sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 25: Kocham ją i tylko ją.


                Siedziałem na schodach, mimowolnie zaciągając się dymem z papierosa, którego trzymałem w ręku i piłem sobie Nightrain’a. Co jakiś czas mijali mnie różni przypadkowi ludzie, trącali w ramię, chyba nawet coś mówili, ale jedyne, czym ich raczyłem, to okazjonalne „odpieprz się, kurwa”. Poza tym miałem ich zupełnie gdzieś.
                Czułem się jak zniewolony. Jakby przykuty do tych schodów. Magiczną siłą, która mnie tak ubezwłasnowolniła, była ta niezwykła dziewczyna, w którą wpatrywałem się z takim zachwytem i miłością, a jednocześnie ogromnym smutkiem, wręcz rozpaczą, którą mnie napełniła. Byłem po prostu załamany. Bo tak mocno ją kochałem.  Tak bardzo mi na niej zależało. Tak strasznie pragnąłem ją mieć. A nie mogłem. Zwyczajnie nie mogłem.
                W obecnej chwili czułem się, jakby ktoś wiercił mi dziurę w sercu. Bo nie dość, że tak dokładnie pamiętałem każde słowo, które wypowiedziała wczoraj, to jeszcze teraz musiałem patrzeć na to, jak moja kochana Emmy tańczyła już drugą piosenkę z tym chujem od Bach’a z zespołu. I na dodatek była niezaprzeczalnie szczęśliwa. Z nim, a nie ze mną.
                Miałem totalny bałagan w sobie, w swoim umyśle. Z jeden strony byłem zupełnie przybity, jakby bez woli do życia. Rozpacz narastała we mnie z każdą chwilą i nie byłem w stanie absolutnie nic z tym zrobić. Z drugiej jednak byłem po prostu wściekły. Wypełniała mnie czysta nienawiść. Miałem ochotę podejść do Bolan’a i rozszarpać go na kawałki za to, że w ogóle ważył się ją tknąć.
                Przez to wszystko miałem wrażenie, że zaraz zwariuję. A mimo to nie byłem w stanie zupełnie nic ze sobą zrobić. Siedziałem tylko jak skamieniały i wpatrywałem się w nią.
                W pewnym momencie zauważyłem, że Rachel chwycił ją mocno w tali i przyciągnął do siebie. Jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko twarzy Emmy. Najpierw szeptał jej coś na ucho, a po chwili… z nadzwyczajną czułością pocałował ją w policzek.
                Nagle poczułem, że po twarzy spłynęła mi łza. Miałem wrażenie, jakby właśnie coś we mnie umierało.  Ból w sercu był tak potworny, że nie mogłem go znieść. Jakby ktoś rozdzierał je na kawałki. Nie mogłem dłużej na to patrzeć, po prostu nie mogłem. Co najgorsze, wiedziałem, że z pewnością na tym jednym pocałunku się nie skończy…
                Szybko obtarłem policzek, po czym odwróciłem wzrok od dziewczyny. Momentalnie podniosłem się z tych schodów i ruszyłem do swojego pokoju. Musiałem jak najszybciej stamtąd odejść i przestać się katować. Uwolnić się od niej. Nie chciałem jej zostawiać samej z Bolan’em, ale wiedziałem, że muszę. Inaczej bym się chyba wykończył.
                Po drodze do sypialni mijałem mnóstwo ludzi, którzy całowali się pod ścianami, wręcz uprawiali tam seks. Starałem się na nich nie patrzeć, ale jak na złość byli praktycznie wszędzie. Jak niekończący się koszmar. Gdzie nie spojrzałem, tam jakaś para. Taki widok zdecydowanie nie polepszał mi humoru, a jedynie przypominał, że oni mieli coś, czego ja nie mogłem, chociaż tak bardzo tego pragnąłem…
                W końcu jednak udało mi się przedrzeć przez cały ten tłum. Dotarłem do mojego pokoju i miałem głęboką nadzieję, że przynajmniej tam zaznam chociaż odrobiny wytchnienia i upragnionego spokoju. Okazało się jednak, że mocno się pomyliłem. Gdy tylko otworzyłem drzwi, moja wściekłość momentalnie wzrosła. Jacyś gówniarze właśnie pieprzyli się na MOIM łóżku!
                - Kurwa mać! Wypierdalać mi stąd!
                Para momentalnie przerwała wcześniejszą czynność i odsunęła się od siebie. Oboje spojrzeli się na mnie nieźle wystraszeni.
                - Na co się tak, kurwa, gapicie?! Wypierdalać powiedziałem! – Już miałam zamiar do nich doskoczyć, żeby wywalić ich stamtąd własnymi rękami.
                Oni wówczas szybko podnieśli się na równe nogi i zaczęli wkładać na siebie ciuchy. Ja jednak nie zamierzałem czekać aż skończą się ubierać. Chwyciłem oboje za ramiona i wypchnąłem na korytarz w samej bieliźnie, mając zupełnie gdzieś ich krzyki i nagłe wyzwiska skierowane w moją stronę. Chciałem się ich jak najszybciej stamtąd pozbyć. Rzuciłem im tylko ubrania na zewnątrz, po czym szybko zatrzasnąłem za sobą drzwi.
                Oparłem się o nie plecami, starając się uspokoić oddech. Po chwili rozejrzałem się dookoła i stwierdziłem, że… byłem zupełnie sam… tak jak chciałem. Towarzyszyły mi tylko względna cisza i blade światło księżyca, które wpadało przez okno.  
             Nagle jakby wyparowała ze mnie cała wściekłość. Poczułem się zupełnie bezsilny.
                Westchnąłem głośno, przymykając oczy i osunęłam się na podłogę. Schowałem twarz w dłoniach, po czym… po prostu zacząłem płakać.
                Czułem się tak strasznie samotny, opuszczony. Byłem kompletnie załamany i wiedziałem, że jedynym, co mogło mnie w tej chwili wyciągnąć z tego dołka, była Emmy. Tak bardzo potrzebowałem jej teraz przy sobie; marzyłem tylko o tym, żeby móc ją tak po prostu przytulić, żeby znalazła się w moich ramionach, tu i teraz… Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że jej obecność przy mnie była ostatnim, na co mogłem liczyć.
                Dobrze wiesz, że to tylko i wyłącznie twoja wina. Sam się o to prosiłeś. Gdybyś tego wszystkiego tak nie spieprzył, ona mogłaby być tu razem z tobą, mogłaby być tylko twoja…
                Ale nie była. Zamiast tego tańczyła sobie na dole z Bolan’em i pewnie już się z nim całowała, o ile nie coś więcej.
                Jak to w ogóle było możliwe, że ja musiałem się starać tyle czasu, żeby wreszcie ją zdobyć, a on jedynie poprosił ją do tańca i już całkowicie mu ulegała? Przytulał ją, całował, szeptał jej coś na ucho... a ona nie miała zupełnie nic przeciwko temu. To, co jednak najbardziej mnie gnębiło, to fakt, że przy nim wydawała się być o wiele szczęśliwsza niż przy mnie.
                Widocznie on jest lepszy od ciebie. Dużo lepszy. Ona woli jego od ciebie…
                Przestań.
                Jeszcze tego nie zauważyłeś? Nie jesteś dla niej wystarczająco dobry. Jesteś niczym. Totalną życiową porażką. Zerem…
                Cholera, daj mi spokój…
                 Cały czas ktoś ci ją odbiera, a ty nie możesz nic z tym zrobić. Nie jesteś w stanie jej odzyskać. Spójrz tylko na siebie. Siedzisz na podłodze pod drzwiami w pustym, ciemnym pokoju i się mażesz. Co to w ogóle ma być? Jesteś beznadziejny…
                - Kurwa mać, to co ja mam niby zrobić?! – wrzasnęłam nagle, nie wytrzymując już tego wszystkiego. Zacząłem ciężko oddychać, rozglądałem się po całym pomieszczeniu rozpaczliwym, oszalałym wzrokiem, jakby szukając tego kogoś, na kim mógłby się teraz wyżyć. Sam już jednak nie wiedziałem, na kogo byłem wściekły. Na Bolan’a czy może na samego siebie.
                Po chwili jednak jakby zrozumiałem sens tych wszystkich słów. Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że… to była prawda. Cholera, ile razy już tak było? Zawsze trafiał się ktoś, kto chciał mi ją odebrać, a ja nie mogłem absolutnie nic na to poradzić. Najpierw McKagan, teraz Bolan…
                – Kurwa… Jestem beznadziejny – westchnąłem cicho, ponownie zakrywając twarz rękami. – Ale co ja mam zrobić? Cholera, nic nie mogę… ale przecież muszę. Kurwa! Muszę coś zrobić, do cholery! – krzyknąłem, machinalnie zaciskając dłonie. - Muszę… żeby znowu było tak jak wcześniej. Żeby… znowu mnie kochała… Znowu mieć ją przy sobie... Kurwa mać! Ale co? Co, do cholery jasnej?!
                Gówno. Przecież od dawna wiesz, że wszystko jest już stracone, a nadal próbujesz sobie wmówić, że jest inaczej. Nadal twierdzisz, że musisz ją odzyskać. Po cholerę? Daj sobie spokój, to i tak nic ci nie da, a jedynie pogorszy twoją beznadziejną sytuację. Pogódź się z tym. Spieprzyłeś. Musisz o niej wreszcie zapomnieć.
                - Kurwa, kiedy ja właśnie nie mogę! Po prostu… nie mogę – powiedziałem, ponownie spuszczając zbolały wzrok w podłogę.
                Przestań chrzanić. Dlaczego nie możesz po prostu zacząć żyć tak jak kiedyś? Za nim ją poznałeś, wszystko było w porządku. Po prostu ją zostaw i zapomnij. Każda inna kurwa jak ona na ciebie poleci, więc…
                - Nie, do cholery! – wrzasnąłem, momentalnie podnosząc się na równe nogi. Nagle znowu ogarnęła mnie istna wściekłość i przestałem nad sobą panować. - Ona nie jest jak każda inna! A już na pewno nie jest kurwą! – krzyknąłem z furią w głosie. - Jak śmiesz w ogóle ją tak nazywać?! – Odruchowo zacisnąłem pięści, oddychając ciężko. Byłem gotowy komuś wpieprzyć, wręcz wydrapać oczy.
                Nie pierdol, tylko znajdź sobie inną! Ona nie jest nikim wyjątkowym i przestań wreszcie sobie to wmawiać! To przecież taka sama dziwka jak wszys…
                - Aghh… Kurwa… - Chwyciłem się rękoma za głowę, zamknąłem oczy i mocno zacisnąłem usta. Czułem, że zupełnie wariuję. Słyszałem ten krzyk w moim umyśle, ale nie potrafiłem się go pozbyć, wyrzucić go stamtąd. Byłem zupełnie bezsilny, jakby zamknięty w pułapce, z której nie mogłem się wydostać. Miałem jedynie wrażenie, jakby ogarniała mnie coraz bardziej narastająca ciemność…
                Mimo to nadal próbowałem walczyć.
                – Kurwa. – powiedziałem, momentalnie otwierając oczy. - Nie… Nie, do cholery! Nie rozumiesz tego?! Nie mogę znaleźć innej! Nie mogę! Po prostu… nie mogę… - dokończyłem cicho drżącym, łamiącym się głosem. Zatrzymałem się wówczas przy oknie i ponownie przymknąłem oczy, czując, że znowu napływają do nich łzy.
                Po chwili jednak powoli podniosłem ciężkie powieki i skierowałem zrozpaczone spojrzenie w górę. Mimowolnie zacząłem się wpatrywać w wielki, jasny księżyc, oślepiający mnie swoim
bladym światłem, jakby szukając w nim jakiejś nadziei, wybawienia…
                Westchnąłem cicho.
                - Przecież próbowałem… Próbowałem o niej zapomnieć, ale… to nic nie dało – powiedziałem, w głowie przypominając sobie ostatnie trzy tygodnie pełne cierpienia. - Cholera, pieprzyłem się przecież z tyloma laskami i nic. Zero satysfakcji. Kurwa… Nawet seks mnie już nie cieszył. Żadna z nich nie była w stanie mnie zadowolić. Dorównać Emmy. W żadnej nie widziałem tego, co widziałem w niej. Przy żadnej nie czułem absolutnie niczego… oprócz tęsknoty… za nią. Kurwa, tylko ją byłem w stanie tak mocno kochać…
                Cholera, ale jakie to ma teraz znacznie? No kurwa, jakie? Przecież wszystko jest już dawno skończone. Nie rozumiesz tego? Skończone!
                - Kurwa, ale ja jej tak strasznie potrzebuję... Potrzebuję, żeby była ze mną… teraz… - wyjąkałem cicho, będąc już praktycznie na dnie rozpaczy.
                - Axl, cierpliwości… – usłyszałem wówczas.
                Odruchowo uniosłem głowę do góry.
                Kurwa, co to znowu? Kolejny głos? Ja pierdolę, chyba już kompletnie zwariowałem... Ale ten wydawał się być dziwnie realistyczny. I jakiś… milszy. Co to w takim razie było? A może… może to moje sumienie?
                - Ty byś chciał mieć wszystko od razu – kontynuował głos. - Tak nie można, musisz trochę poczekać. Wszystko się ułoży, serio…
                - Cholera jasna… - powiedziałem sobie pod nosem, oddychając nerwowo. - Sumienie, to ty? – zawołałem po chwili.
                - Co? Eee… Axl, ja stoję tutaj – ponownie odezwało się moje… sumienie?
                Zdziwiony, szybko odwróciłem się za siebie i zobaczyłem tam… Izzy’ego. Brunet stał przede mną z papierosem w jednej ręce oraz plastikowym kubkiem w drugiej i przyglądał mi się uważnie. No tak… mogłem się domyślić, że to on.
                - Co ty tu robisz? – zapytałem, lustrując go wzrokiem.
                - Była afera, bo ponoć wywaliłeś stąd jakichś małolatów prawie kompletnie nago, więc przyszedłem sprawdzić, o co chodzi. – Wzruszył ramionami obojętnie. – A do tego usłyszałem jakieś krzyki, więc pomyślałem, że potrzebujesz pomocy i… - urwał nagle, rozglądając się dookoła. – Właśnie, czekaj… z kim ty, do cholery, rozmawiałeś?
                Spojrzałem na niego skonsternowanym wzrokiem, nerwowo rozglądając się na boki.
                - Z nikim – odpowiedziałem błyskawicznie.
                Stradlin przewrócił wówczas oczami i westchnął cicho.
                - Widzę, że chyba masz poważny problem – powiedział, patrząc na mnie z politowaniem, a ja nawet nie próbowałem zaprzeczać, bo wiedziałem, że jego i tak nie oszukam. – Chodź. – Ruchem głowy wskazał na drzwi. – Tu jest strasznie duszno i tłoczno. Pogadamy na zewnątrz.
                Kiwnąłem tylko głową i, nic nie mówiąc, niepewnie ruszyłem za nim w stronę schodów.
                Gdy byliśmy już na dole i kierowaliśmy się w stronę drzwi wyjściowych, kątem oka dostrzegłem Emmy. Dziewczyna siedziała sobie na kanapie, popijając piwo, a tuż obok niej oczywiście Rachel, dla odmiany z butelką Daniels’a w ręku. Z pewnością był już pijany. Dodatkowo obejmował ją ramieniem, co chwilę przyciągając ją od siebie i szepcząc jej coś na ucho, a ona albo głośno się śmiała, albo uśmiechała się do niego słodko.
                Moje dłonie momentalnie zacisnęły się w pięści, a oddech przyśpieszył. Już miałem zamiar tam iść i po prostu mu zajebać, jednak Izzy w porę chwycił mnie za ramię.
                - No i co chcesz zrobić? – zapytał, patrząc na mnie z powagą. – Myślisz, że jak mu wpieprzysz, to ona cię pokocha? Lepiej sobie daruj i chodź – powiedział ze spokojem, po czym mnie puścił i ruszył w kierunku drzwi.
                Cholera, jak zwykle miał rację.
                Zacisnąłem mocno usta, po czym z trudem odwróciłem od nich wzrok i szybko poszedłem za Stradlin’em.  
           Izzy usiadł na balustradzie werandy i od razu zaczął odpalać kolejnego papierosa, a ja z kolei oparłem się o drzwi naprzeciwko niego. Jako że nie mieliśmy żadnej żarówki przed domem i jedyne światło dochodziło do nas przez okna, na zewnątrz było prawie zupełnie ciemno, jednak w ogóle mi to nie przeszkadzało. Tak było nawet lepiej. Ta pozorna cisza, spokój i świeże powietrze sprawiły wręcz, że poczułem się nieco lepiej niż wcześniej.
                - Mów – rzucił brunet, chowając zapalniczkę do kieszeni i kiwnął na mnie głową.
                Westchnąłem cicho.
                - Rozmawiałem z nią wczoraj wieczorem – odparłem bez ogródek. – A raczej chciałem porozmawiać. Wydawało mi się, że po całym tamtym dniu ona też zdała sobie sprawę, że idealnie do siebie pasujemy. W końcu była dla mnie taka miła i w ogóle… Myślałem, że może naprawdę w końcu coś poczuła. Poszedłem więc do niej, żeby jej o wszystkim powiedzieć. Zaproponowałem, żebyśmy do siebie wrócili, ale ona… odmówiła – powiedziałem, spoglądając na Stradlin’a z głębokim smutkiem wypisanym na twarzy.
                On z kolei nadal tylko uważnie mnie obserwował.
                - Co konkretnie powiedziała? – zapytał, wydmuchując uprzednio dym z ust.
                Popatrzyłem na niego nieco zmieszany, po czym przełknąłem ślinę i wbiłem wzrok w ziemię.
                - Że… jestem egoistą – zacząłem z trudem – i myślę tylko o sobie. Że nie słucham, co się do mnie mówi. I że nie obchodzi mnie jej wnętrze, tylko ciało. I… co najgorsze… że w ogóle jej nie znam i nigdy nie próbowałem jej poznać – dokończyłem z bólem. – Jak ona może w ogóle tak mówić? Oczywiście, że ją znam. Cholera, ja przecież rozumiem ją bez słów – powiedziałem z ogromnym przekonaniem, ale nadal było słychać rozpacz w moim głosie. Westchnąłem głośno. –Ja już naprawdę nie wiem, co mam robić. Tak strasznie jej potrzebuję… Muszę ją odzyskać, po prostu muszę! Izzy, proszę cię, pomóż mi…
                - Egoistą, mówisz… - powiedział przeciągle, wpatrując się w podłogę. - Wiesz, w czym
tkwi twój problem? – Spojrzał na mnie przenikliwie, robiąc krótką pauzę. – Ciągle mówisz tylko „ja, ja, ja, ja”. Serio, sam siebie posłuchaj. Przez cały czas zastanawiasz się tylko nad własnymi uczuciami. Nad tym, czego ty potrzebujesz. A zastanawiałeś się kiedykolwiek, czego potrzebuje ona?
                Popatrzyłem na niego z głębokim zmieszaniem wypisanym na twarzy, ale nie odpowiedziałem. Zresztą na co miałem odpowiadać? Oboje dobrze wiedzieliśmy, że miał rację.
                Byłem idiotą. Kompletnym, zadufanym w sobie idiotą.
                - Cóż, najprawdopodobniej właśnie z tego powodu Emmy twierdzi, że jej nie znasz - ciągnął dalej. – Byłeś zbyt zajęty tym, co ty sam czujesz przy niej, żeby zastanowić się, co ona czuje. Skoro jednak faktycznie jest między wami chemia – dodał po chwili – i twierdzisz, że tak dobrze ją rozumiesz, to czemu tego nie wykorzystasz? Poznaj ją lepiej, a dowiesz się, czego tak naprawdę chce.
                - To nie jest takie proste… - westchnąłem. – Wiesz przecież, w jaki sposób ona mnie traktuje.  Jak mam ją poznać, jeśli ona nie chce nawet zamienić ze mną więcej niż kilka słów? To jest niewykonalne…
                - Taa, kobiety są skomplikowane – odparł po chwili, zaciskając usta w krzywy, niemrawy uśmiech. – Ja też często nie jestem w stanie ich zrozumieć. Dlatego raczej nie wchodzę w stałe związki – dodał nieco ciszej, zerkając w podłogę. - I, szczerze mówiąc, tobie też bym tak radził. To będzie chyba najlepsze rozwiązanie.
                Spojrzałem na niego wnikliwie, unosząc w górę jedną brew.
                 - Skoro nie możesz być z nią, to znajdź sobie inną laskę. – Wzruszył ramionami. - A jak ci się znudzi, to jeszcze inną. Tak jak kiedyś. Wiesz przecież, jak to się robi.
                - Izzy… mówiłem już przecież… Nie mogę – powiedziałem, patrząc na niego ze smutkiem w oczach. - Próbowałem, naprawdę. Ale choćbym cholernie chciał – nie mogę. Nie jestem w stanie uzyskać chociaż odrobiny satysfakcji z kontaktów z innymi kobietami, a co dopiero obdarzyć je tak silnymi uczuciami jak Emmy. Kocham ją i tylko ją – oświadczyłem dosadnie, żeby nie miał żadnych wątpliwości. – Żadna dziewczyna nie jest w stanie jej dorównać. Żadna nie jest tak cudowna, tak niesamowita jak ona. Ja po prostu… kocham w niej wszystko – powiedziałem, jakby w nagłym przypływie euforii. – Kocham jej nieziemskie, błękitne oczy. Jej miękkie, pachnące włosy. Kocham ten piękny uśmiech. Kocham ją, kiedy się śmieje i kiedy jest smutna. Kocham, jak marszczy nos, kiedy się złości i jak się rumieni, kiedy jest zawstydzona. I po prostu kocham – kocham widzieć, że jest szczęśliwa. To jest… najpiękniejszy widok na świecie – powiedziałem i uśmiechnąłem się ekstatycznie, widząc oczami wyobraźni radosną twarz Emmy. Po chwili jednak przypomniałem sobie niestety, że była to tylko moja wyobraźnia. Szybko wróciłem na ziemię i mój wyraz twarzy znów stał się taki jak poprzednio. – Tyle że teraz jest szczęśliwa… z nim – powiedziałem, mając oczywiście na myśli Bolan’a. – Nie rozumiem w ogóle, w jaki sposób on zdobył ją tak szybko – westchnąłem, kręcąc głową. – Dlaczego mi się to nie udało?
                - On jest w nieco innej sytuacji niż ty – odpowiedział Stradlin bez zastanowienia. – Od początku byłeś na przegranej pozycji przez wasze pierwsze spotkanie, dlatego potem musiałeś się tyle czasu starać, żebyście wreszcie byli razem. W końcu ci się jednak udało, prawda? Problem tylko w tym, co stało się potem. A może nawet bardziej w tym, jak potraktowałeś ją po wszystkim. Chyba rozumiesz, o czym mówię, co nie? -  Spojrzał na mnie pytająco.
                Spuściłem wzrok w dół.
                Wiedziałem, o co chodziło. W gruncie rzeczy podświadomie wiedziałem to chyba już od
dawna i cały czas dawało mi się to we znaki. Czułem się winny. Nie tylko przez to wszystko, co zaszło tamtej feralnej nocy, ale jeszcze bardziej z tego powodu, że zostawiłem ją wtedy, kiedy tak naprawdę najbardziej mnie potrzebowała. Pozwoliłem na to, żeby cały świat zawalił jej się na głowę przeze mnie. I nie wyciągnąłem do niej pomocnej ręki. Nie zrobiłem niczego. Zostawiłem ją samą. Kompletnie samą.
                Jeśli ktoś zasługiwał tutaj na miano egoistycznego, zadufanego w sobie dupka, to z pewnością byłem to ja.
                - Straciła twoje zaufanie, Axl – powiedział po chwili Izzy. - I tylko ty możesz je odbudować.
                - Wiem – odpowiedziałem smutno, skruszony. - Ale co mam w takim razie zrobić? Izzy, musisz mi pomóc. Proszę cię. – Spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem. - Żałuję wszystkiego, co zrobiłem… Żałuję cholernie. – Spuściłem twarz w dół i zasłoniłem oczy ręką. - Nie cofnę czasu, wiem – dodałem po chwili - ale nadal ją kocham i muszę ją odzyskać. Po prostu muszę.
                - Sądzę, że przede wszystkim powinieneś ją przeprosić – odpowiedział momentalnie. - Powiedzieć wszystko szczerze, bez obijania w bawełnę, ale niczego od niej nie oczekiwać i nie napierać na nią. Może ci wybaczy, może nie. Pewne jest jednak, że ten pierwszy gest musisz wykonać ty.
                Odwróciłem wzrok i wbiłem go w przestrzeń.
                Cholera… Nagle wszystko stało się jakby zupełnie jasne. To, co powiedział Stradlin… przecież to było tak cholernie oczywiste. Przeprosić ją – no pewnie! Kurwa, jak mogłem być takim cholernym idiotą, żeby o tym nie pomyśleć? To przecież pierwsza rzecz, którą powinna mi przyjść do głowy, a ja uświadomiłem sobie to dopiero w tym momencie…
                Teraz na szczęście wiedziałem już, co muszę zrobić.
                - Dzięki, Izzy.  - Uśmiechnąłem się lekko do czarnowłosego. - Serio. Jesteś świetnym kumplem.
                - Nie ma za co – odparł, uśmiechając się krzywo. – Tylko pamiętaj – bądź cierpliwy i nie śpiesz się z niczym. Co ma być, to będzie.
                Uśmiechnąłem się pod nosem, mimowolnie kiwając głową. Następnie odwróciłem się w stronę drzwi i wziąłem głęboki wdech, lekko przymykając oczy.
                - No to idę – oznajmiłem po chwili.
                - Gdzie? – zapytał Izzy, zdziwiony.
                - Do Emmy. Muszę jej wszystko powiedzieć.
                - Ale tak teraz? – Uniósł brwi w górę. – Kurwa, Axl, jest chyba jakaś druga w nocy, a ona dodatkowo jest już pewnie pijana w trzy dupy. Nawet nie wiesz, czy będzie rozumiała, co do niej mówisz…
                - Teraz albo nigdy – powiedziałem pewnie, po czym, nie zważając na jego słowa, nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka.
                Tłum powoli zaczynał się wykruszać, więc zrobiło się zdecydowanie luźniej, chociaż wielu ludziom wciąż nie brakowało energii i nadal świetnie się bawili. Spora część jednak leżała już ledwo przytomna, porozwalana w różnych kątach pomieszczenia. Ta, typowy widok na zakończenie imprezy.
                Po chwili zerknąłem w kierunku kanapy w nadziei, że zastanę Emmy w tym samym miejscu, w którym widziałem ją ostatnio i na szczęście się nie pomyliłem. Siedziała sobie z papierosem w ręku i tym razem już też z Daniels’em, co jakiś czas biorąc z niego potężne łyki. Na swoją czarną, koronkową sukienkę miała narzuconą koszulę w kratę, a jej obcasy leżały na podłodze tuż przed nią. Jedną nogę trzymała na podłodze i bosą stopą co chwilę lekko trącała jeden z butów, a drugą z kolei trzymała na kanapie, z kolanem prawie podciągniętym pod brodę i opierała na nim nadgarstek. Moją uwagę jednak najbardziej przykuło to, że tuż obok niej leżał już chyba praktycznie nieprzytomny Rachel z rozdziawionymi ustami i pustą butelką whiskey w ręku. Em tylko zerkała na niego z politowaniem, po czym jedynie przewracała oczami i znów wpatrywała się w podłogę.
                Mimowolnie uśmiechnąłem się na ten widok, po czym pewnie zacząłem przedzierać się przez niewielką grupę imprezowiczów. Po chwili stałem już obok kanapy. Emmy wówczas momentalnie podniosła wzrok i skierowała go na mnie. Wyglądała na wyjątkowo zdziwioną moim widokiem, ale nie odezwała się, a jedynie uważnie mnie lustrowała.
                Wziąłem głęboki wdech i od razu zacząłem mówić:
                - Emmy, ja… muszę ci powiedzieć coś ważnego. Wiem, że pewnie nie obchodzi cię, co ktoś taki jak ja ma do powiedzenia – westchnąłem smutno, kątem oka zerkając w podłogę - zwłaszcza po naszej wczorajszej rozmowie. Ale… chciałem cię po prostu przeprosić – powiedziałem drżącym głosem, patrząc jej jednak prosto w oczy z powagą. - Za wszystko. Za to, co zrobiłem i jak cię potem potraktowałem. 
Za to, że przeze mnie musiałaś tyle wycierpieć, a ja zostawiłem cię samą z tym wszystkim. Za to, że zachowałem się jak zwykły, pieprzony dupek i do tego totalny egoista. Po prostu… za wszystkie moje karygodne błędy – westchnąłem, po czym lekko przymknąłem oczy i zacisnąłem usta. - Przepraszam cię, Emmy, naprawdę – powiedziałem po chwili. - Każdej pieprzonej nocy cholernie żałuję tego, co zrobiłem, uwierz mi – dodałem z namacalną szczerością w głosie. - Nie wiem, czy mi wybaczysz, czy nie. Nie będę ci miał tego za złe, cokolwiek postanowisz. Chciałem po prostu, żebyś wiedziała. To tyle.
                Gdy skończyłem mówić, Emmy wpatrywała się w mnie przez chwilę poważnym, wnikliwym wzrokiem, zupełnie bez emocji. Po chwili jednak… po prostu się do mnie uśmiechnęła.
_________________________________________________________________________________
     Witam. :) Tym razem trzeba było poczekać na rozdział nieco dłużej, ale to przez to, że jest on bardzo ważny i musiał być dobrze przemyślany, a dodatkowo były jeszcze święta, a po świętach do reszty pochłonęłam się  nową gitarą elektryczną i na jeden dzień książką.
      Rozdział wydaje mi się raczej dopracowany, aczkolwiek rozumiem, że nie każdemu się pewnie spodoba, zwłaszcza że większość osób oczekiwała pewnie nieco innego zwrotu akcji. Ten rozdział jest jednak nieodłączną częścią całego opowiadania i to on jest przyczyną wydarzeń, które będą miały miejsce potem. Zauważyłam, że sporo osób nie wierzy już w to, że między Emmy i Axl'em coś jeszcze będzie, a niektórzy chyba zaczęli nawet tworzyć Team Rachel (hahaha, nie XD), ale cierpliwości. Po tym rozdziale wszystko zacznie się diametralnie zmieniać, także nie traćcie nadziei.
      Przeżyję również to, jeśli dla niektórych pewne kwestie w tym rozdziale nie będą do końca zrozumiałe (zwłaszcza, że pierwsza część jest dosyć abstrakcyjna i wydaje się jakby Axl miał schizofrenię), ale niektóre rzeczy wynikają po prostu z bardzo dogłębnej interpretacji zapisów w biografii Axl'a, które starałam się jak najwierniej odwzorować w jego psychice w opowiadaniu. W razie jakichkolwiek niejasności, proszę pytać.
      Pozdrawiam, Miss Nothing. :*

12 komentarzy:

  1. O KURWA...
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Axl naprawdę wyszedł tu na człowieka ze schizofrenią.... Który na dodatek słyszy głosy, więc potrzebuje kontaktu z psychiatrą (pierwszy pacjent do Ciebie leci XD)
    W ogóle na początku rozdziału miałam minę typu "what the fuck is goin' on", bo ciężko mi było sobie wyobrazić Axla, który patrzy na Emmy, a jej widok z Rachelem wywołuje u niego łzy, ale taka Twoja wizja... I w sumie nie ma w tym nic złego... Może to po prostu ja nie byłam przygotowana na taki wylew uczuć u Rose'a.
    A później coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że ktoś tu ma nierówno pod sufitem. Albo ja, albo Axl :D Ale biorąc pod uwagę, że sufit w moim pokoju jest krzywo doszłam do wniosku, ze obydwoje XD
    Żarty żartami, ale Rudzielec ewidentnie, cholera, cierpi :/ Jakoś tak smutno kurde :(
    I wiesz... trochę na nowo odkrywasz dla mnie tych ludzi... Bo jakoś nigdy nie sądziłam, że jakiś rockman może się aż tak zakochać... Nie, zaraz, to że ktoś jest rockmanem nie ma nic do jego możliwości odczuwania miłości.. Ale mam nadzieję, że wiesz, o co mi chodzi XD Zwyczajnie nie ogarniam, że można się, aż tak zakochać, o! (ale ja jestem aspołeczna, więc w sumie to się nie liczy).
    Hahaha, ale rozbawiło mnie, jak gadał z Izzym, a myślał, że to jego sumienie :DDD z czymś mi się to nawet skojarzyło, ale niestety nie potrafię sobie przypomnieć z czym... Być może widziałam podobną scenę w jakimś filmie... :P
    I w ogóle.... kurwa, tak bardzo kocham Izzyego <3 Jest takim prawdziwym, prawdziwym przyjacielem. Axl zawsze może na niego liczyć. I te jego teksty.... Są tak kurewsko mądre, że myślę, że Jeff powinien odzywać się zdecydowanie więcej XD Może więcej inteligencji byłoby na tym świecie :D
    Wyznanie miłości Axla? Najpiękniejsze na świecie <3 Jestem tym totalnie zauroczona *.*
    Cieszę się, że ją przeprosił :) A, co najważniejsze, ona w odpowiedzi się uśmiechnęła, więc jak widać, jeszcze nic nie jest stracone :) Teraz tylko Axl musi wykazać się cierpliwością i udowodnić Emmy, że naprawdę ją kocha... I będzie sielanka, haha :D

    A! No i jeszcze Rachel! :D
    Było go jak na lekarstwo, ale nie byłabym sobą, gdybym nie napisała chociaż jednego zdania :D
    Jak Axl opisywał, jak Bolan przytulał Emmy, albo szeptał jej coś do ucha, to normalnie mnie skręcało z zazdrości! :D Tak, kurwa, jestem zazdrosna! XD

    Ahh.. Piękny rozdział, piękny :D <3
    I standardowo czekam na następny :D
    No i jednak dodałaś dzisiaj, więc nie będzie wpierdolu XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiadomo, że jak rozdział nie dla Perry – witamy pana Rose’a! Na caaaaalutki rodzialik. Ależ mi tego brakowało! Ale weź takiego macha do pięt, Perry! O! I znowu piękne akapity, pięknie wyjustowanie, wcięcia! O, Bożenko! Ekstaza!

    Ale ale. Nie rozpływajmy suę za bardzo, bo nic z nas nie zostanie. Dobra, dobra. Rozdział. No, ale nastawienie Axla chyba nie różni się niczym od normalnego humorku rudego, co? O, nie. Zaczyna swoje rozterki życiowe. Bleh. Sercowe. Jeden pies. No, ale Axl spójrzmy prawdzie w oczy. Chuj z Ciebie i dziwisz się, że dziewczę woli sobie pohasać z typkiem, który przynajmniej stara się być miły. Ale coś mi się wydaje, że i tak tego nie zrozumiesz, stary. Uderzenie mrocznej prawdy. Ale hola hola! Co to się dzieje?! Jeden mały kisek w policzeczek,a ty już ryczysz?! Gorzej z tobą niż ze starą babą. Wgl Rose potrafi płakać? Hm… interesujące. Oho! Też bym się wkurwiła jakby zastała taki widoczek w swoim pokoju! Jeszcze wazonem powinieneś im zajebać, Rose! Tak, żeby sobie zapamiętali do końca życia! Hehe wyobraziłam sobie Perry'ego i Rose'a z wazonami ciskających wazonami w półnagich nastolatków. I ten błysk w oku!
    https://38.media.tumblr.com/9dfca7f6b551ce03abddf297e430e838/tumblr_nhessyrM9P1rslcoko1_400.jpg
    Haha to, by była chyba jedyna przyjemność ze spędzania czasu z rudym

    No, nie. Znowu ryk. Nie rycz, mała nie rycz. Perry jest bezwzględną suką w stosunku do Ciebie, ale nie może patrzeć jak się rozklejasz jak stary przemoczony plaster. Fuj. Masz. Wytrzyj tego kitola. Nie mogę na to patrzeć. Wychodzę!

    No i wyszło szydło z worka. Rozdwojenie jaźni. Siostro, pacjent już przyjechał! Proszę przygotować elektrowstrząsy.
    https://33.media.tumblr.com/fb3d3391e07bc3fef44d03c9fb24a9f4/tumblr_nb66884amd1titzlso1_500.gif

    I wreszcie zmądrzeliśmy! Cóż za puenta ‘Jestem beznadziejny’ Jakbym była dobrym kumplem, próbowałabym zaprzeczać, ale nie jesteś moim ziomkiem, więc nie zrobię tego. Nie okłamujmy się. Jesteś beznadziejny. Zobacz. Perry powiedziała Ci prawdę. Doceń to, skurwielu :)

    Rozpacz. Bla bla bla księżyc w chuj nostalgia bla bla Izzy jako sumienie. To było dobre hehe Stradlin psycholog. ‘Niech pan się położy na kozetce i powie, co panu dolega.’ Wgl to zdjęcie Iza xD Taka Mona Lisa z tym uśmieszkiem a la ‘Nie ważne jakiej rasy jesteś. Ani jakiej orientacji. Bo nienawidzę was kurwa wszystkich, pierdolone chuje’ Bo kto przeżyje jak wszyscy zginą? Taaaak! Karaluchy i Stradlin!

    No, ale przeprosił ją. Postąpił właściwie. I chuj wszystkim w dupę, bo wiadomo, że Em koniec końców będzie z Axlem, heloooł. Ile razy można o tym pieprzyć? Dobra. Już się zamykam. Sorka, Miss, że tak chujowo. Rozdział spoko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam Cię, Miss Nothing! Ach, dziś na szczęście pojawiłam się punktualnie, a nie z kilkutygodniowym opóźnieniem, co cieszy głównie mnie, Ciebie zapewne także, haha!
    Zacznę od ogólności. Kochana, kiedy pisałaś, że poprzedni rozdział jest napisany słabo i mamy czekać na dwudziesty piąty, pomyślałam: "E tam! Napewno staną na równych sobie pozycjach."(wysokich, oczywiście). Natomiast dzisiaj, w połowie czytania dzisiejszego odcinka powiedziałam sobie w myślach: "Cholera! Miała rację! To jest o niebo lepsze niż poprzedni!". Autentycznie! Naprawdę, to chyba najlepszy rozdział z dotychczasowych. Tak, zdecydowanie przypadł mi do gustu.
    Na dole napisałeś też, że od teraz wszystko zacznie się zmieniać. A ja to potwierdzam - pękło coś we mnie. Zdziwisz się... Mianowicie: szkoda mi Axla, cholera! Dzięki Tobie.
    Teraz mogę już przejść do głębszej retrospekcji.
    Na samym początku mamy głównego bohatera tej części. Tak, tak - o Twoim rudym Jezusie mowa. Po pierwsze: wow wow. Nie lubię Axl za to, co zrobił Em, ale tutaj... Miss nie wybaczę Ci tego świetnie napisanego fragmentu, opisującego rozpacz Rose'a, argh! No, ale zasłużył na takie traktowanie, zdecydowanie. O, patrz! Już mi go nie żal! :) Haha, nie no. Tak naprawdę to przeraziła mnie łza na jego policzku. To nie jest normalne, przecież powinien zbić Bolana - to jest bardziej w jego stylu. Ale Twoja wizja, i tak jest zajebiście!
    Jednak jest coś bardziej nienormalnego. I za scenę w pokoju masz ode mnie medal! Pomijając nawet wyrzucenie tych młodych ćpun, cudownie wszystko ujęłaś - brak słów, żeby to opisać. I księżyc, ho ho!
    I wszystko nam się ładnie układa - rozdwojenie jaźni. Szkoda mi go! (Mam podobne zmiany nastrojów do Axl, ha) Naprawdę cierpi i, cholera, tak seryjnie.
    Izzy-Sumienie-Wujcio Dobra Rada rządzi, haha. xD Naprawdę, uwielbiam go w tym rozdziale. Przynajmniej on dotarł do Rudego, coś mu zaświtało.
    Jak powiedział: "Teraz albo nigdy" sprzedałam mu swoją duszę. To było urocze, haha. I przeprosił ją! A ona się uśmiechnęło! :D
    No, więc rozdział jest super! Czekam na kolejny!
    Weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale cacko *.*
    Team Axl górą! Rozdział z pozoru pozbawiony jakiejś wartkiej akcji. Axl idzie na górę, gada z samym sobą, widzi go Izzy, rozmawiają chwilę, Izzy mu uświadamia parę rzeczy, Axl przeprasza Emmy. Oj, jak się można pomylić... Masakra, niby tak niewiele a tak dużo się działo. Ja naprawdę się boję, co będzie potem jak to tylko początek góry lodowej. Osobiście jestem za Axlem, co jest dziwnie, bo normalnie za nim nie przepadam, ale tutaj jest taki kochany <3 Izzy jak Izzy, trochę zamknięty w sobie, nieśmiały, ale za to wrażliwy i przyjacielski. Cudownie go przedstawiłaś :D
    Teraz czas na moje mega spekulacje xD
    Wątpię by Em wróciła do Axla ani była z Bolanem, tym bardziej że mój instykt mi mówi, że Axla weźmie na wyznania i przyzna się do dosypania jej prochów do drinka. Prawdopodobnie będzie z jeszcze kimś innym.
    Ogólnie to robi się ciekawie, ale przydałoby mi się więcej Gunsów :) Wiesz, charakter jest, fabuła jest, ale no, Gunsi do cholery! :D Niech dadzą kilka koncertów, pojadą w jakąś mini-trasę czy coś takiego xD No i dodałabym wątek kogoś innego, może być pozostałych Gunsów. Chodzi mi o to, że nie tylko nie pojawiają się w rozdziale postaci Slasha i Stevena (karygodne pominięcie! xD), ale nawet jeśli są, to nie mają wpływu na akcję. Może masz już w planach dla nich jakąś rolę, nie wiem, ale jeśli nie, przydałoby się to poprawić.
    Co do ogólnego stylu, to super. Piszesz bardzo uczuciowo, co jest świetne, bo w połączeniu z dużą ilością kurw stwarza świetny rock and rollowy klimat :)
    Więc, daję zajebiste, ale chcę więcej innych no! Zwłaszcza Slasha xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam ciebie, jedna z moich ulubionych Blogerek- Miss Nothing! Dzięki, że mnie poinformowałaś o wpisie, ale jak widzisz przeczytałam i pisze do Ciebie moj, ekhem, "cenny" komentarz. Na wstępie ci mowię, że nie mozesz mi fundowac tylu wrażeń! Wiesz jak ja to wszystko przeżywam? Czytam monolog Axl'a, slowo po słowie i cholera jasna, wiesz co? Wyobrażam to wszystko i kurwersko mocno zrobilo mi się przykro. Axl, wiem, że nie chcesz innej dziewczyny niz Em, ale *hug*
    Taa, Czemu od razu nie wpadł na pomysł z przeprosinami? Jezu, co on by zrobił bez Izziego? Swoją drogą, to Stradlin jest genialnym przyjacielem, Pan Izzy "Złota Rada" Stradlin. Takze ten, nie mozesz mnie zostawiac z takim uczuciem napięcia! Ja wiem kiedy ty napiszesz rozdział? Pusto mi bez ciebie, zrob z tym coś <3
    Matko no! Ja juz nie mogę, muszę go miec teraz! (Cholera zachowuje sie jak Rose) Dobra nie teraz, lecz w najbliższym czasie. Nie zapomnij plis <3
    I jeszcze jedno, bardzo ładny rozdział, w tych lepszych momenatch wpisu szczerzyłam się jak głupia do ekranu. Haha, kocham cie :D
    Także pisz kolejny piękny, powtarzam PIĘKNY rozdział, życzę Ci pomysłów na niego i wszystkiego co dobre!
    Twoja
    Julka! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. NIE WIEM JAK MAM TO SKOMENTOWAĆ!!!!!!!!
    Rozdział jest po prostu ZAJEBISTY. Kiedy Axl rozmawiał sam ze nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje. Tylko siedziałam wgapiona w komputer z szeroko otworzonymi oczami. Kiedy mówił o tym jaki to on jest beznadziejny i jak bardzo chce mieć Em tylko dla siebie prawie się rozpłakałam tak jak on.Właśnie... on płakał to było dziwne nawet można powiedzieć że bardzo dziwne. Nie spodziewałam się że on posiada takie uczucia i że potrafi przywiązać się do jednej dziewczyny aż tak mocno.
    Kurde aż sama bym chciała być tak pożądana przez takiego kogoś jak on!
    Ruda ma trochę racji więcej Gunsów! Bo jedna impreza na jakiś czas to jak na takich rockmanów chyba troche za mało , a mówiąc troche mam na myśli że na prawdę powinnaś robić więcej imprez,więcej łażenia po klubach a potem wracania po nocach w różnym , ciekawym stanie i tak wiesz no bardziej takiego rozpierdolu :D. Nie no tak serio mogłabyś tutaj trochę więcej imprez robić.
    Ale ogólnie rozdział jest taki jak zwykle... GENIALNY!!! Po prostu genialny i ten moment kiedy Axl mówi prawdę i Em się uśmiechnęła. To było takie słodkie i chyba w końcu zrozumiała że mu na prawdę zależy na tym żeby być razem!Tylko żeby znowu jej "przypadkiem" nie skrzywdził bo chyba normalnie się obrażę i nie będę czytać... nie no nie mogłabym tego zrobić ale uważaj :D.
    Jak zwykle życzę weny i czekam na następny rozdział!!!!
    ~ Kasiamcf

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. starałam się jakoś robić akapity no ale wyszło jak wyszło sorry za nieczytelność :D

      Usuń
  7. Dobra, trzeba to poukłdać.
    Ostatnio muszę się przyznać, byłam takim cichym czytelnikiem, bo nie bardzo miałam kiedy napisać, ale teraz to nadrobie.
    Izzy - sumienie to było MEGA. Wgl świetne przedstawienie Axla jako "szalejącego z miłości", wariaci tak bardzo łączmy się.
    Stradlin zawsze był dla mnie bogiem, bo miał wyjebane na wszystko i umiał patrzeć z sensem na życie. Ale teraz to bym poszła do niego na sesje psychiatryczną.
    Wgl prawie płakałam, gdy Axl siedział na tych schodach.
    Ale najpiękniejszy był koniec, oczywiście ja już miałam roglaa na ryju naprawdopodobniej w takim kształcie :>
    Cóż... zajebisty rozdział, co miało być powiedziane chyba zostało, dodam tylko tyle, że mam nadzieje, że za parę lat zobaczę twoją książkę w księgarni pod szyldem "światowe bestsellery", może nie koniecznie oGunsach, ale z takim talentem to mogłbyś napisać książkę nawet o ślimakach, a wszyscy by to kupowali.
    Wielkie buziory i dużo weny w Nowym Roku :-*

    OdpowiedzUsuń
  8. NO BŁAGAM, a co jeśli biedny mały Rachel też czuje się samotny i zdruzgotany? :CC

    Swoją drogą Axl bardzo pasuje na schizofrenika z rozdwojeniem jaźni~

    Rozdział dobry, choć strasznie płaczliwy, złamane serce i te sprawy, ale jak jest ważny, to jest ważny~

    P.S. Trochę razi w oczy częste użycie zwrotów "mimowolnie" i "momentalnie", można było to trochę inaczej napisać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ekstra rozdział!!! Jak z resztą wszystkie! Ten moment z sumieniem był mega! Ten opis przeżyć wewnętrznych Axl'a...gratulacje.
    On taki załamany... romantyk...matko!
    Czy to wyjdzie tak, że jednak Emmy będzie z Axl'em, czy jeszcze bardziej pokombinujesz, pokręcisz i wyjdzie coś jeszcze innego?
    Świetnie piszesz! I takie długie rozdziały... no jak?!
    Moje komentarze są okropne...Ale co poradzisz... :)
    Dodaj jak najszybciej następny... albo nie! Pisz tak długo, jak potrzebujesz, byleby tylko kolejny też był taki świetny! A może nawet lepszy!:)
    Dużo weny!
    Pozdrawiam i buźka=]
    Btw, zapraszam do mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  10. WOW!



    Nie wiem czy coś jeszcze wypada dodać, ale chyba tak. Moim zdaniem, jest to chyba najlepszy twój rozdział, pod względem psychiki bohaterów, takich ich odczuć i emocji. No naprawdę, aż takiego rozdziału się nie spodziewałam. I piszę ci tutaj teraz szczerze, że dość dłuuugo po przeczytaniu tego rozdziału nie mogłam się ogarnąć. Nie wiem co się stało, normalnie, zaniemówiłam. xD I nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, jak się rozwinęłaś pod względem pisania, od początku tego opowiadania.

    A ogólnie, co do fabuły, to bardzo, jakby to nazwać, z ogromną klasą i pomysłem wyszłaś z tej sytuacji, mega pomysł z końcówką.

    I z jednej strony dostaję szału (xD), bo z takim zakończeniem, to jak ja mam normalnie funkcjonować? xD A znowu z drugiej strony kocham takie końcówki.

    Chciałabym takiego przyjaciela jak Izzy :(( (xD)

    Nawet nie wiesz, jaką mi radość sprawiasz, dodając rozdziały. Nie wiesz, na pewno nie wiesz. :D

    Dzięki za takie rozdziały! ;)

    OdpowiedzUsuń

Proszę, jeśli czytasz, napisz komentarz. Nie musi być długi i piękny. Ważne, żeby był. Chcę jedynie wiedzieć, czy rozdział Ci się podobał, a jeśli nie, to dlaczego. Taka wiadomość od Ciebie daje mi nie tylko ogromną motywację do dalszego pisania, ale również informację, co i w jaki sposób powinnam w swojej twórczości poprawić. Każdy komentarz się liczy. Dziękuję.