poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 17: Dzieci pragnące wyrwać się z rzeczywistości.


Siedząc na ciepłym piasku, zamknęłam oczy i rozkoszowałam się jasnymi promieniami słońca, które przyjemnie ogrzewały moją skórę. Po chwili poczułam, jak woda obmywa moje nogi, i uśmiechnęłam się delikatnie. Zaraz po tym zagłębiłam stopy w mokrym piasku, a dłońmi zaczęłam wodzić po tym suchym, rysując na nim różne niestworzone wzory i powoli przesypując sobie jego nagrzane drobinki między palcami. Czułam, jak chwilowe podmuchy wiatru rozwiewają moje jak zawsze potargane włosy.
Nie słyszałam nic prócz szumu oceanu i obijania się fal o brzeg. Czysta poezja. Stan idealny.
Nagle poczułam, jak ktoś ochlapuje mnie wodą.

-Duff! – wrzasnęłam, momentalnie otwierając oczy. – Cholera, co ty wyprawiasz? – zapytałam, zasłaniając twarz przed kroplami i śmiejąc się.
Po wyjściu z Hell House McKagan zapytał mnie, gdzie mam ochotę się wybrać, a ja tylko chwilę się zastanowiłam i już nie miałam wątpliwości. Jestem przecież w L.A. od tak długiego czasu, a jeszcze ani razu tak naprawdę nie byłam na plaży. Wybór był więc prosty i oczywisty. Duff najwyraźniej nie miał nic przeciwko, a nawet wydawało się, że ten pomysł mu się spodobał.
- No co? Bawię się! – odpowiedział, nadal na mnie chlapiąc. – No wstawaj! Nie siedź tak!
- Dzieciak! – rzuciłam, zaraz jednak podniosłam się na nogi i dołączyłam do tej jego zabawy. – Jeśli chcesz mnie zamoczyć, to najpierw musisz mnie złapać! – dodałam po chwili i zaczęłam biec po brzegu przez wodę.
Blondyn momentalnie podążył za mną, a ja biegłam przed siebie, nie zwracając nawet uwagi na to, że zamoczyłam sobie praktycznie całe szorty. Śmiałam się tylko i, odgarniając kosmyki włosów z twarzy, co chwilę odwracałam głowę do tyłu, żeby sprawdzić, w jakiej odległości ode mnie był Duff. McKagan miał oczywiście dużo dłuższe nogi ode mnie, co oznaczało również, że zdecydowanie szybciej biegał, więc dogonienie mnie nie sprawiło mu większego problemu. Kiedy blondyn znalazł się już dokładnie za moimi plecami, mocno chwycił mnie w pasie, po czym delikatnie uniósł do góry i okręcił się dookoła. Potem jednak, ku mojemu nagłemu przerażaniu, od razu zaczął się kierować dalej do wody.
- Duff! – krzyczałam, wyrywając się mu. – Duff! Puść mnie! – Moje paniczne wrzaski były jednak przerywane falami śmiechu. – Duff, co ty odwalasz? McKagan, do cholery jasnej! - wrzeszczałam, starając się uwolnić się z jego uścisku.
Po chwili naszej szarpaniny oboje wywaliliśmy się prosto do wody. Mimo to nie krzyczałam na niego, głównie dlatego że byliśmy zbyt zajęci śmianiem się z całej tej sytuacji. Co z tego, że oboje mieliśmy całe mokre ubrania, włosy i w ogóle wszystko, co się dało. I tak było cudownie. Najlepiej od całego tego mojego przyjazdu do L.A. To była po prostu czysta zabawa, nic więcej. Mogłam się wyluzować, być po prostu sobą. A co najważniejsze, nie musiałam się absolutnie nad niczym zastanawiać. Pierwszy raz od dawna mogłam po prostu nie myśleć.  To był niesamowity stan.
Po wyjściu z wody zaczęliśmy się przechadzać brzegiem oceanu, mocząc stopy w wodzie i zostawiając na piasku ich ślady, które co chwilę były zmywane przez fale. Wolnym krokiem szliśmy do przodu bez żadnego konkretnego celu. Słońce nadal grzało, lekko świecąc mi w oczy, ale ignorowałam to, bo byłam po prostu szczęśliwa. Nic teraz nie było w stanie znieść uśmiechu z mojej twarzy.
- Pamiętasz, jak było kiedyś? – zapytał nagle Duff, patrząc się w przestrzeń z uśmiechem na twarzy. – W Seattle?
- Taa… Fajnie było być dzieckiem – odpowiedziałam, wracając pamięcią do tamtych lat.
- Też się bawiliśmy tak, jak teraz. A pamiętasz jak kiedyś zwialiśmy na biwak nad rzekę, nie mówiąc nic rodzicom?
Tak, pamiętałam dokładnie te czasy. To było tuż po tym, jak tata się wyprowadził. Łapaliśmy wtedy z Benem każdą okazję, żeby tylko wyrwać się z domu i nie musieć spędzać ani chwili z naszą matką, zwłaszcza że wtedy realnie została prostytutką. Nie ważne było gdzie, tylko żeby być jak najdalej od niej. Ciągle wtedy zwiewaliśmy z domu, czasem nie było nas aż kilka dni i zdarzało się, że nawet nikogo to nie obeszło. A co najlepsze, cały czas trzymaliśmy się razem – ja, Ben i Mike. Nasza mała paczka rozrabiaków.
- Tak – odparłam po chwili – Pierwszy raz w życiu rozbijaliśmy namiot i męczyliśmy się z tym chyba ze dwie godziny – zaśmiałam się.
- A potem, jak pływaliśmy w rzece, okazało się, że jesteś taka leciutka, że aż prąd cię porwał i musieliśmy cię z Benem wyciągać z wody.
- I zgubiłeś swoją ulubioną kostkę do gitary z czaszką. Szukaliśmy jej potem chyba przez pół dnia, aż znalazłam ją w piasku.
- A ty wiesz, że chyba nadal ją mam? – zawołał z entuzjazmem. – Na pewno leży gdzieś w moim pokoju. Będę jej musiał potem poszukać – powiedział, przeczesując włosy palcami i uśmiechając się nieznacznie, po czym razem z mną zaczął kierować się ku wyjściu z plaży. – W ogóle to były fajne czasy – dodał, kiedy weszliśmy już na beton. – Hej, a pamiętasz, co jeszcze zawsze robiliśmy, jak byliśmy mali?
- Co? – Spojrzałam na niego pytająco.
- Kiedyś ciągle nosiłem cię na barana – odpowiedział, uśmiechając się do mnie szeroko. Po chwili zatrzymał się tuż przede mną, kucnął, złapał moje ręce i zarzucił je sobie na szyję.
- Duff, co ty robisz? – zapytałam, śmiejąc się z niego.
- Przypominam sobie stare, dobre czasy – odpowiedział, po czym chwycił mnie pod kolanami i podniósł się z powrotem do góry.
Szliśmy tak przez ulice Los Angeles, a ludzie mijali nas ze zdziwieniem wymalowanym na twarzach. To musiał być doprawdy zabawny widok. Prawie dwumetrowy koleś w kowbojkach z długimi, potarganymi blond włosami niósł uwieszoną mu na plecach jakąś drobną dziewczynę śmiejącą się do rozpuku i co chwilę czochrającą mu te jego tlenione kudły. Faktycznie poczułam się trochę jak za dobrych, starych czasów. Jakbyśmy nadal byli tylko dziećmi pragnącymi wyrwać się z rzeczywistości.
Tak doszliśmy aż do metra, którym dojechaliśmy na Sunset Strip. Oboje nie mieliśmy zamiaru wracać jeszcze do Hell House, toteż Duff zadecydował, że wpadniemy do Rainbow. Nie miałam nic przeciwko temu pomysłowi, więc oboje skierowaliśmy się w stronę baru.
Weszliśmy do środka przyciemnionego pomieszczenia i mieliśmy zamiar zająć stolik w rogu sali, przy którym ponoć zawsze siadali chłopaki. Okazało się jednak, że to miejsce było już zajęte i to nie przez byle kogo. Siedziała przy nim wielka burza brązowych loków żłopiąca Danielsa.

- Witam, panie Hudson – rzuciłam z uśmiechem, po czym dosiadłam się do chłopaka.
- O, cześć – odparł, odrywając usta od butelki. – Miło, że wpadliście – dodał od razu, uśmiechając się do mnie.
- Dlaczego siedzisz tutaj tak zupełnie sam? – zapytał Duff. – Gdzie zgubiłeś Pudla i Stradlina?
- No właśnie, cholera, nie wiem. Wszyscy gdzieś się dzisiaj nagle zmyli, a ja zostałem taki samotny. – Zrobił smutną minę. – No to przyszedłem tutaj – oznajmił i znowu przyssał się na chwilę do swojej butelki. -  O, a jeszcze wam powiem, że mam naprawdę świetną wiadomością. – Dodał zaraz. – Tylko jak na razie nie bardzo miałem komu ją przekazać.
- No, to dawaj, teraz masz szansę.
- No więc jakaś babka od Geffena dzwoniła zaraz po tym, jak wyszliście. No a że Adlerowi się nie chciało ruszyć dupy, a wiadomo, że Izzy nie za bardzo jest skory do jakichkolwiek rozmów, a już zwłaszcza telefonicznych, no i nikogo innego już nie było, to j a musiałem odebrać. – Trajkotał jak jakaś podjarana panienka. - No i jak już to zrobiłem, to ta babka zaczęła mi najpierw pieprzyć coś trzy po trzy, z kim to oni tam nie rozmawiali, czego nie podpisali i komu nie zapłacili, no i tak przez dobre pięć minut. – Pokręcił głową z dezaprobatą. – No! I jak już wreszcie skończyła, to się dowiedziałem o tej świetnej wiadomości. A więc panie i panowie... – Powiedział, mimo że miał obok siebie tylko mnie i Duffa. – Będziemy mieli nasz pierwszy prawdziwy teledysk! – Uśmiechnął się szeroko.
- Pierdolisz? - zapytał z niedowierzeniem McKagan, który nagle bardzo zainteresował się historią Saula. – To zajebiście!
- No właśnie wiem – powiedział Saul, rozkładając się na siedzeniu z błogim uśmiechem na ustach i pociągnął kolejnego łyka z butelki. – Mamy się niedługo z nimi spotkać, żeby uzgodnić szczegóły. Trzeba będzie jeszcze tylko powiadomić chłopaków. No i przede wszystkim Axla. To znaczy, o ile w końcu łaskawie pojawi się w domu.
McKagan od razu po tym poszedł do baru po Danielsa dla siebie. Zapytał mnie, czy też ma mi przynieść, ale ja odpowiedziałam, że chcę tylko jakieś słabe piwo. Ostatnio niespecjalnie miałam ochotę na alkohol, a już tym bardziej na mocniejszy. Pokiwał tylko głową i odszedł, zostawiając mnie samą z Hudsonem
- No a do której piosenki będzie ten teledysk? – zapytałam Slasha, chcąc bezpiecznie ominąć temat Rudzielca, który zaczął przed chwilą.
- Welcome to the Jungle, skarbiemówił o piosence, którą nagrywali, kiedy byłam u nich w studiu. - Pierwszy singiel, który chcemy wydać. To będzie naprawdę coś. Już od dawna mieliśmy gotową wizję tego teledysku. Idealnie będzie się zgrywał z piosenką. Wszystko będzie mocne, ostre, kontrowersyjne i zupełnie niekomercyjne – opowiadał o tym z niesamowitym zapałem i błyskiem w oku. – Cóż, ludzie albo to pokochają, albo znienawidzą, ale jednego jestem pewien - szczęki im opadną, jak to zobaczą.
Po sposobie, w jaki mówił, widać było, że bardzo mu na tym zależało i że wkładał w mnóstwo serca. Nie miałam pojęcia, jak będzie wyglądał ten teledysk, ale byłam przekonana, że jeśli chłopaki podejdą do tego z takim zapałem, to na pewno będzie rewelacyjny.
- A może chciałabyś w nim zagrać, co? – zapytał po chwili.
- Ja? – odparłam zdziwiona. – A co ja bym miała robić w waszym teledysku?
- Noo... W sumie to jeszcze nie wiem – zaśmiał się, po czym wyjął z kieszeni paczkę czerwonych Marlboro. – Ale z pewnością przyda nam się tam jakaś dziewczyna – powiedział, podsuwając mi paczkę fajek. – I to jeszcze w dodatku taka śliczna – dodał, kiedy brałam papierosa do ręki.
Zaśmiałam się, kręcąc przy tym lekko głową, po czym wyjęłam zapalniczkę z kieszeni i podpaliłam szluga.

- No, niech będzie – odparłam, uprzednio wdmuchując dym z ust. – W końcu co mi szkodzi. – Uśmiechnęłam się krzywo. – Ale żeby nie było, nie zamierzam się nigdzie rozbierać – dodałam po chwili.
- Hah, spokojnie – zaśmiał się Slash. – Duff by mnie prędzej zabił, niż pozwoliłby ci się rozbierać w naszym teledysku – powiedział i zaraz po tym odwrócił wzrok. – O wilku mowa. O, i nie tylko, jak widać.
Spojrzałam w tę samą stronę i faktycznie zobaczyłam Duffa z Danielsem w jednej ręce i piwem w drugiej, natomiast tuż za nim dostrzegłam jakąś dziewczynę. Była ubrana w czarną sukienkę i skórzaną kurtkę, a na jej głowie sterczały idealnie ułożone blond loki. Oczy miała pomalowane dość ciemno, podobnie do mnie, a z jej pociągniętych szminką ust wystawał papieros.
- Saul, przyprowadziłem ci znajomą – odezwał się blondyn, stawiając przyniesiony alkohol na stoliku.
Oh, jakaś koleżanka Slasha. A już myślałam, że Duff wybrał się na podryw.
- No cześć – powiedziała, po czym przysiadła się do nas.
- Witaj, Mary – przywitał się z nią Hudson i objął ją w pasie.
Ona z kolei wyjęła papierosa z ust, nachyliła się nad Slashem i lekko musnęła jego policzek swoimi wargami, a on obdarował ją uśmiechem i zaraz po tym szepnął jej coś na ucho. Mimo wszystko z pewnością nie byli parą. Widziałam już tyle różnych dziewczyn w towarzystwie Hudsona i reszty Gunsów, iż zaczęłam uznawać za normalne, że co chwilę jakaś laska dobiera im się do rozporka.
- Jesteś zajęty? – zapytała, kręcąc w palcach jego włosy i dmuchając mu dymem papierosowym w twarz.
- Hmm… Nie. W sumie to nie – odpowiedział jej po chwili, jakby zupełnie zapominając, że jeszcze przed chwilą rozmawialiśmy.
- Świetnie. – Uśmiechnęła się szeroko. – To idziemy do ciebie czy do mnie? – Przejechała mu dłonią po torsie.
- Eee… - Zerknął na mnie ukradkiem. - Chyba raczej do ciebie Wiesz, mamy gościa w domu.
- No to co? – zapytała, zdziwiona. – To chyba nie problem. U was zawsze są jakieś laski i nie tylko zresztą…
- Nie, eee… nie takiego gościa. Damę – wyraził się o mnie, mimo że moim zdaniem to do „damy” było mi daleko.
Dziewczyna wtedy spojrzała na mnie z ukosa, jakby nagle się zorientowała, że to właśnie o mnie mowa. Wyraz jej twarzy nie był wrogi, aczkolwiek miły też nie. Jej wzrok ukazywał raczej delikatne niezadowolenie.
- No, w porządku – zwróciła się zaraz do Slasha. – To idziemy? – zapytała, gasząc papierosa w popielniczce.
Saul uśmiechnął się tylko i zaraz wstał z miejsca, porywając przy tym w rękę butelkę Jacka.
- No, mili państwo, to ja was teraz niestety opuszczam. Miłego dnia życzę. – Zaśmiał się, pociągnął swoją Mary za sobą i już po chwili go nie było.
Ja jeszcze tylko dopiłam swoje piwo, Duff Danielsa, po czym również opuściliśmy lokal i tym razem skierowaliśmy się już prosto do Hell House. Woleliśmy przejść mniej zaludnionym terenem, więc od razu z Sunset skierowaliśmy się na Fountain Avenue, gdzie nie kręciło się aż tak dużo ludzi. Gdy rozglądałam się przed przejściem na skrzyżowaniu z Fairfax, mignęła mi przed oczami jakaś znajoma twarz. Odwróciłam się jeszcze raz w tamtą stronę i spostrzegłam czarnowłosego chłopaka stojącego pod ścianą jakiegoś budynku kilka metrów dalej. Miał na sobie czarny kapelusz i długi płaszcz w panterkę, a z jego ust jak zawsze wystawał papieros.
- Izzy! – zawołałam, kiedy przeszłam przez ulicę.

Stradlin momentalnie podniósł głowę do góry i zaczął się rozglądać dookoła. Machnęłam mu ręką i wtedy najwyraźniej mnie zauważył i również zaczął się kierować w naszą stronę.
- Hej stary. Gdzie cię dzisiaj wywiało? – zapytał Duff. - Slash się skarżył, że ty i Popcorn zostawiliście go samego.
- Dostałem dzisiaj trochę nowego towaru, to poleciałem jeszcze obskoczyć paru klientów – odparł, po czym rzucił papierosa na chodnik i przydeptał go. – A gdzie spotkaliście Hudsona? Chciałem mu odpalić jakąś działkę.
- Uważaj, bo cię znowu Axl opierdoli, jak tak będziesz ciągle handlował i walił te dragi – ostrzegał go Duff, ale po tonie jego głosu, wiedziałam, że też nie specjalnie przejmował się tym, co mówił Rudzielec. - Slash był w Rainbow, ale już go tam nie znajdziesz. Przyszła do niego Mary i najwyraźniej chciała się ruchać, więc poszli do niej.
- Taa, a bo ja wiem, która to ta Mary. Cholera, wszystkie mają tak samo na imię – rzucił i pokręcił głową. – No nic. Dam mu później. Idziecie teraz do domu?
- Tak – odpowiedziałam. – Idziesz z nami?
- W sumie umówiłem się jeszcze z Adlerem i powinienem… Albo dobra, nieważne. – Machnął ręką i we trójkę skierowaliśmy się do Hell House.
Gdy dotarliśmy, dom nadal stał pusty. Po wejściu do środka chłopaki tylko wzięli z kuchni butelki z Nightrainem, po czym Duff natychmiast rzucił się na kanapę, a Izzy na fotel obok z czarnym akustykiem w rękach i zaczął coś na nim brzdąkać. Nie mając nic lepszego do roboty, postanowiłam dołączyć do nich i rozłożyłam się na kanapie, kładąc głowę na kolanach blondyna. McKagan po jakimś czasie zaczął bawić się moimi włosami, ja natomiast leżałam i, słuchając, jak Izzy wygrywa na swojej gitarze jakąś spokojną melodię, rozmyślałam nad dzisiejszym, niezwykle przyjemnym dniem.

- Fajnie dzisiaj było – powiedziałam po chwili. – Mogłoby być tak codziennie. Ale niestety jutro będę musiała chyba wrócić do rzeczywistości. – Spojrzałam na Duffa ze smutkiem.
- Co masz na myśli, mała? – zapytał, przeplatając sobie przez palce kosmyk moich włosów.
- Wiesz przecież. Muszę znaleźć jakąś pracę. Ale jak sobie myślę, że znowu będę musiała chodzić po tych wszystkich podrzędnych klubach i barach… Yhh… - Wzdrygnęłam się. – Szczerze, nie mam na to najmniejszej ochoty.
- Z twoimi umiejętnościami wcale nie musisz – rzucił nagle Izzy, oczywiście nadal pochłonięty swoją gitarą.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – spytałam zaciekawiona i podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Tylko tyle, że wcale nie musisz pracować w żadnych podrzędnych miejscówkach – przestał na chwilę grać i tym razem spojrzał na mnie. - Tańczysz na tyle dobrze, że spokojnie by cię przyjęli do klubów, gdzie mogłabyś zarabiać naprawdę grubą kasę. My mamy znajomości w kilku takich miejscach, więc jak coś…
- Pierdol się Stradlin! – momentalnie przerwał mu Duff. – To są kluby ze striptizem! Ona nie będzie tam pracować!
- Ale to dobre kluby…
- Ale ze striptizem!
- No dobra, spokojnie. Ja tylko taką propozycję rzuciłem… - powiedział, po czym z powrotem wrócił do swojej gitary.
McKagan przewrócił na to oczami. Ja jedynie głośno westchnęłam i oparłam głowę o ramię Duffa. Nie mogłam robić sobie żadnych złudzeń. Bary podrzędne, niepodrzędne, kluby dobre, niedobre, ze striptizem czy bez – bez żadnego wykształcania to i tak było jedyne, na co miałam szanse. Praca w Hollywood to było tylko głupie marzenie małej, naiwnej dziewczynki, które już dawno odeszło w zapomnienie. Teraz jedyne, co się liczyło, to żeby zarobić.
- Ale w sumie to Izzy ma trochę racji – odezwał się po chwili blondyn.
- Tak? – zapytałam ze sporym zdziwieniem.
- Tak. No bo spójrzmy na fakty - umiesz przecież tańczyć, prawda? I dam głowę, że w dodatku lepiej niż każda tancerka w tych wszystkich klubach w L.A. Przeciętna z pewnością nie jesteś. Z twoimi umiejętnościami mogliby cię przyjąć zdecydowanie wyżej niż do jakichś pieprzonych klubów nocnych.
- Duff, to miłe z twojej strony, że tak twierdzisz… - zaczęłam i posłałam mu nikły uśmiech – ale spójrzmy prawdzie w oczy. Dostanie się do jakiejkolwiek porządnej grupy tanecznej jest cholernie trudne, a w L.A. już praktycznie graniczy z cudem. Wiesz, ile ludzi ma tu chęć na takie stanowisko jak ja?
- Ale ci ludzie nie są przyjaciółmi Guns N’ Roses. – Uśmiechnął się.
- A co to ma do rzeczy?
- Emmy, proszę, wiesz, ile my mamy teraz znajomości w tej branży? Wystarczy, że zrobimy o tak. – Pstryknął palcami. – I już będziesz miała pracę. Z łatwością możemy ci coś załatwić.
Pokręciłam głową z rozbawieniem i uśmiechnęłam się do niego.
- Duff, co ja bym bez ciebie zrobiła.

On już otwierał usta, żeby mi coś odpowiedzieć, ale w tym momencie nagle ktoś otworzył drzwi wejściowe. Wszyscy troje spojrzeliśmy w tamtą stronę i wtedy prawie stanęło mi serce.
_________________________________________________________________________________
          No i po moim powrocie z wakacji obiecany rozdział. Trochę musieliście poczekać, ale wreszcie jest. Wiem, że ogólnie miał być wczoraj (Perry, nie bij), ale nastąpiły pewne komplikacje. Mianowicie pierwotnie rozdział ten miał być znacznie dłuższy, ale doszłam do jedenastej strony i stwierdziłam, że to już przesada. Poza tym muzyka, która pasowała mi do początku tekstu, nie pasowała już do końcówki. No więc postanowiłam, że rozdzielę to na dwa rozdziały. Przez to ten może być trochę mniej ciekawy, a następny trochę krótszy, ale trudno.
          Jak wyszło z naszej ankiety większość głosów była na Izzy'ego, a następnie na Slasha, dlatego to właśnie ich jest więcej w tym rozdziale. Tylko dwa głosy na Adlera? Ej, no! Co jest? Dziękuję bardzo za aż 30 głosów. Nawet nie wiedziałam, że tyle osób czyta to opowiadanie.
          Następny rozdział będzie z pewnością niedługo, bo praktycznie cały jest już napisany, tylko muszę napisać ostatnią scenę i trochę go poprawić. Tak więc spodziewajcie się go już za kilka dni.
          Serdecznie pozdrawiam. :*

8 komentarzy:

  1. No, Perry już myślał, że się nie doczeka! A tu proszę! Nawet długi wyszedł. Ale Slaaaash *-* Tak. Jestem spełniona. Zdecydowanie bardzo. Zdecydowanie jestem na tak. I Adlera nie było. Hm... Gdzie moja hellhouse'owa mamusia? No, proszę. Klip. Ciekawe. A ja się chyba domyślam - kto stanął w drzwiach. Proste chyba. Ale trochę się pogubiłam w rozdziale. Był taaaki długi, a mi zdawało się, że czytam jedno zdanie kilka razy. Był taaaki długi, a mi zdawało się, że czytam jedno zdanie kilka razy. Był taaaki długi, a mi zdawało się, że czytam jedno zdanie kilka razy. O, Izzy. Izzy mój ulubiony dealer xd Mary, Mary, Mary. Wszystkie są takie same. No, coś w tym jest, nieprawdaż? ;) Ale musiała fajnie wyglądać >:D Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że za milutko im tam. Nie uważasz? A może jakąś fajną koleżankę byś znalazła Em?

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwww 😍😍😍
    Jak zawsze bosko ❤ i Duff... miałam ochotę zatrzymać się już na pierwszej scenie 💛💙💜
    Chyba każdy już wie: kto to stanoł w drzwiach...xd a już myślałam, że nie wróci i będzie tak fajnie i będzie Emff ❤❤❤
    A wgl kochana, to jestem z Cubie dumna, bo pracujesz nad interpunkcją 😘😘😘
    Te Twoje opowiadania mają magiczną moc. Przeczytasz rozdzialik i od razu masz lepsze humorek 😄
    ~NieszczęśliwieZakochana
    P.S. I ❤ EMFF

    OdpowiedzUsuń
  3. Awwww ❤.❤
    Jak zawsze bosko ❤ i Duff... miałam ochotę zatrzymać się już na pierwszej scenie ❤❤❤
    Chyba każdy już wie: kto to stanoł w drzwiach...xd a już myślałam, że nie wróci i będzie tak fajnie i będzie Emff ❤❤❤
    A wgl kochana, to jestem z Cubie dumna, bo pracujesz nad interpunkcją :* :* :*
    Te Twoje opowiadania mają magiczną moc. Przeczytasz rozdzialik i od razu masz lepsze humorek ^.^
    ~NieszczęśliwieZakochana
    P.S. I ❤ EMFF

    OdpowiedzUsuń
  4. No a więc korzystając z okazji że teraz czytam już Twoje opowiadanie na bieżąco, to postanowiłam że miło by było żebym je komentowała. A więc komentuje
    Bardzo lubię takie sielankowe, miłe momenty jak na początku, a wręcz uwielbiam wspominki któregoś z bohaterów.
    Bardzo się cieszę że chłopaki będą nagrywać swój pierwszy teledysk. Mam nadzieję, że będą mieli wiele radochy przy tym. Teraz tak siedzę i zastanawiam się jaką rolę w teledysku Welcome to the Jungle będzie grała Emma...
    Zaraz się zabiorę za dokładne obejrzenie klipu jeszcze raz xD
    Chyba każdy się spodziewa kto wszedł, a ja jeszcze na dodatek myślę że nie był sam, ale to tylko moje chore wymysły...
    No a więc pozdrawiam, życzę duże weny i czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Starlight melduje się z komentarzem! :D
    Ten początek, taka sielanka, normalnie aaaajjjjjj *.* Jakoś tak mi się lepiej na serduszku zrobiło, jak to czytałam :D <3
    Oni tacy beztroscy, nie martwiący się o nic, dosłownie jak dzieci :) i to właśnie było piękne, i to było wspaniałe :3

    Do domu (?) wszedł Axl, prawda? Czyli zapowiada się ich pierwsza konfrontacja... Oj, już się boję :D

    No i co? Czekam na następny! :D <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominowałam Cię do VBA i LBA. :)
    http://welcome-to-my-fucking-paradise.blogspot.com/2014/08/versatile-blogger-award-i-liebster.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej. Duff ma byc z Emmy. I juz. Bo ja tak mowie. XD
    Wiadomo kto w drzwiach. Ruda malpa. Nadtepny rozdzial moze byc ciekawy.
    Mary cholernie mi sie skojarzyla z Nancy. Po prostu. Nie wiem czemu.
    Rozdzial przyjemny, dlugosc akurat. Podoba mi sie c:
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie chce mi sie zakładać konta, a jestem tu z tobą od początku więc wypadałoby skomentować. Ten początek, świetny! Taki magiczny :) Świetnie piszesz, uwielbiam to opowiadanie, bardzo. :) No i czekam na kolejny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń

Proszę, jeśli czytasz, napisz komentarz. Nie musi być długi i piękny. Ważne, żeby był. Chcę jedynie wiedzieć, czy rozdział Ci się podobał, a jeśli nie, to dlaczego. Taka wiadomość od Ciebie daje mi nie tylko ogromną motywację do dalszego pisania, ale również informację, co i w jaki sposób powinnam w swojej twórczości poprawić. Każdy komentarz się liczy. Dziękuję.