niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 9: Ten znajomy blask...

Siedziałem na łóżku w swoim pokoju i brzdąkałem coś na basie, próbując uspokoić myśli. Powinienem był się już niby zbierać, w końcu mieliśmy jeszcze dzisiaj iść do studia, ale po prostu nie byłem w stanie nic ze sobą zrobić. To wszystko nie dawało mi spokoju już od kilku dni. Teraz jednak byłem już prawie pewien, że to ona. Nie mogło być inaczej, wszystko na to wskazywało - imię, miejsce zamieszkania, życiorys... To na pewno była ta Emmy. Ale czy ona też zdawała sobie sprawę z tego, że ja to tak naprawdę Michael McKagan, ten sam, który kiedyś był jej najlepszym przyjacielem? A co jeśli nie? Jeśli ona nadal niczego się nie domyślała? Jak ja miałem jej to, do cholery, powiedzieć? Przecież nie mogłem jej tak po prostu zaczepić i powiedzieć – Hej, Emmy, nie wiem, czy pamiętasz, ale jak byliśmy mali, to byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. To by było bez sensu. Prędzej by chyba pomyślała, że ześwirowałem, niż by mi uwierzyła. Co ja miałem w takim razie zrobić?
Już pierwszego dnia, kiedy ją zobaczyłem, coś we mnie drgnęło, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, o co chodziło. Po prostu nie mogłem przestać na nią patrzeć. A to wszystko dlatego, że byłem przekonany, że skądś ją znam. To, że widziałem w niej tą samą małą dziewczynkę, jaką była kiedyś. 
Cholera jasna, jak ja strasznie za nią tęskniłem. Ile bym teraz dał, żeby móc ją tak po prostu przytulić, tak jak kiedyś...
- Duff, odłóż wreszcie tę gitarę i zapierdalaj na dół! – wrzasnął Slash po tym, jak dosłownie przed ułamkiem sekundy wparował mi do pokoju.
- Nie drzyj, kurwa, tej japy. Stoisz prawie przede mną, słyszę przecież – odpowiedziałem mu, zły, że przerywał mi przy rozmyślaniu na tak ważny temat.
- Dobra, już się tak nie wściekaj – odparł jakby urażonym głosem. - Stradlin powiedział, żebym ci kazał zejść, bo się spóźnimy do studia.
- No to przecież idę, nie widzisz? – powiedziałem, wstając, po czym sięgnąłem po skórzaną kurtkę, zawieszoną na krześle obok, i nałożyłem ją na siebie. – Niech on się lepiej martwi o Axla, a nie o mnie.
- Taa, właśnie idę do tego buraka, bo on chyba jeszcze też nie ruszył dupy z wyrka – odparł, po czym szybko zniknął w dalszej części korytarza.
Ja tylko wzniosłem oczy do nieba, po czym również wyszedłem z pokoju i, tak jak kazał szanowny panicz Stradlin, zszedłem na dół. Tam czekał już Steven ze swoim wiecznym zacieszem na ryju, no i oczywiście Izzy.
- No i gdzie się wam tak niby spieszy? Przecież mamy jeszcze czas.
Izzy tylko wzruszył ramionami i odpalił papierosa, a Adler nadal nie przestawał się cieszyć. Ja czasami nie rozumiem tych ludzi... I że to niby ja jestem idiotą?
- Ej, chłopaki, nie wiecie może, gdzie jest Axl? – usłyszeliśmy nagle z góry.
- Mówiłeś, że ponoć jest u siebie – odparłem, wzruszając ramionami.
- Tak, no, tyle że właśnie... tam go nie ma – powiedział Saul, schodząc po schodach. – No i w łazience też go nie ma... No i ogólnie w całym domu go nie ma.
- Pierdolę, znowu gdzieś polazła ta jebana wiewióra... – westchnąłem.
                – Dobra, nieważne – odezwał się wreszcie Izz. - Miejmy nadzieję, że spotkamy się z nim na miejscu. Zawijać dupy w troki i idziemy.

***

Stałam właśnie w łazience przed lustrem i miałam zamiar wysuszyć włosy. Niestety, musiałam się trochę namęczyć, zanim suszarka wreszcie zaczęła działać. W końcu jednak jakimś cudem udało mi się ją włączyć i mogłam wysuszyć moje kudły. Lily w tym czasie siedziała na brzegu wanny i, spalając papierosa, nawijała jak szalona.
- Jeju, to wszystko jest takie strasznie słodkie!
- Taa, może i słodkie, sama zresztą nie wiem... – odparłam, nadal męcząc się nad tym, żeby moje włosy faktycznie przypominały włosy.
- Nie gadaj, to jest mega słodkie! Jeszcze nigdy w życiu nie słyszałam, żeby Axl zachowywał się tak w stosunku do kogokolwiek. Widać, że strasznie mu się podobasz! Jeju, jak ja ci zazdroszczę!
- Nie zazdrość tak. Jest pomiędzy nami dobrze, ale nie przesadzajmy...
- Och! Przestań już i przyznaj się wreszcie, że go lubisz! – zawołała, uśmiechając się do mnie.
- Lubię go, ale ja... sama w sumie nie wiem... To takie dziwne...
- No to mów w takim razie, co ci się tam kłębi w tym twoim łbie – powiedziała, po czym oprała łokcie na kolanach i wlepiła we mnie oczy, czekając, aż coś powiem.
Westchnęłam cicho, po czym przeniosłam wzrok z powrotem na lustro.
- Nie wiem w sumie – zaczęłam po chwili. - Kiedy jestem z nim, tak dziwnie się czuję i zaczynam się uśmiechać jakoś niekontrolowanie. Jakoś tak... No nie wiem... Czuję się po prostu dobrze. Lubię z nim przebywać, lubię na niego patrzeć. Kiedy jest przy mnie, czuję takie dziwne coś... czego nie potrafię opisać. To tak jakby... takie no... wewnętrzne ciepło. I zawsze kiedy mnie dotyka, to tak jakby...  jakby ktoś raził mnie prądem. Tylko, no wiesz... takim przyjemnym prądem. I w ogóle... no czuję się tak.. no... eh, to bez sensu – podsumowałam ostatecznie całą moją wypowiedź.
- O. M ó j. B o ż e. – powiedziała wtedy Lily z gigantycznym uśmiechem na twarzy, prawie jak u Stevena. – Ty... ty się chyba... Haha! Tak! O cholerna jasna, ty się zakochałaś! – wrzasnęła i o mało nie wpadła przy tym do wanny. – Haha! Tak, tak! Zakochałaś się! Zakochałaś się w Axlu!
- Co? Że co proszę? – zapytałam i spojrzałam na nią wzrokiem w stylu WTF?. – Ja... Nie, no co ty. Ja się wcale nie zakochałam. Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Haha! No jak to skąd? Przecież to widać, słychać i czuć! Wpadłaś po uszy, mała! Nie wygrzebiesz się już z tego! To jest najprawdziwsza miłość!
- Miłość? – zapytałam, trochę wątpiąc w to, czy ona na pewno wie, o czym mówi. – Miłość, miłość, miłość... Co się z tego niby ma? Absolutnie n i c – podsumowałam jej wypowiedź.
- Oj, no co ty? Wcale, że nie! Skąd w tobie tyle chłodu i obojętności? Mówisz normalnie tak, jakbyś nigdy nie była zakochana... – Zaśmiała się pod nosem.
Spojrzałam wówczas w lustro prosto na swoją twarz, która nagle jakoś posmutniała. Lily miała rację - nigdy nie byłam zakochana. Nie miałam pojęcia, jak to jest. Zawsze byłam sama; nigdy nie miałam nikogo, kogo mogłabym traktować w ten sposób; nikogo, kto mógłby mnie kochać szczerą, prawdziwą miłością. Nigdy. Może dlatego tak się jej wewnętrznie bałam, tak bałam się dotyku. A może wręcz przeciwnie - pragnęłam strasznie jednego i drugiego, ale uważałam, że i tak nie mogę tego dostać?
Nagle mała, pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
- Emmy, czy ty... – nie dokończyła jednak, bo odwróciłam się w jej stronę i zobaczyła, że płakałam. - O matko... Ja... Emmy.. ja przepraszam... – wydukała cicho, po czym szybko do mnie podeszła i mocno mnie przytuliła. – Wiesz dobrze, że nie chciałam cię urazić. Strasznie przepraszam. Powinnam się ugryźć w język, zamiast tyle gadać.
- Nie, nie... ty... Ty, masz rację... Ja nie wiem, co to znaczy być zakochaną... Nie mam zielonego pojęcia - wydukałam, pociągając nosem. – A, co najgorsze, chyba zawsze bardzo tego chciałam, ale... nigdy nie potrafiłam...  nie potrafiłam nikomu zaufać do tego stopnia... Nie umiałam się otworzyć. Za bardzo się bałam... A zawsze chciałam, żeby ktoś mnie tak strasznie pokochał. Tak naprawdę...  – spojrzałam na jej twarz, mimo że łzy skutecznie mi to uniemożliwiały. - Chciałam mieć kogoś, dzięki komu mogłabym być szczęśliwa... tyle że podświadomie wiedziałam, że to i tak niemożliwe.
- Oj, Emmy, ależ oczywiście, że możliwe! I to jeszcze jak! No już, nie płacz kochana, proszę cię, bo ja zaraz też zacznę płakać – powiedziała, po czym nagle mnie puściła i usiadła na podłodze pod ścianą. – No chodź tutaj do mnie.
Usiadłam obok niej, a ona wtedy mocno mnie przytuliła. Położyłam głowę na jej ramieniu i również się w nią wtuliłam.
- Uwierz mi, wszystko będzie dobrze, naprawdę – kontynuowała. – Zapomnij o przeszłości, ważne jest to, co jest teraz. A teraz naprawdę masz szansę, żeby być szczęśliwa. Zobacz, jak Axl się dla ciebie stara. Jesteś dla niego bardzo ważna, serio. Możecie być razem naprawdę szczęśliwi. Ty możesz być szczęśliwa. Tylko musisz dopuścić do siebie tą myśl; musisz się otworzyć - pozwolić sobie go pokochać i pozwolić jemu... Jestem przekonana, że wtedy wszystko potoczy się w dobrym kierunku. Serio.
Po tym przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, nadal do siebie przytulone.
- Lily? – odezwałam się w końcu.
- Tak, kochana?
- Dziękuje. Dziękuje ci za to, że jesteś. Jeszcze nigdy w życiu nie miałam prawdziwej przyjaciółki. A teraz dzięki tobie nareszcie ją mam. Dziękuje ci.
- Oj, ależ nie ma za co, naprawdę. Nie mogłabym w końcu nie zaprzyjaźnić się z taką świetną dziewczyną ja ty – dodała i uśmiechnęła się, a ja momentalnie odwzajemniłam ten gest.
Wtedy nagle usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi, które oznaczało, że ktoś najwyraźniej wszedł właśnie do mojego mieszkania. Delikatnie wychyliłam głowę w kierunku salonu, by zobaczyć, kim była ta osoba, choć podświadomie i tak to wiedziałam. Po chwili w progu łazienki stanął oczywiście nie kto inny, tylko Axl. Jego widok od razu spowodował uniesienie się kącików moich ust jeszcze wyżej niż wcześniej.
- Cześć, dziewczyny – przywitał się z uśmiechem na ustach, po czym oparł się bokiem o framugę i zaczął się nam przyglądać. – Co wy tak siedzicie na tej podłodze?
- A tak jakoś wyszło – odparła Lily, śmiejąc się delikatnie. – No to ja... ja już chyba będę lecieć, bo muszę... ten, no... eee... O właśnie, muszę ugotować Nicholasowi obiad! – prawie wykrzyknęła, jakby nagle ją olśniło. – No, to żegnam was, papa – powiedziała, po czym w mgnieniu oka wstała i już po chwili jej nie było.
Axl natomiast podszedł do mnie i wyciągnął rękę w moim kierunku, żeby pomóc mi się podnieść. Następnie przysunął się do mnie bliżej i mocno mnie przytulił, a ja położyłam głowę na jego ramieniu. To było dokładnie to, czego potrzebowałam w tamtej chwili; żeby znowu poczuć się dobrze w jego ramionach. To w jakiś dziwny sposób ukoiło moje myśli.
- To co, idziemy do tego waszego studia? – zapytałam, kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy.
- Spokojnie, mamy jeszcze trochę czasu. W końcu beze mnie nie zaczną – powiedział z szelmowskim uśmieszkiem na ustach, po czym objął mnie w pasie i wyszliśmy z łazienki. - Możemy się przejść na spacer – zasugerował i z nadzwyczajną czułościom pocałował mnie w policzek, a mi znowu zrobiło się tak przyjemnie ciepło. Lily chyba miała rację...

***

Kolejna butelka Danielsa z trzaskiem rozbiła się o ścianę.
- Kurwa, Slash! – wrzasnął Izzy, podnosząc głowę z nad stolika. – Opanuj się trochę, bo zaraz nas stąd wyjebią.
- No co? Co ja poradzę, że mi się nudzi? – odpowiedział Hudson, wzruszając ramionami. – To przecież nie moja wina, że Rose jeszcze nie przyszedł. Czy ta durna, ruda małpa nie mogłaby chociaż raz przyjść gdzieś na czas? Chyba go normalnie zapierdolę, jak tu przyjdzie!
- Dobra, wszystko jedno – westchnął Stradlin, kręcąc głową, i ponownie zabrał się za formowanie białej, cienkiej kreski na stoliku. Obok niego miejsce zajmował Steven, który dla odmiany swoją kreskę właśnie wciągał. Patrząc na jego wyraźnie powiększone źrenice, można było jasno stwierdzić, że nie była to pierwsza tego dnia. Duff z kolei rozłożył się na miękkim dywanie po środku pokoju i otwierał akurat nową butelkę wódki, bo poprzednia niestety leżała już pusta obok niego. Biorąc pod uwagę ten fakt, blondyn słabo już kontaktował. Slash oczywiście, nie wiadomo, w jaki sposób, zdążył już skołować sobie dwie dziewczyny do towarzystwa i właśnie zabawiał się z nimi na kanapie, co jakiś czas popijając sobie Danielsa i rozwalając to nowe butelki o ścianę.
 Pomimo tego, że wszyscy już od niemal godziny czekali na Axla, ogólnie bawili się całkiem nieźle. Zapowiadało się jednak na to, że jeśli Rose nie zjawi się za chwilę, to żaden z Gunsów nie będzie już w stanie nagrać nawet krótkiego riffu. Najwidoczniej nikt jednak na razie o tym nie myślał i wszyscy kontynuowali wcześniej wspomniane czynności.
Nagle jednak drzwi od studia otworzyły się. Wszyscy, wyłączając jedynie Duffa, bo ten leżał już schlany na podłodze, skierowali wzrok w tamtą stronę i, ku swojemu zaskoczeniu, ujrzeli uśmiechniętego Rose’a w towarzystwie drobnej, ciemnowłosej dziewczyny.

***

                Weszliśmy do jakiegoś małego pomieszczenia i poprzedni uśmiech Axla momentalnie zniknął. Zamiast tego zamienił się raczej w złość. Rozejrzałam się wówczas dookoła i doszłam do wniosku, że nie przypominało to studia nagraniowego, tylko raczej mini imprezę. Rudzielcowi najwidoczniej się to nie spodobało.
- Co wy tu, kurwa, odpierdalacie?! Przecież mieliśmy nagrywać następną piosenkę! A wy tu sobie, kurwa, jakąś imprezę robicie?!
- No właśnie. M i e l i ś m y nagrywać – odparł na to Slash – ale ciebie jak zwykle nie było, bo widocznie masz gdzieś całą naszą karierę.  A my tu siedzimy już chyba od jakiejś jebanej godziny i czekamy na ciebie. Musieliśmy sobie w końcu znaleźć jakieś zajęcie.
- Pierdolę, kurwa! Jak ja mam współpracować z takimi ludźmi?! – darł się nadal Rose, jakby w ogóle nie słyszał, co przed chwilą mówił do niego Saul. – Czy do was to jeszcze, kurwa, nie dotarło?! Przecież mieliśmy się wszyscy ogarnąć i przystopować z używkami! A wy co tu, kurwa, robicie?! – Tutaj nagle przeniósł wzrok na stolik, na którym leżał jakiś biały proszek, a następnie na czarnowłosego. – Izzy, kurwa, czy chociaż ty nie mogłeś tego wszystkiego doprowadzić do porządku?!
- Wybacz, stary, ale wszyscy chcieli już wracać do domu, więc to chyba i tak dobrze, że jeszcze w ogóle tu na ciebie czekaliśmy – odparł ze spokojem, ale jednocześnie lekkim zmęczeniem w głosie. – Czy ty się musisz zawsze, kurwa, spóźniać?
 - Pierdolę, nie wyrobię z wami! – wrzasnął Rudzielec, po czym znowu rozejrzał się dookoła i tym razem jego wzrok padł na dwie dziewczyny siedzącego obok Slasha. – A te dwie co tu, kurwa, robią?! Wypierdalać stąd!
One jednak nic sobie nie robiły z jego krzyków i to był bardzo duży błąd z ich strony. Po chwili widziałam tylko, jak Rose wytargał je z pomieszczenia prawie za włosy i dosłownie wyrzucił za drzwi.
- Jasne, kurwa! – krzyknął wówczas Slash. – Wywalaj je, no przecież! Bo ja to już sobie, kurwa, nie mogę żadnych lasek przyprowadzać, ale ty to oczywiście!
Rose jednak totalnie go olał, bo teraz jego wzrok przykuł Duff, który aktualnie przebywał na podłodze. Wyglądał, jakby w ogóle nie wiedział, gdzie jest i co się dzieje, mimo to butelka wódki nadal trzymała się w jego dłoni.
- Duff! A ty co, kurwa, odpierdalasz?! Podnoś się z tej podłogi!
Blondyn tylko wymamrotał coś niewyraźnie, po czym pociągnął kolejnego łyka ze swojej flaszki.
- Jebany alkoholiku, czy ty musisz chodzić wiecznie nachlany?! – wrzasnął, po czym wyrwał mu butelkę z rąk i z całej siły cisnął nią o ścianę.
W tej chwili przypomniał mi się dzień, w którym ich poznałam i ten sam wściekły Axl, którego tak się wtedy przestraszyłam. Szczerze mówiąc, teraz byłam już chyba wystraszona niemniej. Stałam tylko cicho pod ścianą i obserwowałam całą sytuację.
Rose podniósł Duffa z podłogi, co było naprawdę niemałym wyczynem, bo chłopak nie należał do najmniejszych. Następnie zaciągnął go do łazienki, znajdującej się tuż obok. Tam stanął obok umywalki, po czym włożył do niej głowę blondyna prosto pod strumień zimnej wody. Pewnie miał nadzieję, że to go trochę otrzeźwi, skutek był jednak marny, bo kiedy w końcu odstawił chłopaka, ten tylko zawył coś niewyraźnie pod nosem, po czym osunął się pod ścianę. W tamtej chwili Axlowi widocznie nerwy puściły już na całego, bo nagle z całej siły przyłożył mu w twarz. Blondyn chyba nagle zaczął trochę kontaktować, bo złapał się za policzek, w który przed chwilą oberwał. Rudemu to jednak nie wystarczyło i wymierzył kolejny cios, a za nim następny i następny, normalnie jakby musiał się na kimś wyżyć. Zaczęłam się wówczas poważnie martwić o to, czy Duffowi nic się nie stanie. Myślałam nawet nad tym, żeby sama powstrzymać Axla, ale w końcu okazało się to zbędne.
- Nie bij mnie... – wymamrotał cicho blondyn. – Ja wcee-ale nie jestem... pijany.
- Nie no, kurwa, w ogóle! – odparł na to Rose. – To ciekawe, że ledwo trzymasz się na nogach.
- Noo.. Przeee-ecież się trzymam... – powiedział, po czym stanął na nogi o własnych siłach, bez pomocy ściany, nadal jednak trochę się chwiejąc.
- Nie wciskaj mi kitów!  Ile ty dzisiaj wypiłeś?! Przecież tam leży tylko jedna butelka, a drugą rozwaliłem... Nie powiesz mi chyba, że tak się schlałeś po jednej butelce?
- Ja.. wyyy-ypiłem jeszcze jedną rano – przyznał się blondyn.
- Świetnie! – krzyknął Axl, podnosząc przy tym ręce do góry. – Nie ma to jak zaczynać dzień od wódki! Kurwa, no... – wypowiedział już nieco ciszej, a ja miałam nadzieję, że jego złość trochę osłabła. – Dobra, chrzanić to. Będziesz w stanie coś w ogóle nagrać?
- No oczywiście, że tak – zaczął pewnie Duff. – Przeee-ecież my nigdy nie gramy na trzeźwo.
- No niestety wiem – odparł Rudzielec i pokręcił głową z dezaprobatą, po czym wyszedł z łazienki. – Chłopaki, a wy?
- No przecież, w końcu po to tu przyszliśmy, nie? – odparł Steven z szerokim uśmiechem na ustach.
- No dobra... To w takim razie bierzemy się do roboty! – oświadczył Axl z pewną ulgą w głosie, a następnie zwrócił się w moją stronę. – Chodź, mała. –  Posłał mi półuśmiech i chwycił mnie za rękę
W tym prawdziwym studiu było jedno małe pomieszczenie z kilkoma krzesłami i konsoletą, a za szybą trochę większe, w którym stały instrumenty. Usiadłam na jednym z tamtych krzeseł, obok paru mężczyzn, którzy obsługiwali cały sprzęt. Chłopaki weszli do środka, wymienili ze sobą kilka zdań i przygotowali swoje instrumenty. Najpierw zrobili „krótką” próbę dźwięku, która w rzeczywistości nie była niestety wcale taka krótka. Ciągle poprawiano suwaki na konsolecie, żeby uzyskać właściwe brzmienie. W końcu jednak zaczęło się prawdziwe nagrywanie. Pierwszy zaczął grać Slash, a zaraz potem dołączyła do niego reszta zespołu i do moich uszu dotarła melodia ostrej, hard rockowej piosenki ze świetnymi, oryginalnymi riffami. Po chwili do akcji wszedł Axl ze swoim wokalem i... w tym momencie prawie zaparło mi dech w piersiach. W jednej sekundzie przekonałam się, że wcale nie kłamał - jego głos rzeczywiście był fenomenalny. Ostry, skrzekliwy, zupełnie inny niż ten, którym mówił na co dzień. Świetnie zgrywał się z całością. Ponadto, kiedy śpiewał, wyglądał jakby przenosił się do innego świata. Doskonale było widać, że wszyscy członkowie zespołu kochają to, co robią, i robili to świetnie. Nawet nie odczułam tego, jak dużo czasu poświęcili na nagrywanie, tak wciągnęła mnie ich niesamowita muzyka, która była tak strasznie inna od tego wszystkiego, co jak dotąd znałam. Chyba słuchając, jak grają, też przeniosłam się do innego świata...
- No to ten utwór chyba to mamy już gotowy – powiedział w końcu jeden z dźwiękowców. – Świetna robota chłopaki! Jesteście zajebiści!
Po chwili wszyscy odłożyli swoje instrumenty i zaczęli się zbierać do wyjścia. Axl otworzył drzwi i już kierował się w moją stronę z uśmiechem na twarzy, kiedy nagle Slash zapytał ze śmiechem:
- Hej, i jak McKagan? Wytrzeźwiałeś w końcu?
Kiedy to usłyszałam, o mało nie padłam na ziemię; totalnie znieruchomiałam i ledwo co mogłam oddychać. Nagle jakby przestało się liczyć wszystko dookoła. W głowie huczało mi tylko jedno słowo - McKagan. Czy on naprawdę wypowiedział to nazwisko? O mój boże, naprawdę?
- Co... do powiedziałeś? – zapytałam drżącym głosem.
- Zapytałem się tylko, czy wytrzeźwiał – odparł na to mulat, wzruszając ramionami.
- Nie to, to wcześniej.
- McKagan? – spytał, jakby nie do końca rozumiejąc, o co mi chodzi.
- I... do kogo to było?
- No jak to, do kogo? – zdziwił się. – To przecież oczywiste, że do naszego alkoholika, Duffy’ego. W końcu to jego nazwisko, nie?
Wtedy ja spojrzałam na Duffa, a on na mnie tymi swoimi zielonymi oczami i nagle jakby mnie olśniło. Już wiedziałam, skąd ten znajomy blask. To było przecież oczywiste, że to on. To było jasne od samego początku.
- Michael?
- Emmy, ja... – zaczął i szybko do mnie podszedł. – Eh, chciałem ci to powiedzieć wcześniej, ale... nie byłem pewien, jak zareagujesz... Myślałem po prostu, że mi nie uwierzysz. Bałem się, że mogę cię znowu stracić, a... - w tej chwili jednak przerwał, bo ja rzuciłam mu się w ramiona i przytuliłam go najmocniej, jak tylko umiałam. On wydał się tym nieco zaskoczony, ale po chwili również uczynił to samo. Tkwiliśmy sobie w objęciach, a inni tylko patrzyli się na nas zdziwieni, ale ja miałam to totalnie gdzieś. Cieszyłam się, że znowu mam go przy sobie. Mojego ukochanego przyjaciela, mojego drugiego brata; tego, który wiedziałam, że zawsze pomoże, wysłucha i nigdy nie zawiedzie. Mojego Mikey’ego.
- Tęskniłam za tobą – wypowiedziałam cicho po chwili.
- Ja za tobą też, mała. Nawet nie wiesz jak bardzo – odpowiedział i delikatnie pocałował mnie w czoło.
W tym momencie usłyszeliśmy nagły trzask drzwi, a kiedy odwróciliśmy się, żeby zobaczyć, o co chodzi, Axla już nie było.
_________________________________________________________________________________
          Witam, Moi Drodzy! Trochę się spóźniłam z tym rozdziałem, ale, tak jak obiecałam, jest. Mam nadzieję, że wystarczająco dużo się w nim dzieje i będziecie go z przyjemnością czytać. Jeśli jednak tak nie jest, napiszcie mi o tym, to postaram się jeszcze bardziej. Sądzę jednak, że akcja, jaką przewidziałam w kolejnym rozdziale, będzie dla Was wystarczająco emocjonująca.
          Serdecznie namawiam wszystkich do pisania komentarzy, bo ostatnio zrobiło się ich jakoś mało. Nie musi być to długa wypowiedź. Może to być krótkie zdanie, nawet jedno słowo. Chcę tylko, żebyście mi napisali, czy Wam się podoba, czy nie.
          Przypominam również, że wszelkie pytania możecie zadawać mi na moim asku: http://ask.fm/LittleBlackDeath. No i macie jeszcze raz mojego tumblra: http://ilittleblackdeathi.tumblr.com/
          Serdecznie pozdrawiam :*

12 komentarzy:

  1. Mówiłam Ci już, że zajebiste to opowiadanie? W razie czego mówię, że to zajebiste opowiedanie.
    Nasza główna bohaterka najprawdopodobniej zakochała się w Axlu. I to z wzajemnością. Biedny wieśniak (jak pięknie nazwał go Slash) poczuł się zazdrosny o McKagana. Pewnie myśli, że to jej były chłopak, czy coś w tym stylu.
    Nie wiem, mój mózg jest baaardzo zniszczony, ale z tego spotkania Duffa może wyjść coś więcej. Nie mówię, że tak będzie czy coś, ale. XD łatewer
    Dobra, życzę Ci dużo weny, żebyś napisała szybko nowy rozdział. I przepraszam za mega nie inteligentny komentarz ;-: ~ta co zamiast spać czyta opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny ten rozdział <3 ! Najlepszy blog jaki do tej pory czytam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć kochana :*
    Ja tak tylko na chwilkę, bo zauważyłam, że dodajesz rozdziały, a ja mam braki... No i chciałabym się wytłumaczyć dlaczego nie czytam, nie komentuję i sama nie tworzę czegoś na swojego bloga, ale w maju mam maturę, zostało mi niewiele czasu, a ja teraz nagle zmieniłam decyzję co do zdawanych przedmiotów... Dlatego muszę nadrobić braki w cztery miesiące i nie mam już czasu na blogi i opowiadania. Ale ja to kiedyś nadrobię, naprawdę! Bo uwielbiam Twojego bloga i nie chcę tracić rozdziałów :D
    Trzymaj się, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i zakochałam się w twoim tumblrze <3 W sumie... jesteśmy do siebie trochę podobne :3

      Usuń
    2. Spoko, rozumiem, szkoła ważna rzecz, a jak jeszcze ciągle trzeba coś zdawać to już w ogóle masakra. Sama mam niezły zapierdol. Życzę powodzenia w pisaniu matury :* A jak już pięknie zdasz, to wbijaj tu do mnie, no i przede wszystkim na swojego bloga :D
      Ps. co do tumblr'a to dziękuje bardzo <3 Hah, miło jest wiedzieć, że są na tym świecie osoby w podobnym stopniu pierdolnięte, co ja XD

      Usuń
  4. Zajebiste! <3 Jak już zacznę czytać, to oderwać się nie mogę. Super, super, super i czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Znalazłam trochę wolnego czasu, więc usiadłam i przeczytałam zaległe rozdziały :P
    Uwielbiam styl, w jakim piszesz, naprawdę! :) No i ogólnie kurde czytałabym to całymi godzinami, bo w niektórych momentach Emmy jest identyczna jak ja :3

    No i kocham Izzy'ego haha :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zakochałam się w twoim blogu <3 Jest inny od tych wszystkich opowiadań o Gunsach i naprawde wciąga ! *,* Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  8. '- Nie bij mnie... – Wymamrotał cicho blondyn. – Ja wcee-ale... Nieee jestem pijany'
    Jeeny!! Chyba się jeszcze tak nigdy nie rozczulilam xD Ah. Same wspomnienia teraz mam w glowie... dobre imprezy i koncerty ze mną nawaloną w 3 dupy. Wow. Powiedzialam to publicznie! Ale nikt tego nie przeczyta... oby nie policja xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziewczynko dorośnij... Gunsi są mianowani najniebezpieczniejszym zespołem w naszych dziejach, a nie najbardziej romantycznym. Chyba ktoś tu zapomniał dodać tego,co w tym zespole jest esencją. To tak jakbyś pisała coś na wzór Kodu da Vinci, nie dodając żadnych elementów, które mogły by wskazywać na owe dzieło. Hm... będąc szczera, moja duma nie pozwala mi powiedzieć, iż jest to dobre opowiadanie, a tym bardziej nie nazwę go powieścią o Gunsach. To raczej podpada mi coś na wzór tandetnych opowiadań o Bieberze. Ludzie dorośnijcie w końcu kurwa i nie róbcie z siebie nie wiadomo kogo, ani pisarzy, którymi nie jesteście. Wybacz za surowe słowa krytyki, ale w całej esencji pięknych komentarzy przyda się jeden, który jednak będzie negatywny. Pozdrawiam i szczerze życzę szybkiego opamiętania i dorośnęcia!

    OdpowiedzUsuń

Proszę, jeśli czytasz, napisz komentarz. Nie musi być długi i piękny. Ważne, żeby był. Chcę jedynie wiedzieć, czy rozdział Ci się podobał, a jeśli nie, to dlaczego. Taka wiadomość od Ciebie daje mi nie tylko ogromną motywację do dalszego pisania, ale również informację, co i w jaki sposób powinnam w swojej twórczości poprawić. Każdy komentarz się liczy. Dziękuję.