środa, 28 stycznia 2015

Rozdział 27: Jamajka*, pomieszane uczucia i jeszcze więcej cierpliwości.


                Przez kilka ostatnich dni Axl przychodził do mnie po pracy i wspólnie odbywaliśmy nasze lekcje. Stało się to już w sumie codziennością. Ledwo co mój zespół zdążył skończyć próbę, a on już czekał na mnie pod wyjściem z hali z promiennym uśmiechem na ustach. Potem szliśmy na naszą salkę i tańczyliśmy przez około pół godziny. Następnie razem wracaliśmy do Hell House, a czasami nawet szliśmy do Rainbow razem ze Slash’em, który również kręcił się ciągle w okolicach studia i polował na Caroline – niestety na próżno!
                Podczas tych lekcji i wspólnych spacerów do domu chyba faktycznie trochę polubiliśmy się z Axl’em. Okazało się nawet, że można z nim porozmawiać i to jeszcze tak normalnie, jak z kumplem. Do tego wydawał się przy tym wyjątkowo sympatyczny i inteligentny. W niczym nie przypominał tego zarozumiałego egoisty, jakim był jeszcze niedawno.
                Podobnie było zresztą na naszych lekcjach, które spędzało nam się naprawdę przyjemnie. Musiałam przyznać, że Rose bardzo szybko się uczył i z dnia na dzień robił ogromne postępy, wykazując się przy tym również wyjątkową pomysłowością i kreatywnością. Dzięki inspiracji kilkoma taśmami z nagraniami teledysków i koncertów różnych wykonawców, znalezionymi w studiu przez Joe, udało nam się wspólnie opracować naprawdę przyzwoitą sekwencję ruchów, której nie powstydziłby się może nawet choreograf. Axl nazwał ją „tańcem kobry”…
***
                Powoli zeszłam na dół, jednocześnie podpalając papierosa i ostrożnie omijając różne podejrzane przedmioty, które pomimo moich usilnych starań zachowania jako takiego porządku w Hell House i tak walały się wszędzie dookoła. Po chwili zatrzymałam się przy telefonie, wiszącym na ścianie przy schodach.
                Miałam ochotę z kimś porozmawiać, przejść się na jakieś piwo albo chociaż nawet posiedzieć sobie w ciszy z Izzy’m i posłuchać, jak gra na gitarze. Jak na złość jednak wszyscy nagle gdzieś zniknęli i zostałam w domu kompletnie sama. Nie mogłam nawet spotkać się z Caroline, bo przecież miała szlaban.
Postanowiłam więc, że po raz kolejny spróbuję dodzwonić się do mieszkania Fitch’ów, w nadziei że może nareszcie wrócili do Los Angeles.
                - Halo? – usłyszałam, ledwo tylko wykręciłam numer i przystawiłam słuchawkę do ucha.
                Trudno sobie nawet wyobrazić, jak ogromna była moja radość w tamtym momencie.
                - Jezu, Lily, jak dobrze, że już wróciłaś! - Na mojej twarzy momentalnie zagościł szeroki uśmiech. Byłam taka szczęśliwa, że wreszcie mogłam z nią porozmawiać po tym cholernie długim czasie rozłąki. - To ja, Emmy!
                - O cholera… Em?! Naprawdę?! O mój boże, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że to ty! – wykrzyknęła, chyba nawet jeszcze bardziej uradowana ode mnie. – Jejku, dziewczyno, co się z tobą działo?! Ponoć nie pracujesz już w Dirty Angel, twoje mieszkanie stoi zupełnie puste i wszelki słuch o tobie zaginął… Boże, bałam się, że nie żyjesz! Nawet nie wiesz, jak strasznie się martwiłam! Cholera jasna… Co się w ogóle stało?
                Wtedy jednak na moment zamilkłam.
                - Jaa… mieszkam teraz u Gunsów – odpowiedziałam niepewnie po chwili.
                - U Gunsów? O kurwa, serio?! Axl wziął cię do siebie? Czyli nadal jesteście razem… Jezuniu, to takie urocze i kochanego z jego strony. Musi się wam tak cudownie układać razem… - powiedziała rozmarzonym głosem, jakby kompletnie zapominając o swoim wcześniejszym przejęciu moją sytuacją życiową. – Dziewczyno, jakie ty masz szczęście, że masz takiego cudownego faceta!
                Cholera… Jak mogłam o tym zapomnieć? Przecież kiedy Lily wyjeżdżała do Wisconsin, ja i Rose byliśmy jeszcze razem. Fitch nie była jednak świadoma tego, jak dużo przez ten miesiąc zdążyło się zmienić. Myślała po prostu, że wszystko jest dokładnie tak samo, jak było wcześniej. Niestety, musiałam ją rozczarować.
                - Nie, Lily… To nie tak… Axl… On nie miał z tym nic wspólnego. To Duff zaproponował mi, bym zamieszkała w Hell House – odpowiedziałam w końcu. - To znaczy, nie chodzi mi o to, że… O jezu… - westchnęłam cicho. – To jest naprawdę długa i skomplikowana historia. Wiesz co? Wpadnę do ciebie jeszcze dzisiaj i wszystko ci opowiem – zaproponowałam po chwili namysłu. – Wybacz, to po prostu nie jest dobra opowieść na telefon.
                - No pewnie, spoko – odparła bez cienia złości i aż zobaczyłam w myślach ten jej promienny uśmiech. – Tak będzie nawet o wiele lepiej. W końcu nie widziałam mojej najlepszej przyjaciółki przez praktycznie miesiąc. Zwykła rozmowa telefoniczna tutaj nie wystarczy, o nie! Przyjdziesz do mnie i koniecznie wszystko wyjaśnisz mi osobiście – powiedziała z ogromnym entuzjazmem. – Tak więc oczekuję cię u siebie w bardzo najbliższym czasie. Trzymaj się, kochana, i do zobaczenia! – pożegnała się i tak zakończyła się nasza rozmowa.
                Odłożyłam słuchawkę, zgasiłam papierosa w popielniczce, która stała na stoliku obok kanapy, po czym ponownie ruszyłam na górę. Chciałam wyjść jak najszybciej i się z nią zobaczyć, jednak wpierw musiałam się nieco ogarnąć, bo póki co paradowałam po domu wyłącznie w za dużej bokserce, sięgającej mi ledwo za tyłek, koronkowych majtkach i skórzanych butach motocyklowych. Nie był to raczej dobry strój na przechadzkę po L.A.
                Prędko wcisnęłam na tyłek kabaretki i jakieś szorty, założyłam normalną koszulkę i byłam gotowa do wyjścia. Migiem wyszłam z pokoju Duff’a i już chciałam zejść na dół, gdy nagle do moich uszu dotarła jakaś muzyka i zatrzymałam się tuż przed pierwszym stopniem. Zaczęłam się przysłuchiwać stłumionej, niewyraźnej melodii i po chwili lekko się uśmiechnęłam. Okazało się, że była to moja najukochańsza piosenka pod słońcem – D’Yer Mak’er Zeppelinów. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu źródła dźwięku i mój wzrok natrafił na uchylone drzwi, prowadzące do pokoju Axl’a. No proszę, czyli ktoś jeszcze jednak był w domu…
                Ruszyłam korytarzem w przeciwną stronę i zaszłam tuż pod sypialnię Rose’a.  Podeszłam bliżej, przysunęłam twarz do dość szerokiej szpary w drzwiach i zerknęłam do środka. Zobaczyłam wówczas Rudzielca siedzącego na łóżku z jakąś kartką w ręku i podśpiewującego cicho, a na szafce niedaleko niego magnetofon z rozbrzmiewającą z niego tą jakże cudowną piosenką.
                Uśmiechnęłam się tylko pod nosem i chciałam odejść, jednak przez przypadek trąciłam drzwi łokciem. Po korytarzu rozniosło się ciche, przeciągłe skrzypnięcie. Axl momentalnie przestał śpiewać i odwrócił głowę w moją stronę.
                - Wybacz, ja tylko… - wyjąkałam, mocno zmieszana – usłyszałam muzykę, a… drzwi były uchylone… Chciałam po prostu…
                Axl wówczas jedynie się zaśmiał, po czym uśmiechnął się do mnie ciepło, więc natychmiast się zamknęłam.
                - Chodź – powiedział i kiwnął głową na znak, żebym do niego przyszła.
                Nadal lekko zawstydzona, otworzyłam drzwi, po czym niepewnie weszłam do pokoju. Usiadłam na materacu obok niego i posłałam mu delikatny uśmiech.
                Po chwili zaczęłam rozglądać się po niedużym pomieszczeniu. Całe wnętrze pokrywała biała, odchodząca od ścian farba, taka sama jak u Duff’a.  Okno również było tylko jedno. Obok materaca stała szafka nocna, na której znajdowały się paczka papierosów, praktycznie pusta butelka wódki oraz kilka zapisanych kartek, zapewne z tekstami piosenek. Naprzeciwko znajdowała się rozwalająca się szafa, a obok niej, tuż przy drzwiach – pianino.
                Wtem spostrzegłam, że Axl podszedł do magnetofonu i pogłośnił muzykę.
                - To moja ulubiona piosenka – powiedziałam cicho, gdy z powrotem siadał koło mnie.
                - Moja też – odparł, uśmiechając się do mnie. – Pamiętam, jak po raz pierwszy usłyszałem ją w radiu, gdy byłem jeszcze w podstawówce – dodał po chwili z nieco zamyśloną miną. - Na początku śmiałem się z tego jak pomylony, ale na popołudniowej przerwie już siedziałem z kieszonkowym odbiornikiem, bo po prostu musiałem jej posłuchać znowu. Bez ustanku chodziła mi po głowie. To był chyba pierwszy taki przypadek w moim życiu. Nawet nie interesowałem się wcześniej taką muzyką. Dopiero gdy to usłyszałem, połknąłem haczyk. Stałem się ich zagorzałym fanem. Ta piosenka po prostu położyła mnie na łopatki – podsumował, spoglądając na magnetofon i swoim wyrazem twarzy wyrażając głęboki podziw dla twórczości Zeppelinów.
                - Też słuchałam tego w dzieciństwie – powiedziałam po chwili nieśmiało. - Mój brat puszczał mi bardzo dużo muzyki. Często siadaliśmy sobie razem z nim i Duff’em przy adapterze w jego pokoju i przez kilka godzin tylko słuchaliśmy i słuchaliśmy. – Na wspomnienie o tym lekko się uśmiechnęłam. – On też strasznie kochał Zeppelinów. Najbardziej lubił płyty Led Zeppelin II i Houses of the Holy, dlatego ich słuchaliśmy najczęściej. To były naprawdę fajne czasy i… - powiedziałam, spuszczając wzrok w dół, i kątem oka spojrzałam na zegarek… Cholera. No właśnie, czas. Zapomniałam, że przecież miałam jak najszybciej iść do Lily. – Kurczę… Axl, bardzo miło się rozmawiało, ale ja muszę już iść, bo… - zaczęłam, już prawie wstając, jednak nie mogłam skończyć, bo wtedy nagle z ust Rudzielca wydobyło się ciche:
                - Darling, please… Don’t go… - które zaśpiewał równo z Plant’em, delikatnie chwytając mnie za rękę i uśmiechając się słodko.
                Zaśmiałam się głośno, zadziwiona i rozbawiona jego pomysłem, po czym posłałam mu ciepły uśmiech. Widząc moją pozytywną reakcję, zaczął śpiewać dalej:
                - When I read the letter you've sent me, it made me mad, mad, mad…. When I read the news that it brought me, it made me sad, sad, sad… But I still love you so… I can’t let you go… I love you… Oh, baby, I love you, oh! – zaśpiewał na cały głos z ogromnymi emocjami, patrząc prosto na mnie radosnymi oczyma.
                Cała roześmiana odchyliłam głowę do tyłu i padłam plecami na materac. Podłożywszy jedną rękę pod głowę, zaczęłam przyglądać się Rudzielcowi, który z wesołą miną kiwał głową w rytm muzyki, uśmiechając się do mnie w taki sposób, że zupełnie nie byłam w stanie przestać się śmiać.
                - Śpiewaj razem ze mną – powiedział, gdy solówka Jimmy’ego dobiegała końca.
                - Ja? – parsknęłam cicho. – Ja nie umiem śpiewać.
                - Umiesz! No dawaj! – zawołał i po chwili sam zaczął: - Oh, oh, oh, oh, oh, oh… You don’t have to go… Oh, oh, oh, oh… You don’t have to go… Oh, oh, oh, oh… Oh, baby… Baby, please… Please, please, please!
                Wzniosłam tylko oczy do nieba, po czym jednak dołączyłam do niego:
                - Oh, oh… Oh, oh.. Oh, oh, baby… Oh, oh, I really love you, baby… Oh, oh.. Oh, oh… Oh, oh, Darling…
                Rose wydawał się być wówczas zupełnie rozpromieniony. Już od bardzo długiego czasu nie widziałam go takiego szczęśliwego, nie widziałam tego błysku w jego oczach – aż do tej chwili. Czyżby aż taką radość sprawiało mu spędzanie ze mną czasu? Cóż, mi w sumie też było całkiem przyjemnie… Zwłaszcza że cały czas mogłam wsłuchiwać się w dźwięki cudownego D’Yer Mak’er, które notabene najwyraźniej oboje uwielbialiśmy równie mocno. Stwierdziłam więc, że posłucham słów piosenki wyśpiewanych przez Axl’a i jednak zostanę z nim jeszcze trochę. Powiedziałam w końcu, że będę u Lily dzisiaj, ale nie podałam konkretnej godziny, prawda? A dzień był jeszcze długi…
                Wysłuchaliśmy jeszcze dwóch ostatnich piosenek z Houses of the Holy w równie miłej atmosferze, wspólnie wyśpiewując każde słowo, które padło z ust Plant’a. Gdy usłyszeliśmy pyknięcie magnetofonu, inforumujące nas o tym, że kaseta się skończyła, Axl stwierdził, że muszę posłuchać jeszcze kilku innych jego ulubionych piosenek. Tym razem jednak, zamiast po prostu odtworzyć inny album, usiadł przy pianinie, by wszystko zagrać samemu. Na pierwszy ogień poszło Bennie and the Jets Elton’a John’a, którego, jak się dowiedziałam, Rose był wielkim fanem. Axl wykonał cały utwór z olbrzymim zaangażowaniem, tak jakby zamiast mnie siedziała tam cała widownia. Musiałam przyznać, że byłam pod ogromnym wrażeniem. Oczywiście wiedziałam, że miał fantastyczny głos, ale nie podejrzewałam, że do tego był takim wirtuozem klawiszy. Grał naprawdę świetnie.
                Przed rozpoczęciem drugiej piosenki nagle odwrócił się w moją stroną, popatrzył na mnie przez chwilę, po czym poprosił, bym usiadła obok niego. Podeszłam z lekką niepewnością do jego propozycji, ale jednak zaraz podniosłam się z materaca i zajęłam miejsce koło Rudzielca. Jako że krzesełko było dość małe, zupełnie stykaliśmy się ze sobą biodrami i udami.
                - Jak nauczyłeś się tak dobrze grać? – zapytałam cicho, opuszkami palców delikatnie przejeżdżając po klawiszach pianina.
                - W dzieciństwie brałem lekcje. No i jeszcze grałem na organach w kościele – dodał i lekko się zaśmiał. – Tylko wtedy to było trochę co innego. Dopiero gdy byłem starszy, zacząłem się uczyć takich piosenek, jakich sam chciałem. Zaczynałem właśnie od Elton’a John’a. Nawet nie wyobrażasz sobie, jakie ten koleś potrafił wymyślać szalone kompozycje – powiedział, kręcąc głową. - Dla mnie to było wtedy coś… nadzwyczajnego. Jak magia. To właśnie w oparciu o jego utwory zacząłem pisać własne. Parę nowszych leży tam. – Ruchem głowy wskazał na wcześniej wspomniany przeze mnie stosik kartek na szafce obok łóżka. – Niektóre są o pewnych… wyjątkowych osobach – powiedział, przy czym niby przez przypadek musnął palcami moją dłoń.

***

                Gdy w pośpiechu szłam w kierunku domu Lily, nadchodził już wieczór, chociaż słońce nadal wyraźnie malowało się na horyzoncie. Trudno było w to uwierzyć, ale przesiedziałam kilka godzin u Axl’a w pokoju, słuchając muzyki i rozmawiając z nim, głównie na temat czasów dzieciństwa. Oczywiście doskonale wiedziałam, że przez cały czas ze mną flirtował, jednak tym razem jakoś wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, było mi całkiem przyjemnie. Może to dlatego, że ostatnimi czasy zachowywał się w stosunku do mnie dużo inaczej niż zazwyczaj. A może z jakiegoś powodu to ja patrzyłam teraz na niego w inny sposób. Cokolwiek to było, bez wątpienia nadal nie zamierzałam do niego wracać. Zastanawiało mnie tylko, co powinnam o tym wszystkim sądzić. O naszej relacji. Bo w chwili obecnej moje myśli i uczucia były kompletnie pomieszane.
                Po kilkudziesięciu minutach drogi doszłam pod kamienicę Fitch’ów. Weszłam po schodach na ostatnie piętro i zapukałam do drzwi.
                - Proszę – odpowiedział mi przeciągle głośny, kobiecy głos.
                Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Rozejrzałam się po całym salonie i stwierdziłam, że wszystko pozostało w zupełnie takim samym stanie, w jakim było, kiedy przyszłam tutaj jakiś miesiąc temu. Ta sama wyblakła, niebieska kanapa, mały, biały stoliczek, pozdzierane deski na podłodze… Nic nadzwyczajnego, a jednak tak przyjemnie było znowu to wszystko zobaczyć.
                Wtem nagle z pomieszczenia obok wyłoniła się drobna, krótkowłosa blondynka i mój uśmiech momentalnie się powiększył.
                - No nareszcie jesteś! – zawołała radosnym, zniecierpliwionym głosem, po czym podeszła do mnie i obie rzuciłyśmy się sobie w ramiona. – Nawet nie wiesz, jak strasznie za tobą tęskniłam…
                - Ja za tobą też - dodałam cicho, mocno się do niej przytulając. – Wybacz, że tak długo nie
przychodziłam – powiedziałam, gdy w końcu się od siebie oderwałyśmy - ale byłam… z Axl’em.
                Lily spojrzała na mnie wyjątkowo zaskoczonym wzrokiem, gdy to powiedziałam, ale wcale nie dziwiłam się jej reakcji. Teraz już pewnie totalnie się w tym wszystkim pogubiła. Zresztą chyba podobnie jak ja.
                - Mówiłam, że to długa historia… - westchnęłam cicho. – Opowiem ci wszystko, obiecuję, ale najpierw… może ty mi wyjaśnisz, dlaczego nie było cię aż przez m i e s i ą c?
                - Och, to też dość skomplikowane - rzuciła zdawkowo. - No ale będę się streszczać z mówieniem, bo jestem cholernie ciekawa, co masz do powiedzenia na temat Rose’a – dodała od razu. - No więc okazało się, że nasza świętej pamięci babcia zostawiła mi i Nicholas’owi spadek po sobie. Trochę dziwne, bo wydawało mi się, że nigdy nas specjalnie nie lubiła i… No ale nieważne… - Machnęła ręką. – Zapisała nam całe swoje gospodarstwo. Dom, stajnie, zagrody, pola... Wszystko. Tylko gdzie ja z Nicholas’em na farmę? – Otworzyła szeroko oczy, jednocześnie marszcząc czoło, po czym pokręciła głową. – No więc trzeba było coś z nią zrobić – powiedziała po chwili - bo przecież nie mieliśmy zamiaru zostać na stałe w Wisconsin, ale też nie mogliśmy jej tak po prostu zostawić. W końcu udało nam się znaleźć kogoś, kto chciałby wziąć ziemię w dzierżawę, tylko że było jeszcze tyle formalności… - westchnęła, wznosząc oczy do góry. – Sto tysięcy różnych papierów do podpisania. No i dlatego to zajęło aż tyle czasu. Teraz jednak będziemy przynajmniej dostawać regularną wpłatę od tamtych dzierżawców. Może nie jest to jakaś fortuna, ale z pewnością trochę kasy nam przybędzie. – Uśmiechnęła się. – Ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że wreszcie mogłam rzucić tą durną pracę w klubie.
                Otworzyłam szeroko oczy i popatrzyłam na nią z niedowierzeniem.
                - Że co? Cholera, Lily, czy ty oszalałaś? Naprawdę rzuciłaś pracę?
                - Taa, już od dawna miałam dość tamtego miejsca, a już tym bardziej towarzystwa Lany i reszty tych pind – powiedziała z zupełnym spokojem. – Skoro ty przestałaś pracować w Dirty Angel, to mnie już też nic tam nie trzymało – dodała po chwili. - Zwłaszcza że przecież mam teraz nowe źródło dochodów.
                - No… niby racja, ale… jesteś pewna, że taka spontaniczna decyzja…
                - Spokojnie – przerwała mi. – Wszystko będzie w porządku, nie martw się. To naprawdę nic takiego. A jakby co, to pamiętaj - Nicholas jest trochę bardziej rozważny ode mnie. On nie ma takich poronionych pomysłów jak rzucanie pracy z dnia na dzień. – Zaśmiała się, co po kilku sekundach udzieliło się również mi. – No dobra, ale dosyć już o mnie. – Machnęła rękami. – W końcu to ty miałaś mówić. Chodź, mam bardzo dobre wino. Usiądziemy sobie, napijemy się i wszystko mi opowiesz – powiedziała, chwytając moją rękę, i pociągnęła mnie za sobą.
                Poszłyśmy do jej pokoju i usadowiłyśmy się na łóżku, plecami opierając się o ścianę. Lily sięgnęła po butelkę, która stała na szafce obok i nalała nam wina do dwóch kieliszków, które też się tam znalazły. Pomyślałam od razu, że Fitch przygotowała je zapewne specjalnie na moją wizytę i uśmiechnęłam się lekko.
                - No to w takim razie mów – powiedziała blondynka, pociągnąwszy łyk alkoholu. - Jak to wszystko wyglądało? Pamiętam, że zaprosił cię na wieczór do klubu. I co było dalej?
                Popatrzyłam na nią przez moment nieco zakłopotana, mimo że przecież dokładnie wiedziałam, o co mnie zapyta. Następnie westchnęłam cicho i przeniosłam wzrok na czerwony płyn w moim kieliszku. Nie lubiłam wspominać tego dnia, a co dopiero jeszcze o nim odpowiadać. Nie miałam jednak innego wyjścia, skoro już jej to obiecałam.
                - Poszliśmy w szóstkę do Troubadour, tak jak było w planie – zaczęłam po chwili – Wszystko zapowiadało się super. Axl ciągle mnie przytulał, całował i szeptał coś na ucho. – Kąciki moich ust lekko uniosły się w górę na wspomnienie o tym, ale ton mojego głosu był raczej smutny. - Był taki miły i kochany. Nawet wprost wypowiedział się o mnie jako o swojej dziewczynie. Ale najważniejsze jest to, że wcześniej obiecał, iż o odpowiedniej godzinie odprowadzi mnie do Dirty Angel – dodałam znacząco. - Byłam przekonana, że tak będzie, więc w ogóle się tym nie przejmowałam, tylko po prostu się bawiłam, tak jak reszta. Nie piłam jednak specjalnie nie dużo. Nie pamiętam nawet, żebym była choć trochę pijana... – powiedziałam, podpierając głowę na ręce. – I wyobraź sobie, że obudziłam się zupełnie naga razem z Axl’em w jego łóżku – podsumowałam, spojrzawszy na nią z głębokim smutkiem w oczach.
                Lily wyglądała na zupełnie oniemiałą ostatnim wypowiedzianym przeze mnie zdaniem. Zapewne w ogóle się nie spodziewała, że coś takiego mogłoby się wydarzyć. Jakby zupełnie nie pasowało to do reszty mojej opowieści. A jednak tak się stało…
                Fitch nie odezwała się nawet słowem, więc zaczęłam mówić dalej:
                - Oboje byliśmy wściekli. Pokłóciliśmy się strasznie i nawtykaliśmy sobie nawzajem. Potem wybiegłam z Hell House z płaczem. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak się wtedy czułam. Zdruzgotana. Zrozpaczona. Zupełnie wykorzystana – powiedziałam, rozżalonym wzrokiem wpatrując się w podłogę, po czym mocno zacisnęłam usta. – Ale tak naprawdę nie wiedziałam nawet, co dokładnie się wydarzyło. Miałam w głowie kompletną pustkę. Nie miałam pojęcia, czy to Axl zaciągnął mnie do łóżka, czy być może nawet ja jego. Każdy scenariusz był możliwy, a jednocześnie tak odległy… - westchnęłam, ponownie opierając głowę o ścianę i spoglądając na brudnobiały sufit. - Za nic w świecie nie byłam w stanie przypomnieć sobie tamtej nocy. Najbardziej bolało jednak to – dodałam po chwili nieco ciszej niż wcześniej – że przez cały czas miałam tą cholerną nadzieję, że jednak uświadomi sobie swój błąd… wróci i mnie przeprosi. Ale nic takiego się nie stało. Nic. Zupełnie olał całą sprawę. Zostawił mnie kompletnie samą. Samą z tym wszystkim, co wydarzyło się potem… - i tutaj opowiedziałam dalszą część smutnej historii. O tym jak dwa razy pod rząd straciłam pracę. Jak chcieli mnie zgwałcić. I jak wyrzucili mnie z mieszkania prosto na ulicę. I w końcu o tym, jak dzięki Duff’owi, mojemu wybawcy, cudownie znalazłam się w Hell House. Po prostu wszystko, co wydarzyło się w tamtym czasie.
                Gdy skończyłam mówić, Lily przez jakąś minutę po prostu się we mnie wpatrywała, jakby nadal nie dowierzając całej tej opowieści i jednocześnie próbując ułożyć sobie w głowie każde moje słowo. Po chwili westchnęła cicho, rozluźniając wyraźnie napięte ramiona, a na jej twarzy ukazało się głębokie współczucie.
                - Emmy, jest mi tak strasznie przykro… Tyle strasznego wydarzyło się w twoim życiu, a mnie przy tobie nie było… Eh, niezła ze mnie przyjaciółka – westchnęła, opierając się o moje ramie. -  Dobrze, że masz chociaż kogoś takiego jak Duff. Ale jeśli chodzi o Axl’a – dodała po chwili – to, szczerze mówiąc, nawet w najgorszych snach nie spodziewałam się, że może zachować się jak taki pieprzony dupek. Cholera jasna, jak on mógł cię tak totalnie olać? A ponoć był w tobie taki zakochany…
                - Taa… Tyle że, widzisz… - zaczęłam odrobinę niepewnie - od ostatniego czasu też dużo zdążyło się zmienić. Axl… ON się zmienił. Eh, sama nie wiem, co mam ci powiedzieć… - westchnęłam, czując na sobie jej pytający wzrok. - Wszystko zaczęło się od momentu, kiedy mnie przeprosił. Jest teraz taki… inny. Wręcz fajny. Tylko nie w takim sensie, jak był na samym początku. Teraz można z nim porozmawiać. Pośmiać się. Iść na piwo czy coś. Wiesz, jak z kumplem. Tak przyjemnie spędza się z nim ostatnio czas… Wyobrażasz sobie, że nawet zaczęłam uczyć go tańczyć? – dodałam, śmiejąc się lekko. – No a dzisiaj.. dzisiaj przesiedziałam kilka godzin u niego w pokoju. Słuchaliśmy razem muzyki i rozmawialiśmy… a potem on grał mi na pianinie. – Uśmiechnęłam się jakby sama do siebie. Przypomniawszy sobie jednak, co przez całą drogę do Lily zaprzątało mi myśli, moja mina jednak zrzedła. – Problem tylko w tym, że on chyba nadal liczy na coś więcej. Widzę to w jego zachowaniu. Nie to, żeby zastanawiała się czy do niego wrócić. Ja po prostu... ciągle mam w głowie to, co się wtedy wydarzyło. Nie jestem w stanie tego wymazać. Za każdym razem, kiedy wydaje się, że już jest w porządku, to wszystko znowu staje mi przed oczami. I przez to mam teraz kompletny mętlik w głowie. Bo nie wiem nawet, co mam myśleć o naszej relacji, jak mam się zachowywać… Po prostu nie wiem, co mam zrobić.
                - Nie możesz zmienić tego, co już się wydarzyło – odpowiedziała mi Lily prawie od razu. - Chciałabym, żebyś mogła, ale… po prostu nie możesz – podsumowała, po czym spuściła wzrok na swój kieliszek z winem i na moment zamilkła. - Wydaje mi się, że na razie nie powinnaś robić nic – stwierdziła po chwili namysłu. - Poczekaj trochę. Myślę, że po pewnym czasie serce samo podpowie ci, co należy zrobić.

***

                Wracając od Lily, wstąpiłam jeszcze do sklepu i zrobiłam małe zakupy, żeby mieć cokolwiek, z czego mogłabym zrobić kolację. Bo niestety od czasu imprezy nasza lodówka przeważnie świeciła pustkami. Nawet alkohol był tam rzadko spotykanym towarem.
                Gdy otworzyłam drzwi, zastałam wszystkich Gunsów w salonie, w większości ze swoimi instrumentami w rękach. Axl, ujrzawszy mnie w progu, od razu uśmiechnął się promienie, wyprostował się i odwrócił się w moją stronę, mając zapewne nadzieję, że zaraz usiądę obok niego na kanapie. Ja jednak rzuciłam wszystkim tylko krótkie „cześć” i od razu udałam się do kuchni, żeby przygotować coś do jedzenia.
                Gdy posiłek był już prawie gotowy, Gunsi najwyraźniej poczuli, że coś się pichci, bo wszyscy wparowali do środka i usiedli przy stole, czekając tylko, aż nałożę im coś na talerze. Po chwili tak właśnie zrobiłam. Dopiero wtedy zorientowałam się jednak, że kogoś brakowało.
                - A gdzie Slash? – zapytałam, rozglądając się. – Nie wrócił jeszcze?
                - Wrócił – odparł Duff. – Tyle że jakiś wkurwiony. Od razu poszedł do siebie, nic nawet nie mówiąc.
                - A bez Jack’a Daniels’a raczej szybko mu się humor nie poprawi – dodał Popcorn.
                Przyznam, że nieco zaniepokoiłam się słowami chłopaków. Nie tyle chodziło nawet o to, że Hudson miał kiepski nastrój. Bardziej martwił mnie fakt, że skoro w domu nie było żadnego alkoholu, to mógł złamać daną mi obietnicę i znowu zaćpać. A tego bardzo bym nie chciała.
                - Zaraz wracam. Pójdę mu tylko zanieść jedzenie – oznajmiłam, biorąc talerz w ręce, i ruszyłam na górę.
                Gdy tylko znalazłam się pod pokojem Hudson’a, usłyszałam niewyraźny dźwięk gitary, co trochę
mnie uspokoiło, bo miałam przynajmniej jakąś nadzieję, że Saul zajął się czymś innym zamiast dragów. Zapukałam lekko do drzwi, po czym powoli je otworzyłam i zajrzałam do środka. Slash siedział na łóżku (tak, on wyjątkowo miał łóżko, a nie materac) i w spokoju grał coś na niepodłączonym do wzmacniacza Les Paul’u.
                - Hej – powiedziałam cicho.
                Przerwał wówczas grę i podniósł głowę do góry. Nie byłam jednak w stanie wyczytać nic z jego twarzy, bo jak zwykle prawie całą zasłaniały włosy. Widziałam tylko kawałek nosa i usta z wystającym z nich papierosem.
                - O, siema – odpowiedział najnormalniej w świecie i nawet uśmiechnął się do mnie krzywo. – Co cię tu sprowadza? – dodał, drapiąc się po swojej kudłatej głowie.
                - Przyniosłam ci kolację – oznajmiłam, wchodząc w głąb pokoju, po czym usiadłam obok Slash’a na jego łóżku i postawiłam tam talerz.
                - To zajebiście, bo po prostu umieram z głodu. – Odłożył gitarę na bok, a następnie chwycił talerz w ręce. Zamiast jednak od razu zacząć jeść, popatrzył na niego przez chwilę, po czym zapytał: - A przypadkiem nie masz może jeszcze jakiegoś Daniels’a? Błagam, powiedz, że tak. Chociaż jedną pieprzoną szklankę.
                - Niestety... – westchnęłam – kupiłam tylko trochę jedzenia. Alkoholu nadal brak.
                - Kurwa... Szkoda. No ale przynajmniej mam jakieś żarcie. – Wzruszył ramionami i zabrał się za jedzenie.
                Nie wyglądał, jakby faktycznie miał taki zły humor, jak to opisał Duff. Zachowywał się też raczej normalnie, może tylko trochę spokojniej i bez większego entuzjazmu, ale w końcu nie miał dzisiaj pewnie w ustach nawet kropli whiskey, więc nie dziwiłam się specjalnie. Mimo wszystko miałam osobliwe podejrzenia, że faktycznie coś mogło być na rzeczy. I że było to związane z pewną dziewczyną.
                - Slash, czy… coś się dzisiaj stało? – zapytałam po chwili niepewnie. – Wszystko w porządku?
                Przerwał na moment jedzenie i, nadal wpatrując się w talerz, lekko przygryzł wargę, ale nic nie odpowiedział. Wtedy byłam już niemal pewna, że coś się wydarzyło. Zazwyczaj odpowiedziałby mi po prostu, że „wszystko jest, kurwa, zajebiście, Em”. A takie milczenie było wręcz do niego nie podobne.
                - Rozmawiałem z Caroline – oznajmił po chwili ciszy. – Nie uwierzysz, ale spotkałem ją przecznicę stąd, na Fountain – dodał zaraz. - Gdy tylko mnie zobaczyła, od razu do mnie podbiegła i wręcz rzuciła mi się na szyję. Byłem kurewsko zadowolony, że wreszcie mogłem się z nią spotkać, ale jednocześnie zachodziłem w głowę, co ona tam, do cholery jasnej, robiła. No bo przecież, kurwa – miała szlaban. I nie wychodziła z domu przez kilka dobrych dni. Powiedziała mi wtedy, że kamerdyner ma dzisiaj wolne, a ta jej niańka poszła do sklepu, więc wyrwała się z domu tylko po to, żeby się ze mną zobaczyć i właśnie szła w kierunku Hell House. Była strasznie nabuzowana, chyba jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Najpierw powiedziała, że mnie kocha, a potem praktycznie zaczęła krzyczeć, że ma już dość tego wszystkiego, że chce być wolna i w ogóle. I na koniec oznajmiła, że ma zamiar uciec z domu i zamieszkać razem ze mną w Hell House.
                Popatrzyłam się na niego zupełnie oniemiała i w ogóle nie byłam w stanie niczego powiedzieć. Kurwa, że niby co? Ale... kiedy to się wszystko wydarzyło? Czyżbym zgubiła po drodze jakieś wątki?
                - No nie patrz się tak na mnie – powiedział Hudson, widząc moją zbaraniałą minę. – Przecież wiem... Tak, praktycznie się nie znamy, ale... to wszystko wydarzyło się strasznie szybko – westchnął. – Na tej ostatniej imprezie spędziliśmy ze sobą naprawdę dużo czasu. Wiesz, tańczyliśmy, gadaliśmy, no a później... całowaliśmy się. Naprawdę się wtedy do siebie zbliżyliśmy. Uwierz mi, Em, zależy mi na niej – powiedział, odgarniając włosy z twarzy, i naprawdę zobaczyłam wtedy szczerość w jego oczach. – Tylko że... To co powiedziała... ja sam nie wiem, co mam o tym myśleć – westchnął, podpierając głowę na ręku. - Prawda, chciałbym ją mieć przy sobie i byłbym cholernie szczęśliwy, gdyby zamieszkała razem ze mną, ale... nie wiem nawet, czy ona ma zielone pojęcie, co w ogóle chce zrobić. A co jeśli to tylko taki nagły przypływ emocji? Zwykłe zauroczenie? Co, jeśli zaraz zmieni zdanie? Ma przecież tylko 17 lat, różne rzeczy mogą się zdarzyć... Poza tym nie chcę, żeby mówiła potem, że przeze mnie zmarnowała sobie życie czy coś w tym stylu. Przecież zaraz kończy szkołę, będzie zdawać mnóstwo jakichś pieprzonych egzaminów. No a do tego... wiesz przecież. Ja jestem tylko prostym gitarzystą bez gorsza przy duszy. – Uśmiechnął się krzywo. – No a ona... ma wielki dom. Ma kasę. Ma rodzinę. To jest dziewczyna z wyższych sfer. I ona mi teraz pieprzy, że chce zamieszkać z nami w całym tym syfie? Mój rozsądek zazwyczaj nie pracuje specjalnie dobrze, ale w tej sytuacji nawet mi nie wydaje się to specjalnie dobrym pomysłem – powiedział z wyjątkową jak na niego powagą. – Emmy, proszę, może ty mi pomożesz? Bo, szczerze mówiąc, ja nie mam zielonego pojęcia, co z tym wszystkim zrobić...
                Patrzyłam się na niego przez kilka dobrych sekund i dopiero po chwili zrozumiałam, o co mnie prosił. Że ja miałabym mu coś doradzić? Ja póki co byłam w s z o k u.
                Po pierwsze przez zachowanie Caroline. Wiem, chciała się zmienić i dopasować do nas, ale... cholera, aż tak? To chyba poszło trochę nie w tym kierunku, co planowałam. Nie chciałam przecież, żeby stała się zbuntowaną nastolatką i do tego jeszcze uciekała z domu. Miała się po prostu stać... normalna.
                Po drugie Slash... Kurczę. No nie powiem, byłam pod wrażeniem, naprawdę. No bo Slash jak Slash, tyle że... jego słowa naprawdę miały sens. I do tego jeszcze były mądre. W życiu się chyba nie spodziewałam, że usłyszę tak przemowę od Saul’a. Aż po części chyba nawet uwierzyłam w to, co mówił o sobie na imprezie. Że jest „odpowiedzialnym, dorosłym mężczyzną”. Czyżby faktycznie tak było? No to w takim razie brawo, panie Hudson.
                - Wiesz co, sama się temu dziwię, ale tym razem chyba wyjątkowo muszę się z tobą zgodzić – powiedziałam po chwili zastanowienia. – Jeszcze za wcześnie na takie pomysły. Myślę, że powinieneś ją przekonać, żeby póki co trochę się opanowała i na razie została jednak w domu. Przynajmniej do skończenia szkoły i jej osiemnastych urodzin. No a potem... potem pomyślicie, co z tym dalej zrobić. Na razie jednak oboje musicie być cierpliwi. Jeżeli naprawdę wam na sobie zależy, to myślę, że dacie sobie z tym radę.
_________________________________________________________________________________
          Przepraszam, że dopiero teraz dodaję ten rozdział. Bo o ile początek pisało mi się łatwo i przyjemnie, o tyle końcówka nie była już taka banalna i musiałam nad nią trochę posiedzieć. Patrząc jednak na daty dodania ostatnich komentarzy, widzę, że chyba taka odległość czasowa między rozdziałami nie jest jakaś zatrważająca. Zastanawia mnie tylko, dlaczego tyle osób uważa, że za rzadko dodaję rozdziały, skoro i tak prawie nikt nie ma czasu skomentować ich od razu, a pewnie połowa czytelników nie robi tego w ogóle. Ale nie zwracajcie uwagi na moje marudzenie. Tak se tylko pieprzę.
          Podejrzewam, że polecą hejty na ostatnią scenę, bo wychodzi na to, że Slash ma uczucia, no niesamowite. Ale trudno. Napisałam tak, jak chciałam. I nie zamierzam tego zmieniać. Chciałam pokazać głębię każdego z Gunsów i nie wycofam się z tego. Poza tym nawet Saul ma prawo przechodzić kryzys uczuciowy. Jednorazowy, ale jednak. Tak czy siak, czekam na hejty.
          * - tytuł piosenki "D'Yer Mak'er" pochodzi z żartu - gry słownej o Jamajce. Wymawia się go właśnie jak "Jamaica" z brytyjskim akcentem. Stąd "Jamajka" w tytule rozdziału. To tak dla niekumatych. XD
          INFO1: Aktualizacji uległy dwie zakładki - "Bohaterowie" i "Polecane". Proponuję sprawdzić, jeśli ktoś jeszcze tego nie zrobił.
          INFO2: Zapraszam wszystkich na dwa niedawno reaktywowane blogi: Far beneath the silver moon. oraz I never really wanted to live. Na pierwszym jest opowiadanie o Gunsach, na drugim jedno o Gunsach, a drugie o Skid Row. Autorką wszystkich trzech jest oczywiście Starlight. Jeśli nigdy nie czytaliście, to jak najbardziej polecam, a jeśli już czytaliście, to jak najbardziej powróćcie, bo dziewczyna naprawdę zrobiła mega progress w pisaniu. :D
          Pozdrawiam. :*

12 komentarzy:

  1. Jestem GENIUSZEM, powiadam!
    Czytam sobie tytuł i takie *stop*, "chodzi na pewno o utwór zeppelinów". Notka na koniec rozdziału- feel like a fuckin' genius!
    Pierwsze o czym pomyślałam po przeczytaniu pierwszego akapitu było "wreszcie nie ma tej toksycznej aury między nimi". Czytam dalej i dalej, i dalej-och jak uroczo. Nie mówię, że źle. Rzekłabym, że nawet bardzoo przyjemnie :) Zeppelini, Elton-czego chcieć więcej?
    No i wreszcie Lily wróciła! Czy ktoś o niej jeszcze pamiętał? To się kobietka zdziwi, gdy Emm jej opowie caaałą historię z czasu jej nieobecności w LA...
    Zdanie "Chodź, mam bardzo dobre wino. Usiądziemy sobie, napijemy się i wszystko mi opowiesz" strasznie mnie rozśmieszyło. Czy tylko mi kojarzy się to z reklamą jakiejś herbaty? To chyba saga była..
    No, dobra, ale wracając do rozdziału...Oh, Emm, biedna istoto, zaledwie przez miesiąc tyle cię spotkało! Panna E. wchodzi do pokoju, a Axl już się czai, patrz ty! Nie, nie, nie, panie Rose, poczekaj sobie jeszcze, aż zasłużysz na więcej uwagi od pani tego...domu(?)! :D
    Sceny ze Slashem nie chce mi się komentować, bo mam strasznie zaburzony obraz jego osoby przez ostatnie wydarzenia, if u know what i mean...
    Ogólnie rozdział, jak zwykle, mi się podoba. /F.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście napisałam zajebisty komentarz, ale jestem na telefonie i się usunął. Jak ochłonę to znowu taki napisze . - Kasiamcf

    OdpowiedzUsuń
  3. Komentuję pierwszy raz, ale lepiej późno niż wcale ;). Opowiadanie jest obłędne!!! Kocham i wielbię. A co do tego rozdziału, jest cudny. Lily powróciła z zaświatów. I bardzo dobrze. Uwielbiam ją. Axl też taki słodki. Chciałabym takiego kumpla ;). Zeppelini i Elton- wielbię <3. A Slash, trochę dupa wołowa, ale lubię go w tej wersji. Może lubię dupy wołowe, ale cóż, jestem dziwna XD. Wizja Caroline w Hell House jest... jednocześnie straszna i ciekawa ;). A i jeszcze jedno, pamiętam, taki wątek z pierwszych rozdziałów na temat uczucia Lily do któregoś z Gunsów, i mam nadzieję, że do tego powrócisz ;), ale to od ciebie zależy. Chociaż mam wrażenie, że ten blog żyje własnym życiem, ale jak już mówiłam, jestem dziwna XD. Wiesz, jestem anonimowa, ale bd się podpisywać pod każdym komem ~Rose, żebyś wiedziała, że to ode mnie ;). To życzę weny i czekam na następne rozdziały ;) ~Rose

    OdpowiedzUsuń
  4. Choroba ma jednak jakieś pozytywne strony, mogę skomentować rozdział u Ciebie trochę szybciej niż zwykle, o. Tak, tak - zawsze trzeba być optymistą! Spokojnie, już biorę się za właściwy temat. Tak w ogóle, witam Cię! :)
    O jej, Moja Droga, przesadziłaś! Jak mogłaś nastawić mnie na Axla w sposób, że wszystko mu darowałam i teraz pragnę, aby Emmy związała się z nim ponownie? Jak!? W rzeczywistości autorzy są manipulantami, tylko niektórym wychodzi to lepiej, innym gorzej. Wiesz, Tobie wychodzi to obłędnie. Wracając... Faktycznie chcę, żeby wszystko było między nimi jak dawniej. Ach, no bo przeszłość minęła, prawda? Rudy chyba naprawdę stara się zaimponować i zapunktować u panny Jenkins, więc coraz bardziej jestem na tak. To nieco martwi - te wszystkie zmiany nastawień, haha, ale lubię być zwodzona za nos w opwiadaniach. Oczywistości są nudne, a tutaj, mimo wiedzy, że oni napewno będą razem, to w sumie nie wiem, kiedy się to stanie. Na dodatek przewidujesz 100 rozdziałów, co wprowadza mnie w całkowitą konsternację. Ale mniejsza.
    Ach, no i jest Lily! Taak! Cały czas o niej pamiętałam i czekałam, aż się pojawi. Nie było jej t y l k o miesiąc!? Ja ogólnie tracę rachubę czasu, ale... W sumie, wydarzyło się tam tak dużo rzeczy, że nie mam sobie tego za złe :D Tak, tak. Ale Lily. Kocham tę dziewczynę, ona naprawdę wydaje się być u Ciebie takim jasnym punktem, haha. Bo reszta kojarzy mi się z ciągłymi problemami, zabieganiem, natomiast ona jest taka... beztroska jak dziecko. Działa to na mnie bardzo pozytywnie! XD
    Tak szczerze, to nie skojarzyłam Jamajki z Zeppelinami. Spodziewałam się nawiązania do trawy, a tu taka miła niespodzianka... XD
    Potem mamy Axla przy pianinie. Dziewczyno, po prostu uwielbiam, jak piszesz takie sceny. Serio! Wychodzi Ci to tak lekko i płynnie. Pozazdrościć. W tym fragmencie przekonał mnie do siebie ostatecznie. Powiedzmy sobie szczerze: kto nie wybaczyłby takiemu miłemu gościowi? :D Ja bym wybaczyła, jeszcze przy Zeppelinach i Eltonie... Teraz mi się przypomniał jeden chłopak, który zawsze ma na sobie koszulkę Claptona, haha. Nie wiem, dlaczego. XD Znowu brnę w inny temat, wybacz. Nie wiem, jak skomentować tę wspólną grę i śpiewanie, dlatego napiszę, że jedna z najmilszych scen, jakie kiedykolwiek zostały przeze mnie przeczytane, o!
    Znowu Lily! :D Tym razem z Emmy. Hm, a ja znowu zauważam, że moja przyjaciółka tak by tego nie rozegrała. Uwielbiam Twoją blondyneczkę jeszcze bardziej! Ogólnie tam wszystko ogarniam.
    Na końcu szykowny pan Slash. I: "O lel! ;-; On ma uczucia! :o". Nie, nie, Darling, nie. Ja go w stu procentach popieram. Zmądrzał, dorósł, dojrzał! I uważam, że żadnych hejtów nie powinno być. Co prawda to trochę nie w jego styli, ale rockersi to też ludzie, moi mili. Mają serca, martwią się o ukochane osoby itd., itd. Wyjawię Ci w sekrecie, że pisałam to, myśląc w sposób, jakim mówi moja wychowawczyni na WDŻ. XD
    Mi tam wszystko się podoba, więc czekam na kolejny. A za jakość tego czegoś, co właśnie piszę, przepraszam. XD
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Plus za kochany d' yer mak' er

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mam dzisiaj na nic siły, więc wybacz, ale nie będzie długiego komentarza, jak ostatnio :)

    No i bardzo się cieszę, że w końcu mogę się do czegoś przyczepić! Tak! Będę zła i niedobra! :D
    Powtórzenia i literówki, moja droga! Co to ma być?! Improve yourself!

    A teraz treść:
    Dobra, dobra, ja tu czuję , co się święci, będzie powrót miłości ^^ A w zasadzie już jest, bo Emmy się zaczęła nad tym wszystkim zastanawiać. I wcale jej się nie dziwię, bo jednak Axl naprawdę się stara, i to widać.
    No i wróciła Lily! Chociaż w zasadzie... ja jej jakoś nie lubię. I nawet nie wiem dlaczego, więc mnie o to nie pytaj :P No, ale może teraz będzie jej więcej i jakoś mnie do siebie przekona. Pożyjemy, zobaczymy :P
    Ej, wiesz? Ten Slash to Ci nawet wyszedł taki Slashowaty ;) Chciał Danielsa, a to już bardzo w jego stylu :D Ale że Caroline chce się do nich przeprowadzić? Dziewczyna nie wie, co mówi XD No i nie powiem... zaskoczyła mnie. Taka szalona, haha :D

    A! No i dziękuję za reklamę ^^

    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pierdolę, zapomniałam o najważniejszym!
      D'YER MAK'ER!
      To była piękna scena <3
      Axl taki... kochany:3
      "Oh oh oh oh oh...." :DDD

      Usuń
  7. Mm, hejka!
    Nie poinformowałaś mnie dziś o rozdziale, no nieźle...
    Ej! Dzisiejszy wpis myślami, marzeniami, umysłem, wszystkim, kij wie czym, ale wyobraziłam sobie, że są wakacje, jestem w LA... wiesz jak było mi miło? Nagle patrzę za okno i co widzę? No śniegi widzę.... Ale, nie o tym mowa....~

    Saul, on kocha Caroline? Na to wygląda... Ale ona mi jakoś nie leży, nie jest zła, ale.., hm, nie mogę się do niej przemóc...I do tego chce się wprowadzić do Hell House? No nie wiem.., zobaczymy.

    Axl.., Axl, Axl, Axl... Nie znałam cię od tej strony.. Ciekawe czemu... A tak! Bo byłeś dla niej dupkiem, a tu bam! Zorientowałeś się, że niedobrze robisz... I to się ceni! data:image/gif;base64,R0lGODlhAQABAIAAAAAAAP///ywAAAAAAQABAAACAUwAOw==

    Emma bardzo miło spędziła dzień, aż jej zazdroszczę.... Nie powinna teraz nic robić i pozwolić sytuacji rozwijać się samej. A czy będą razem to już zależy od twojej inwencji twórczej.
    Dziś mało reszty Gunsów, ale nie mogą być ciągle.
    Cały dzień narzekam, zresztą... prawie codziennie muszę się do czegoś przyczepić, przepraszam najmocniej <3
    LILY! NARESZCIE WRÓCIŁAŚ! Myślałam, że się jej już nie doczekam. Matko! Kocham Cię!
    No, także ten, ślicznie ci wyszło
    Czekam na więcej <3
    Mimo, że piździawica na dworze przesyłam Ci goorące pozdrowienia i życzę Ci wiele weny!
    Julka XD

    PS Wybacz, komentarz marnie wyszedł, ale musiałam napisać go teraz, bo bym zapomniała :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Chciałaś komentarz, to masz ;)
    Kocham twoje opowiadanie, zawsze zniecierpliwiona czekam na następne rozdziały, zawsze zafascynowana czytam od razu jak dodasz, a potem jestem zła, bo muszę znowu czekać. A nie komentuję dlatego, że po przeczytaniu twojego rozdziału, stwierdzam, że ja- prosty człowiek, się nawet wysłowić nie umiem. I robię błędy interpunkcyjne. I nie chcę się ośmieszać XD
    Ale, jak chcesz, to będę komentować :D
    Soł... Fajnie, że Slash jednak ma uczucia XD Zazwyczaj robią z niego idiotę, a u ciebie jest inaczej. I to mi się podoba! xD Super, że Lily wróciła. Brakowało mi jej tutaj :D +uwielbiam te cytaty ze Skinsów :D Mój komentarz nie jest ani długi, ani piękny, ale ważne, że jest. Tak?
    No więc weny życzę! Pozdrowienia :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. mega dobry rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  11. pierwszy raz czytam twojego bloga i jest zajebisty pisz dalej ja na pewno bende go dalej czytać zajebiozaa ,świetnie oddajesz klimat gunsów i rock and rolla :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę, jeśli czytasz, napisz komentarz. Nie musi być długi i piękny. Ważne, żeby był. Chcę jedynie wiedzieć, czy rozdział Ci się podobał, a jeśli nie, to dlaczego. Taka wiadomość od Ciebie daje mi nie tylko ogromną motywację do dalszego pisania, ale również informację, co i w jaki sposób powinnam w swojej twórczości poprawić. Każdy komentarz się liczy. Dziękuję.