sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 16: Uśmiech losu.

Rozdział z dedykacją dla Perry. :* Tak po prostu.

                O ironio, to rzeczywiście był Duff. I w dodatku pojawił się tu właśnie w takiej chwili. Że też wiedział, kiedy przyjść. Jakby czuł, że coś jest nie tak. Nagle zrobiło mi się strasznie głupio, że go nie wpuściłam, kiedy ostatnio tu był. Durna, samolubna ja. A on, mimo że go tak potraktowałam, przyszedł znowu. Dziękowałam losowi za kogoś takiego jak on. Nadal płakałam i czułam się jak kupka nieszczęścia, ale kiedy go zobaczyłam, jakaś malutka część mnie delikatnie się uśmiechnęła.
- Emmy? – Zaczął blondyn, kiedy tylko mnie spostrzegł. – Czemu tak tutaj... – Nie dokończył jednak, bo przyjrzał się dokładniej mojej twarzy. -  Ej, mała, co się stało? Dlaczego jesteś cała zapłakana?  – Zapytał, po czym ukucnął tuż przede mną. – Ktoś ci coś zrobił? Powiedz
tylko, kto, to od razu pójdę skopać mu tyłek. – Zaklinał się. 
- Jaa... – Obtarłam łzy ściekające mi po policzku. – Nie... Po prostu... Wyrzucili mnie. – Odpowiedziałam, nadal łkając. –Wyrzucili mnie z pracy...I z mieszkania. – Trudno było mi mówić w takim stanie, bo co chwilę załamywał mi się głos. - Nie mam domu ani pieniędzy. Nic już w sumie nie mam. – Nie mogłam powstrzymać łez, mimo że usilnie próbowałam.
On natomiast nic nie powiedział, tylko popatrzył na mnie smutnym, współczującym spojrzeniem, po czym usiadł tuż obok mnie na tych zimnych, twardych schodach i mocno mnie przytulił. Nawet nie protestowałam, tylko również od razu się w niego wtuliłam, a moje łzy zaczęły spływać na jego koszulkę.
- Spokojnie, mała. Nie płacz już. Wszystko będzie dobrze. – Pocieszał mnie, jednocześnie gładząc moje plecy. – Jestem przy tobie.
                W jego ramionach faktycznie po chwili udało mi się jakoś uspokoić. Siedzieliśmy teraz w ciszy przerywanej tylko czasami moimi pociągnięciami nosem. Głowę miałam ułożoną na klatce piersiowej blondyna, a rękami kurczowo trzymałam go za szyje, jakbym się bała, że zaraz stamtąd po prostu odejdzie.
- Duff... – Powiedziałam nagle, pozostając jednak w tej samej pozycji, co wcześniej. – Przepraszam. Miałeś rację.
- Co? O czym ty mówisz? – Zdziwił się i przechylił głowę tak, żeby chociaż trochę widzieć moją twarz.
- O Axl’u. – Odpowiedziałam bez ogródek, po czym z powrotem usiadłam prosto, nie zmuszając McKagan’a do dalszego wyginania się. – O tym, co mówiłeś wtedy, kiedy wyszliśmy z waszego studia. Miałeś całkowitą rację, co do niego. Pieprzony egoista. – Mówiąc to, wykrzywiłam twarz w grymasie złości. – Nie chcę go już nawet więcej oglądać po tym, co zrobił. – Znów pociągnęłam nosem, potrząsnęłam głową i spojrzałam w niebo, które właśnie zmieniało swój odcień na ciemnoniebieski. – Wybacz, że wtedy cię nie słuchałam. – Znów spojrzałam na niego. – Powinnam zrozumieć, że chcesz mnie chronić. A ja zachowywałam się jak jakaś durna małolata, której się wydaje, że zna się najlepiej na czymś, o czym tak naprawdę w ogóle nie ma pojęcia. Ale cóż, za głupotę się płaci. – Westchnęłam. – Jak widać zresztą. – Odwróciłam głowę i spojrzałam na pudła stojące obok. – Nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego po mimo wszystko znowu do mnie przyszedłeś?
- Co? Ale jak to dlaczego? Niby czemu miałbym do ciebie nie przyjść?
- Jaa... Myślałam, że będziesz zły, że tak łatwo dałam się omotać i ci nie wierzyłam. – Mówiąc to, spuściłam wzrok w dół. – Bałam się, że będziesz mi cały czas wypominać, jaka byłam naiwna. – Wpatrywałam się w ziemię i butem drążyłam jakąś niewidzialną dziurę. - To dlatego... Dlatego cię wtedy nie wpuściłam do mieszkania. A poza tym... – Spojrzałam na jego twarz ze smutkiem w oczach. – I tak wszyscy mnie
zostawili, dlaczego ty też byś nie miał?
Popatrzył na mnie, jakbym przed chwilą spadła z drzewa.
- Dlaczego? Emmy, cholera, jesteś przecież moją przyjaciółką! – Prawie wykrzyknął. - Nie mógłbym cię tak po prostu zostawić, zwłaszcza wiedząc, w jakim jesteś stanie po tym wszystkim, co się wydarzyło. Za bardzo bym się o ciebie martwił. Poza tym nie mógłbym cię stracić tylko przez tego idiotę. – Spojrzał mi w oczy. – Nie drugi raz.
Popatrzyłam na niego przenikliwym wzorkiem, po czym objęłam go rękami za szyję i tym razem to ja go przytuliłam.
- Dziękuję ci, Duff. – Powiedziałam po chwili. – Dziękuję ci za to, że jesteś. Nawet w najśmielszych marzeniach nie mogłabym sobie wyobrazić takiego cudownego przyjaciela jak ty.
- Naprawdę, nie ma za co. – Odparł. – Czułbym się podle, gdybym miał się zachowywać w stosunku do ciebie inaczej niż teraz.
                Potem nastała cisza i znowu siedzieliśmy na tych schodach przytuleni do siebie. Nawet już nie płakałam. Byłam zbyt szczęśliwa z tego, że Duff jest tutaj, żeby dalej płakać, mimo że moja sytuacja nadal pozostawała tak samo beznadziejna jak przed chwilą.
- Emmy... – Zaczął w pewnym momencie blondyn, więc ponownie się od niego oderwałam. – Pamiętasz, jak ci powiedziałem, że jakby co, to zawsze możesz liczyć na moją pomoc?
- Hmm... No, tak, pamiętam. – Odparłam i czekałam na to, co powie dalej.
-Więc pamiętasz pewnie też, jak mówiłem, że w Hell House zawsze znajdzie się miejsce dla jeszcze jednej osoby. No, a skoro nie masz teraz gdzie mieszkać i nawet nie za bardzo posiadasz jakieś środki utrzymania, to... Wygląda na to, że taka pomoc chyba ci się właśnie przyda. – Powiedział i uśmiechnął się do mnie.
Spojrzałam na niego z lekkim zdziwieniem.
- Chodzi ci o to, że ja miałabym się wprowadzić do Hell House? – Zapytałam.
- No... Tak. Dokładnie to miałem na myśli.
Hmm... No tak. Nie do końca wiedziałam, co o tym myśleć. Miałam... Dość mieszane uczucia. Z jednej strony to był dla mnie wreszcie jakiś uśmiech losu. Gdzie indziej niby mogłabym znaleźć jakieś miejsce zamieszkania? I to jeszcze z ludźmi, których znam i naprawdę lubię. Hmm... No właśnie. Nie wszystkich lubię. I to było właśnie to „ale”, które odciągało mnie od tego domu jak najdalej.
- Duff, to jest naprawdę... Świetna propozycja. Ogromnie ci dziękuję, że tak się o mnie troszczysz i w ogóle, ale... Cóż... Ja po prostu... Eee...
- Axl? – Rzucił, jakby czytał w moich myślach.
Pokiwałam głową ze smutkiem i jednoczesną nienawiścią w oczach.
- Emmy, rozumiem, że po tym wszystkim nie chcesz mieć z nim żadnego kontaktu, ale... Chyba nie masz innego wyjścia. Sama zobacz. Jesteś w kropce. Musisz przecież gdzieś mieszkać, a to chyba jedyna opcja... No chyba, że masz jakiś inny plan?
Kurwa. Miał rację. Nie miałam innego wyjścia. To znaczy, mogłabym jeszcze być bezdomną i spać gdzieś na ulicy, ale co to za wyjście? Chyba żadne. Wyglądało na to, że chcąc, nie chcąc, byłam skazana na Hell House i tym samym na towarzystwo Axl’a.
- A poza tym póki co i tak nie masz się co martwić. – Dodał zaraz. – Rudego pewnie i tak nie będzie. W ogóle ostatnio jakoś rzadko bywa w domu. Praktycznie się z nim nie widujemy.
Kiedy to usłyszałam, od razu się uśmiechnęłam. Jasne, nie oznaczało to, że w ogóle nie będę musiała znosić towarzystwa Axl’a, ale już sam fakt, że nie będzie go tam przynajmniej w chwili obecnej sprawiał, że czułam ulgę. W końcu im później będę miała z nim do czynienia, tym lepiej.
- Więc jak? – Zapytał po chwili McKagan. – Weźmiemy te pudła i pojedziemy do Hell House?
Pokiwałam głową i chyba nawet nieznacznie się uśmiechnęłam. On odwzajemnił ten gest, po czym wstał i wziął w ręce jedno z czterech pudeł (miałam niewiele rzeczy, a wszystkie meble były wyposażeniem mieszkania).
- Duff, dziękuję ci. – Powiedziałam wtedy. – Dziękuję ci za wszystko.
Uśmiechnął się do mnie, po czym kiwnął głową na znak, żebym też wzięła jedno pudło i poszła za nim. Kiedy już wszystkie kartony leżały na chodniku przy ulicy, Duff zabrał się za łapanie taksówki. Trudne to na szczęście nie było, bo o tej godzinie taksówki jeżdżą po Santa Monica prawie przez cały czas. Już po kilku minutach pakowaliśmy moje rzeczy do bagażnika samochodu, a potem sami do niego wsiedliśmy.
***
                McKagan otworzył drzwi i weszliśmy do środka obładowani kartonami. Myślałam, że mi zaraz przez nie ręce odpadną. Dwa pudła na jedną dziewczynę to nie jest dobry pomysł.
- No nareszcie jesteś! – Usłyszałam po chwili, kiedy odstawiałam kartony na podłogę. – W jaki sposób twoim zdaniem mamy grać cokolwiek bez basisty?
Podniosłam się z powrotem do pozycji pionowej i rozejrzałam się dookoła. Wszystko wyglądało tutaj dokładnie tak samo jak poprzednio, czyli zupełny chlew. Na kanapie siedział Steven, trzymając w dłoniach pałeczki do perkusji, obok niego Izzy z białym Gibsonem, a tuż przy schodach wśród tych wszystkich
puszek, butelek, niedopałków papierosów i innych przedmiotów, które wolałam się nie zastanawiać, czym są, znajdował się Slash z żółto-pomarańczowym Les Paul’em w rękach. Wszyscy jednak po chwili przestali się interesować nagłym przybyciem Duff’a, bo zadali sobie sprawę z tego, że nie przyszedł on sam.
- Emmy? – Zapytał trochę zdzwiony, nie mniej jednak wyraźnie zadowolony na mój widok Steven. – A co ty tu robisz? Nie jesteś już przecież z Axl’em, co nie? No chyba, że...
- Steven, kurwa, zamknij się. – Przerwał mu Izzy, za nim tamten powiedział coś, czego pewnie nie chciałabym usłyszeć. - Nie widzisz, że dziewczyna jest w kiepskim stanie? – Stwierdził to pewnie po moim rozmazanym makijażu i zaczerwienionej od płaczu twarzy, które raczej nie prezentowały się najlepiej. – A ty jeszcze musisz ją dobijać? – Zapytał, po czym westchnął głośno i spojrzał na mnie. – Musisz mu wybaczyć, on już taki jest. – Powiedział z typowym dla siebie spokojem, po czym od razu skierował wzrok z powrotem na swojego Gibsona.
- Nic nie szkodzi. – Odparłam i starałam się uśmiechnąć mimo wszystko.
- Axl’a nie ma? – Spytał od razu Duff.
Izz jedynie pokręcił przecząco głową, nawet nie patrząc w naszą stronę, tylko majstrując przy swojej gitarze.
- A nie mówiłem? – Szepnął mi na ucho Duff, a ja się nie odezwałam, tylko obdarowałam go delikatnym uśmiechem.
- Noo... A po co wam te kartony? – Zapytał dla odmiany Slash. – Ktoś się do nas wprowadza? – Zaśmiał się, nie wiedząc nawet, że ma zupełną rację.
- Hmmm... No, całkiem trafna teza. – Odparł McKagan. – Cóż, no więc sprawa wygląda tak. Emmy niedawno straciła pracę...
- Wywalili cię z tego klubu?! –Przerwał mu Saul z jednoczesnym zdziwieniem i jakby oburzeniem w głosie. – Ja pierdolę, co za idioci! Przecież byłaś najlepszą tancerką ze wszystkich tamtych dziewczyn. A oni cię tak po prostu wyrzucili? No nie! –Wzburzał się Slash. - Oświadczam wam, ze moja noga już nigdy więcej nie stanie w tamtym klubie! Właśnie stracili swojego najlepszego klienta! Od dzisiaj...
- Mógłbyś się wreszcie przymknąć i dać mi skończyć? – Przerwał mu w końcu Duff, po czym kontynuował swoją wypowiedź. – No więc tak, wywali ją. I przez to wszystko, jak się pewnie domyślacie, nie ma teraz kasy. No i też w związku z tym nie za bardzo ma gdzie mieszkać. Dlatego pomyślałem, że mogłaby się na jakiś czas wprowadzić do nas. W końcu mamy tu jeszcze trochę miejsca. Nie sądzę, żebym wam to przeszkadzało, prawda?
- To ona będzie teraz mieszkać tutaj z nami w Hell House? – Pudel powtórzył dokładnie to samo, co przed chwilą Duff, ale chyba się nie skapnął. – Super!
- Mnie pasuje. – Rzucił krótko Izzy, po czym zabrał się za podpalanie papierosa.
- No, w sumie miło będzie mieć wreszcie w domu jakąś dziewczynę. – Powiedział Slash, uśmiechając się do mnie. – Wiesz, pięciu facetów samych w domu? Przyda nam się do tego jakaś kobieca ręka. – Zaśmiał się.
Ja również nieśmiało się do niego uśmiechnęłam. Nie ukrywałam, że byłam wyjątkowo zadowolona z tego, że tak pozytywnie mnie przyjęli. W końcu zupełnie nieproszona zwalam im się nagle do domu i dowiadują się, że po prostu sobie z nimi zamieszkam. Mogli się zachować naprawdę różnie, nie?
- No dobra, to teraz jeszcze pytanie, gdzie ona będzie spała? – Zapytał Izzy, wydmuchując uprzednio dym z ust. - Bo z tego, co pamiętam, to chyba mamy tylko pięć materacy.
- Czyli wygląda na to, że będzie spała z którymś z nas. – Odparł na to Slash. – No cóż, moje łóżko jest zawsze wolne dla pięknych dziewczyn... – Wyszczerzył się.
- Ej, nie, ona nie będzie spała z tobą, nie ma mowy! – Dołączył się Popcorn. – Emmy, mój materac jest wygodniejszy niż jego, serio. – Tu zwrócił się do mnie. – Poza tym ja lubię się przytulać. – Uśmiechnął się uroczo.
- Spierdalajcie, pojeby. – Opowiedział im Duff. - Ona nie będzie spała z żadnym z was. Jeszcze byście ją, kurwa, zgwałcili.
- Co? Wcale, że nie. – Steven próbował zrobić obrażoną minę, ale średnio mu to wyszło. – Phi, za kogo ty
mnie masz?
- Za pojebanego, niewyżytego pudla. – Odparł McKagan i przewrócił oczami, ale wiedziałam, że cała ta sytuacja bawiła go podobnie jak wszystkich innych.
                W końcu ustaliliśmy oczywiście, że będę spała u Duff’a, bo tam nie ma żadnego „potencjalnego zagrożenia seksualnego”, jak to się ambitnie wypowiedział. Chciałam więc kulturalnie zanieść z Duffy’m moje rzeczy na górę, ale chłopaki uparli się, że mi pomogą, więc skończyło się na tym, że każdy z nich wziął po jedynym pudle, a ja tylko stałam i patrzyłam. Kiedy schodzili po schodach, zauważyłam, jak Slash klepnął Duff’a w ramię i powiedział do niego półszeptem:
- Ale jak coś, to ty mówisz o wszystkim Axl’owi, stary.
Myślał pewnie, że tego nie słyszę. Udałam jednak, że faktycznie tak było i po prostu puściłam to mimo uszu. Nie chciałam się przejmować tym durnym, rudym chujem.
- No, w takim razie skoro już mamy naszego basistę, to w końcu możemy cokolwiek zagrać. – Rzucił Slash, kiedy wszyscy byliśmy z powrotem w tym czymś, co chyba miało być salonem.
Chłopaki wzięli do rąk swoje sprzęty i zaczęli je podłączać do wzmacniaczy, a Steve usiadł przy perkusji, stojącej w kącie naprzeciwko schodów. Duff ze Slash’em stanęli niedaleko bębnów, Izzy natomiast ze swoim białym Gibsonem rzucił się na kanapę, więc poszłam za jego przykładem i usiadłam obok, co szczerze mówiąc, chyba mu nawet nie przeszkadzało, bo wyglądał jakby się nawet delikatnie uśmiechnął.
- Brak wokalisty, ale w sumie jeden chuj. – Odezwał się po chwili. – I tak go ostatnio nigdy nie ma. – Nie byłam pewna, czy powiedział to do mnie, czy do reszty zespołu.
- No dobra, to co gramy? – Zapytał Duff.
- Może Nightrain? – Odparł brunet, popijając łyka z butelki, która stała obok kanapy. O dziwo widniał na niej właśnie napis Nightrain. Hmmm... Piosenka o alkoholu. No ciekawie, nie powiem.
Wszyscy pokiwali tylko porozumiewawczo głowami, po czym Steven nabił rytm i zaczęli grać. To była dopiero druga piosenka, którą kiedykolwiek grali przy mnie, więc przysłuchiwałam się jej z ogromnym zainteresowaniem. Pierwszy riff już mi się niesamowicie spodobał, zwłaszcza, że doskonale słyszałam tę ostrość jego dźwięku, bo w końcu gitarzysta rytmiczny siedział tuż obok mnie. Kiedy zaczęła się linia wokalna, McKagan ze Stradlin’em niewyraźnie podśpiewywali coś pod nosem, ale przy natężeniu dźwięku innych instrumentów dało się słyszeć tylko jakieś ciche szmery. Mimo to sama muzyka i tak była dla mnie w sam raz do słuchania i strasznie mi się podobała. Z ogromnym zaciekawieniem i podziwem przypatrywałam się piorunującej szybkości, z jaką Slash przesuwał palcami po gryfie swojego Les Paul’a w czasie niesamowitej solówki. To wszystko było naprawdę obłędne.
                Kiedy skończyli tę piosenkę, zaczęli rozmawiać o jakichś fuzzach i przesterach w gitarach, więc ja na chwilę się wyłączyłam, bo nie byłam na tyle zaawansowana, żeby mieć o tym jakiekolwiek pojęcie. Moją uwagę przykuło natomiast pudełko po pizzy leżące niedaleko kanapy. A może konkretniej coś, co było na nim napisane. Schyliłam się więc i podniosłam je, a następnie zaczęłam czytać to, co tam było. Hmm... Wyglądało mi to na tekst jakieś... Piosenki?
- Co to? – Zapytałam po chwili, przechylając się nieznacznie w stronę Izzy’ego.
Chłopaki od razu przerwali swoją konwersację i wszyscy spojrzeli na mnie, jakby dopiero teraz zauważyli, że cały czas tu siedzę.
- Pokaż mi to. – Odparł Stradlin, uprzednio wyjmując papierosa z ust, po czym chwycił w dłoń kawałek kartonu. – A to... To tylko piosenka, którą napisałem. Nazywa się Think About You.
Spojrzałam na niego zdziwionym, pytającym wzrokiem. Chyba zrozumiał, o co mi chodziło.
- No co? – Zapytał, wzruszając ramionami. – Nie miałem pod ręką żadnej kartki, a musiałem to przecież gdzieś zapisać.
Kiwnęłam głową i zaśmiałam się przy tym lekko.
- Chcesz, żebyśmy ją zagrali? – Zapytał po chwili.
- Pewnie. – Odpowiedziałam z uśmiechem. – Ale zaśpiewaj ją. Tylko tak głośno, żebym słyszała.
Popatrzył nie mnie przez chwilę, przygryzając wargę, po czym wzruszył ramionami.
- No jak chcesz. – Powiedział, gasząc papierosa o dziwo w popielniczce, a nie na podłodze. – Ale nie jestem profesjonalnym wokalistą, więc to może trochę nie brzmieć.
- Bez przesady, napisałeś ją, to na pewno umiesz ją zaśpiewać.
- Mała, ja tu tylko robię chórki. – Odparł, uśmiechając się krzywo.
                Już po chwili Steven zaczął utwór czymś, co brzmiało jak uderzenia w krowi dzwonek (skąd on,
do cholery, ma krowi dzwonek?), a następnie dołączyły do tego pozostałe instrumenty. Był to, podobnie jak poprzedni, szybki, rockowy utwór, natomiast o zupełnie innej tematyce i zaskakująco pięknym, wrażliwym tekście, który Izzy zaśpiewał niespodziewanie dobrze jak na nieprofesjonalnego wokalistę.

Say baby you been lookin’ real good
I remember when we met
Funny how it never felt so good
It’s feelin’ that I know
I know I’ll never forget
Ooh it was the best time I can remember
Ooh and the love we shared – is lovin’ that’ll last forever

Zupełnie nie wiem, czemu przy tym fragmencie nagle pomyślałam o Axl’u. Aghh... Szybko wypędziłam go z mojej głowy i dalej przysłuchiwałam się piosence, uważnie śledząc wzrokiem tekst widniejący na pudełku po pizzy. Refren skupiał się głównie na jednym zdaniu: I think about you (tak w sumie nie dziwne, skoro tak brzmi tytuł piosenki. Inteligentnie Emmy, nie ma co...). Gitary z kolei w tej części utworu dublowały się ze sobą i brzmiały niczym dźwięk dzwonów, przez co utwór nabierał specyficznej magii. To była naprawdę świetna piosenka. Nawet pomimo że śpiewana przez kogoś, kto „tylko robi chórki”.
- I co ty mi tu pieprzysz, że nie umiesz śpiewać? – Powiedziałam do Stradlin’a, kiedy skończyli grać. – Masz świetny głos!
-Wolę gitarę. –Odparł beznamiętnie, po czym momentalnie sięgnął po paczkę papierosów, wyjął jednego i przy okazji poczęstował też mnie. - Poza tym i tak Axl śpiewa znacznie lepiej.- Dodał. - Choć w sumie jak już jest tym pierdolonym wokalistą, to by mógł się od czasu do czasu pojawiać na jakichś próbach. – Powiedział, a następnie podpalił swojego papierosa i rzucił zapalniczką w moją stronę.
Udałam, że nie usłyszałam tej wzmianki o Axl’u i również odpaliłam szluga, po czym ponownie przeleciałam wzrokiem po tekście utworu, który przed chwilą grał zespół.
- To naprawdę piękna piosenka. – Powiedziałam po chwili i popatrzyłam na Stradlin’a z uznaniem.
- Dzięki. – Odparł chyba nieco zawstydzony i ręką podrapał tył głowy. – To miłe, że tak sądzisz.
Delikatnie się do niego uśmiechnęłam, a on odpowiedział mi o dziwo jeszcze szerszym, aż nie podobnym do niego uśmiechem.
                Potem próba toczyła się już dalej. Chłopcy zagrali jeszcze kilka piosenek: Mr. Brownestone, My Michelle, Paradise City, It’s So Easy (które w całości zaśpiewał Duff), Don’t Cry, Reckless Life, a także Mama Kin Aerosmith, które pomogłam im zaśpiewać (to znaczy praktycznie zaśpiewałam za nich), bo dokładnie znałam cały tekst. Szczerze mówiąc, to była dla mnie świetna zabawa. Poraz pierwszy w życiu mogłam uczestniczyć w próbie jakiegoś zespołu i widzieć to wszystko z tak bliska. To było naprawdę ekstra. Trzeba było przyznać, że ten czas spędzony z chłopakami naprawdę polepszył mi humor.
                Kiedy zespół skończył grać, wszyscy członkowie rozsiedli się na kanapie, fotelach, podłodze czy po prostu tam, gdzie było miejsce i zabrali się za picie... W sumie wszystkiego, co akurat mieli pod ręką. Ja po ostatnich przeżyciach z alkoholem jakoś nie miałam ochoty w tym uczestniczyć, a poza tym byłam już dość śpiąca, zważając na wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia.
- Duff... – Zwróciłam się cicho do chłopaka siedzącego po mojej lewej. – Możemy już iść spać?
- Pewnie. – Odparł. – Mam iść z tobą?
Kiwnęłam głową.
- Ej, dobra, chłopaki, Emmy jest śpiąca, więc my już idziemy na górę. – Zakomunikował, wstając z kanapy. – Tylko nie hałasujcie tu jakoś strasznie.
- Wy też. – Odpowiedział Saul, śmiejąc się.
McKagan pokazał mu tylko środkowy palec, po czym skierował się razem ze mną na górę. Najpierw wyjęłam kilka swoich rzeczy z pudeł, a następnie poszłam do łazienki (którą tak przy okazji przydałoby się gruntownie wyczyścić), żeby się umyć, po czym szybko wróciłam do sypialni i przebrana w moją za dużą, wytartą koszulkę służącą mi za piżamę wskoczyłam do łóżka. Duff jeszcze tylko popatrzył na mnie przez chwilę, po czym zgasił światło i nic nie mówiąc, położył się obok. Od razu zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć.
                 Leżałam tak jednak, leżałam i leżałam i nic. Sen jak nie przychodził, tak nie przychodził, z każdą minutą natomiast uśmiech na mojej twarzy był coraz bardziej nikły i narastał we mnie jakiś dziwny wewnętrzny smutek. Nagle jakby z powrotem wybudziłam się z tego niezwykle przyjemnego
rock’n’rollowego świata chłopaków i wróciłam do mojej szarej, żałosnej rzeczywistości. Do mojego popieprzonego umysłu. Jak co noc i w sumie prawie każdą inną porę dnia przez moją głowę przechodził olbrzymi natłok myśli, ale w chwili obecnej był on już nie do zniesienia. Tego wszystkiego było po prostu za dużo. Straciłam praktycznie wszystko w tak krótkim czasie. Pracę, pieniądze, mieszkanie i chyba jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa. I jeszcze był Axl. Po prostu za wiele.
                Nagle zwyczajnie zaczęłam płakać.
- Emmy? – Usłyszałam po chwili cichy głos Duff’a nachylającego się nade mną. – Ej, mała, co jest? – Zapytał, odgarniając mi włosy z twarzy. – Nie płacz. – Powiedział i dłonią obtarł mi łzy z policzka, a kiedy nic mu nie odpowiedziałam, po prostu przygarnął mnie ramieniem do siebie i przytulił. – Wiem, że nie jest ci łatwo. Doskonale to rozumiem. I wiem też, że tak szybko nie zapomnisz o tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. Tego było po prostu za dużo. – Powtórzył dokładnie to, co jeszcze niedawno sama pomyślałam. - Ale może spróbuj spojrzeć na teraźniejszość, nie na przeszłość. Zobacz, jesteś teraz tutaj, w Hell House. Masz mnie i chłopaków, nie jesteś sama. Razem sobie ze wszystkim poradzimy. Teraz już będzie dobrze, naprawdę. Obiecuję ci to. – Powiedział i delikatnie pocałował mnie w czoło. – Spróbuj teraz zasnąć. Myślę, że przyda ci się trochę snu.
Ponownie zamknęłam oczy tym razem z głową ułożoną na klatce piersiowej blondyna. Czując go obok siebie, jakoś się uspokoiłam. Nawet myśli w mojej głowie nie szalały już tak jak wcześniej. Wszystko jakby ucichło i zatrzymało się na chwilę. W końcu mogłam zasnąć...
                Obudziły mnie święcące mi prosto w oczy promienie słoneczne, które wpadały do pokoju przez nieosłonięte niczym okno. Powoli podniosłam się od pozycji siedzącej, przeciągnęłam, po czym spojrzałam na Duff’a. Blondyn nadal spał, ale było jeszcze dość wcześnie, więc stwierdziłam, że nie będę go budzić. Starając się nie narobić przy tym hałasu, wstałam z łóżka i wyjęłam z pudła pierwszą lepszą koszulkę i jakieś spodnie. Jakoś nie specjalnie miałam ochotę dzisiaj paradować w sukience i na obcasach. Poszłam do łazienki, żeby przebrać się i umyć.
                Zeszłam na dół i od razu skierowałam się do kuchni. Nie zastałam nikogo ani tam, ani w salonie, więc wszyscy pewnie jeszcze spali. Pomyślałam, że może w tym czasie zrobię jakieś śniadanie. Przynajmniej tak mogłam okazać wdzięczność chłopakom za to, że mnie do siebie przyjęli. Może trochę mało jak na podziękowanie za uchronienie od bycia bezdomną, ale zawsze coś. Otworzyłam lodówkę i... Hmm... No właśnie, nic. Jedyne, co się w niej znajdowało, to światło. I alkohol oczywiście. Ehh, no cóż, nie było wyjścia. Trzeba iść do sklepu. Niby nie miałam przy sobie dużo pieniędzy, ale stać mnie było jeszcze, żeby kupić jakieś jedzenie. Wzięłam więc torebkę, narzuciłam na siebie koszulę w kratę i wyszłam, mając nadzieję, że chłopaki nie obudzą się do czasu mojego powrotu.
                Kiedy wróciłam do Hell House z kilkoma siatkami w rękach szczęśliwie nadal było tam pusto i cicho, więc mogłam w spokoju zająć się przygotowywaniem śniadania. Najpierw powkładałam do lodówki wszystko, co kupiłam i w końcu faktycznie wyglądała jak lodówka. Potem jakimś cudem udało mi się znaleźć patelnię, którą postawiłam na rozwalającej się kuchence i wrzuciłam na nią jajka i bekon do smażenia. Chłopcy nie mieli niestety tostera, tak więc zrobiłam grzanki w piekarniku. Do tego zaparzyłam oczywiście kawę.
                Podczas kiedy tak krzątałam się po kuchni, ktoś najwyraźniej zdążył się obudzić, bo usłyszałam kroki i skrzypienie schodów.
- Czuję jedzenie! – Zawołał ten ktoś.
Po chwili w drzwiach stanął Steven z wyraźnie dobrym humorem, chyba jak zwykle z resztą. Zdziwiony spojrzał na patelnię, na której smażyły się jajka i bekon, a potem na mnie.
- Co ty robisz?
- Jaa... – Zaczęłam niepewnie, myśląc, że zrobiłam coś nie tak. – Pomyślałam tylko, że... Zrobię śniadanie. No wiesz, żeby wam jakoś podziękować... – Jąkałam się.
- Dziewczyno, kocham cię po prostu! – Zawołał po chwili oniemienia i mocno mnie uściskał. Aż trochę za mocno.
- Co tu się, do cholery, dzieje? – Zapytał Slash, który nagle wszedł do kuchni, drapiąc się po swojej kudłatej głowie. – Adler, czemu się tak wydzierasz? I dlaczego próbujesz udusić Emmy? - Powiedział, widząc, że staram się wydostać z uścisku Pudla. - Puść ją, pojebańcu.
Po chwili faktycznie mnie puścił i szepnął ciche „przepraszam”, a ja odpowiedziałam mu jedynie delikatnym uśmiechem, mówiącym, że nic się nie stało.
- Emmy zrobiła śniadanie! – Krzyknął zaraz znowu, patrząc na Saul’a.
- Noo... – Uśmiechnął się szeroko. – A nie mówiłem, że przyda nam się jakaś dziewczyna w domu. Pokaż, co tam... – Zaczął, podchodząc do kuchenki. – O kurwa. Ile żarcia. – Powiedział, przyglądając się ze zdziwieniem i jednoczesną radościom talerzom, na które nakładłam kopiaste ilości bekonu i jajek sadzonych.
- W piecyku są jeszcze grzanki... – Dodałam.
- Cholera, ja chyba też się w tobie zakocham. – Oznajmił z jeszcze szerszym uśmiechem niż wcześniej.
Zaśmiałam się cicho.
                Kiedy zarówno Duff, jak i Izzy dołączyli do nas, postawiłam na stole wszystkie pięć talerzy, kubki, tackę z grzankami oraz dzbanek z kawą. Chłopaki momentalnie rzucili się na to wszystko i pochłaniali w takim tempie, jakby nic nie jedli co najmniej od tygodnia. Ja siedziałam obok nich i powoli przeżuwając każdy kęs, patrzyłam na nich oszołomiona. Czyżby aż tak brakowało im porządnego jedzenia?
- Boże, jak ja dawno nie jadłem żadnego porządnego jedzenia! – Powiedział w pewnym momencie Slash, po przełknięciu sporej ilości bekonu zagryzionego grzanką.
Hmm, no tak. Chyba faktycznie tak było.
- To jest pyszne! – Dołączył się Steven. – Codziennie takie robisz?
- No w sumie... Tak...  To takie... Normalne śniadanie. – Odparłam szczerze, bo dla mniej jajka i bekon nie były niczym specjalnym.
- Cudownie! – Opowiedział na to uradowany Popcorn.
- Może teraz w końcu będziemy jeść coś innego niż pizza i jedzenie barowe. – Dodał Duff, po czym również wpakował sobie bekon do ust.
- W ogóle chyba poraz pierwszy jemy śniadanie w naszej kuchni i to w dodatku przy stole. – Dorzucił się jeszcze Izzy, popijając cały zjedzony przez siebie posiłek kawą. – Dzięki, serio.
- Nie ma za co. – Odparłam, po czym wstałam, żeby pozmywać naczynia. – W końcu przyjęliście mnie do siebie. Należy wam się to.
Wzięłam wszystkie talerze, włożyłam je do zlewu i puściłam wodę, żeby się namoczyły.
- Jejku, Axl musi być naprawdę skończonym idiotą, że popełnił tak wielki błąd i pozwolił ci od siebie odejść. – Usłyszałam za plecami głos Slash’a i delikatnie się wzdrygnęłam.
Westchnęłam jednak tylko, delikatnie przymykając oczy. Udałam po prostu, że tego nie usłyszałam i nic nie odpowiedziałam, a jedynie w spokoju zajęłam się zmywaniem. Gunsi potem kontynuowali konwersację, ale ja się już nie wtrącałam, a nawet realnie przestałam ich słuchać. Nagle jednak ni stąd, ni zowąd, po mojej prawej znalazł się Duff.
- Może pójdziemy się gdzieś przejść, co? Po takim świetnym śniadaniu aż ma się ochotę na spacer. – Powiedział.
Nic nie odpowiedziałam, a jedynie szeroko się do niego uśmiechnęłam.

_________________________________________________________________________________
      Jejku, to jest najdłuższy rozdział w historii tego opowiadania. Dziesięć stron w Wordzie. Zaszalałam. XD Mam nadzieję, że się z tego cieszycie. :) I że tym razem rozdział naprawdę jest dobry.
     No i wreszcie wrócili Gunsi (za wyjątkiem Axl'a oczywiście, ale spokojnie, wkrótce się pojawi) i póki co nigdzie się nie wybierają, więc zostaną z nami jeszcze prawdopodobnie przez bardzo długi czas. W związku z tym, jak pewnie zauważyliście (albo i nie), po prawej stronie bloga umieściłam ANKIETĘ. Miałam ostatnio prośby dotyczące większej ilości różnych bohaterów, więc chcę wiedzieć, jakie jest zdanie wszystkich czytelników. Pierwszy głos był na Izzy'ego, więc (na szczęście tak wszyło XD), w tym rozdziale jest więcej Stradlin'a. Nie obiecuję oczywiście, że będę się dokładnie kierować tą ankietą, ale jeśli będę miała okazję, to z pewnością to zrobię. Tak więc, jeżeli chcecie, żeby któregoś bohatera było więcej. - ZAGŁOSUJCIE.
     Przepraszam, za nieporozumienia związane z tym, gdzie konkretnie mieszkała Emmy (w tym rozdziale wychodzi, że na Santa Monica, wcześniej myślałam, że gdzieś w okolicach Fairfax lub Melrose), ale przestudiowałam dokładnie mapę L.A i stwierdziłam, że nie za bardzo mi to pasuje. A w ogóle wiecie, że Gunsi mieli na Sunset jakieś pół godziny drogi?
     Kolejne wątpliwości miałam do piosenki Think About You. Chodzi mi tu o gitary. Wiadomo, że w tym utworze występuje również gitara akustyczna. Nie wiedziałam tylko, czy w całej piosence, czy jedynie w pewnych partiach (mój słuch nie jest na tyle dobry, żeby to osądzić), dlatego nic nie wspomniałam o zmianie gitary przez Slash'a na akustyka.
     Serdecznie pozdrawiam  i bardzo dziękuję za wszystkie pozytywne komentarze. :* <3 

12 komentarzy:

  1. Genialny rozdział. Kutnia chłopaków o to z kim Emmy będzie spała. xD Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że Emmy i Duff poczują do siebie coś więcej. xD Taa. Ale to tylko moje CHORE przypuszczenia. Szczerze mówiąc, wolałabym, żeby Emmy nie wróciła do Axla. Nie wiem czemu tak myślę, ale dobra. xD To ten, weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze - ale jazda! No tego, bo jest dedykacja dla mnie... Perry się zmieszał. Dziękuję pięknie. A teraz treść. Nie jestem Tobą, więc nie będę się czepiać języka xD uuuuuuuu!! Nie ma Axla! FUCK FUCK FUCKIN YEAH! Polykalam słowo za słowem i takim to sposobem, 'przelecialam' rozdział z szybkością błyskawicy. Tak. Przelecialam. Hehe wy zboki xd właśnie siedzę na plaży i cudownie się relaksuje. Tak! SLASH, STEVEN, IZZY! Come to mama! Tesknilam! Wspaniale, że mogłam w końcu przeczytać rozdział z chłopakami *0* aż bym Slasha zjadła >:D tak btw szykuj się, bo w następnym rozdziale bd Twoja postać ;D no, ale wracając. Nie! Em z Duffem tworzą idealnych przyjaciół. Aż mi za słodko. Bo Perry to taki mały fan perwersji... xD Wgl poprawilas mi dziś humor za co ładnie dziękuję. Ale Izzy jaki cudny <3 ale Steven hehe Popcorn mały brutal :P chyba tylko u mnie xD ale Slash! Czemu Slash nie ma dziewczyny? Właśnie! Gdzie są dziewczyny?! Przez HH przecież przelewalo ich się trochę. Ja poproszę dziewczyny. Chociaż jedną. O! Śniadanie, piosenki... ładnie :D no i wspaniale wplotlas zdarzenia. Perry czeka. Perry spragniony nowych perwersji

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW!
    ŚWIETNY!
    WIEDZIAŁAM,ŻE TO DUFF!!! :P
    DUFF TAK BARDZO *.*
    AXL PEWNIE ZAPIJA SMUTKI
    EWENTUALNIE RUCHA DZIWKI,ALE JAK KTO WOLI
    ROZJEBAŁ MNIE SLASH ZE SWOJĄ "PRZEMOWĄ"
    - Wywalili cię z tego klubu?! –Przerwał mu Saul z jednoczesnym zdziwieniem i jakby oburzeniem w głosie. – Ja pierdolę, co za idioci! Przecież byłaś najlepszą tancerką ze wszystkich tamtych dziewczyn. A oni cię tak po prostu wyrzucili? No nie! –Wzburzał się Slash. - Oświadczam wam, ze moja noga już nigdy więcej nie stanie w tamtym klubie! Właśnie stracili swojego najlepszego klienta! Od dzisiaj...
    - Mógłbyś się wreszcie przymknąć i dać mi skończyć? – Przerwał mu w końcu Duff, po czym kontynuował swoją wypowiedź.
    NIE MOGĘ Z TEGO!!
    I STEVEN o.o
    I IZZY!!! *.*
    O JAAA
    ROZDZIAŁ ŚWIETNY JAK ZAWSZE!
    FAKTYCZNIE LUBISZ PRZECINKI XD :P
    CZEKAM NA KOLEJNY!
    POZDRAWIAM ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, praktycznie nie odczułam że ten rozdział był taki długi. Piszesz naprawdę świetnie, przeczytałam ostatnio wszystkie rozdziały i jestem pod ogromnym wrażeniem. Bardzo fajnie, tak płynnie się je czyta :)
    Co do samego opowiadania, to moim skrytym marzeniem jest żeby Duff (w ostateczności Slash) był z Emmy <3 (No właśnie, więcej Slasha!)
    I taka moja sugestia: może zrobić tak, żeby rozdziały były nieco krótsze ale pojawiały się trochę częściej? :)

    Pozdrawiam i życzę dużo weny do pisania dalszych rozdziałów <3

    OdpowiedzUsuń
  5. A teraz się poważnie przygotuj, bo Cię ładnie zjadę za ten rozdział.
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Żartuję xD Nie mogę wymyślić, co mi się nie podoba :D Wiem, że czekasz na jakąś krytykę, ale ja chyba nie umiem :P
    I ja też chcę więcej Izzyego! Węcejwięcejwięcej! :D
    Chociaż nie! Będę zła i się do czegoś przyczepie!
    A mianowicie mieszkanie z Gunsami.... To pojawia się w każdym opowiadaniu i zaczyna się robić schematyczne, ale taki drobiazg ;) Twoje opowiadanie i tak jest inne od wszystkich :3
    Także ja czekam na kolejny rozdział, bo ten napisałaś dość szybko <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam wszystkie dotychczasowe rozdziały i jestem pod wrażeniem! ;d Bardzo ciekawie piszesz, nawet jeśli chaotycznie, to ma to sens. (Nie pisze pod wcześniejszymi rozdziałami, bo to mija się z celem, więc piszę tu: SUPER!) Wydaje mi się, że wszyscy członkowie GN'R są przedstawieni realistycznie, w taki sposób, w jaki sobie ich wyobrażałam.
    Czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością i śledzę wydarzenia bohaterów :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojj. Taki strasznie milutki ten rozdział. Za milutki. No dobra, nie marudzę, lubię takie rozdziały w sumie.
    Odnoszę wrażenie, że między Duffem, a Emmy coś zaiskrzy. Ale mogę się mylić.
    Lekko się czytało.
    Weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Awwww :3
    Nwm co powiedzieć, a to mi się żadko zdarza.
    Nie wiem za dużo o Gunsach i cały czas plącze się w bohaterach ale i tak świetnie się czyta. Nic dziwnego, Tyś taka uzdolniona polonistycznie. I widzę, że nad ortografią i interpunkcją pracujesz. Bardzo sie cieszę.
    Nie mogę się doczekać następnego rodzialika 😊
    ~NieszczęśliwieZakochana
    P.S. Duff ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Jesteś w (nie)zaszczytnym gronie nominowanych przeze mnie do Liebster Blog Award i Versatile Blog Award.
    http://wutkolant.blogspot.com/2014/07/liebster-blog-award-versatile-blogger.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Jesteś przeze mnie nominowana do Liebster Award: http://i-love-you-but-you-love-nobody.blogspot.com/p/liebster-award.html

    Uwielbiam Twoje opowiadanie i czekam niecierpliwie na NN :D

    OdpowiedzUsuń
  11. nominowałam cię do dwóch zabaw, info u mnie :3 www.welcome-to-the-hellhouse.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Masz nominację do Liebster Blogger Avards oraz Versatile Blogger Avards
    Więcej szczegółów na http://zobaczyc-swiat-w-ziarenku-piasku.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Proszę, jeśli czytasz, napisz komentarz. Nie musi być długi i piękny. Ważne, żeby był. Chcę jedynie wiedzieć, czy rozdział Ci się podobał, a jeśli nie, to dlaczego. Taka wiadomość od Ciebie daje mi nie tylko ogromną motywację do dalszego pisania, ale również informację, co i w jaki sposób powinnam w swojej twórczości poprawić. Każdy komentarz się liczy. Dziękuję.