1975 rok,
Seattle
Trzask drzwi.
Do domu weszła zgrabna, ciemnowłosa kobieta ubrana w kusą, czerwoną sukienkę.
Niektórzy mogliby powiedzieć, że wyglądała na dwadzieścia-parę lat, ale w
rzeczywistości miała już trzydziestkę na karku. Z zadowoloną miną ruszyła w
stronę kuchni, myśląc zapewne, że o tak wczesnej godzinie nikogo tam nie
zastanie. Mocno się jednak przeliczyła.
- Gdzie byłaś
przez całą noc? – usłyszała, gdy tylko stanęła w progu.
Przy niedużym,
białym stoliku siedział wysoki mężczyzna, trzymający w ręku kubek z kawą.
- Dave... Co
ty tu robisz? Przecież miałeś być przez cztery dni na castingach... –
powiedziała zmieszana kobieta.
- Owszem, m i
a ł e m być, ale wróciłem wcześniej – odparł ściszonym głosem. - Konkretnie
wczoraj wieczorem. A teraz, Loreen, odpowiedz na moje pytanie: gdzie byłaś
przez całą noc?
- Jaa... U
przyjaciółki – wypaliła.
- Tak,
naprawdę? U przyjaciółki? To bardzo ciekawe...
- Jak mówię,
że byłam u przyjaciółki, to byłam, jasne?
- Nie
udawaj... Ubrałaś się tak dla przyjaciółki? A może się z kimś pieprzyłaś, co? –
zapytał z wyrzutem. – Odpowiedz!
- Nie twoja
sprawa, gdzie byłam! Będę chodzić tam, gdzie będę chciała! – krzyknęła zdenerwowana.
- Nie moja
sprawa? Wiesz, myślę, że jednak trochę moja, bo nie wiem, czy pamiętasz, ale
jesteśmy małżeństwem i mamy razem dzieci, które tak nawiasem zostawiłaś
zupełnie same. Może wyjaśnisz mi zatem, z kim byłaś przez całą noc? - Jego głos był
opanowany i chłodny jak lód.
- Spieprzaj – rzuciła
i ruszyła w stronę salonu.
- Jasne.
Zawsze to samo. Jestem warty tylko słowa "spieprzaj", tak? Ja ciężko pracuję,
żeby utrzymać ciebie i dzieci, a ty nie dość, że ciągle puszczasz się z byle
kim, kłamiesz, to jeszcze tylko tyle masz mi do powiedzenia? "Spieprzaj"?
- A nie
pomyślałeś może, że nie dajesz mi tego, czego potrzebuję?! – Odwróciła się do
niego ze wściekłą miną. – Cały czas tylko chodzisz na te durne castingi! Co z
ciebie za mężczyzna, skoro nie potrafisz nawet zaspokoić kobiety?!
- Jak on ma na
imię?
- Nazywa się
Ray i jest dużo lepszy od ciebie! – wrzasnęła.
- No
oczywiście. Wiedziałem. Przecież ja nigdy nie byłem dla ciebie wystarczająco
dobry. Ty zawsze musiałaś mieć kogoś na boku. Zawsze musiałaś się pieprzyć... z innymi – mówiąc to, schował twarz w dłoniach, ale zaraz z powrotem spojrzał na
swoją żonę. – Dosyć tego. Wyprowadzam się i zabieram ze sobą Emmy i Bena.
Przez ten cały
czas żadne z nich nie zauważyło jednak, że właśnie mała, siedmioletnia Emmy
stała na dole i słuchała całej kłótni rodziców, co jakiś czas tylko delikatnie
wychylając swoją drobną główkę za framugę. Słysząc słowa ojca, aż zeszkliły jej
się oczy, ale starała się nie płakać.
- Że co, do
cholery?! Chyba sobie żartujesz, jeśli myślisz, że pozwolę ci ich wziąć
ze sobą!
- Cóż, może i
na razie tu zostaną... ale przysięgam ci,
że będę o nich walczyć! Taki ktoś jak ty nie powinien opiekować się dziećmi!
- Spokojnie,
Ray się nimi zajmie. – Uśmiechnęła się sztucznie.
- Po moim
trupie! – krzyknął. – A teraz idę się spakować! Wynoszę się stąd! - i tak jak
powiedział, tak zrobił.
Emmy prędko
schowała się w małej wnęce, która znajdowała się tuż obok drzwi kuchennych,
osunęła się na podłogę i mocno zacisnęła usta, żeby nikt jej nie usłyszał. Po
jej policzku spłynęła jedynie mała łza.
- A idź!
Wynoś się! Nie potrzebuje cię! Sama sobie ze wszystkim poradzę! – wołała za nim Loreen.
Siedmiolatka
zobaczyła jeszcze tylko przechodzącego prawie dokładnie obok niej ojca, dopóki
nie zniknął na schodach. Przez chwilę biła się z myślami – zostać tam, gdzie była, czy iść? Doskonale wiedziała, że nie powinna się teraz wtrącać, jednak
emocje przezwyciężyły rozsądek.
- Tato! – krzyknęła
po chwili i ze łzami w oczach pobiegła na górę, do ojca.
On, słysząc
jej cieniutki głosik, od razu się odwrócił. Kiedy mała wbiegła po schodach,
klęknął na jednym kolanie i mocno ją przytulił.
- Tato... – chlipała. – Tato, nie zostawiaj mnie! Proszę, nie odchodź!
- Skarbie, tak
strasznie mi przykro... Czy... czy ty to wszystko słyszałaś? – spytał, patrząc
w wilgotne od łez oczy córki. Ona w odpowiedzi tylko pokiwała głową, więc ponownie ją
przytulił, tym razem jednak dużo mocniej. - Przepraszam. Nawet nie wiesz, jak
strasznie mi teraz głupio. Proszę cię, nie płacz – powiedział troskliwie. Następnie złapał ją za ramiona i postawił pionowo. – Posłuchaj mnie teraz. Wiesz, że
bardzo cię kocham, prawda? Ale...ja nie mogę tutaj dłużej zostać. Muszę wyjechać na trochę. Odpocząć. Ale obiecuję, że po ciebie wrócę. Wrócę i już
zawsze będziesz miała swojego tatusia przy sobie, tak?
Ponownie
pokiwała głową, jednak bez przekonania.
- Dzielna
dziewczynka. – Wziął ją na ręce i ruszył w stronę pokoju małej. – Powinnaś
jeszcze spać. Jest dopiero piąta. – Delikatnie położył ją na łóżku. – Jak się
obudzisz, to wszystko będzie w porządku. Zobaczysz... – Pocałował Emmy w czoło
i pogładził ją po głowie. - Kocham cię, aniołku. – Smutnymi oczami patrzył
jeszcze przez chwilę na swoją śliczną córeczkę, po czym, nie chcąc się dłużej
zadręczać jej widokiem, szybko wyszedł z pokoju. Podświadomie wiedział jednak,
że mógł ją widzieć po raz ostatni w swoim życiu.
Emmy jednak
wcale nie zamierzała zasnąć. Podczas gdy ojciec się pakował, ona ostrożnie przemknęła
się korytarzem i weszła do pokoju swojego brata. Spał jeszcze na łóżku, postawionym
w kącie. Na środku pomieszczenia za to, na starym, zniszczonym materacu,
spał, akurat tej nocy przebywający pod dachem Jenkinsów, najlepszy przyjaciel
chłopaka – Michael McKagan.
- Ben... – mówiła
cicho dziewczynka, starając się go obudzić. – Ben, wstań. Proszę cię. –
Pojedyncze łzy nadal spływały po jej twarzy.
- Co...? Mmm.. O co chodzi? – zapytał zaspanym głosem, jednak widok zapłakanej twarzy siostry
szybko go rozbudził. – Emmy, co się stało?
- Tata... On
się wyprowadza... Proszę, zrób coś.
- Co? Jak to
się wyprowadza? O co ci chodzi? – Jedenastolatek nie mógł pojąć słów siostry.
- Pokłócili
się z mamą... Ona na niego nakrzyczała... Ale on mi powiedział, że po nas
wróci... – powiedziała, próbując się uśmiechnąć przez łzy.
W tym czasie
Michael też zdążył się już obudzić i przysłuchiwał się całej rozmowie.
- Hej, słyszeliście
to? – zapytał po chwili.
Na dole znów
było słychać krzyki, a potem trzask drzwi. Wówczas trójka dzieciaków
momentalnie podbiegła do okna. Zobaczyli tylko, jak ojciec wsiada do starego,
niebieskiego samochodu, a potem po prostu odjeżdża. Ben, widząc to, mocno
zacisnął zęby, starając się nie rozpłakać tak jak Emmy. Szybko wstał z łóżka i
ruszył w stronę drzwi.
- Gdzie ty
idziesz?
- Na dół. Do
niej.
Zbiegł po schodach i już po chwili dało się słyszeć awanturę:
Zbiegł po schodach i już po chwili dało się słyszeć awanturę:
- To wszystko
twoja wina! Gdybyś nie wychodziła każdego wieczora, tata by z nami został!
- Jak śmiesz
mnie pouczać?! To ten drań nas zostawił!
- Nie zostawił
nas, tylko ciebie! On powiedział, że po nas wróci!
- Tak? Ja bym
nie była tego taka pewna! Dla niego najważniejsze jest spełnianie jakichś głupich marzeń, a nie
wy!
- Znowu
wszyscy się kłócą. - Emmy spojrzała ze smutną miną na chłopaka siedzącego obok.
- Nie martw
się. Wszystko będzie dobrze – pocieszał ją, ale sam wątpił w swoje słowa. Mimo
to posłał jej delikatny uśmiech.
- Mike,
proszę, powiedz, że tata wróci – powiedziała cicho i przytuliła się do niego.
Ta mała zawsze strasznie go lubiła. Można powiedzieć, że widziała w nim prawie taki sam
autorytet jak w bracie. Normalni chłopcy w ich wieku raczej nie chcieli się bawić z dziewczynkami, a już tym bardziej młodszymi, ale Michael i Ben byli inni. Razem z Emmy stanowili nierozłączną paczkę; byli prawie jak rodzeństwo. I faktycznie, Emmy traktowała Mike'a trochę jak
drugiego brata, a on ją jak siostrę, której nigdy nie miał.
Mimo że on sam
był tylko dzieckiem, w tamtej chwili w jakiś sposób poczuł się za nią odpowiedzialny, dlatego również ją przytulił i odpowiedział:
- Wróci. Na
pewno.
______________________________________________________________________________________
No więc tutaj macie taki tam sobie prolog, który moim zdaniem jest za długi i ogólnie jakoś mi się średnio podoba i być może nawet pogubiłam się z latami i z wiekiem wszystkich ludzi, ale trudno. Mam nadzieję, że mimo to się spodoba. Niedługo wstawię opis bohaterów. Nie wiem, czy będzie bardzo opisowy, czy może nawet będą to tylko zdjęcia, imię, nazwisko i wiek, ale i tak wstawię.
Serdecznie pozdrawiam :*
Prolog zapowiada że fajnie się zaczyna... Czekam na 1 rozdzialik :)
OdpowiedzUsuńOoooo jak mi sie podoba i nie mow glupot prolog jest fantastyczny. Juz nie mogę sie doczekać następnego rodzialu a mam nadzieję ze niedługo sie pojawi.:*
OdpowiedzUsuńno mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńczekam niecierpliwie na 1 ;)
życzę weny. :*
Jest super więc czytam dalej ;D
OdpowiedzUsuńPoryczałam się !!!
OdpowiedzUsuńChoć będąc na wielu blogach, rzadko to piszę to jest naprawdę boski
NieszczęśliwieZakochana
Zawsze jak czytam prologi to zasypiam, bo są beznadziejne...a Twoj jest genialny :)
OdpowiedzUsuńCzadowy...a może raczej nostalgiczny. .. :'(
Nooo Miss Nothing czytam ten prolog już trzeci raz i za każdym razem jest dla mnie inny. Nie zauważyłam zbyt wiele poprawek, ale w sumie to dobrze, bo jest po prostu zajebisty!!! Jak z resztą zwykle. Czekam na nowe rozdziały!!! Może byś jakiś malutki napisała...? Nie no lepiej nie, bo trzeba czasu. Oczywiście tak jak prosiłaś zablokowałam tą dziwczynę i poprosiłam jeszcze kilka dziewczyn o to.
OdpowiedzUsuńKomentarz mógł się dwa razy dodac więc sorry. Weny życzę :* - Kasiamcf
OK.
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuń