Siedząc na
ciepłym piasku, zamknęłam oczy i rozkoszowałam się jasnymi promieniami słońca,
które przyjemnie ogrzewały moją skórę. Po chwili poczułam, jak woda obmywa moje
nogi, i uśmiechnęłam się delikatnie. Zaraz po tym zagłębiłam stopy w mokrym
piasku, a dłońmi zaczęłam wodzić po tym suchym, rysując na nim różne
niestworzone wzory i powoli przesypując sobie jego nagrzane drobinki między
palcami. Czułam, jak chwilowe podmuchy wiatru rozwiewają moje jak zawsze potargane
włosy.
Nie słyszałam nic prócz szumu oceanu i obijania się fal o brzeg. Czysta
poezja. Stan idealny.
Nagle poczułam,
jak ktoś ochlapuje mnie wodą.
-Duff! – wrzasnęłam,
momentalnie otwierając oczy. – Cholera, co ty wyprawiasz? – zapytałam,
zasłaniając twarz przed kroplami i śmiejąc się.
Po wyjściu z
Hell House McKagan zapytał mnie, gdzie mam ochotę się wybrać, a ja tylko chwilę
się zastanowiłam i już nie miałam wątpliwości. Jestem przecież w L.A. od tak
długiego czasu, a jeszcze ani razu tak naprawdę nie byłam na plaży. Wybór był
więc prosty i oczywisty. Duff najwyraźniej nie miał nic przeciwko, a nawet
wydawało się, że ten pomysł mu się spodobał.
- No co? Bawię
się! – odpowiedział, nadal na mnie chlapiąc. – No wstawaj! Nie siedź tak!
- Dzieciak! – rzuciłam,
zaraz jednak podniosłam się na nogi i dołączyłam do tej jego zabawy. – Jeśli
chcesz mnie zamoczyć, to najpierw musisz mnie złapać! – dodałam po chwili i
zaczęłam biec po brzegu przez wodę.
Blondyn
momentalnie podążył za mną, a ja biegłam przed siebie, nie zwracając nawet
uwagi na to, że zamoczyłam sobie praktycznie całe szorty. Śmiałam się tylko i,
odgarniając kosmyki włosów z twarzy, co chwilę odwracałam głowę do tyłu, żeby
sprawdzić, w jakiej odległości ode mnie był Duff. McKagan miał oczywiście dużo
dłuższe nogi ode mnie, co oznaczało również, że zdecydowanie szybciej biegał,
więc dogonienie mnie nie sprawiło mu większego problemu. Kiedy blondyn znalazł się
już dokładnie za moimi plecami, mocno chwycił mnie w pasie, po czym delikatnie
uniósł do góry i okręcił się dookoła. Potem jednak, ku mojemu nagłemu
przerażaniu, od razu zaczął się kierować dalej do wody.
- Duff! – krzyczałam,
wyrywając się mu. – Duff! Puść mnie! – Moje paniczne wrzaski były jednak
przerywane falami śmiechu. – Duff, co ty odwalasz? McKagan, do cholery jasnej! -
wrzeszczałam, starając się uwolnić się z jego uścisku.
Po chwili
naszej szarpaniny oboje wywaliliśmy się prosto do wody. Mimo to nie krzyczałam
na niego, głównie dlatego że byliśmy zbyt zajęci śmianiem się z całej tej
sytuacji. Co z tego, że oboje mieliśmy całe mokre ubrania, włosy i w ogóle
wszystko, co się dało. I tak było cudownie. Najlepiej od całego tego mojego
przyjazdu do L.A. To była po prostu czysta zabawa, nic więcej. Mogłam się
wyluzować, być po prostu sobą. A co najważniejsze, nie musiałam się absolutnie
nad niczym zastanawiać. Pierwszy raz od dawna mogłam po prostu nie myśleć. To był niesamowity stan.
Po wyjściu z
wody zaczęliśmy się przechadzać brzegiem oceanu, mocząc stopy w wodzie i
zostawiając na piasku ich ślady, które co chwilę były zmywane przez fale.
Wolnym krokiem szliśmy do przodu bez żadnego konkretnego celu. Słońce nadal
grzało, lekko świecąc mi w oczy, ale ignorowałam to, bo byłam po prostu
szczęśliwa. Nic teraz nie było w stanie znieść uśmiechu z mojej twarzy.
- Pamiętasz,
jak było kiedyś? – zapytał nagle Duff, patrząc się w przestrzeń z uśmiechem na
twarzy. – W Seattle?
- Taa… Fajnie
było być dzieckiem – odpowiedziałam, wracając pamięcią do tamtych lat.
- Też się
bawiliśmy tak, jak teraz. A pamiętasz jak kiedyś zwialiśmy na biwak nad rzekę,
nie mówiąc nic rodzicom?
Tak, pamiętałam
dokładnie te czasy. To było tuż po tym, jak tata się wyprowadził. Łapaliśmy
wtedy z Benem każdą okazję, żeby tylko wyrwać się z domu i nie musieć spędzać
ani chwili z naszą matką, zwłaszcza że wtedy realnie została prostytutką. Nie
ważne było gdzie, tylko żeby być jak najdalej od niej. Ciągle wtedy zwiewaliśmy
z domu, czasem nie było nas aż kilka dni i zdarzało się, że nawet nikogo to nie
obeszło. A co najlepsze, cały czas trzymaliśmy się razem – ja, Ben i Mike.
Nasza mała paczka rozrabiaków.
- Tak – odparłam
po chwili – Pierwszy raz w życiu rozbijaliśmy namiot i męczyliśmy się z tym
chyba ze dwie godziny – zaśmiałam się.
- A potem, jak
pływaliśmy w rzece, okazało się, że jesteś taka leciutka, że aż prąd cię porwał
i musieliśmy cię z Benem wyciągać z wody.
- I zgubiłeś
swoją ulubioną kostkę do gitary z czaszką. Szukaliśmy jej potem chyba przez pół
dnia, aż znalazłam ją w piasku.
- A ty wiesz,
że chyba nadal ją mam? – zawołał z entuzjazmem. – Na pewno leży gdzieś w moim
pokoju. Będę jej musiał potem poszukać – powiedział, przeczesując włosy palcami
i uśmiechając się nieznacznie, po czym razem z mną zaczął kierować się ku wyjściu
z plaży. – W ogóle to były fajne czasy – dodał, kiedy weszliśmy już na beton. –
Hej, a pamiętasz, co jeszcze zawsze robiliśmy, jak byliśmy mali?
- Co? –
Spojrzałam na niego pytająco.
- Kiedyś
ciągle nosiłem cię na barana – odpowiedział, uśmiechając się do mnie szeroko. Po
chwili zatrzymał się tuż przede mną, kucnął, złapał moje ręce i zarzucił je
sobie na szyję.
- Duff, co ty
robisz? – zapytałam, śmiejąc się z niego.
- Przypominam
sobie stare, dobre czasy – odpowiedział, po czym chwycił mnie pod kolanami i
podniósł się z powrotem do góry.
Szliśmy tak
przez ulice Los Angeles, a ludzie mijali nas ze zdziwieniem wymalowanym na
twarzach. To musiał być doprawdy zabawny widok. Prawie dwumetrowy koleś w
kowbojkach z długimi, potarganymi blond włosami niósł uwieszoną mu na plecach
jakąś drobną dziewczynę śmiejącą się do rozpuku i co chwilę czochrającą mu te
jego tlenione kudły. Faktycznie poczułam się trochę jak za dobrych, starych
czasów. Jakbyśmy nadal byli tylko dziećmi pragnącymi wyrwać się z rzeczywistości.
Tak doszliśmy
aż do metra, którym dojechaliśmy na Sunset Strip. Oboje nie mieliśmy zamiaru
wracać jeszcze do Hell House, toteż Duff zadecydował, że wpadniemy do Rainbow. Nie miałam nic przeciwko temu
pomysłowi, więc oboje skierowaliśmy się w stronę baru.
Weszliśmy do
środka przyciemnionego pomieszczenia i mieliśmy zamiar zająć stolik w rogu
sali, przy którym ponoć zawsze siadali chłopaki. Okazało się jednak, że to
miejsce było już zajęte i to nie przez byle kogo. Siedziała przy nim wielka
burza brązowych loków żłopiąca Danielsa.
- O, cześć – odparł,
odrywając usta od butelki. – Miło, że wpadliście – dodał od razu, uśmiechając
się do mnie.
- Dlaczego
siedzisz tutaj tak zupełnie sam? – zapytał Duff. – Gdzie zgubiłeś Pudla i
Stradlina?
- No właśnie,
cholera, nie wiem. Wszyscy gdzieś się dzisiaj nagle zmyli, a ja zostałem taki
samotny. – Zrobił smutną minę. – No to przyszedłem tutaj – oznajmił i znowu
przyssał się na chwilę do swojej butelki. - O, a jeszcze wam powiem, że mam naprawdę
świetną wiadomością. – Dodał zaraz. – Tylko jak na razie nie bardzo miałem komu
ją przekazać.
- No, to
dawaj, teraz masz szansę.
- No więc
jakaś babka od Geffena dzwoniła zaraz po tym, jak wyszliście. No a że Adlerowi
się nie chciało ruszyć dupy, a wiadomo, że Izzy nie za bardzo jest skory do
jakichkolwiek rozmów, a już zwłaszcza telefonicznych, no i nikogo innego już
nie było, to j a musiałem odebrać. – Trajkotał jak jakaś podjarana panienka. - No
i jak już to zrobiłem, to ta babka zaczęła mi najpierw pieprzyć coś trzy po
trzy, z kim to oni tam nie rozmawiali, czego nie podpisali i komu nie
zapłacili, no i tak przez dobre pięć minut. – Pokręcił głową z dezaprobatą. –
No! I jak już wreszcie skończyła, to się dowiedziałem o tej świetnej
wiadomości. A więc panie i panowie... – Powiedział, mimo że miał obok siebie
tylko mnie i Duffa. – Będziemy mieli nasz pierwszy prawdziwy teledysk! –
Uśmiechnął się szeroko.
- Pierdolisz?
- zapytał z niedowierzeniem McKagan, który nagle bardzo zainteresował się
historią Saula. – To zajebiście!
- No właśnie
wiem – powiedział Saul, rozkładając się na siedzeniu z błogim uśmiechem na
ustach i pociągnął kolejnego łyka z butelki. – Mamy się niedługo z nimi
spotkać, żeby uzgodnić szczegóły. Trzeba będzie jeszcze tylko powiadomić
chłopaków. No i przede wszystkim Axla. To znaczy, o ile w końcu łaskawie pojawi
się w domu.
McKagan od razu
po tym poszedł do baru po Danielsa dla siebie. Zapytał mnie, czy też ma mi
przynieść, ale ja odpowiedziałam, że chcę tylko jakieś słabe piwo. Ostatnio niespecjalnie
miałam ochotę na alkohol, a już tym bardziej na mocniejszy. Pokiwał tylko głową
i odszedł, zostawiając mnie samą z Hudsonem
- No a do
której piosenki będzie ten teledysk? – zapytałam Slasha, chcąc bezpiecznie
ominąć temat Rudzielca, który zaczął przed chwilą.
- Welcome to the Jungle, skarbie – mówił o piosence, którą nagrywali,
kiedy byłam u nich w studiu. - Pierwszy singiel, który chcemy wydać. To będzie
naprawdę coś. Już od dawna mieliśmy gotową wizję tego teledysku. Idealnie
będzie się zgrywał z piosenką. Wszystko będzie mocne, ostre, kontrowersyjne i
zupełnie niekomercyjne – opowiadał o tym z niesamowitym zapałem i błyskiem w
oku. – Cóż, ludzie albo to pokochają, albo znienawidzą, ale jednego jestem pewien
- szczęki im opadną, jak to zobaczą.
Po sposobie, w
jaki mówił, widać było, że bardzo mu na tym zależało i że wkładał w mnóstwo
serca. Nie miałam pojęcia, jak będzie wyglądał ten teledysk, ale byłam
przekonana, że jeśli chłopaki podejdą do tego z takim zapałem, to na pewno
będzie rewelacyjny.
- A może
chciałabyś w nim zagrać, co? – zapytał po chwili.
- Ja? – odparłam
zdziwiona. – A co ja bym miała robić w waszym teledysku?
- Noo... W
sumie to jeszcze nie wiem – zaśmiał się, po czym wyjął z kieszeni paczkę
czerwonych Marlboro. – Ale z pewnością przyda nam się tam jakaś dziewczyna – powiedział,
podsuwając mi paczkę fajek. – I to jeszcze w dodatku taka śliczna – dodał,
kiedy brałam papierosa do ręki.
Zaśmiałam się,
kręcąc przy tym lekko głową, po czym wyjęłam zapalniczkę z kieszeni i
podpaliłam szluga.
- No, niech
będzie – odparłam, uprzednio wdmuchując dym z ust. – W końcu co mi szkodzi. –
Uśmiechnęłam się krzywo. – Ale żeby nie było, nie zamierzam się nigdzie
rozbierać – dodałam po chwili.
- Hah,
spokojnie – zaśmiał się Slash. – Duff by mnie prędzej zabił, niż pozwoliłby ci
się rozbierać w naszym teledysku – powiedział i zaraz po tym odwrócił wzrok. –
O wilku mowa. O, i nie tylko, jak widać.
Spojrzałam w
tę samą stronę i faktycznie zobaczyłam Duffa z Danielsem w jednej ręce i piwem
w drugiej, natomiast tuż za nim dostrzegłam jakąś dziewczynę. Była ubrana w
czarną sukienkę i skórzaną kurtkę, a na jej głowie sterczały idealnie ułożone
blond loki. Oczy miała pomalowane dość ciemno, podobnie do mnie, a z jej
pociągniętych szminką ust wystawał papieros.
- Saul,
przyprowadziłem ci znajomą – odezwał się blondyn, stawiając przyniesiony
alkohol na stoliku.
Oh, jakaś
koleżanka Slasha. A już myślałam, że Duff wybrał się na podryw.
- No cześć – powiedziała,
po czym przysiadła się do nas.
- Witaj, Mary
– przywitał się z nią Hudson i objął ją w pasie.
Ona z kolei
wyjęła papierosa z ust, nachyliła się nad Slashem i lekko musnęła jego policzek
swoimi wargami, a on obdarował ją uśmiechem i zaraz po tym szepnął jej coś na
ucho. Mimo wszystko z pewnością nie byli parą. Widziałam już tyle różnych
dziewczyn w towarzystwie Hudsona i reszty Gunsów, iż zaczęłam uznawać za
normalne, że co chwilę jakaś laska dobiera im się do rozporka.
- Jesteś
zajęty? – zapytała, kręcąc w palcach jego włosy i dmuchając mu dymem
papierosowym w twarz.
- Hmm… Nie. W
sumie to nie – odpowiedział jej po chwili, jakby zupełnie zapominając, że
jeszcze przed chwilą rozmawialiśmy.
- Świetnie. –
Uśmiechnęła się szeroko. – To idziemy do ciebie czy do mnie? – Przejechała mu
dłonią po torsie.
- Eee… -
Zerknął na mnie ukradkiem. - Chyba raczej do ciebie Wiesz, mamy gościa w domu.
- No to co? – zapytała,
zdziwiona. – To chyba nie problem. U was zawsze są jakieś laski i nie tylko
zresztą…
- Nie, eee… nie
takiego gościa. Damę – wyraził się o mnie, mimo że moim zdaniem to do „damy”
było mi daleko.
Dziewczyna
wtedy spojrzała na mnie z ukosa, jakby nagle się zorientowała, że to właśnie o
mnie mowa. Wyraz jej twarzy nie był wrogi, aczkolwiek miły też nie. Jej wzrok
ukazywał raczej delikatne niezadowolenie.
- No, w
porządku – zwróciła się zaraz do Slasha. – To idziemy? – zapytała, gasząc
papierosa w popielniczce.
Saul
uśmiechnął się tylko i zaraz wstał z miejsca, porywając przy tym w rękę butelkę
Jacka.
- No, mili
państwo, to ja was teraz niestety opuszczam. Miłego dnia życzę. – Zaśmiał się,
pociągnął swoją Mary za sobą i już po chwili go nie było.
Ja jeszcze
tylko dopiłam swoje piwo, Duff Danielsa, po czym również opuściliśmy lokal i
tym razem skierowaliśmy się już prosto do Hell House. Woleliśmy przejść mniej
zaludnionym terenem, więc od razu z Sunset skierowaliśmy się na Fountain
Avenue, gdzie nie kręciło się aż tak dużo ludzi. Gdy rozglądałam się przed
przejściem na skrzyżowaniu z Fairfax, mignęła mi przed oczami jakaś znajoma
twarz. Odwróciłam się jeszcze raz w tamtą stronę i spostrzegłam czarnowłosego chłopaka
stojącego pod ścianą jakiegoś budynku kilka metrów dalej. Miał na sobie czarny
kapelusz i długi płaszcz w panterkę, a z jego ust jak zawsze wystawał papieros.
- Izzy! – zawołałam, kiedy
przeszłam przez ulicę.
Stradlin
momentalnie podniósł głowę do góry i zaczął się rozglądać dookoła. Machnęłam mu
ręką i wtedy najwyraźniej mnie zauważył i również zaczął się kierować w naszą
stronę.
- Hej stary.
Gdzie cię dzisiaj wywiało? – zapytał Duff. - Slash się skarżył, że ty i Popcorn
zostawiliście go samego.
- Dostałem
dzisiaj trochę nowego towaru, to poleciałem jeszcze obskoczyć paru klientów – odparł,
po czym rzucił papierosa na chodnik i przydeptał go. – A gdzie spotkaliście
Hudsona? Chciałem mu odpalić jakąś działkę.
- Uważaj, bo
cię znowu Axl opierdoli, jak tak będziesz ciągle handlował i walił te dragi – ostrzegał
go Duff, ale po tonie jego głosu, wiedziałam, że też nie specjalnie przejmował
się tym, co mówił Rudzielec. - Slash był w Rainbow,
ale już go tam nie znajdziesz. Przyszła do niego Mary i najwyraźniej
chciała się ruchać, więc poszli do niej.
- Taa, a bo ja
wiem, która to ta Mary. Cholera, wszystkie mają tak samo na imię – rzucił i
pokręcił głową. – No nic. Dam mu później. Idziecie teraz do domu?
- Tak – odpowiedziałam.
– Idziesz z nami?
- W sumie
umówiłem się jeszcze z Adlerem i powinienem… Albo dobra, nieważne. – Machnął
ręką i we trójkę skierowaliśmy się do Hell House.
Gdy
dotarliśmy, dom nadal stał pusty. Po wejściu do środka chłopaki tylko wzięli z
kuchni butelki z Nightrainem, po czym Duff natychmiast rzucił się na kanapę, a
Izzy na fotel obok z czarnym akustykiem w rękach i zaczął coś na nim brzdąkać.
Nie mając nic lepszego do roboty, postanowiłam dołączyć do nich i rozłożyłam
się na kanapie, kładąc głowę na kolanach blondyna. McKagan po jakimś czasie
zaczął bawić się moimi włosami, ja natomiast leżałam i, słuchając, jak Izzy
wygrywa na swojej gitarze jakąś spokojną melodię, rozmyślałam nad dzisiejszym,
niezwykle przyjemnym dniem.
- Fajnie
dzisiaj było – powiedziałam po chwili. – Mogłoby być tak codziennie. Ale
niestety jutro będę musiała chyba wrócić do rzeczywistości. – Spojrzałam na
Duffa ze smutkiem.
- Co masz na
myśli, mała? – zapytał, przeplatając sobie przez palce kosmyk moich włosów.
- Wiesz
przecież. Muszę znaleźć jakąś pracę. Ale jak sobie myślę, że znowu będę musiała
chodzić po tych wszystkich podrzędnych klubach i barach… Yhh… - Wzdrygnęłam
się. – Szczerze, nie mam na to najmniejszej ochoty.
- Z twoimi
umiejętnościami wcale nie musisz – rzucił nagle Izzy, oczywiście nadal
pochłonięty swoją gitarą.
- Co chcesz
przez to powiedzieć? – spytałam zaciekawiona i podniosłam się do pozycji
siedzącej.
- Tylko tyle,
że wcale nie musisz pracować w żadnych podrzędnych miejscówkach – przestał na
chwilę grać i tym razem spojrzał na mnie. - Tańczysz na tyle dobrze, że
spokojnie by cię przyjęli do klubów, gdzie mogłabyś zarabiać naprawdę grubą
kasę. My mamy znajomości w kilku takich miejscach, więc jak coś…
- Pierdol się
Stradlin! – momentalnie przerwał mu Duff. – To są kluby ze striptizem! Ona nie
będzie tam pracować!
- Ale to dobre
kluby…
- Ale ze
striptizem!
- No dobra,
spokojnie. Ja tylko taką propozycję rzuciłem… - powiedział, po czym z powrotem
wrócił do swojej gitary.
McKagan
przewrócił na to oczami. Ja jedynie głośno westchnęłam i oparłam głowę o ramię
Duffa. Nie mogłam robić sobie żadnych złudzeń. Bary podrzędne, niepodrzędne,
kluby dobre, niedobre, ze striptizem czy bez – bez żadnego wykształcania to i
tak było jedyne, na co miałam szanse. Praca w Hollywood to było tylko głupie
marzenie małej, naiwnej dziewczynki, które już dawno odeszło w zapomnienie.
Teraz jedyne, co się liczyło, to żeby zarobić.
- Ale w sumie
to Izzy ma trochę racji – odezwał się po chwili blondyn.
- Tak? – zapytałam
ze sporym zdziwieniem.
- Tak. No bo
spójrzmy na fakty - umiesz przecież tańczyć, prawda? I dam głowę, że w dodatku
lepiej niż każda tancerka w tych wszystkich klubach w L.A. Przeciętna z
pewnością nie jesteś. Z twoimi umiejętnościami mogliby cię przyjąć zdecydowanie
wyżej niż do jakichś pieprzonych klubów nocnych.
- Duff, to
miłe z twojej strony, że tak twierdzisz… - zaczęłam i posłałam mu nikły uśmiech
– ale spójrzmy prawdzie w oczy. Dostanie się do jakiejkolwiek porządnej grupy
tanecznej jest cholernie trudne, a w L.A. już praktycznie graniczy z cudem.
Wiesz, ile ludzi ma tu chęć na takie stanowisko jak ja?
- A co to ma
do rzeczy?
- Emmy,
proszę, wiesz, ile my mamy teraz znajomości w tej branży? Wystarczy, że zrobimy
o tak. – Pstryknął palcami. – I już będziesz miała pracę. Z łatwością możemy ci
coś załatwić.
Pokręciłam
głową z rozbawieniem i uśmiechnęłam się do niego.
- Duff, co ja
bym bez ciebie zrobiła.
On już
otwierał usta, żeby mi coś odpowiedzieć, ale w tym momencie nagle ktoś otworzył
drzwi wejściowe. Wszyscy troje spojrzeliśmy w tamtą stronę i wtedy prawie
stanęło mi serce.
_________________________________________________________________________________
No i po moim powrocie z wakacji obiecany rozdział. Trochę musieliście poczekać, ale wreszcie jest. Wiem, że ogólnie miał być wczoraj (Perry, nie bij), ale nastąpiły pewne komplikacje. Mianowicie pierwotnie rozdział ten miał być znacznie dłuższy, ale doszłam do jedenastej strony i stwierdziłam, że to już przesada. Poza tym muzyka, która pasowała mi do początku tekstu, nie pasowała już do końcówki. No więc postanowiłam, że rozdzielę to na dwa rozdziały. Przez to ten może być trochę mniej ciekawy, a następny trochę krótszy, ale trudno.
Jak wyszło z naszej ankiety większość głosów była na Izzy'ego, a następnie na Slasha, dlatego to właśnie ich jest więcej w tym rozdziale. Tylko dwa głosy na Adlera? Ej, no! Co jest? Dziękuję bardzo za aż 30 głosów. Nawet nie wiedziałam, że tyle osób czyta to opowiadanie.
Następny rozdział będzie z pewnością niedługo, bo praktycznie cały jest już napisany, tylko muszę napisać ostatnią scenę i trochę go poprawić. Tak więc spodziewajcie się go już za kilka dni.
Serdecznie pozdrawiam. :*
No, Perry już myślał, że się nie doczeka! A tu proszę! Nawet długi wyszedł. Ale Slaaaash *-* Tak. Jestem spełniona. Zdecydowanie bardzo. Zdecydowanie jestem na tak. I Adlera nie było. Hm... Gdzie moja hellhouse'owa mamusia? No, proszę. Klip. Ciekawe. A ja się chyba domyślam - kto stanął w drzwiach. Proste chyba. Ale trochę się pogubiłam w rozdziale. Był taaaki długi, a mi zdawało się, że czytam jedno zdanie kilka razy. Był taaaki długi, a mi zdawało się, że czytam jedno zdanie kilka razy. Był taaaki długi, a mi zdawało się, że czytam jedno zdanie kilka razy. O, Izzy. Izzy mój ulubiony dealer xd Mary, Mary, Mary. Wszystkie są takie same. No, coś w tym jest, nieprawdaż? ;) Ale musiała fajnie wyglądać >:D Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że za milutko im tam. Nie uważasz? A może jakąś fajną koleżankę byś znalazła Em?
OdpowiedzUsuńAwwww 😍😍😍
OdpowiedzUsuńJak zawsze bosko ❤ i Duff... miałam ochotę zatrzymać się już na pierwszej scenie 💛💙💜
Chyba każdy już wie: kto to stanoł w drzwiach...xd a już myślałam, że nie wróci i będzie tak fajnie i będzie Emff ❤❤❤
A wgl kochana, to jestem z Cubie dumna, bo pracujesz nad interpunkcją 😘😘😘
Te Twoje opowiadania mają magiczną moc. Przeczytasz rozdzialik i od razu masz lepsze humorek 😄
~NieszczęśliwieZakochana
P.S. I ❤ EMFF
Awwww ❤.❤
OdpowiedzUsuńJak zawsze bosko ❤ i Duff... miałam ochotę zatrzymać się już na pierwszej scenie ❤❤❤
Chyba każdy już wie: kto to stanoł w drzwiach...xd a już myślałam, że nie wróci i będzie tak fajnie i będzie Emff ❤❤❤
A wgl kochana, to jestem z Cubie dumna, bo pracujesz nad interpunkcją :* :* :*
Te Twoje opowiadania mają magiczną moc. Przeczytasz rozdzialik i od razu masz lepsze humorek ^.^
~NieszczęśliwieZakochana
P.S. I ❤ EMFF
No a więc korzystając z okazji że teraz czytam już Twoje opowiadanie na bieżąco, to postanowiłam że miło by było żebym je komentowała. A więc komentuje
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie sielankowe, miłe momenty jak na początku, a wręcz uwielbiam wspominki któregoś z bohaterów.
Bardzo się cieszę że chłopaki będą nagrywać swój pierwszy teledysk. Mam nadzieję, że będą mieli wiele radochy przy tym. Teraz tak siedzę i zastanawiam się jaką rolę w teledysku Welcome to the Jungle będzie grała Emma...
Zaraz się zabiorę za dokładne obejrzenie klipu jeszcze raz xD
Chyba każdy się spodziewa kto wszedł, a ja jeszcze na dodatek myślę że nie był sam, ale to tylko moje chore wymysły...
No a więc pozdrawiam, życzę duże weny i czekam na następny rozdział :D
Starlight melduje się z komentarzem! :D
OdpowiedzUsuńTen początek, taka sielanka, normalnie aaaajjjjjj *.* Jakoś tak mi się lepiej na serduszku zrobiło, jak to czytałam :D <3
Oni tacy beztroscy, nie martwiący się o nic, dosłownie jak dzieci :) i to właśnie było piękne, i to było wspaniałe :3
Do domu (?) wszedł Axl, prawda? Czyli zapowiada się ich pierwsza konfrontacja... Oj, już się boję :D
No i co? Czekam na następny! :D <3
Nominowałam Cię do VBA i LBA. :)
OdpowiedzUsuńhttp://welcome-to-my-fucking-paradise.blogspot.com/2014/08/versatile-blogger-award-i-liebster.html
Ojej. Duff ma byc z Emmy. I juz. Bo ja tak mowie. XD
OdpowiedzUsuńWiadomo kto w drzwiach. Ruda malpa. Nadtepny rozdzial moze byc ciekawy.
Mary cholernie mi sie skojarzyla z Nancy. Po prostu. Nie wiem czemu.
Rozdzial przyjemny, dlugosc akurat. Podoba mi sie c:
Weny!
Nie chce mi sie zakładać konta, a jestem tu z tobą od początku więc wypadałoby skomentować. Ten początek, świetny! Taki magiczny :) Świetnie piszesz, uwielbiam to opowiadanie, bardzo. :) No i czekam na kolejny rozdział :3
OdpowiedzUsuń