- Co,
kurwa?! Ale że niby kiedy?
- No…
tak jakby dzisiaj.
- Jak
to dzisiaj?
- No,
bo…
Stałam
w kuchni, zmywając naczynia, i przysłuchiwałam się dość głośnej wymianie zdań
między Slash’em, Izzy’m i Duff’em. Poszli tam od razu po śniadaniu i, nie wiedzieć
czemu, nagle zaczęli się wydzierać. Nie zamierzałam im jednak przeszkadzać,
tylko w spokoju kontynuowałam wcześniej wspomnianą czynność.
- Ty tu
lepiej nie pierdol, tylko mów, jak to się w ogóle stało! – usłyszałam po chwili
wzburzony głos Duff’a.
- No
właśnie chcę to zrobić – westchnął Saul. – Bo, wiecie, byłem sobie wczoraj w
tamtym barze i spotkałem Nikki’ego. No więc sobie z nim pogadałem i… śmieszna
sytuacja… wyobraźcie sobie, okazało się, że ktoś chyba rozpuścił plotkę, że
będzie u nas jakaś impreza… - Zaśmiał się nikło. – No… nie dziwię się w sumie,
ostatnio ciągle się mnie ludzie pytają, kiedy będzie się coś u nas działo, bo
dawno niczego nie urządzaliśmy, no i… wyszło na to, że właśnie ponoć urządzamy.
No więc Sixx oczywiście od razu powiedział, że przyjdzie i… przyprowadzi paru
kumpli…
-
Kurwa, to dlaczego mu nie powiedziałeś, że nie ma żadnej pieprzonej imprezy? –
zapytał się go McKagan ze złością.
- No
bo… nie zdążyłem. Nagle zaczęła się bójka i ani się obejrzałem, a już miałem
kajdanki na rękach i… Kurwa, no wiesz przecież! – zawołał po chwili i od razu
stanęło mi przed oczami oskarżycielskie spojrzenie Duff’a, które z pewnością
wymierzył w Hudson’a. – Nie wiem w ogóle, o co ci chodzi. W gruncie rzeczy to
przecież tylko zwykła impreza, robiliśmy takie nie raz. Jeszcze dwa tygodnie
temu w ogóle by ci to nie przeszkadzało…
- Tak,
tylko zauważ, że jeszcze dwa tygodnie temu mieszaliśmy sami.
Gdy to
usłyszałam, moja ręka machinalnie przestała szorować jeden z talerzy i zatrzymała
się w miejscu. Czyżby… chodziło o mnie?
- No
ta, wszystko fajnie, Duff – odezwał się Izz - tylko że pominąłeś jeden dość
istotny szczegół. My raczej do grzecznych chłopców nie należymy. Rozumiem, że
chodzi ci o Emmy i w ogóle, ale…
- Nie
możemy zachowywać się jak jacyś pantoflarze, tylko dlatego, że mamy laskę w
domu! – dokończył za niego Slash.
Ta.
Czyli jednak chodziło o mnie. Dość dobitnie o mnie. Ciekawe tylko, czy oni w
ogóle zdawali sobie sprawę z tego, że ja to wszystko słyszałam.
- Tak…
coś w tym stylu – odparł Stradlin beznamiętnie, po czym westchnął głośno. – Duff, chodzi mi po prostu o to, że nie
możemy nagle przestać być sobą tylko dlatego, że Em z nami mieszka. Poniekąd
rozumiem całą sprawę, ale… Cholera, tak po prostu nie może być. Kiedy ostatnio
były u nas chociaż jakieś laski? Chyba wieki temu… Kurwa, jesteśmy przecież
facetami…
- I to
nie byle jakimi facetami! – wtrącił momentalnie Slash, na co ja przewróciłam
oczami.
- Eh…
Kurwa, człowieku, seks to seks, po prostu. Sam to dobrze wiesz. Nie ma bata,
żebyśmy teraz przez cały czas mieli to robić gdzieś indziej, a już tym bardziej
kryć się po kątach. Co jak co, ale to w końcu nasz dom.
Kurwa…
No to fajnie. Więc moja obecność w Hell House była dla nich aż tak uciążliwa?
Eh, no tak, sama zauważyłam, że w ostatnim czasie faktycznie zachowywali się
jakoś nadzwyczaj grzecznie w porównaniu do tego, jaką mieli opinię, ale…
cholera, nie spodziewałam się, że to przeze mnie. Czyli że co? Duff zabronił im
robić imprezy i przyprowadzać laski dlatego, że z nimi mieszkałam? Ta, i wyszło
na to, że to ja im teraz przeszkadzam w normalnym życiu. Zajebiście, nie ma co.
- Czyli
mam rozumieć, że obecność Emmy w Hell House wam przeszkadza? – usłyszałam po
chwili głos McKagan’a.
- Kurwa
– powiedział wtedy cicho któryś z chłopaków. - Nie no… Cholera, Duff, nie o to
nam chodziło… - kontynuował zaraz Izzy. – Emmy to świetna dziewczyna, serio.
- Kurwa,
przecież ona jest zajebista… - dodał Slash. – To w końcu Em, prawda? Laska jest
wspaniała, naprawdę. Jedna z najfajniejszych, jakie znam. Tyle że… Kurwa, no!
To jest porządna dziewczyna. A my… no, tak niekoniecznie. McKagan, jezu, wiesz
przecież, o co mi chodzi, no…
O boże… I weź tu zrozum takich
ludzi. No nie dojdziesz do niczego, po prostu nie dojdziesz.
Westchnęłam
pod nosem, po czym w końcu odłożyłam ten cholerny talerz do zlewu i, nie
zastanawiając się dłużej, po prostu wyszłam z kuchni.
-
Chłopaki, nie żeby coś, ale ja tu cały czas jestem i dokładnie słyszę każde
wasze słowo – powiedziałam, stając tuż naprzeciwko nich z rękoma założonymi na
piersiach.
Gdy
tylko mnie zobaczyli, na ich twarzach nagle pojawiło się ogromne zdziwienie.
Patrzyli się tak na mnie przez chwilę, w ogóle nic nie mówiąc. Normalnie, jakby
mój widok ich sparaliżował.
- Kurwa
– odezwał się w końcu Slash. – To ty tu cały czas byłaś?
Ja
pierdole… Serio?
- Ehh…
Tak – westchnęłam z dezaprobatą. – Właśnie to powiedziałam. I przepraszam was
bardzo, że przeszkadzam wam swoją obecnością tutaj. Gdybym mogła, to bardzo
chętnie ulotniłabym się gdzieś na noc, żebyście mogli sobie zrobić tutaj jakąś
orgię czy co wy tam chcecie, ale niestety nie mam gdzie, bardzo mi przykro.
- Mała…
wiesz przecież, że to nie o to chodzi… - powiedział Duff, tym razem jednak ze
spokojem. – My po prostu nie chcemy cię wpychać w to całe bagno. Zdajesz sobie
przecież sprawę z tego, jak w rzeczywistości wygląda nasze życie. Alkohol,
dragi, dziwki… I to wszystko w dawce ekstremalnej. Nie chcę, żebyś ty musiała
żyć tak samo. Żebyś… musiała patrzeć na to wszystko. Ty nie jesteś taka jak my…
Jesteś…
- Duff
– przerwałam mu, patrząc na niego znaczącym wzrokiem - ja nie jestem już małą dziewczynką – powiedziałam stanowczo. – Racja, może i nie jestem taka jak wy,
ale to nie oznacza, że nic nie wiem o życiu. Trochę przeszłam od czasu, kiedy
tutaj przyjechałam. Nie wiem, czy pamiętasz, ale między innymi tańczyłam na
rurze w klubie nocnym. Tam było więcej alkoholu, dragów i dziwek niż
komukolwiek mogłoby się wydawać. Jestem już przyzwyczajona do takiego klimatu,
serio. A poza tym – dodałam, rzucając wzrokiem na każdego z chłopaków – byłam
już na jednej waszej imprezie i nie było aż tak strasznie. Myślę więc, że
kolejna nie zrobi mi specjalnej różnicy.
- Czyli
że… nie masz nic przeciwko? – zapytał od razu Slash.
Westchnęłam
głośno, po czym uśmiechnęłam się do niego krzywo.
-
Powiedzmy tak – jeśli nie będziecie uprawiać seksu publicznie ani ze sobą
nawzajem, to nie mam nic przeciwko. – Zaśmiałam się.
Gdy to
powiedziałam, cała trójka spojrzała na mnie wnikliwym wzrokiem, jakby chcieli
sprawdzić, czy oby na pewno sobie z nich nie żartuję. Kiedy jednak przekonali
się, że tak nie było, wymienili się rozradowanymi spojrzeniami.
- Ha,
tak, kurwa! – zawołał Slash, przybijając piątkę ze Izzy’m. – W końcu jakaś
impreza! Nareszcie! I widzisz, Duff? A nie mówiłem, że równa z niej dziewczyna?
Haha! No to szykuje się niezły melanż!
Podczas
gdy Saul i Stradlin cieszyli się z wydarzeń, które miały mieć miejsce
dzisiejszego wieczoru, Duff nagle podniósł się z kanapy i do mnie podszedł.
Zdziwiłam się jednak, bo nie zauważyłam u niego takiego samego zadowolenia jak
u chłopaków. Na jego twarzy malowały się raczej poczucie winy i niepewność.
- Emmy…
przepraszam – powiedział wyraźnie skruszony. – Wiem, że nie jesteś już
dzieckiem. Wcale nie chciałem, żeby wyszło na to, że traktuje cię w ten sposób.
Po prostu... martwię się o ciebie. Wiem, czasami trochę za bardzo. Ale to
dlatego, że jesteś dla mnie ważna. Jak siostra. Wiesz to przecież.
Uśmiechnęłam
się do niego ciepło, gdy to powiedział.
-
Oczywiście, że wiem, Duff. I wcale nie mam ci tego z złe. Tylko po prostu…
musisz sobie czasami uświadomić, że jestem już dorosła. To tyle.
-
Dobrze, obiecuję – powiedział, patrząc mi prosto w oczy, po czym nagle mocno
mnie przytulił. Przewróciłam oczami ze śmiechem, jak zwykle, gdy to robił, ale
oczywiście również się w niego wtuliłam. Kto jak to, ale to w końcu był mój
kochany Duffy.
- No
dobra – zaczęłam po chwili, zadzierając głowę do góry, żeby móc spojrzeć na
jego twarz -- a teraz, skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, możesz zawieźć mnie
od pracy. – Uśmiechnęłam się do niego.
- Nie,
chwileczkę! – usłyszałam, zanim McKagan zdążył mi cokolwiek odpowiedzieć.
Wychyliłam się wówczas przez jego ramię i spojrzałam w stronę chłopaków. – Ja
to zrobię – zakomunikował Slash.
***
-
Przyjedziesz po mnie potem? – zapytałam w pewnym momencie, odgarniając włosy z
twarzy, i spojrzałam na chłopaka siedzącego po mojej lewej.
-
Mógłbym w sumie… - odparł Slash. – Ale nie wiem jak się wyrobię. Mamy z
chłopakami próbę, a muszę jeszcze skoczyć do jakiegoś sklepu, bo nasze zapasy
alkoholu chyba nie są tak okazałe, żeby zadowolić tłum niewyżytych
imprezowiczów. – Zaśmiał się delikatnie. - Poradzisz sobie sama z powrotem, co
nie?
Pokiwałam
głową, po czym ponownie skierowałam wzrok w drugą stronę i zaczęłam wpatrywać
się w wylatujący przez okno samochodu dym z papierosa, którego trzymałam w
ręku.
- W
ogóle to Stradlin coś truł, że dzięki Axl’owi wydajemy teraz nasze ostatnie
pieniądze – powiedział po chwili – i żebyśmy przygotowali się na to, że w
najbliższym czasie będziemy głodować, jeśli ma być tak, jak sobie tego życzy
Rose.
- Izzy
przesadza – odparłam od razu. - Po prostu nie może zrozumieć, że dla nas
wszystkich tak będzie lepiej. – powiedziałam chłodno, kręcą głową z
dezaprobatą. Gdy jednak chwilę się nad tym zastanowiłam, do mojej głowy wpadła
jeszcze jedna myśl i… nagle coś sobie uświadomiłam. Spojrzałam na chłopaka z
powagą, po czym westchnęłam cicho. – Slash?
- Tak,
mała?
-
Możesz mi coś obiecać?
- Hmm…
A co konkretnie? – zapytał, po czym skręcił kierownicę w lewo i nagle
znaleźliśmy się na terenie studia. Po chwili samochód stał już na parkingu, a
Hudson patrzył na mnie, czekając aż coś powiem.
Mimowolnie
skierowałam wzrok w dół.
Prawda,
Izzy może nie był zadowolony z zakazu Axl’a i najwidoczniej nie zamierzał tego
ukrywać, ale w jego przypadku wiedziałam przynajmniej, że będzie się do niego
stosował. Nie byłam tego niestety taka pewna, jeśli chodziło o Hudson’a. I to
właśnie mnie martwiło.
- Że
nie będziecie niczego ćpać na tej imprezie – odpowiedziałam po chwili.
Gdy to powiedziałam, to on z kolei
odwrócił wzrok. Miałam też wrażenie, że jego ręka mocniej zacisnęła się na
kierownicy. Nic jednak nie odpowiedział, co utwierdziło mnie tylko w
przekonaniu, że moje przeczucia były słuszne.
- Slash,
proszę…
Podniósł
głowę i spojrzał na mnie niepewnie, jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili
jednak tylko westchnął, przewracając oczami, i powiedział:
- Eh,
no dobra… Niech ci już będzie. Niczego nie wezmę – oświadczył, a na mojej
twarzy z pewnością momentalnie dało się zauważyć większe zadowolenie. – Ale
uprzedzam cię od razu, że z pewnością nie zamierzam zrezygnować z mojego
kochanego Daniels’a – dodał stanowczo. – Co to, to nie.
Zaśmiałam
się, przewracając oczami, gdy to powiedział.
- Spokojnie.
– Uśmiechnęłam się do niego. – Możesz sobie pić tyle whiskey, ile ci się tylko
podoba. Tego akurat nikt ci nie zabrania.
- No. I
tego właśnie oczekiwałem. - Na jego twarzy również pojawił się wtedy uśmiech. -
Czyli jednak wychodzi na to, że ta impreza wcale jeszcze nie jest stracona. Zobaczysz,
mała, będzie zajebiście – powiedział, kiwając głową z przekonaniem. – I
oświadczam ci to ja, Boski Saul Król Imprez Hudson.
Ponownie
się roześmiałam i już chciałam mu coś odpowiedzieć, ale niestety nie zdążyłam,
bo nagle… coś mi przerwało. A raczej ktoś.
-
Cześć! - usłyszałam znienacka po mojej prawej.
No tak.
Nie sposób było nie rozpoznać tego delikatnego, a zarazem dziwnie
denerwującego, dziewczęcego głosu. Odwróciłam głowę w bok i oczywiście spostrzegłam
tam
uroczą blondyneczkę uśmiechniętą od ucha do ucha.
-
Cześć… Caroline – powiedział Slash z głupawym uśmiechem na ustach i migiem
zaczął wysiadać z samochodu.
„O boże, zaczyna się…” - pomyślałam
sobie, przewracając oczami, po czym również otworzyłam swoje drzwi. Nagle
powód, dla którego Hudson zdecydował się mnie tu przywieźć, stał się kompletnie
jasny. Była nim ta mała, słodka dziewczyna.
-
Słyszałam, że mówiliście coś o jakiejś imprezie – powiedziała, gdy oboje
staliśmy już naprzeciwko niej i zaczęła świdrować nas swoimi oczami.
- A no…
tak się składa, że tak – odpowiedział Slash, uśmiechając się nieśmiało i
pocierając ręką tył głowy. – Będzie dzisiaj u nas w domu. Może… może chciałabyś
przyjść?
Momentalnie
zgromiłam go wzrokiem, gdy to powiedział. On jednak najwyraźniej udawał, że w
ogóle tego nie widzi, tylko nadal się do niej szczerzył. Westchnęłam głośno i,
zdenerwowana, wzniosłam oczy do nieba. Co za palant.
Oczywiście
nie to, że miałam coś do samej Caroline. Szczerze, to musiałam przyznać, że w
ostatnim czasie nawet ją polubiłam. Chodziło tylko o to, że… ona? Na imprezie?
I to jeszcze u Gunsów? To był bardzo zły pomysł. Przecież to było logiczne, że
ona sobie tam nie poradzi. To po prostu nie było miejsce dla niej. Hudson
jednak najwyraźniej w ogóle o tym nie pomyślał.
- No
sumie… to czemu nie? Chętnie przyjdę. – Uśmiechnęła się do niego słodko.
- To
świetnie. W takim razie wpadnij do nas koło 18:00 - powiedział ogromnie
zadowolony, na co ja tylko pokręciłam głową z dezaprobatą. - No to... do
zobaczenia. – Uśmiechnął się do niej po raz ostatni, po czym odszedł i wsiadł
do samochodu. Zauważyłam jednak, że gdy odjeżdżał, nadal wpatrywał się w nią
tęsknym wzrokiem i pozostał tak zapewne do chwili, dopóki całkowicie nie
zniknęła z jego zasięgu wzroku.
Przewróciłam
tylko oczami, po czym od razu ruszyłam do wejścia, a Caroline prędko podreptała
za mną.
***
- Nie!
– usłyszałam krzyk zza biało-złotych drzwi i kolejna sukienka wylądowała na
podłodze. – To też nie! – O, a tym razem jeszcze para butów.
Siedziałam
sobie na białej, satynowej kanapie w garderobie Caroline i przyglądałam się,
jak dziewczyna wyrzucała z niej to nowe ciuchy. Efekt był taki, że walały się
one teraz praktycznie po całym pomieszczeniu, a było ich naprawdę mnóstwo.
Niestety, po mimo blisko tony przekopanych ubrań, blondynka od dłuższego czasu
nie była w stanie zdecydować się na żadne z nich.
Przyjechałam
tutaj razem z Collins od razu pracy, żeby, jak to ujęła, wspólnie przygotować
się do imprezy. Sama nawet nie wiedziałam, dlaczego w ogóle się zgodziłam. Cały
ten pomysł od początku wydawał mi się bardzo zły. Taka impreza dla zupełnie
oderwanej od rzeczywistości siedemnastolatki była przecież czymś cholernie
niebezpiecznym. Nie miałam pojęcia, co może z tego wyjść, ale wiedziałam, że z
pewnością nic dobrego.
Mimo
wszystko byłam tu teraz razem z nią. Po moim wyrazie twarzy można było pewnie
jednak zauważyć, że wcale nie byłam szczególnie zadowolona.
-
Agghh! I to też nie! – wrzasnęła po raz kolejny Caroline, po czym nagle wyszła
zamaszystym krokiem ze swojej przeogromnej szafy i stanęła na środku
pomieszczenia. – Zupełnie nie mam się w co ubrać! – krzyknęła rozpaczliwie,
rozkładając ręce i pokazując nimi na wszystkie ubrania rozwalone dookoła. – I
co ja mam teraz zrobić?! –Spojrzała na mnie. – Przecież nie pokażę się w takich
łachach!
Eh...
No i? Co ja jej miałam odpowiedzieć? Mój pogląd był tutaj mocno wątpliwy. Z
jednej strony byłam totalnie przeciwna jej obecności w Hell House dzisiejszego
wieczoru i chciałam, żeby trzymała się stamtąd jak najdalej. Z drugiej jednak
nie chciałam jej przecież urazić. Wiedziałam jednak, że muszę działać przede
wszystkim dla jej dobra.
- A
może… - zaczęłam niepewnie, starając się być na tyle delikatna, na ile
potrafiłam – może byśmy sobie jednak darowały tą imprezę, co? – Uśmiechnęłam
się krzywo.
- Co?
Ale jak to darowały? – Popatrzyła na mnie z jednoczesnym zdziwieniem i
oburzeniem. - Nie! Nie możemy! Ja
przecież muszę tam iść!
- Ja
rozumiem, ale… nie jestem pewna, czy to dobry pomysł… - Westchnęłam. - Wiesz,
Gunsi to raczej nie są grzeczni chłopcy – przytoczyłam słowa Izzy’ego sprzed
kilku godzin. – Nie wiem, jak sobie to wszystko wyobrażasz, ale to naprawdę
będzie… dość ostra impreza. Ci ludzie, którzy tam będą… oni po prostu… są inni…
niż ty.
Gdy to
powiedziałam jej wcześniejsze wzburzenie nagle zniknęło. Na jej twarzy można
było za to dostrzec osobliwą niepewność.
-
Chcesz powiedzieć, że… nie pasuję do waszego towarzystwa? – powiedziała ze
zdziwieniem i delikatnym smutkiem w głosie.
Otworzyłam
usta, chcąc momentalnie zaprzeczyć, ale… nie mogłam. Nie mogłam, bo w gruncie
rzeczy przecież właśnie o to mi chodziło. Nie pasowała do nas. To po prostu nie
był jej świat. To była rzeczywistość, w której nie miała szansy się odnaleźć.
Coś zupełnie nie dla niej.
Spuściłam
wzrok w dół, nie odzywając się ani słowem. Nie miałam zielonego pojęcia, co
niby miałabym jej odpowiedzieć.
- Och,
dobra… Wiem przecież – westchnęła po chwili. – Nie będę nikogo oszukiwać. –
Opadła na kanapę obok mnie. – Wiem, że nie jestem taka jak wy. Nie słucham
fajnej muzyki... Nie przyjaźnię się z gwiazdami rocka… Nie mam też fajnych
ciuchów... Nie palę, nie piję… Nie jestem twarda, zbuntowana i pewna siebie...
Ogólnie nie jestem fajna. – Wzruszyła ramionami, zerkając w podłogę. – Ale za
to ty taka jesteś. - Nagle na jej twarzy pojawił się uśmiech. - Zawsze możesz
mnie też nauczyć.
- Co? –
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
- Ty
jesteś fajna, Emmy – powiedziała ze szczerością w swoim spojrzeniu. - Jesteś
taka, jak każdy chciałby być. Dokładnie taka, jak mówiłam przed chwilą.
Wychodzi więc na to, że po prostu
potrzebuję lekcji od ciebie w tym, jak być
cool.
Patrzyłam
na nią jeszcze przez moment, po czym odwróciłam wzrok i zaczęłam się zastanawiać
nad jej słowami.
Czy to
rzeczywiście prawda? Cóż, może wcale nie byłam taka fajna, jak jej się
wydawało, ale… wszystko to, o czym mówiła, pasowało do mnie… na pierwszy rzut
oka. Mimo to fakt był faktem. Czy to jednak wystarczało? Może tak. Może miała
rację. Caroline była, jaka była, ale kto powiedział, że nie może się zmienić?
Nauczyć się tego i owego? Ja sama w końcu przed przyjazdem do Los Angeles byłam
inna. W gruncie rzeczy nigdy chyba nawet nie podejrzewałam, że wyląduję w takim
położeniu, w jakim teraz jestem. Między takimi ludźmi. Wychodziło więc chyba na
to, że wszystko było możliwe…
Westchnęłam
głośno.
- No
niech będzie. – Uśmiechnęłam się. – Możemy chyba spróbować. To w takim razie… -
powiedziałam, lustrując ją wzrokiem – zacznijmy może najpierw od wyglądu. To
chyba będzie najłatwiejsze.
Collins
aż pisnęła, gdy tylko to usłyszała.
- To
chodźmy na zakupy! – wykrzyknęła uradowana.
***
No cóż…
w końcu się zgodziłam na te zakupy. Bo co miałam się nie zgodzić? Na początku
próbowałam jeszcze odmówić, tłumacząc, że z powodu dość poważnych problemów
finansowych Gunsów i moich nie mogę teraz wydawać dużo pieniędzy, jednak
Caroline oznajmiła wówczas, że za wszystko zapłaci. Wiedziałam, że akurat jej
te kilkadziesiąt dolarów nie zrobi dużej różnicy, no więc co? No zgodziłam się.
Nie
byłam jeszcze w żadnym centrum handlowym w Los Angeles, więc pozwoliłam wybrać
Collins, gdzie się udamy, w nadziei, że może akurat ona zna się co nieco na
robieniu zakupów, w przeciwieństwie do mnie. Okazało się jednak, że dziewczyna
wybrała miejsce z samymi najbardziej znanymi i jednocześnie najdroższymi
sklepami. Próbowałam ją namawiać, żebyśmy jednak poszły gdzie indziej, ale ona
nie chciała dać za wygraną, więc w końcu musiałam się poddać. Ku mojemu
zdziwieniu wyszło jednak na to, że i w takich sklepach dało się znaleźć trochę
normalnych ciuchów. I to takich, w które nawet ja sama chętnie bym się ubrała…
Pierwszą
rzeczą, jaką wypatrzyłyśmy, była dość obcisła, biała sukienka do pół uda dla
Caroline. Gdy tylko ją założyła, od razu była pewna, że musi iść w niej na
imprezę. Ja dodatkowo przemyciłam jej do przymierzalni kilka par zwykłych,
niebieskich jeansów i jakieś w miarę normalne buty. Sama Collins wzięła tyle
ciuchów, że aż trudno wymieniać, jednak elementem, bez którego obie byłyśmy
pewne, że nie może się obejść była oczywiście skórzana kurtka, w której,
musiałam przyznać, Caroline wyglądała… nadzwyczaj dobrze. Wow.
Jedyną
rzeczą, którą wzięłam ja, była krótka, koronkowa sukienka. Zwykła mała czarna.
Nic nadzwyczajnego. Musiałam jednak przyznać, że gdy kasjerka pakowała ją do
torebki, byłam realnie szczęśliwa. To była moja pierwsza, nowa sukienka od
kilku dobrych lat…
W końcu
jednak udało nam się skończyć te zakupy. Caroline wyszła z centrum obładowana kilkoma
wielkimi torbami, ja natomiast tylko z jedną małą siateczką. Mimo to obie
byłyśmy chyba w równym stopniu zadowolone. To był w końcu pierwszy raz, kiedy
udało nam się tak przyjemnie spędzić czas we dwie.
-
Dzięki, Emmy – powiedziała dziewczyna, gdy kierowałyśmy się w stronę taksówki –
za
wszystko. Jesteś naprawdę dobrą przyjaciółką. – Uśmiechnęła się do mnie
szczerze. – Chyba najlepszą, jaką miałam.
- Nie
ma za co – odparłam, po raz kolejny zerkając do torebki na moją nową sukienkę.
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- No to
co? – dodała zaraz rozradowanym głosem. – Chyba jesteśmy gotowe na imprezę._________________________________________________________________________________
Dobra, przepraszam. Przepraszam za to, że znowu podzieliłam rozdział na dwa. I przepraszam przede wszystkim za jakość tego, co musieliście przeczytać. Tak to niestety bywa, jak ktoś sobie wymyśli rozdział, którego w ogóle nie zaplanował, a jeszcze tym bardziej jak pisze to, co wymyślił ktoś inny. Starałam się, jak mogłam, żeby z tego coś wyszło, ale niestety jest, jak jest. Głupio, nudno, nic się nie dzieje i nawet nie ma Axl'a. Totalna porażka. Możecie mnie zjechać za ten rozdział, zapraszam. Wyżyjcie się.
Pozwólcie, że końcówki nawet nie będę komentować. Pisana na szybko.
Tyle Wam mogę napisać, że następny rozdział chyba będzie trochę lepszy, ale jakoś nie dużo. Wiecie, będzie impreza - coś, czego nie cierpię. Tego po prostu się nie da dobrze opisać.
Może po prostu sobie poczekajcie na 26 rozdział.
Dopowiem jeszcze tylko, że pierwsza scena miała zobrazować to, dlaczego (o co dużo osób się czepia) Gunsi są niby tacy grzeczni, nie ma dziewczyn, imprez i nic się nie dzieje. Miała, ale nie wyszło.
Pozdrawiam. I przepraszam.
Pierwszy raz pisze pierwsza :) Co do rozdziału to był świetny, nie mogę się doczekać tej ich imprezy. Mam nadzieje ze będziesz miała wene, bo uwielbiam czytać rozdzialy z imprezami. Powodzenia życzę!
OdpowiedzUsuńAlbo wiesz co... jednak napiszę ten komentarz z telefonu ;)
OdpowiedzUsuńBo na dobrą sprawę... nie napiszę dużo i przepraszam Cię za to, ale... nawet nie wiem, co tu dokładnie skomentować.
Może początek, bo mi się spodobał :D co prawda, aż dziwne mi się wydaję, że Gunsi zmieniają swój styl życia tylko dlatego, że wprowadziła się do nich jakaś dziewczyna (czyt. Emmy), ale tak naprawdę może to wcale nie jest takie dziwne? Może oni tacy byli? Tego nie wiem ;)
Duffy jest słodki *.*
I Slash jaki zauroczony :D ja tam od razu wiedziałam, czemu chce ją zawieźć do pracy :P
I będzie impreza na którą BARDZO czekam, ale o tym wiesz :D
Aha! Ten komentarz jest beznadziejny nie dlatego, że postanowiłam się zemścić (huehuehue), tylko dlatego, że chyba po raz pierwszy naprawdę nie wiem, co napisać...
Kochana Miss Nothing... jeszcze raz skrytykujesz tak jakąkolwiek swoją twórczość, to naśle na ciebie pieska mojej koleżanki:)
OdpowiedzUsuńOgólnie rzecz biorąc, cały twój blog jest świetny. Bardzo fajnie piszesz...
Ten rozdział... można go uznać za rozdział wprowadzający do prawdziwej akcji... Ale czasami takie rozdziały też muszą się pojawiać:)
Ten rozdział nie jest taki zły,za jaki go uważasz. Ogólnie rzecz biorąc jest w porządku:)
Dodawaj kolejny jak najszybciej, zobaczymy co będzie się działo na imprezie... Powodzenia w jej opisywaniu:) Weny życzę:)
Rozdział jest wspaniały !!!! Cieszę się że w końcu dodałaś nowy . Bardzo podobał mi się fragment z Caroline . To było takie słodkie jak Slash z nią rozmawiał . Dobrze też że Duff w końcu zrozumiał że Em nie jest już dzieckiem i da sobie sama radę. Może w końcu Caroline będzie "fajna" jak to sama stwierdziła i może wkręci się w życie niegrzecznych Gunsów . Mam też nadzieję że w kolejnej części pojawi się Axl bo tutaj mi go zabrakło. A co ze Steven'em? Ten rozdział był fajny ale trochę ... krótki. Rozumiem że to pierwsza część ale mogłaby być dłuższa. Życzę weny i liczę że dokładnie opiszesz imprezę . :)
OdpowiedzUsuńTylko mi się wydaje, że masz problemy z samooceną? :P Piszesz, że rozdział do dupy, a wychodzi zajebisty :D Naprawdę nie mogę się doczekać następnych rozdziałów :)
OdpowiedzUsuńI sory, że wcześniej nie komentowałam, ale trafiłam na bloga niedawno i jak wpadłam w wir fabuły to jedyne przerwy jakie robiłam były spowodowane ładowaniem strony xD Od tej pory obiecuję poprawę, bo serio zajebisty blog. I niech w końcu Emmy wróci do Axla :)
Udało mi sie napisac świetny, długi komentarz i oczywiście jak zwykle w takich sytuacjach nie wiem dlaczego blogger sie buntuje i kasuje go, no ale cóż, napisze jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńNareszcie udało mi się nadrobić zaległości na twoim blogu i mam nadzieje ze nie będziesz mi tego miała za złe, ale skomentuje ostatnie Twoje trzy rozdziały tutaj, ale na początku chciałabym dodać cos jeszcze. W zupełności zgadzam sie z komentarzem powyżej i rownież twierdze ze bardzo dobrze piszesz, a pozatym potrafisz przenieść czytelnika w przedstawiany przez siebie świat co na prawdę nie jest łatwe.
No ale wracając do treści. Strasznie przykro zrobiło mi sie czytając rozmowę Emmy ze Stevenem ponieważ zdałam sobie sprawę z tego ze praktycznie wszędzie Steven jest przedstawiany jako zawsze szczęśliwa, śmieszna i nie do końca brana na poważnie postać, co moim zdaniem jest złe. Mam nadzieje ze teraz Emmy wiedząc juz jak on sie z tym czuje zrobi coś żeby sie to zmieniło. Nieźle sie przestraszyłam gdy Em znalazła Stevena w toalecie. Bardzo współczuje jej znalezienia sie w takiej sytuacji i nie wiem co na bym wtedy zrobiła. Bardzo dobrze ze akurat w poblizu znalazł sie Axl i pomógł Stevenowie, chociaż na pierwsze rzut oka to co robił nie wyglądało na pomoc.
Co do narkotyków to zgadzam sie ze nie powinni przestać, ale jeżeli są juz uzależnieni, a są to nie jest taki łatwe, a juz na pewno nie, gdy nie jest to ich decyzja tylko zostaje to na nich narzucone.
Axl moim zdaniem nie wykazał sie inteligencja myśląc ze jak powie Em takie ładne rzeczy to ona nagle zapomni o wszystkim co zrobił, rzuci mu się w ramiona i juz na zawsze bedą razem na dobre i złe.
Jeśli chodzi o Caroline to nie lubie tej postaci. W sumie nie wiem dokładnie dlaczego ale denerwuje mnie ona. Nie lubie takich przesłodzonych, miłych, a wręcz sztucznych ludzi. Może teraz po tej metamorfozie zmieni sie moje nastawienie do niej, ale nic nie obiecuje...
Mam nadzieje ze w kontynuacji tego rozdziału bardzo dokładnie opiszesz te imprezę, pozatym mam małe przeczucie że coś ważnego sie na niej wydaży, choć bardzo możliwe że się mylę, ponieważ ostatnio nie mogę sie pochwalić dobrym intuicją.
A na koniec pozdrawiam, życzę weny i czekam na kontynuacje wydarzeń!
Bogini moja!
OdpowiedzUsuńRozdział jak i całe opowiadanie jest genialne!! Masz wielki talent do pisania. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to właśnie to że jak już się wczytam to bum i rozdział się kończy. Nienawidzę tego uczucia.
Z poważaniem, Wierna Czytelniczka!
PS. Kiedy następny rozdział? ;)
No, to kurwa po pierwsze dostajesz opierdol za to, że mnie nie powiadomiłaś o następnym. A co ja kurwa jestem?! Jakieś pierdolone medium, że wiem kto, kiedy co umieszcza?! Dobra. Nieważne.
OdpowiedzUsuńBo zaraz na początku pojawia się ważne dla Perry słowo, a mianowicie ‘Nikki’! Heh tępa suka z niego, ale Perry go uwielbia xD dajcie go tu! I impreza! TAAAAAK! Tego zwisy brakowało! Dawajcie! Wgl się zdziwiłam, że Gunsy takie niezadowolone z tego, że szykuje się popijawa… No halo?! Panowie, kurwa!
Ej! Wgl srk, ale nie podziękowałam za to, że zainspirowałaś się moim 4 rozdziałem. Moja wina… przepraszam. Wgl nie wiem czym miałaś się inspirować, ale kk ;D Żyję i kurwa masz mówić jak dodajesz nowy! Zrozumiałaś?!
I czemu do jasnej kurwy nędzy Iz i Slash na tym czerwonym tle wyglądają jak dziwki?! XD wybacz, ale tak to wygląda. Wgl Stradlin to masters! Ale Perry czeka na party i Sixxa! Fuck yeah! Czemu kurwa mać Em wygląda jak moja siostra, hm? No, nieważne. A Duff jakoś mi tu nie pasuje zbytnio… Blondaś taki pantoflarz. No, ale w koncu basista kurwa, c’nie?! XD ŁAHAHA nikt go nie słyszy, a jak się pomyli to wszyscy słyszą! ‘ Podczas gdy Saul i Stradlin cieszyli się z wydarzeń’ Zaraz! Wróć. Stradlin cieszył się z wydarzeń… Ciekawe jaką miał mimikę twarz. http://media.tumblr.com/tumblr_ltuovgC3p81qbwdvj.gif thats right, bitch. jeśli wiesz co ja znaczę itd. Taki uśmieszek na tajnego pedofila. Nie, Izzy. Nie XD ‘ W ogóle to Stradlin coś truł, że dzięki Axl’owi wydajemy teraz nasze ostatnie pieniądze ‘ Izzy głowa hellhousowej rodziny. DOROSŁY się znalazł. Odpowiedzialny HA!
Wgl daj kurwa Sixxa, imprezę i jeszcze więcej kobitek! No, blondyna też jest fajna i pewnie wezmą ślub z Hudsonem i będą mieli mrowie dzieci, ale niech się pojawi jeszcze ktoś. Błagam! Za. Mało. Duper. Zdecydowanie. Gdzie kurwa mać Sixx?
A i jeszcze coś - wyjustuj tekst XD
UsuńWitam Cię z ogromnym spóźnieniem. Naprawdę wielkim!
OdpowiedzUsuńMożesz mnie zabić, pozwalam Ci. Ogólnie przeczytałam rozdział w dzień dodania, ale jakoś tak uciekł mi komentarz, wiesz? A potem cały czas szkoła, szkoła, szkoła ;--; Co ja Ci tłumaczę? Ty wiesz o tym bardzo dobrze.
Już trochę zapomniałam, co tu się w ogóle wydarzyło, ale spróbuję coś z siebie wykrzesić. Miałam plan poczekalnia do następnego, ale nie wiem, kiedy dodasz. I nie chcę Cię gniewać, mieć na sumieniu, haha. Cóż... Znowu ten pechowy Duff. Oj, McKagan. Człowieku-gigancie, uspokój się. Emmy jest dorosła, do cholery! Sama Ci to powiedziała. Ej, no naprawdę. On mi tu przypomina takiego... takiego... Widzisz?! Nawet nie potrafię nazwać, z kim mi się ten choposzek kojarzy! XD
Tak teraz myśląc(dobry żart, haha XD), może Em zdradzi Rudego(fakt, teraz z nim nie jest, ale wiesz) z Sixxem, bo to w końcu Nikki, co nie? Ej, przesada. Serio. Dlaczego przychodzą mi takie pomysły do głowy? A może mam rację? Stop. Stop.
A Caroline mnie wkurwia, nie kryję się z tym. XD
Ty wiesz, że czekam na następny i piszesz świetnie, tylko skromność Ci na to nie pozwala.
Wełny! <3