgubiłaś resztę?
Ja, zamiast mu odpowiedzieć, tylko głośno wypuściłam powietrze z ust, po czym, z wymęczeniem malującym się za pewne na mojej twarzy, przesunęłam się na bok, żeby przepuścić Axla z uwieszonym na nim praktycznie nieprzytomnym Stevenem.
- O cholera… - powiedział Stradlin cicho, gdy tylko ich spostrzegł. – Co mu się stało? – zapytał po chwili, spojrzawszy na mnie ze zdziwieniem.
- Dragi – odpowiedział mu Axl ze znaczącym spojrzeniem, zanim zdążyłam chociażby otworzyć usta. Chłopak wyglądał na zmęczonego, podobnie jak ja zresztą, bo musieliśmy przytargać Steve’a do Hell House aż z Rainbow, ale w jego oczach tliła się również złość. Po prawdzie wcale mu się teraz nie dziwiłam.
- Ale żyje, prawda? – spytał Izzy, z pewnością nieco wystraszony odpowiedzią Rudego.
- Tak. Nie siedź już na tej kanapie, tylko pomóż mi go zanieść na górę.
Stradlin momentalnie się podniósł, podszedł do Axla i chwyciła Adlera pod ramię z drugiej strony, po czym oboje skierowali się ku schodom, a ja poszłam za nimi. Po chwili weszliśmy do pokoju Popcorna, a chłopaki położyli go na materacu. Niespecjalnie delikatnie, ale położyli.
- Jak to się w ogóle stało? – zapytał po chwili Stradlin, przyglądając się blondynowi.
Nie odezwałam się. Nie chciałam ponownie przypominać sobie całej tej sytuacji, a już tym bardziej o niej opowiadać. Nie za bardzo wiedziałam nawet, co miałabym im powiedzieć. „On ćpa przez was”? Nie mogłam tego zrobić.
- Nie wiem… Emmy znalazła go w łazience – powiedział niepewnie Axl po chwili ciszy.
Obaj wtedy spojrzeli na mnie, czekając zapewne, aż coś powiem, ale ja jedynie spuściłam głowę w dół ze smutkiem w oczach.
 - Dobra, nieważne – odpowiedział wówczas Rose, ponownie odwróciwszy się w stronę czarnowłosego. – Daj jej już spokój. Liczy się to, że Steven żyje i jest w domu.
Spojrzałam na niego z lekkim zdziwieniem, gdy to powiedział. Jakby wiedział, że cała ta akcja to nie był jakiś zwyczajny wybryk Stevena, ale wynik czegoś ważniejszego, co zaszło w Rainbow między mną a Adlerem, a o czym nie miałam ochoty mówić. Nie tyle chodziło mi jednak o to, że zrozumiał moje zachowanie, ale raczej o to, że nie dał Izzy’emu drążyć tego tematu. W pewnym sensie wstawił się za mną. A tego się raczej po nim nie spodziewałam.
- No dobra… – odparł Stradlin. – To może chodźmy już na dół. Adlerowi przydałoby się teraz pewnie trochę spokoju.             
Po chwili wszyscy znaleźliśmy się w salonie. Axl i Izzy usiedli na kanapie, a ja zajęłam sobie fotel. Sytuacja ta była dość nietypowa, bo chyba po raz pierwszy siedziałam tu w tym samym czasie co Rose.
Tym razem jednak, ku mojemu zdziwieniu, towarzystwo Rudzielca nie przeszkadzało mi tak bardzo jak zwykle. No cóż, w końcu był dla mnie naprawdę miły i nawet pomógł mi, a co więcej Stevenowi. Czyli miał chyba jednak jakieś dobre strony. Być może zatem po tym wszystkim moje nastawienie do niego rzeczywiście stało się nieco bardziej pozytywne.
Siedzieliśmy w ciszy, raczej nie mając ochoty na kontynuowanie tematu Stevena. Izzy, jak to on, najpierw z jednej kieszeni kurtki wyciągnął paczkę papierosów i zapalniczkę, po czym zapalił jednego. Po chwili wsadził rękę też do drugiej i wyciągnął z niej dość okazałą liczbę banknotów, które zaraz zaczął przeliczać.
- Skąd masz te pieniądze? – zapytał wtedy Axl z wyjątkowo poważną miną.
- Byłem dzisiaj u paru klientów i zarobiłem – powiedział zupełnie na luzie, nawet nie odrywając wzroku od kasy.
Po wyrazie twarzy Axla mogłam stwierdzić, że ta odpowiedź z pewnością go nie zadowoliła, a wręcz przeciwnie. Ja, po dzisiejszych przeżyciach z narkotykami, w sumie się mu nie dziwiłam.
- Izz, mówiłem ci przecież, żebyś z tym skończył.
- Z tego, co pamiętam, to powiedziałeś, żebym niczego nie brał, a nie, żebym nie handlował – oznajmił dosyć lekceważącym tonem. - Poza tym nie wiem, czy zauważyłeś, ale z tego właśnie mamy pieniądze, z których żyjemy na co dzień.
- A z tego, co ja pamiętam, to powiedziałem, że nie chcę, abyście w czasie nagrywania płyty mieli jakikolwiek kontakt z narkotykami – powiedział stanowczo Axl, mimo iż wiedział z pewnością, że tak naprawdę nikt się do tego nie stosował. – I miałem tu też na myśli handlowanie nimi.
Stradlin westchnął cicho.
- Ja naprawdę nie rozumiem, co ci to przeszkadza – powiedział po chwil. – Dzielę się przecież z wami tą kasą. Macie z tego sam pożytek, podczas kiedy to ja odwalam brudną robotę. O co ci w takim razie chodzi?
- No nie wiem, może o to, że udostępniasz dragi nie tylko swoim klientom, ale też chłopakom, co? – zapytał z wyrzutem. Zdziwiło mnie to nieco, bo jak dotąd nie widziałam, żeby Axl kłócił się o cokolwiek z Izzy’m. Naprawdę musiała go wkurzyć ta sytuacja. – Steven i Slash bez przerwy mają prawie nielimitowany dostęp do hery. I widzisz, co się przez to dzieje. – Miał oczywiście na myśli Popcorna. – Jeśli Hudson i Adler będą ciągle mieli narkotyki tuż pod nosem, to z pewnością nie przestaną ich brać. A tym sposobem być może w niedalekiej przyszłości będzie nas o jednego albo dwóch mniej.
- Cholera, ale co ja mam ci na to poradzić? – Nawet Izzy’ego ta rozmowa zaczynała już najwyraźniej denerwować. – Jasne, mógłbym im nie dawać, ale co z tego? Oni i tak znajdą kogoś, kto im ją da, a wybulą za to tyle, że szkoda gadać. Powiedz mi więc, jaki to ma sens?
Axl już otwierał usta, żeby odpowiedzieć Stradlinowi. Po jego wyrazie twarzy widziałam jednak, że nie zanosiło się na spokojną i opanowaną rozmowę, więc uznałam, że powinnam w końcu zareagować.
- Izzy… - zaczęłam, zanim którykolwiek z nich zdążył coś jeszcze powiedzieć. –  Nie chce ci mówić, co masz robić, ale… Axl ma rację. – Po raz pierwszy chyba musiałam to szczerze przyznać. W tym przypadku nawet ja w stu procentach zgadzałam się ze słowami Rose’a.
Z oczu chłopaków odczytałam, że nie tylko mnie to dziwiło. Axl najpierw spojrzał na mnie kompletnie zdumiony, przenikając mnie wzrokiem, jakby próbował odczytać z mojej twarzy przyczynę, dla której wypowiedziałam tamte słowa. Po chwili jednak… zwyczajnie się uśmiechnął. Po prostu. Takim ciepłym, szczerym uśmiechem.
Jego najwyraźniej zadziwić musiał sam fakt, że się z nim zgodziłam. Izzy natomiast wydawał się być bardziej zaskoczony tym, że nie rozumiałam jego wielce ekonomicznej idei, która może i rzeczywiście była trafna, jeśli chodziło nam o pieniądze, ale z pewnością nie o zdrowie przyjaciół.
- Sam przecież widzisz, co się dzieje – powiedziałam, gdy wyraźnie było widać, że Stradlin oczekuje ode mnie jakichś argumentów. – Widzisz, co to z nimi robi. To nie może tak dłużej wyglądać. Przecież dobrze wiesz, że oni są uzależnieni i powinni z tego jak najszybciej wyjść, a mimo to ciągle dajesz im tę kurewską heroinę! – Nie byłam w stanie wypowiadać się o tym bez zdenerwowania po wszystkim, co dzisiaj widziałam, czego się nasłuchałam. - Rozumiem, nie jesteś jedynym handlarzem w okolicy, ale jeżeli całą działkę będą dostawać właśnie od ciebie, to nigdy nie zrozumieją, że muszą z tym skończyć. Nigdy. A muszą, naprawdę. Bo jeśli tego nie zrobią, to takie sytuacje jak ta dzisiejsza będą się powtarzać częściej. I ani się obejrzysz, a za chwilę… - Przypomniałam sobie całą sytuację w Rainbow i nagle załamał mi się głos. - może ich już po prostu nie być – dokończyłam po chwili, patrząc na chłopaka z ogromną powagą wypisaną na twarzy. Miałam wrażenie, że moje oczy znowu zaczęły napełniać się łzami, chociaż nie płakałam. Po prostu, gdy myślałam, że mogłam być świadkiem tego, jak przyjaciel umiera na moich własnych oczach… To naprawdę nie były żarty. To było straszne.
Izzy popatrzył na mnie jeszcze przez chwilę, jak zwykle kompletnie beznamiętnym wzrokiem, po czym tylko westchnął głośno i ponownie skierował swój wzrok w stronę pieniędzy, które trzymał w rękach.
- Izzy, wiesz przecież, że to, co mówi Emmy, to prawda – powiedział Axl, gdy wydawało się, że Stradlin nie zamierza już kontynuować tej rozmowy. – Nie udawaj. Oboje dobrze wiemy, że ani ja, ani ty nie chcemy, żeby to wszystko skończyło się w ten sposób. Dlatego mówię jeszcze raz - daj sobie z tym spokój. I z ćpaniem, i z handlowaniem. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
Brunet niepewnie przygryzł wargę, wciąż wgapiając się w pieniądze, ale jakby nieco spoważniał. Jego wyraz twarzy nie był już kompletnie obojętny. Wiedziałam, że roztrząsa to wszystko w głowie i myśli nad tym, co zrobić. Nadal jednak się nie odzywał.
- Izzy, proszę… - powiedziałam cicho.
Wtedy powoli podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Następnie przeniósł wzrok na Axla, a potem znowu na mnie.
-No niech wam będzie… - westchnął po chwili. – Może i macie rację…
- Izzy – powiedział stanowczo Axl.
- Co? – zapytał Stradlin, jakby nie rozumiejąc, o co mu chodzi. – Oh, dobra – odparł po chwili, przewracając oczami, gdy Rose spojrzał na niego znacząco. – Obiecuję, że nie dam im już żadnych narkotyków. Ani grama. I nie będę handlował. Zadowoleni? – zapytał, uśmiechając się sztucznie.
- Tak – odpowiedziałam równocześnie z Axlem. Rose spojrzał na mnie wówczas kątem oka i zauważyłam, że uśmiechnął się pod nosem, ale starałam się to zignorować na tyle, na ile byłam w stanie.
Byłam zadowolona z decyzji Izzy’ego i z tego, że udało mi się przemówić mu do rozumu. No w sumie… udało się nam. Mnie i Axlowi. Dziwne, już druga rzecz tego dnia, której dokonaliśmy wspólnie…
Po chwili usłyszeliśmy, jak drzwi się otwierają i do domu weszli Slash z Duffem. Zauważyłam lekkie rozdrażnienie na twarzy McKagana, w przeciwieństwie do Saula, który, pomimo tego, że przecież jeszcze niedawno siedział w areszcie, jak zwykle był zupełnie wyluzowany.
- Mieliście na nas czekać w Rainbow – powiedział do mnie blondyn. – Czemu was nie było?
Otworzyłam usta, żeby mu odpowiedzieć, ale… nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nie byłam w stanie niczego powiedzieć.
- Opowiemy ci później – odparł Axl, zauważywszy moją reakcję, po czym zerknął w moją stronę. Uśmiechnęłam się do niego nikło, ale szybko odwróciłam wzrok.
Nie wiedziałam, czy Duffa bardziej zdziwiło to, że Axl odpowiedział w liczbie mnogiej, czy że to w ogóle wydobyło się z jego ust, a nie z moich. Tak czy siak, wiedziałam, że z pewnością był zaskoczony. Zauważyłam też, że jego niezadowolenie wzrosło jeszcze bardziej niż poprzednio.
- No dobra, nieważne - rzucił wówczas Slash. – Stradlin, dawaj mi moją działkę. Przesiadywanie w pace może naprawdę wykończyć człowieka.
Oboje z Axlem momentalnie spojrzeliśmy znacząco na Izzy’ego. Ten jedynie westchnął.     
       
***

Było już dość późno, nawet niebo zdążyło zajść czernią. Od naszego powrotu do domu minęło trochę czasu, więc z pewnością każdy zdążył nieco ochłonąć. Gunsi siedzieli w salonie i wydawało mi się, że mieli nawet zamiar zrobić jakąś próbę, ale najwyraźniej musieli stwierdzić, że bez perkusisty to nie ma żadnego sensu, i jednak dali sobie spokój, bo jedyne, co słyszałam, to szmery i jakieś znikome fragmenty rozmowy. Ja z kolei stałam w kuchni przy blacie i nalewałam do niedużego kubka świeżo zagotowaną wodę na herbatę dla Stevena.
Byłam u niego w pokoju kilkanaście minut temu, żeby sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Biedak na szczęście w końcu odzyskał przytomność i zaczął w miarę kontaktować ze światem, co naprawdę sprawiło mi ogromną ulgę i mogłam wreszcie przestać się nim zamartwiać.
Wydawało się, że nic poważnego mu nie było, chociaż z pewnością nie był jeszcze w pełni świadomy tego, co tak właściwie się wydarzyło. Pytałam się go, jak się czuje i czy mogłabym coś dla niego zrobić, ale on poprosił mnie jedynie, żebym przyniosła mu coś do picia.
Zaparzyłam mu więc herbatę, po czym wzięłam kubek w rękę i miałam zamiar jak najszybciej do niego iść. Okazało się to jednak niemożliwe, bo w samym progu drogę zagrodził mi... Axl.
- Emmy...  – odezwał się do mnie niepewnym, lekko drżącym głosem. Od razu spostrzegłam coś dziwnego w jego oczach, jakby strach, ale taki niecodzienny. Co więcej, wyraźnie było słychać jego nerwowy oddech; dało się nawet zauważyć, jak poruszała się jego klatka piersiowa. – Ja... chciałem z tobą porozmawiać.
- Nie teraz, Axl – odparłam bez zastanowienia, zupełnie ignorując zarówno jego słowa, jak i to dziwne zachowanie. – Obiecałam Stevenowi, że do niego przyjdę. Porozmawiamy później – powiedziałam i chciałam przejść, ale on jednak mi na to uniemożliwił.
- Poczekaj. – Chwycił mnie za nadgarstki, przy czym przeszedł mnie dziwny dreszcz i o mało nie rozlałam herbaty, którą trzymałam w ręku. – Tylko chwilę.
Spojrzałam na niego z osobliwą niechęcią i zmieszaniem, po czym szybko wyzwoliłam ręce z jego uścisku. Nie chciałam, żeby mnie dotykał.
- Emmy, proszę...  – powiedział zaraz nalegającym tonem, widząc zapewne mój nieprzychylny wyraz twarzy. - To ważne. – Zaczął wpatrywać się we mnie tymi swoimi błyszczącymi, zielonymi oczami. Jego spojrzenie jak zwykle zupełnie mnie przeszywało.
Przypomniało mi się wówczas, że tak samo patrzył się na mnie na samym początku naszej znajomości. Ten sam proszący wzrok pełen nadziei. I też za każdym razem łapał mnie za ręce, a ja zawsze się mu wyrywałam. A on mimo to nie rezygnował, tylko przychodził ponownie i znów rozbrajał mnie uśmiechem i tymi oczami.
Nagle coś jakby we mnie drgnęło.
- No... dobra – powiedziałam po chwili niepewnie. – O co chodzi?
- Jaa... – Jego zdenerwowanie z niewiadomego dla mnie powodu chyba wtedy jeszcze bardziej wzrosło. Miał niespokojny głos i zaczął się jąkać. Chyba nawet ręce mu drżały. - Chciałem ci powiedzieć, że... – Znów się zająknął, po czym jednak przerwał, delikatnie przymknął oczy i wziął głęboki wdech. – Wiem, że nasza relacja nie jest pewnie najciekawsza, a stosunki między nami są dość napięte. Zdaję sobie też sprawę z tego, że raczej nie chcesz mieć ze mną do czynienia. Pewne... nieprzychylne wydarzenia spowodowały, że jest, jak jest – powiedział to z osobliwym smutkiem na twarzy – ale... mimo wszystko to wcale nie musi się skończyć w ten sposób. – W jego głosie nagle dało się słyszeć cień nadziei. – Czuję to. Ty przecież też musisz to czuć. My myślimy tak samo. Rozumiemy się praktycznie bez słów. Nawet pomimo tak trudnej sytuacji jesteśmy się w stanie dogadać, wzajemnie wspomóc. Dopełniamy się. Dzisiaj to zrozumiałem. Emmy... - Spojrzał mi głęboko w oczy. - Jesteśmy dla siebie stworzeni. Przecież oboje doskonale to wiemy. – Ponownie chwycił mnie za ręce. - Oboje pamiętamy to, co nas łączyło. Wiemy, jakie to było cudowne. Jak nam było dobrze ze sobą. I to wszystko znowu może być takie jak kiedyś. Znowu... znowu możemy być razem. – Uśmiechnął się niepewnie, nadal patrząc mi głęboko w oczy, jakby w nich czegoś szukał. Zapewne potwierdzenia swoich słów.
Ja jedynie lustrowałam go wnikliwie, chcąc się upewnić, czy to, co powiedział, rzeczywiście było prawdą. Jego spojrzenie nie mogło jednak kłamać. Był szczerze przekonany do swoich słów. Naprawdę chciał, żebym do niego wróciła...
Po chwili niepewnie przeniosłam wzrok w dół, na nasze dłonie. Obezwładnione jego dotykiem, nie stawiały żadnego oporu, a jedynie delikatnie drżały. Za każdym razem wywoływał we mnie te same emocje. Podświadomie napawało mnie to jednak dziwnym niepokojem. Zdawałam sobie sprawę z tego, że robił to celowo, gdyż doskonale wiedział, jak na mnie działa. W gruncie rzeczy praktycznie zawsze potrafił odgadnąć, co czułam.
Może więc faktycznie miał trochę racji. Może naprawdę czasami rozumieliśmy się bez słów. Ale jednak... tylko czasami. Bo mimo wszystkich wątpliwości, moich emocji związanych z nim i nawet jego dzisiejszego zachowania ja wcale nie zamierzałam do niego wrócić. Nawet nie chciałam. Nie rozumiałam, jak mógł myśleć, że z taką łatwością mógłby mnie odzyskać. To wszystko miałoby załatwić sprawę? Bez chociaż jednego „przepraszam”? A w dodatku to, że mnie schlał i przeleciał, nazywał nieprzychylnym wydarzeniem? Tak, pamiętałam, co nas łączyło. Pamiętałam, że go kochałam. Ale zdecydowanie nie mogłam do niego wrócić.
- Axl... - Ponownie spojrzałam na niego. - Przykro mi, ale ja nie mogę...
- Owszem, możesz – przerwał mi, po czym z niezwykłą delikatnością położył mi rękę na policzku i zaczął go gładzić. – Tylko powiedz, że się zgadzasz. – Zaczął przysuwać się do mnie coraz bliżej i już chciał położyć drugą dłoń na mojej tali.
Wtedy jednak stwierdziłam, że przekroczył granicę. Wiedział, co się ze mną dzieje, kiedy jest blisko i chciał to wykorzystać. Nie zamierzałam mu jednak po raz kolejny na to pozwolić. Momentalnie odtrąciłam jego rękę i odsunęłam się na bezpieczną odległość.
- Nie, Axl. Nie mogę – powiedziałam stanowczo. – I nawet nie chcę. Zrozum to wreszcie. Myślisz, że po tym wszystkim, co mi zrobiłeś, mogłabym tak po prostu do ciebie wrócić? Że wystarczy, że złapiesz mnie za ręce, a ja od tak nagle zmienię zdanie? To tak nie działa, pojmij to wreszcie! – powiedziałam z wyrzutem. – Nie dość, że jesteś tak cholernie nachalny, to jeszcze w ogóle nie słuchasz, co się do ciebie mówi! Jak w ogóle możesz twierdzić, że rozumiemy się bez słów, skoro nie rozumiesz nawet, kiedy mówię ci wprost, że nie mogę z tobą być?! – Byłam zdenerwowana samym jego zachowaniem, ale też tym, że, zmanipulowana jego dotykiem, sama jeszcze przed chwilą przyznawałam mu rację. - Przecież ty mnie w ogóle nie znasz! Nigdy nawet nie próbowałeś mnie poznać! W ogóle nie interesowało cię to, jaka jestem, co czuję… Obchodziło cię tylko moje ciało, nie wnętrze! Myślałeś wyłącznie o sobie, o własnej przyjemności! – Wiedziałam, że w rzeczywistości cała nasza relacja od samego początku kierowała się właśnie ku temu, żeby mógł mnie przelecieć. Co najgorsze, przez cały czas usilnie próbowałam sobie wmówić, że było inaczej - Wiesz co? Jesteś zwykłym, pieprzonym egoistą, nikim więcej! Ale… ty i tak tego nie rozumiesz. I właśnie dlatego już nigdy nic między nami nie będzie.
_________________________________________________________________________________
          Uff... Ciężko było, ale wreszcie jest. Jak powiedziałam, że będzie, to jest. I nawet nie jest taki zły, jak myślałam. Chyba.
          Wiem, wszyscy z Team Axl chcą mnie pewnie ochrzanić za tę końcówkę. Już miało być tak pięknie, była jakaś nadzieja i znowu nie wyszło. No cóż, tak bywa. Ale nie traćcie nadziei. Jeszcze wszystko może się wydarzyć.
          W odpowiedzi na jedno z pytań: nie, nie przywidywałam żadnego bonusowego, gwiazdkowego rozdziału. Czas świąt jest okresem, kiedy naprawdę mogę wziąć się za pisanie, dlatego będę dodawać dalej normalne rozdziały.
          Chciałabym Was też zaprosić na pewnego bloga: http://why-dont-you-just-fuck-off.blogspot.com/
Dawno nic nie było tam dodawane, ale teraz pojawił się nowy rozdział, który naprawdę polecam Wam przeczytać.
          Znam jeszcze jednego bloga, na którym szykuje się reaktywacja, ale to na razie pozostanie moją słodką tajemnicą.
         Serdecznie pozdrawiam. :*

9 komentarzy:

  1. Heej. C: Nawet nie wiesz jak czekałam a ten rozdział.
    No to jedziemy. Na całe szczęście mój biedny Stevie został uratowany. Uf.
    Axl i Emmy chcą zmienić świat na lepsze. Hm. Może to i dobry pomysł. No i ostatnia scena... Eeeh... Mimo, że jestem w Team Duff to zachcialam, żeby Emmy wróciła do Axla! No nie! To Twoja wina! ;-;
    Weny życzę i tulę mocno! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest "łonderful as rejnboł".
    Idealnie się go czyta,gdy w tle leci utwór Pink Floyd-Breathe :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz... Ten rozdział jest... krótki! Przeczytałam go w mgnieniu oka (albo tak mi się tylko wydaję). No, w każdym bądź razie chciałabym w końcu napisać, że jest masakrycznie, ale nie mogę... A już zaczynam się nudzić własnymi komentarzami xD
    Jednak nic nie poradzę, bo znowu jest genialnie...
    Ta scena z Adlerem złamała mi serce :( To było straszne :(
    Ale na posterunku pojawił się Axl i uratował sytuacje, a jak! Nie no, dobrze, że się pojawił, bo nie wiadomo, jakby to się dalej potoczyło, bo Emmy była tak przerażona sytuacją (i wcale się jej nie dziwię), że zapewne nie zrobiłaby nic.
    Ej zaraz.... Czy oni naprawdę sprawili, że Izzy przestanie handlować? Aż ciężko mi w to uwierzyć...
    A ja właściwie nie jestem w żadnym Team, więc mi tam się podoba, że ona tak odtrąca Axla... No bo co on niby sobie myśli? Że wystarczy, że dotknie i powie kilka słodkich słówek, a Emmy już do nie poleci i będą sobie słodką parką? No właśnie nie! Niech się bardziej postara, a co!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ajajaj Steven, wiedzialam ze to sie tak skonczy, dobrze ze Axl i Emm w takich sytuacjach potrafia wspolpracowac! I Adler zmartwychwstal!:d
    Dobrze, ze probowali ogarnac Izzyego, bo koncu co to za opowiadanie z gunsami bez jednego z nich?;) ale nie chce mi sie wierzyc, ze ot tak z tym skonczy, no, zobaczymy czym zaskoczysz;)
    No i ostatnia scena... Mozna powiedziec, ze jestem w team Axl, ale dobrze, ze Emm go odtraca. Panie Rose, nie tak sie zdobywa wartosciowe kobiety, prosze sie bardziej postarac :D
    Co tu duzo mowic..nie jestem dobra w pisaniu komentarzy, wiec sobie daruje, ale rozdzial jest super(ale nowosc). Jak zwykle sporo sie dzieje, ani troche nie nudzi, rozdzial skonczony akurat w TAKIM momencie, ze znow czekam na wiecej :D
    Chcialam cos zrymowac pod koniec, ale nie wyszlo xD wiec koncze swoj monolog i sie zmywam*, ta daaa /F
    *na poleconego bloga, oczywiscie, no i weny, weny Ci zycze ;*(ale oryginalnie, nie ma co!)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra, no to weszcie znalazłam czas, ostatnio jestem w niego uboga, ale juz!
    STEVEN! JEZUS MARIA! Czlowieku co ty robisz?! Ocipiałes do reszty?(Tak, emocje). Chwala, ze zyjesz! Dziękuj Axl'owi i Em. Chlopcze jakie ty masz szczęscie.
    Team Axl 100%, pewnie nie wiesz, ale chyba cie zabije za tą ostatnią scenke! Juz tak nadzieja rosnie, a tu bam! Emma sprowadza nas na ziemie. Mimo, ze chce, zeby byli razem to, Rose, chlopaku, zwyklym dotykiem i bez zadnego przepraszam, dziewczyna ci nie wybaczy, nie ma szans. Mysk, kombinuj, a do czegos dojdziesz. Emma dobrze zrobila, ale i tak macie byc razem!
    Izzy, nareszcie (choc czuje, ze to i tak nie koniec)! Koniec z tym gownem, stanowczo zakazuje. Dobra, jakos nie poskladany ten komentarz, podoba mi sie ten rozdzial (jaka nowosc) xD
    Weny i ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć i czołem! :) W końcu jest wyczekiwany rozdział 23. Och, kochana, od rana o Tobie myślałam, dodasz coś czy nie...? Ha, i jest! Od razu informuję, że będzie trochę krótko, ale wiadomo... szkoła!
    Więc... Jak Ty mnie przekabaciłaś! Byłam w wysokim stopniu za Duffem, a teraz żałuję Axla. Cholera, nie. Tak nie miało być. Chciałam go ukamienować. W ostatnim fragmencie już, już się cieszyłam, że do siebie wrócą i... BUM! Koniec. Emmy strzeliła focha, no. W sumie ma dziewczyna rację. Może gdyby nieco dłużej poczekał to... nie gdybajmy.
    Ogólnie uległość Izzy'ego mnie zdziwiła, aż oburzyła. Na jego miejscu wykłócałabym się do końca, co kto lubi.
    Ach, no i nasz wrażliwy bębniarz. Strachu się przez niego najadłam, o! Niech on już nie ćpa, bo na nic dobrego się mu to nie przyda.
    Ale dzisiaj chujnię Ci tu napisałam, haha. Rozdział jest świetny i bardzo mi się podoba.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak jest! Team Duff:3 miło by było zobaczyć troszkę więcej Mckagana w następnym rozdziale :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Team Axl! Co ty zrobiłaś na końcu? Jej.... Biedny Axl... Ale należało mu się po tym jak ją potraktował! Dufff jest genialnym przyjacielem i szkoda, że go tak mało :( Chcę więcej Duff'a, Slash'a i jego kochanej blondynki. Da się zrobić? ;3

    The-black-legions-in-america.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Team Axl wkracza do akcji ;_; nienawidzę Cię za tę końcówkę, już myślałam że będzie tak pięknie... no i niestety :C Wiem że Emmy kocha Axla, i ma to sobie uświadomić w następnych rozdziałach, rozumiesz? :D
    Jedynie co mnie rozczarowało to tak mało Duffa w tym rozdziale. Musisz to nadrobić przy najbliższej okazji! :D Powodzenia w pisaniu, czekam z niecierpliwością na kolejną część :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę, jeśli czytasz, napisz komentarz. Nie musi być długi i piękny. Ważne, żeby był. Chcę jedynie wiedzieć, czy rozdział Ci się podobał, a jeśli nie, to dlaczego. Taka wiadomość od Ciebie daje mi nie tylko ogromną motywację do dalszego pisania, ale również informację, co i w jaki sposób powinnam w swojej twórczości poprawić. Każdy komentarz się liczy. Dziękuję.