piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 24: A nie mówiłem, że równa z niej dziewczyna? - część 1.


                - Co, kurwa?! Ale że niby kiedy?
                - No… tak jakby dzisiaj.
                - Jak to dzisiaj?
                - No, bo…
                Stałam w kuchni, zmywając naczynia, i przysłuchiwałam się dość głośnej wymianie zdań między Slash’em, Izzy’m i Duff’em. Poszli tam od razu po śniadaniu i, nie wiedzieć czemu, nagle zaczęli się wydzierać. Nie zamierzałam im jednak przeszkadzać, tylko w spokoju kontynuowałam wcześniej wspomnianą czynność.
                - Ty tu lepiej nie pierdol, tylko mów, jak to się w ogóle stało! – usłyszałam po chwili wzburzony głos Duff’a.
                - No właśnie chcę to zrobić – westchnął Saul. – Bo, wiecie, byłem sobie wczoraj w tamtym barze i spotkałem Nikki’ego. No więc sobie z nim pogadałem i… śmieszna sytuacja… wyobraźcie sobie, okazało się, że ktoś chyba rozpuścił plotkę, że będzie u nas jakaś impreza… - Zaśmiał się nikło. – No… nie dziwię się w sumie, ostatnio ciągle się mnie ludzie pytają, kiedy będzie się coś u nas działo, bo dawno niczego nie urządzaliśmy, no i… wyszło na to, że właśnie ponoć urządzamy. No więc Sixx oczywiście od razu powiedział, że przyjdzie i… przyprowadzi paru kumpli…
                - Kurwa, to dlaczego mu nie powiedziałeś, że nie ma żadnej pieprzonej imprezy? – zapytał się go McKagan ze złością.
                - No bo… nie zdążyłem. Nagle zaczęła się bójka i ani się obejrzałem, a już miałem kajdanki na rękach i… Kurwa, no wiesz przecież! – zawołał po chwili i od razu stanęło mi przed oczami oskarżycielskie spojrzenie Duff’a, które z pewnością wymierzył w Hudson’a. – Nie wiem w ogóle, o co ci chodzi. W gruncie rzeczy to przecież tylko zwykła impreza, robiliśmy takie nie raz. Jeszcze dwa tygodnie temu w ogóle by ci to nie przeszkadzało…
                - Tak, tylko zauważ, że jeszcze dwa tygodnie temu mieszaliśmy sami.
                Gdy to usłyszałam, moja ręka machinalnie przestała szorować jeden z talerzy i zatrzymała się w miejscu. Czyżby… chodziło o mnie?
                - No ta, wszystko fajnie, Duff – odezwał się Izz - tylko że pominąłeś jeden dość istotny szczegół. My raczej do grzecznych chłopców nie należymy. Rozumiem, że chodzi ci o Emmy i w ogóle, ale…
                - Nie możemy zachowywać się jak jacyś pantoflarze, tylko dlatego, że mamy laskę w domu! – dokończył za niego Slash.
                Ta. Czyli jednak chodziło o mnie. Dość dobitnie o mnie. Ciekawe tylko, czy oni w ogóle zdawali sobie sprawę z tego, że ja to wszystko słyszałam.
                - Tak… coś w tym stylu – odparł Stradlin beznamiętnie, po czym westchnął głośno.  – Duff, chodzi mi po prostu o to, że nie możemy nagle przestać być sobą tylko dlatego, że Em z nami mieszka. Poniekąd rozumiem całą sprawę, ale… Cholera, tak po prostu nie może być. Kiedy ostatnio
były u nas chociaż jakieś laski? Chyba wieki temu… Kurwa, jesteśmy przecież facetami…
                - I to nie byle jakimi facetami! – wtrącił momentalnie Slash, na co ja przewróciłam oczami.
                - Eh… Kurwa, człowieku, seks to seks, po prostu. Sam to dobrze wiesz. Nie ma bata, żebyśmy teraz przez cały czas mieli to robić gdzieś indziej, a już tym bardziej kryć się po kątach. Co jak co, ale to w końcu nasz dom.
                Kurwa… No to fajnie. Więc moja obecność w Hell House była dla nich aż tak uciążliwa? Eh, no tak, sama zauważyłam, że w ostatnim czasie faktycznie zachowywali się jakoś nadzwyczaj grzecznie w porównaniu do tego, jaką mieli opinię, ale… cholera, nie spodziewałam się, że to przeze mnie. Czyli że co? Duff zabronił im robić imprezy i przyprowadzać laski dlatego, że z nimi mieszkałam? Ta, i wyszło na to, że to ja im teraz przeszkadzam w normalnym życiu. Zajebiście, nie ma co.
                - Czyli mam rozumieć, że obecność Emmy w Hell House wam przeszkadza? – usłyszałam po chwili głos McKagan’a.
                - Kurwa – powiedział wtedy cicho któryś z chłopaków. - Nie no… Cholera, Duff, nie o to nam chodziło… - kontynuował zaraz Izzy. – Emmy to świetna dziewczyna, serio.
                - Kurwa, przecież ona jest zajebista… - dodał Slash. – To w końcu Em, prawda? Laska jest wspaniała, naprawdę. Jedna z najfajniejszych, jakie znam. Tyle że… Kurwa, no! To jest porządna dziewczyna. A my… no, tak niekoniecznie. McKagan, jezu, wiesz przecież, o co mi chodzi, no…
                O boże… I weź tu zrozum takich ludzi. No nie dojdziesz do niczego, po prostu nie dojdziesz.
                Westchnęłam pod nosem, po czym w końcu odłożyłam ten cholerny talerz do zlewu i, nie zastanawiając się dłużej, po prostu wyszłam z kuchni.
                - Chłopaki, nie żeby coś, ale ja tu cały czas jestem i dokładnie słyszę każde wasze słowo – powiedziałam, stając tuż naprzeciwko nich z rękoma założonymi na piersiach.
                Gdy tylko mnie zobaczyli, na ich twarzach nagle pojawiło się ogromne zdziwienie. Patrzyli się tak na mnie przez chwilę, w ogóle nic nie mówiąc. Normalnie, jakby mój widok ich sparaliżował.
                - Kurwa – odezwał się w końcu Slash. – To ty tu cały czas byłaś?
                Ja pierdole… Serio?
                - Ehh… Tak – westchnęłam z dezaprobatą. – Właśnie to powiedziałam. I przepraszam was bardzo, że przeszkadzam wam swoją obecnością tutaj. Gdybym mogła, to bardzo chętnie ulotniłabym się gdzieś na noc, żebyście mogli sobie zrobić tutaj jakąś orgię czy co wy tam chcecie, ale niestety nie mam gdzie, bardzo mi przykro.
                - Mała… wiesz przecież, że to nie o to chodzi… - powiedział Duff, tym razem jednak ze spokojem. – My po prostu nie chcemy cię wpychać w to całe bagno. Zdajesz sobie przecież sprawę z tego, jak w rzeczywistości wygląda nasze życie. Alkohol, dragi, dziwki… I to wszystko w dawce ekstremalnej. Nie chcę, żebyś ty musiała żyć tak samo. Żebyś… musiała patrzeć na to wszystko. Ty nie jesteś taka jak my… Jesteś…
                - Duff – przerwałam mu, patrząc na niego znaczącym wzrokiem - ja nie jestem już małą dziewczynką – powiedziałam stanowczo. – Racja, może i nie jestem taka jak wy, ale to nie oznacza, że nic nie wiem o życiu. Trochę przeszłam od czasu, kiedy tutaj przyjechałam. Nie wiem, czy pamiętasz, ale między innymi tańczyłam na rurze w klubie nocnym. Tam było więcej alkoholu, dragów i dziwek niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Jestem już przyzwyczajona do takiego klimatu, serio. A poza tym – dodałam, rzucając wzrokiem na każdego z chłopaków – byłam już na jednej waszej imprezie i nie było aż tak strasznie. Myślę więc, że kolejna nie zrobi mi specjalnej różnicy.
                - Czyli że… nie masz nic przeciwko? – zapytał od razu Slash.
                Westchnęłam głośno, po czym uśmiechnęłam się do niego krzywo.
                - Powiedzmy tak – jeśli nie będziecie uprawiać seksu publicznie ani ze sobą nawzajem, to nie mam nic przeciwko. – Zaśmiałam się.
                Gdy to powiedziałam, cała trójka spojrzała na mnie wnikliwym wzrokiem, jakby chcieli sprawdzić, czy oby na pewno sobie z nich nie żartuję. Kiedy jednak przekonali się, że tak nie było, wymienili się rozradowanymi spojrzeniami.
                - Ha, tak, kurwa! – zawołał Slash, przybijając piątkę ze Izzy’m. – W końcu jakaś impreza! Nareszcie! I widzisz, Duff? A nie mówiłem, że równa z niej dziewczyna? Haha! No to szykuje się niezły melanż!
                Podczas gdy Saul i Stradlin cieszyli się z wydarzeń, które miały mieć miejsce dzisiejszego wieczoru, Duff nagle podniósł się z kanapy i do mnie podszedł. Zdziwiłam się jednak, bo nie zauważyłam u niego takiego samego zadowolenia jak u chłopaków. Na jego twarzy malowały się raczej poczucie winy i niepewność.
                - Emmy… przepraszam – powiedział wyraźnie skruszony. – Wiem, że nie jesteś już dzieckiem. Wcale nie chciałem, żeby wyszło na to, że traktuje cię w ten sposób. Po prostu... martwię się o ciebie. Wiem, czasami trochę za bardzo. Ale to dlatego, że jesteś dla mnie ważna. Jak siostra. Wiesz to przecież.
                Uśmiechnęłam się do niego ciepło, gdy to powiedział.
                - Oczywiście, że wiem, Duff. I wcale nie mam ci tego z złe. Tylko po prostu… musisz sobie czasami uświadomić, że jestem już dorosła. To tyle.
                - Dobrze, obiecuję – powiedział, patrząc mi prosto w oczy, po czym nagle mocno mnie przytulił. Przewróciłam oczami ze śmiechem, jak zwykle, gdy to robił, ale oczywiście również się w niego wtuliłam. Kto jak to, ale to w końcu był mój kochany Duffy.
                - No dobra – zaczęłam po chwili, zadzierając głowę do góry, żeby móc spojrzeć na jego twarz -- a teraz, skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, możesz zawieźć mnie od pracy. – Uśmiechnęłam się do niego.
                - Nie, chwileczkę! – usłyszałam, zanim McKagan zdążył mi cokolwiek odpowiedzieć. Wychyliłam się wówczas przez jego ramię i spojrzałam w stronę chłopaków. – Ja to zrobię – zakomunikował Slash.

***

                - Przyjedziesz po mnie potem? – zapytałam w pewnym momencie, odgarniając włosy z twarzy, i spojrzałam na chłopaka siedzącego po mojej lewej.
                - Mógłbym w sumie… - odparł Slash. – Ale nie wiem jak się wyrobię. Mamy z chłopakami próbę, a muszę jeszcze skoczyć do jakiegoś sklepu, bo nasze zapasy alkoholu chyba nie są tak okazałe, żeby zadowolić tłum niewyżytych imprezowiczów. – Zaśmiał się delikatnie. - Poradzisz sobie sama z powrotem, co nie?
                Pokiwałam głową, po czym ponownie skierowałam wzrok w drugą stronę i zaczęłam wpatrywać się w wylatujący przez okno samochodu dym z papierosa, którego trzymałam w ręku.
                - W ogóle to Stradlin coś truł, że dzięki Axl’owi wydajemy teraz nasze ostatnie pieniądze – powiedział po chwili – i żebyśmy przygotowali się na to, że w najbliższym czasie będziemy głodować, jeśli ma być tak, jak sobie tego życzy Rose.  
                - Izzy przesadza – odparłam od razu. - Po prostu nie może zrozumieć, że dla nas wszystkich tak będzie lepiej. – powiedziałam chłodno, kręcą głową z dezaprobatą. Gdy jednak chwilę się nad tym zastanowiłam, do mojej głowy wpadła jeszcze jedna myśl i… nagle coś sobie uświadomiłam. Spojrzałam na chłopaka z powagą, po czym westchnęłam cicho. – Slash?
                - Tak, mała?
                - Możesz mi coś obiecać?
                - Hmm… A co konkretnie? – zapytał, po czym skręcił kierownicę w lewo i nagle znaleźliśmy się na terenie studia. Po chwili samochód stał już na parkingu, a Hudson patrzył na mnie, czekając aż coś powiem.
                Mimowolnie skierowałam wzrok w dół.
                Prawda, Izzy może nie był zadowolony z zakazu Axl’a i najwidoczniej nie zamierzał tego ukrywać, ale w jego przypadku wiedziałam przynajmniej, że będzie się do niego stosował. Nie byłam tego niestety taka pewna, jeśli chodziło o Hudson’a. I to właśnie mnie martwiło.
                - Że nie będziecie niczego ćpać na tej imprezie – odpowiedziałam po chwili.
                Gdy to powiedziałam, to on z kolei odwrócił wzrok. Miałam też wrażenie, że jego ręka mocniej zacisnęła się na kierownicy. Nic jednak nie odpowiedział, co utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że moje przeczucia były słuszne.
                - Slash, proszę…
                Podniósł głowę i spojrzał na mnie niepewnie, jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili jednak tylko westchnął, przewracając oczami, i powiedział:
                - Eh, no dobra… Niech ci już będzie. Niczego nie wezmę – oświadczył, a na mojej twarzy z pewnością momentalnie dało się zauważyć większe zadowolenie. – Ale uprzedzam cię od razu, że z pewnością nie zamierzam zrezygnować z mojego kochanego Daniels’a – dodał stanowczo. – Co to, to nie.
                Zaśmiałam się, przewracając oczami, gdy to powiedział.
                - Spokojnie. – Uśmiechnęłam się do niego. – Możesz sobie pić tyle whiskey, ile ci się tylko podoba. Tego akurat nikt ci nie zabrania.
                - No. I tego właśnie oczekiwałem. - Na jego twarzy również pojawił się wtedy uśmiech. - Czyli jednak wychodzi na to, że ta impreza wcale jeszcze nie jest stracona. Zobaczysz, mała, będzie zajebiście – powiedział, kiwając głową z przekonaniem. – I oświadczam ci to ja, Boski Saul Król Imprez Hudson.
                Ponownie się roześmiałam i już chciałam mu coś odpowiedzieć, ale niestety nie zdążyłam, bo nagle… coś mi przerwało. A raczej ktoś.
                - Cześć! - usłyszałam znienacka po mojej prawej.
                No tak. Nie sposób było nie rozpoznać tego delikatnego, a zarazem dziwnie denerwującego, dziewczęcego głosu. Odwróciłam głowę w bok i oczywiście spostrzegłam tam
uroczą blondyneczkę uśmiechniętą od ucha do ucha.
                - Cześć… Caroline – powiedział Slash z głupawym uśmiechem na ustach i migiem zaczął wysiadać z samochodu.
                „O boże, zaczyna się…” - pomyślałam sobie, przewracając oczami, po czym również otworzyłam swoje drzwi. Nagle powód, dla którego Hudson zdecydował się mnie tu przywieźć, stał się kompletnie jasny. Była nim ta mała, słodka dziewczyna.
                - Słyszałam, że mówiliście coś o jakiejś imprezie – powiedziała, gdy oboje staliśmy już naprzeciwko niej i zaczęła świdrować nas swoimi oczami.
                - A no… tak się składa, że tak – odpowiedział Slash, uśmiechając się nieśmiało i pocierając ręką tył głowy. – Będzie dzisiaj u nas w domu. Może… może chciałabyś przyjść?
                Momentalnie zgromiłam go wzrokiem, gdy to powiedział. On jednak najwyraźniej udawał, że w ogóle tego nie widzi, tylko nadal się do niej szczerzył. Westchnęłam głośno i, zdenerwowana, wzniosłam oczy do nieba. Co za palant.
                Oczywiście nie to, że miałam coś do samej Caroline. Szczerze, to musiałam przyznać, że w ostatnim czasie nawet ją polubiłam. Chodziło tylko o to, że… ona? Na imprezie? I to jeszcze u Gunsów? To był bardzo zły pomysł. Przecież to było logiczne, że ona sobie tam nie poradzi. To po prostu nie było miejsce dla niej. Hudson jednak najwyraźniej w ogóle o tym nie pomyślał.
                - No sumie… to czemu nie? Chętnie przyjdę. – Uśmiechnęła się do niego słodko.
                - To świetnie. W takim razie wpadnij do nas koło 18:00 - powiedział ogromnie zadowolony, na co ja tylko pokręciłam głową z dezaprobatą. - No to... do zobaczenia. – Uśmiechnął się do niej po raz ostatni, po czym odszedł i wsiadł do samochodu. Zauważyłam jednak, że gdy odjeżdżał, nadal wpatrywał się w nią tęsknym wzrokiem i pozostał tak zapewne do chwili, dopóki całkowicie nie zniknęła z jego zasięgu wzroku.
                Przewróciłam tylko oczami, po czym od razu ruszyłam do wejścia, a Caroline prędko podreptała za mną.

***

                - Nie! – usłyszałam krzyk zza biało-złotych drzwi i kolejna sukienka wylądowała na podłodze. – To też nie! – O, a tym razem jeszcze para butów.
                Siedziałam sobie na białej, satynowej kanapie w garderobie Caroline i przyglądałam się,
jak dziewczyna wyrzucała z niej to nowe ciuchy. Efekt był taki, że walały się one teraz praktycznie po całym pomieszczeniu, a było ich naprawdę mnóstwo. Niestety, po mimo blisko tony przekopanych ubrań, blondynka od dłuższego czasu nie była w stanie zdecydować się na żadne z nich.
                Przyjechałam tutaj razem z Collins od razu pracy, żeby, jak to ujęła, wspólnie przygotować się do imprezy. Sama nawet nie wiedziałam, dlaczego w ogóle się zgodziłam. Cały ten pomysł od początku wydawał mi się bardzo zły. Taka impreza dla zupełnie oderwanej od rzeczywistości siedemnastolatki była przecież czymś cholernie niebezpiecznym. Nie miałam pojęcia, co może z tego wyjść, ale wiedziałam, że z pewnością nic dobrego.
                Mimo wszystko byłam tu teraz razem z nią. Po moim wyrazie twarzy można było pewnie jednak zauważyć, że wcale nie byłam szczególnie zadowolona.
                - Agghh! I to też nie! – wrzasnęła po raz kolejny Caroline, po czym nagle wyszła zamaszystym krokiem ze swojej przeogromnej szafy i stanęła na środku pomieszczenia. – Zupełnie nie mam się w co ubrać! – krzyknęła rozpaczliwie, rozkładając ręce i pokazując nimi na wszystkie ubrania rozwalone dookoła. – I co ja mam teraz zrobić?! –Spojrzała na mnie. – Przecież nie pokażę się w takich łachach!
                Eh... No i? Co ja jej miałam odpowiedzieć? Mój pogląd był tutaj mocno wątpliwy. Z jednej strony byłam totalnie przeciwna jej obecności w Hell House dzisiejszego wieczoru i chciałam, żeby trzymała się stamtąd jak najdalej. Z drugiej jednak nie chciałam jej przecież urazić. Wiedziałam jednak, że muszę działać przede wszystkim dla jej dobra.
                - A może… - zaczęłam niepewnie, starając się być na tyle delikatna, na ile potrafiłam – może byśmy sobie jednak darowały tą imprezę, co? – Uśmiechnęłam się krzywo.
                - Co? Ale jak to darowały? – Popatrzyła na mnie z jednoczesnym zdziwieniem i oburzeniem. -  Nie! Nie możemy! Ja przecież muszę tam iść!
                - Ja rozumiem, ale… nie jestem pewna, czy to dobry pomysł… - Westchnęłam. - Wiesz, Gunsi to raczej nie są grzeczni chłopcy – przytoczyłam słowa Izzy’ego sprzed kilku godzin. – Nie wiem, jak sobie to wszystko wyobrażasz, ale to naprawdę będzie… dość ostra impreza. Ci ludzie, którzy tam będą… oni po prostu… są inni… niż ty.
                Gdy to powiedziałam jej wcześniejsze wzburzenie nagle zniknęło. Na jej twarzy można było za to dostrzec osobliwą niepewność.
                - Chcesz powiedzieć, że… nie pasuję do waszego towarzystwa? – powiedziała ze zdziwieniem i delikatnym smutkiem w głosie.
                Otworzyłam usta, chcąc momentalnie zaprzeczyć, ale… nie mogłam. Nie mogłam, bo w gruncie rzeczy przecież właśnie o to mi chodziło. Nie pasowała do nas. To po prostu nie był jej świat. To była rzeczywistość, w której nie miała szansy się odnaleźć. Coś zupełnie nie dla niej.
                Spuściłam wzrok w dół, nie odzywając się ani słowem. Nie miałam zielonego pojęcia, co niby miałabym jej odpowiedzieć.
                - Och, dobra… Wiem przecież – westchnęła po chwili. – Nie będę nikogo oszukiwać. – Opadła na kanapę obok mnie. – Wiem, że nie jestem taka jak wy. Nie słucham fajnej muzyki... Nie przyjaźnię się z gwiazdami rocka… Nie mam też fajnych ciuchów... Nie palę, nie piję… Nie jestem twarda, zbuntowana i pewna siebie... Ogólnie nie jestem fajna. – Wzruszyła ramionami, zerkając w podłogę. – Ale za to ty taka jesteś. - Nagle na jej twarzy pojawił się uśmiech. - Zawsze możesz mnie też nauczyć.
                - Co? – Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
                - Ty jesteś fajna, Emmy – powiedziała ze szczerością w swoim spojrzeniu. - Jesteś taka, jak każdy chciałby być. Dokładnie taka, jak mówiłam przed chwilą. Wychodzi więc na to, że po prostu
potrzebuję lekcji od ciebie w tym, jak być cool.
                Patrzyłam na nią jeszcze przez moment, po czym odwróciłam wzrok i zaczęłam się zastanawiać nad jej słowami.
                Czy to rzeczywiście prawda? Cóż, może wcale nie byłam taka fajna, jak jej się wydawało, ale… wszystko to, o czym mówiła, pasowało do mnie… na pierwszy rzut oka. Mimo to fakt był faktem. Czy to jednak wystarczało? Może tak. Może miała rację. Caroline była, jaka była, ale kto powiedział, że nie może się zmienić? Nauczyć się tego i owego? Ja sama w końcu przed przyjazdem do Los Angeles byłam inna. W gruncie rzeczy nigdy chyba nawet nie podejrzewałam, że wyląduję w takim położeniu, w jakim teraz jestem. Między takimi ludźmi. Wychodziło więc chyba na to, że wszystko było możliwe…
                Westchnęłam głośno.
                - No niech będzie. – Uśmiechnęłam się. – Możemy chyba spróbować. To w takim razie… - powiedziałam, lustrując ją wzrokiem – zacznijmy może najpierw od wyglądu. To chyba będzie najłatwiejsze.
                Collins aż pisnęła, gdy tylko to usłyszała.
                - To chodźmy na zakupy! – wykrzyknęła uradowana.

***

                No cóż… w końcu się zgodziłam na te zakupy. Bo co miałam się nie zgodzić? Na początku próbowałam jeszcze odmówić, tłumacząc, że z powodu dość poważnych problemów finansowych Gunsów i moich nie mogę teraz wydawać dużo pieniędzy, jednak Caroline oznajmiła wówczas, że za wszystko zapłaci. Wiedziałam, że akurat jej te kilkadziesiąt dolarów nie zrobi dużej różnicy, no więc co? No zgodziłam się.
                Nie byłam jeszcze w żadnym centrum handlowym w Los Angeles, więc pozwoliłam wybrać Collins, gdzie się udamy, w nadziei, że może akurat ona zna się co nieco na robieniu zakupów, w przeciwieństwie do mnie. Okazało się jednak, że dziewczyna wybrała miejsce z samymi najbardziej znanymi i jednocześnie najdroższymi sklepami. Próbowałam ją namawiać, żebyśmy jednak poszły gdzie indziej, ale ona nie chciała dać za wygraną, więc w końcu musiałam się poddać. Ku mojemu zdziwieniu wyszło jednak na to, że i w takich sklepach dało się znaleźć trochę normalnych ciuchów. I to takich, w które nawet ja sama chętnie bym się ubrała…
                Pierwszą rzeczą, jaką wypatrzyłyśmy, była dość obcisła, biała sukienka do pół uda dla Caroline. Gdy tylko ją założyła, od razu była pewna, że musi iść w niej na imprezę. Ja dodatkowo przemyciłam jej do przymierzalni kilka par zwykłych, niebieskich jeansów i jakieś w miarę normalne buty. Sama Collins wzięła tyle ciuchów, że aż trudno wymieniać, jednak elementem, bez którego obie byłyśmy pewne, że nie może się obejść była oczywiście skórzana kurtka, w której, musiałam przyznać, Caroline wyglądała… nadzwyczaj dobrze. Wow.
                Jedyną rzeczą, którą wzięłam ja, była krótka, koronkowa sukienka. Zwykła mała czarna. Nic nadzwyczajnego. Musiałam jednak przyznać, że gdy kasjerka pakowała ją do torebki, byłam realnie szczęśliwa. To była moja pierwsza, nowa sukienka od kilku dobrych lat…
                W końcu jednak udało nam się skończyć te zakupy. Caroline wyszła z centrum obładowana kilkoma wielkimi torbami, ja natomiast tylko z jedną małą siateczką. Mimo to obie byłyśmy chyba w równym stopniu zadowolone. To był w końcu pierwszy raz, kiedy udało nam się tak przyjemnie spędzić czas we dwie.
                - Dzięki, Emmy – powiedziała dziewczyna, gdy kierowałyśmy się w stronę taksówki – za
wszystko. Jesteś naprawdę dobrą przyjaciółką. – Uśmiechnęła się do mnie szczerze. – Chyba najlepszą, jaką miałam.
                - Nie ma za co – odparłam, po raz kolejny zerkając do torebki na moją nową sukienkę. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
                - No to co? – dodała zaraz rozradowanym głosem. – Chyba jesteśmy gotowe na imprezę.
_________________________________________________________________________________
     Dobra, przepraszam. Przepraszam za to, że znowu podzieliłam rozdział na dwa. I przepraszam przede wszystkim za jakość tego, co musieliście przeczytać. Tak to niestety bywa, jak ktoś sobie wymyśli rozdział, którego w ogóle nie zaplanował, a jeszcze tym bardziej jak pisze to, co wymyślił ktoś inny. Starałam się, jak mogłam, żeby z tego coś wyszło, ale niestety jest, jak jest. Głupio, nudno, nic się nie dzieje i nawet nie ma Axl'a. Totalna porażka. Możecie mnie zjechać za ten rozdział, zapraszam. Wyżyjcie się.
    Pozwólcie, że końcówki nawet nie będę komentować. Pisana na szybko.
    Tyle Wam mogę napisać, że następny rozdział chyba będzie trochę lepszy, ale jakoś nie dużo.  Wiecie, będzie impreza - coś, czego nie cierpię. Tego po prostu się nie da dobrze opisać.
    Może po prostu sobie poczekajcie na 26 rozdział.
    Dopowiem jeszcze tylko, że pierwsza scena miała zobrazować to, dlaczego (o co dużo osób się czepia) Gunsi są niby tacy grzeczni, nie ma dziewczyn, imprez i nic się nie dzieje. Miała, ale nie wyszło.
    Pozdrawiam. I przepraszam.

10 komentarzy:

  1. Pierwszy raz pisze pierwsza :) Co do rozdziału to był świetny, nie mogę się doczekać tej ich imprezy. Mam nadzieje ze będziesz miała wene, bo uwielbiam czytać rozdzialy z imprezami. Powodzenia życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Albo wiesz co... jednak napiszę ten komentarz z telefonu ;)
    Bo na dobrą sprawę... nie napiszę dużo i przepraszam Cię za to, ale... nawet nie wiem, co tu dokładnie skomentować.
    Może początek, bo mi się spodobał :D co prawda, aż dziwne mi się wydaję, że Gunsi zmieniają swój styl życia tylko dlatego, że wprowadziła się do nich jakaś dziewczyna (czyt. Emmy), ale tak naprawdę może to wcale nie jest takie dziwne? Może oni tacy byli? Tego nie wiem ;)
    Duffy jest słodki *.*
    I Slash jaki zauroczony :D ja tam od razu wiedziałam, czemu chce ją zawieźć do pracy :P
    I będzie impreza na którą BARDZO czekam, ale o tym wiesz :D

    Aha! Ten komentarz jest beznadziejny nie dlatego, że postanowiłam się zemścić (huehuehue), tylko dlatego, że chyba po raz pierwszy naprawdę nie wiem, co napisać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Miss Nothing... jeszcze raz skrytykujesz tak jakąkolwiek swoją twórczość, to naśle na ciebie pieska mojej koleżanki:)
    Ogólnie rzecz biorąc, cały twój blog jest świetny. Bardzo fajnie piszesz...
    Ten rozdział... można go uznać za rozdział wprowadzający do prawdziwej akcji... Ale czasami takie rozdziały też muszą się pojawiać:)
    Ten rozdział nie jest taki zły,za jaki go uważasz. Ogólnie rzecz biorąc jest w porządku:)
    Dodawaj kolejny jak najszybciej, zobaczymy co będzie się działo na imprezie... Powodzenia w jej opisywaniu:) Weny życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest wspaniały !!!! Cieszę się że w końcu dodałaś nowy . Bardzo podobał mi się fragment z Caroline . To było takie słodkie jak Slash z nią rozmawiał . Dobrze też że Duff w końcu zrozumiał że Em nie jest już dzieckiem i da sobie sama radę. Może w końcu Caroline będzie "fajna" jak to sama stwierdziła i może wkręci się w życie niegrzecznych Gunsów . Mam też nadzieję że w kolejnej części pojawi się Axl bo tutaj mi go zabrakło. A co ze Steven'em? Ten rozdział był fajny ale trochę ... krótki. Rozumiem że to pierwsza część ale mogłaby być dłuższa. Życzę weny i liczę że dokładnie opiszesz imprezę . :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tylko mi się wydaje, że masz problemy z samooceną? :P Piszesz, że rozdział do dupy, a wychodzi zajebisty :D Naprawdę nie mogę się doczekać następnych rozdziałów :)
    I sory, że wcześniej nie komentowałam, ale trafiłam na bloga niedawno i jak wpadłam w wir fabuły to jedyne przerwy jakie robiłam były spowodowane ładowaniem strony xD Od tej pory obiecuję poprawę, bo serio zajebisty blog. I niech w końcu Emmy wróci do Axla :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Udało mi sie napisac świetny, długi komentarz i oczywiście jak zwykle w takich sytuacjach nie wiem dlaczego blogger sie buntuje i kasuje go, no ale cóż, napisze jeszcze raz.
    Nareszcie udało mi się nadrobić zaległości na twoim blogu i mam nadzieje ze nie będziesz mi tego miała za złe, ale skomentuje ostatnie Twoje trzy rozdziały tutaj, ale na początku chciałabym dodać cos jeszcze. W zupełności zgadzam sie z komentarzem powyżej i rownież twierdze ze bardzo dobrze piszesz, a pozatym potrafisz przenieść czytelnika w przedstawiany przez siebie świat co na prawdę nie jest łatwe.
    No ale wracając do treści. Strasznie przykro zrobiło mi sie czytając rozmowę Emmy ze Stevenem ponieważ zdałam sobie sprawę z tego ze praktycznie wszędzie Steven jest przedstawiany jako zawsze szczęśliwa, śmieszna i nie do końca brana na poważnie postać, co moim zdaniem jest złe. Mam nadzieje ze teraz Emmy wiedząc juz jak on sie z tym czuje zrobi coś żeby sie to zmieniło. Nieźle sie przestraszyłam gdy Em znalazła Stevena w toalecie. Bardzo współczuje jej znalezienia sie w takiej sytuacji i nie wiem co na bym wtedy zrobiła. Bardzo dobrze ze akurat w poblizu znalazł sie Axl i pomógł Stevenowie, chociaż na pierwsze rzut oka to co robił nie wyglądało na pomoc.
    Co do narkotyków to zgadzam sie ze nie powinni przestać, ale jeżeli są juz uzależnieni, a są to nie jest taki łatwe, a juz na pewno nie, gdy nie jest to ich decyzja tylko zostaje to na nich narzucone.
    Axl moim zdaniem nie wykazał sie inteligencja myśląc ze jak powie Em takie ładne rzeczy to ona nagle zapomni o wszystkim co zrobił, rzuci mu się w ramiona i juz na zawsze bedą razem na dobre i złe.
    Jeśli chodzi o Caroline to nie lubie tej postaci. W sumie nie wiem dokładnie dlaczego ale denerwuje mnie ona. Nie lubie takich przesłodzonych, miłych, a wręcz sztucznych ludzi. Może teraz po tej metamorfozie zmieni sie moje nastawienie do niej, ale nic nie obiecuje...
    Mam nadzieje ze w kontynuacji tego rozdziału bardzo dokładnie opiszesz te imprezę, pozatym mam małe przeczucie że coś ważnego sie na niej wydaży, choć bardzo możliwe że się mylę, ponieważ ostatnio nie mogę sie pochwalić dobrym intuicją.
    A na koniec pozdrawiam, życzę weny i czekam na kontynuacje wydarzeń!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bogini moja!
    Rozdział jak i całe opowiadanie jest genialne!! Masz wielki talent do pisania. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to właśnie to że jak już się wczytam to bum i rozdział się kończy. Nienawidzę tego uczucia.
    Z poważaniem, Wierna Czytelniczka!
    PS. Kiedy następny rozdział? ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. No, to kurwa po pierwsze dostajesz opierdol za to, że mnie nie powiadomiłaś o następnym. A co ja kurwa jestem?! Jakieś pierdolone medium, że wiem kto, kiedy co umieszcza?! Dobra. Nieważne.
    Bo zaraz na początku pojawia się ważne dla Perry słowo, a mianowicie ‘Nikki’! Heh tępa suka z niego, ale Perry go uwielbia xD dajcie go tu! I impreza! TAAAAAK! Tego zwisy brakowało! Dawajcie! Wgl się zdziwiłam, że Gunsy takie niezadowolone z tego, że szykuje się popijawa… No halo?! Panowie, kurwa!
    Ej! Wgl srk, ale nie podziękowałam za to, że zainspirowałaś się moim 4 rozdziałem. Moja wina… przepraszam. Wgl nie wiem czym miałaś się inspirować, ale kk ;D Żyję i kurwa masz mówić jak dodajesz nowy! Zrozumiałaś?!
    I czemu do jasnej kurwy nędzy Iz i Slash na tym czerwonym tle wyglądają jak dziwki?! XD wybacz, ale tak to wygląda. Wgl Stradlin to masters! Ale Perry czeka na party i Sixxa! Fuck yeah! Czemu kurwa mać Em wygląda jak moja siostra, hm? No, nieważne. A Duff jakoś mi tu nie pasuje zbytnio… Blondaś taki pantoflarz. No, ale w koncu basista kurwa, c’nie?! XD ŁAHAHA nikt go nie słyszy, a jak się pomyli to wszyscy słyszą! ‘ Podczas gdy Saul i Stradlin cieszyli się z wydarzeń’ Zaraz! Wróć. Stradlin cieszył się z wydarzeń… Ciekawe jaką miał mimikę twarz. http://media.tumblr.com/tumblr_ltuovgC3p81qbwdvj.gif thats right, bitch. jeśli wiesz co ja znaczę itd. Taki uśmieszek na tajnego pedofila. Nie, Izzy. Nie XD ‘ W ogóle to Stradlin coś truł, że dzięki Axl’owi wydajemy teraz nasze ostatnie pieniądze ‘ Izzy głowa hellhousowej rodziny. DOROSŁY się znalazł. Odpowiedzialny HA!
    Wgl daj kurwa Sixxa, imprezę i jeszcze więcej kobitek! No, blondyna też jest fajna i pewnie wezmą ślub z Hudsonem i będą mieli mrowie dzieci, ale niech się pojawi jeszcze ktoś. Błagam! Za. Mało. Duper. Zdecydowanie. Gdzie kurwa mać Sixx?

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam Cię z ogromnym spóźnieniem. Naprawdę wielkim!
    Możesz mnie zabić, pozwalam Ci. Ogólnie przeczytałam rozdział w dzień dodania, ale jakoś tak uciekł mi komentarz, wiesz? A potem cały czas szkoła, szkoła, szkoła ;--; Co ja Ci tłumaczę? Ty wiesz o tym bardzo dobrze.
    Już trochę zapomniałam, co tu się w ogóle wydarzyło, ale spróbuję coś z siebie wykrzesić. Miałam plan poczekalnia do następnego, ale nie wiem, kiedy dodasz. I nie chcę Cię gniewać, mieć na sumieniu, haha. Cóż... Znowu ten pechowy Duff. Oj, McKagan. Człowieku-gigancie, uspokój się. Emmy jest dorosła, do cholery! Sama Ci to powiedziała. Ej, no naprawdę. On mi tu przypomina takiego... takiego... Widzisz?! Nawet nie potrafię nazwać, z kim mi się ten choposzek kojarzy! XD
    Tak teraz myśląc(dobry żart, haha XD), może Em zdradzi Rudego(fakt, teraz z nim nie jest, ale wiesz) z Sixxem, bo to w końcu Nikki, co nie? Ej, przesada. Serio. Dlaczego przychodzą mi takie pomysły do głowy? A może mam rację? Stop. Stop.
    A Caroline mnie wkurwia, nie kryję się z tym. XD
    Ty wiesz, że czekam na następny i piszesz świetnie, tylko skromność Ci na to nie pozwala.
    Wełny! <3

    OdpowiedzUsuń

Proszę, jeśli czytasz, napisz komentarz. Nie musi być długi i piękny. Ważne, żeby był. Chcę jedynie wiedzieć, czy rozdział Ci się podobał, a jeśli nie, to dlaczego. Taka wiadomość od Ciebie daje mi nie tylko ogromną motywację do dalszego pisania, ale również informację, co i w jaki sposób powinnam w swojej twórczości poprawić. Każdy komentarz się liczy. Dziękuję.